Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2019, 08:26   #110
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Nana dokończyła posiłek i opuściła kuchnię, czując że chyba wypadałoby poznać tego Barneya. Jednak najpierw... rozejrzała się szukając charakterystycznej czerwonej czupryny. Valeriusa nie było na zewnątrz, nie czekał na nią także za rogiem jadłodajni. Ślady ciężkich butów na ubitym podjeździe doprowadziły ją jednak do podzielonego na kwatery szeregowca oraz do wynajętego przed kilkoma chwilami pokoju. Drzwi były otwarte, a Val siedział na łóżku wertując notatki, które dwójka skrzydlatych otrzymała od Eshata.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/564x/01/48/38/014838e5233bf525cab4d664985b9c58.jpg[/MEDIA]

- Świątynia mądrości zrodzona w łonie śmierci, pośród tańczących cieni. Co to niby kurwa znaczy i gdzie ja mam to znaleźć - stwierdził bardziej niż zapytał.
- Robiąc dla nas tę cholerną listę zakupów mógł chociaż na drugiej stronie opisać, o co dokładnie mu chodzi. Dzieci, kto mi powie, co autor miał na myśli? - Wydął wargi i parsknął drwiąco, czemu towarzyszył odgłos zwykle kojarzony z pierdnięciem.
-Mnie czasem nazywano śmiercią, ale nie planuję nic rodzić jeśli nie jest to konieczne. - Shateiel zamknął za sobą drzwi, czując jak zakonnica w jego wnętrzu niemal kopie go w głowę. -Chyba znalazłam małe kłopoty. Wiesz coś o widmach?

- Wiem tyle, ile dowiedziałem się od was w czasie chlańska.- gdzie “od was” miało zapewne sugerować innych Halaku, z którymi miał styczność.
- To wredne, agresywne skurwysyny, część z nich zdechła w paskudnych warunkach i teraz wywnętrzniają się na każdym, kto im się napatoczy. Inni zaczynali jako upiory, ale zeszli na złą drogę. Niektórzy z nich chcą po prostu rozerwać cię na strzępy, bo zazdroszczą ci, że jeszcze oddychasz. Inni starają się zamienić twoje życie w piekło i szczerzą kły patrząc, jak się motasz. A jeszcze inni mają to wszystko głęboko w dupie - myślą globalnie, jak spuścić cały świat w dół śmierdzącej kiblowej dziury.- Wzgardliwie pokręcił głową.
- A, no i wiem jeszcze, że po tym jak zaczęliśmy masowo dawać dyla z Otchłani, ich szeregi zaczęły dosłownie pękać w szwach. Chociaż wątpię, żeby te dwie rzeczy były powiązane - zapewnił, bagatelizując sprawę. Nie uspokoiło to jednak Shateila. Wręcz przeciwnie, wywód tylko dolał oliwy do trawiącego go ognia niepewności. Anioł śmierci nie tylko dowiedział się, że owe wypaczone dusze mnożyły się jak grzyby po deszczu, ale również, że potrafiły się... organizować.
- Wygląda jakby cały ich oddział starał się przejść w kuchni. Dziwnie reagowały na kucharkę… jej gniew… jakby je pobudzał. W ogóle miałem.. Miałam wrażenie jakby poświęcono ich podczas jakiegoś rytuału.. Słusznego ale. - Shateiel zamilkł, nie było mu łatwo przełożyć nietypowych doznań na słowa.

- Yyyh...- Val rozłożył się jak długi na łóżku, zasłaniając swoją niedogoloną gębę świstkami papieru. - No. To z kucharzyną ma sens przynajmniej. Te sukinkoty “jedzą” negatywne emocje. Wkurw, płacz, histeria - to ich zasila, daje im energię do dalszego działania. Ale... nie widzi mi się, żeby takie świeżaki, jeśli rzeczywiście ich tu poświęcono, były w stanie przedrzeć się przez barierę między światami. - Odsłonił twarz, jego oczy świdrowały sufit z intensywnością wiertła udarowego.
- Nie mógłbyś po prostu złapać jednego z nich za kołnierz i przeciągnąć go na naszą stronę parawanu? Dowalilibyśmy mu, wzięli go na spytki i byłoby po problemie. Lepsze to niż siedzenie tu i bawienie się w zgaduj zgadula - zasugerował anioł kuźni.
- A jaka jest szansa, że za nim nie przyjdą kumple? - - Shateiel usiadł na łóżku obok swego towarzysza i także spojrzał w sufit. - I co z tą kucharką. To dobra kobiecina.
- Zaufam na słowo, nie próbowałem - odgryzł się Val. - Poza tym, nie karzę Ci jej używać jako przynęty. Chociaż... - zaryzykował spojrzenie w stronę drugiego anioła.
- To wcale nie jest głupi pomysł, powiem ci. Tyle że... ech. Nie. To też nam nic nie daje. Nawet, gdyby wylądowali na tej stronie, nie mamy żadnej gwarancji, że się zmanifestują. Jesteś w stanie im jakoś przysolić, jeśli się nie objawią? Bo jeśli nie, to będziemy mogli tylko stać i bezradnie pierdzieć, kiedy oni będą wywracać tą kuchtę na drugą stronę. To będzie jak jebany remake Poltergeista wyreżyserowany przez Roba Zombie. - Val poderwał się do pozycji siedzącej i, dając upust bezsilnej złości, trzepnął prawicą w ramę łóżka.
- Mogę im prawić komplementy co by dali nam spokój, co ty na to? - Shateiel siedząc na tym samym łóżku odchylił się widząc jak rudzielec wyprowadza cios. - Ale ej..podobno Eshat wie wszystko. Nie ma innego sposobu byśmy sobie z tym poradzili?

Val już miał udzielić odpowiedzi, jednak zajmujący uwagę dźwięk dobiegł Nanę nie z jego ust, a ze strony drzwi. Tak, ktoś pukał w drewnianą barierę odgradzającą ich motelowe “gniazdko” od świata zewnętrznego. Stuknięcia były spokojne i miarowe.
Nana przysunęła się do rudego anioła.
- Otwieramy czy udajemy, że jesteśmy zajęci? - Zakonnica w głowie aż zaprotestowała, niemal przejmując kontrolę nad ciałem, ale Shataiel przywołał ją do porządku.
- Jeśli, kurna, to udawanie ma zakładać to, co myślę, to otwieramy. Bezwarunkowo - zapewnił ryży anioł, najwyraźniej nieskłonny ochać, stękać i achać w akompaniamencie zardzewiałych sprężyn. Skinął głową swojemu towarzyszowi, aby ten sprawdził co i jak.
Shateiel westchnął ciężko i podniósł się z łóżka. Osobiście wolał po ochać i achać niz się użerać z jakimiś lokalnymi. Podszedł do drzwi jednak nie stanął przed nimi, zamiast tego opierając się o ścianę po stronie klamki.
-Kto tam? - Odpowiedział na tyle głośno by dało się usłyszeć go na korytarzu.
- Mądrze. Przynajmniej bebechy nie wylądują Ci na ścianie, jeśli facet po drugiej stronie odpowie przy pomocy dwururki - szepnął konspiracyjnie złośliwiec na łóżku.
Anioł śmierci odpowiedział towarzyszowi przy pomocy znanego na całym świecie znaku, który zazwyczaj kojarzony był z czynnością, którą mieli udawać. Nana tylko jęknęła w jego głowie.
- Dzień dobry - zza bariery dał się słyszeć męski głos. Suchy i wyważony, sugerujący osobnika w średnim wieku. - Miałem spotkać się tutaj z dwójką współpracowników pana E. Niejakim Viktorem i Angelą?- pytanie ledwie można było takim określić. Ton głosu sugerował kogoś, kto rozpatrzy wszystkie alternatywy w poszukiwaniu błędów, wie, że dotarł na właściwe miejsce i nie da się zbałamucić. Val poprawił się na lewym łokciu.
- Uwielbiam ten pseudonim artystyczny. U-kurwa-wielbiam. Ale Tobie też wybrał przezacny. Wcale nie oczywisty, nie ma co, haha - skomentował, chichocząc. Mimika oraz nastawienie rudzielca zdradzały, że tego typu ustawki oraz “niezapowiedziane” wizyty najwidoczniej stanowiły normę, gdy przychodziło do ustawek zorganizowanych przez Eshata.
Nana otworzyła zamek i nacisnęła klamkę otwierając drzwi, sama jednak cofnęła się w bok wychodząc po za ewentualny zasięg ręki przeciwnika. Val mógł mieć radochę, ale jak dla Shateiel mogło mu po prostu odwalić… coś niepokojącego uderzyć do głowy.
- Jaśnie państwo Viktor i Angela zapraszają. - Mruknęła niechętnie, cały czas oparta o ścianę.
 
Aiko jest offline