Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2019, 15:02   #96
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dzięki wszystkim za dialog

Rudiger działał zgodnie z planem. Ruszył w kierunku Skavena z agresją wymalowaną na twarzy. Wojownik nie krzyczał, nie klął. Był opanowany, zimny i skupiony. Ostrza zabójcy były wysmarowane trucizną dlatego zabijaka musiał być ostrożnym do granic więcej energii wkładając w uniki i parowanie ewentualnych ciosów szczuroczłeka.

Walka przypominała egzekucję co w przewadze liczebnej śledczych nie powinno nikogo dziwić. Pociski wystrzelone przez Konrada i Erikę rozorały pierś przeciwnika, którym rzuciło o ziemię niczym szmacianą lalką. Schultz znalazł się przy nim błyskawicznie atakując dwukrotnie czego Skaven nie miał prawa przeżyć. Pierwszy cios zatopił się płytko w ramieniu przeciwnika, a drugi wszedł gładko przez kark zatapiając się w spaczonych wnętrznościach.

Rudiger nie tracił czasu na przesadne rozglądanie się po grocie. Jedyny przeciwnik był martwy dlatego Schultz podszedł do zapłakanej Cassandry trzymającej na tyłach groty głowę zmarłego Gerwazego na kolanach. Wojownik przełknął ślinę widząc podobny efekt działania trucizny jak w przypadku zamordowanego Sigmaryty. Trucizna rozeszła się po ciele czarodzieja błyskawicznie zostawiając paskudny ślad w miejscu ukłucia strzałką. Mężczyzna uklęknął przy nastolatce po chwili przytulając ją i starając się uspokoić jej skołatane nerwy. Cassie była bardzo delikatna i śmierć każdego z nich odcisnęłaby na niej podobne piętno. Wojownikowi przeszło przez myśl, że coś mogło być między jego kobietą a czarodziejem, ale szybko pozbył się tego pomysłu z głowy uznając go za absurd.

Zabijaka nie wyobrażał sobie innej wersji zdarzeń niż ta, w której zabierają ciało szlachcica na powierzchnię i chowają je zgodnie z tradycją w oznaczonym grobie. Gerwazy nie żył długo, a w swej drodze czarodzieja miał zapewne wszystko przed sobą. Rudiger zastanawiał się czy udałoby się grupie znaleźć jego rodzinę albo mistrza, który był jego przewodnikiem przez mistyczne arkana magii. Z rozmyślań zabijakę wyrwał powrót na powierzchnię. Wojownik do wyjścia z kanałów był spięty zachowując najwyższą czujność. Rudiger brał czynny udział w niesieniu ciała czarodzieja nie narzekając na żadne niewygody czy przedłużającą się przeprawę. Swoją postawą musiał pokazać wszystkim, a zwłaszcza Cass, że cały czas był silny, niezłomny i gotowy na wszystko.


Pobyt w świątyni Pana Zmarłych nie należał do wesołych i przyjemnych. Strażnicy śmierdzieli, byli wycieńczeni i zmarnowani po stracie jedynego w grupie uczonego, bez którego śledztwo stanęłoby w martwym punkcie zanim dowiedzieliby się czegoś istotnego. Mimo iż Rudiger starał się stwarzać pozory hardego twardziela to szybkość z jaką stracił życie jego kompan była zdumiewająca nawet dla niego. Kapłan Morra krzywił się słuchając żałobników co było spowodowane przykrą historią oraz smrodem jaki przywlekli z królestwa Weckera. Schultz nie miał wątpliwości, że pozostali również będą chcieli pochować ciało przyjaciela jak należy. Nie obchodziło go to, że wydadzą na to wielokrotność tygodniówki jaką oferowała im lokalna straż.

Wizyta na komisariacie budziła w Rudigerze mieszane uczucia. W końcu mógł pozbyć się ubioru kanalarza i większości smrodu, ale gdzieś z tyłu głowy miał jutrzejszy pogrzeb Gerwazego. Schutzmann widząc dowody z kanałów i słuchając rewelacji jakie mieli dla niego śledczy uśmiechał się i gratulował im pomyślnie zakończonego śledztwa. Kapitan wynagrodził ich sumą dwudziestu Karli jednak zapowiadało się, że ich współpraca mogła jeszcze potrwać. Schultz nie miał zamiaru wybywać z miasta nawet po ostatecznym zakończeniu śledztwa chociaż wpływało na to wiele czynników, a najważniejszym z nich było ułożenie stosunków między nim a Cassandrą. Dziewczyna była bardzo wrażliwa i gdyby w jakiś sposób ją skrzywdził wolałby odejść z miasta niż narażać ją na ciągłe powroty nieprzyjemnych wspomnień podczas ich mijania się na mieście. Ona już miała dość koszmarów. Schultz chciałby dać jej wyłącznie dobre wspomnienia, ale nie wiedział czy pozwoli mu na to jego przeszłość i duma, którą czasem niezwykle ciężko było mu stłamsić.


Schultz czuł, że swąd kanałów został z nimi i miał zamiar wziąć kąpiel bez upominania ze strony gospodarza „Kulawego Psa”. Doprowadzenie się do czystości nie zajęło mu długo. Poza samym ciałem musiał sprawdzić swój ekwipunek, który należało pobieżnie przeczyścić. Rudiger był pewien, że w głównej izbie gospody był już czysty i pachnący. Tego wieczoru był ubrany w swoją skórzaną zbroję, ale darował sobie wszelką broń. Elegancko planował się ubrać na pogrzeb czarodzieja dnia następnego.


Kiedy grupa zebrała się przy jednym stole sala została wypełniona brzmieniem melodii autorstwa całkiem utalentowanych trubadurów. Smutna, wpadająca w ucho pieśń pasowała do atmosfery panującej wśród śledczych, którzy mimo woli czuli się jak niekompletny zespół. Z czasem mogli przywyknąć do braku czarodzieja jednak tego wieczoru pustka była wyczuwalna i jedynie alkohol mógł ograniczyć melancholijny stan pozwalając na rozluźnienie się i zapomnienie o trudach minionego dnia. Erika zamówiła trzy butelki gorzałki i gdy te pojawiły się na stole, rozlała przezroczysty płyn kompanom do kubków.

- Za Gerwazego, oby mu było dobrze tam, gdzie jest teraz - powiedziała i uniosła naczynie do toastu. - I za nas, abyśmy w chwilach zagrożenia zawsze potrafili osłaniać własne tyłki, co by nie opijać więcej śmierci towarzyszy. - Wiedziała, że ten toast to raczej pobożne życzenia, gdyż w ich “zawodzie” zgony były codziennością, ale chociaż powiedziała coś pokrzepiającego.

- Za Gerwazego, który, choć magus, porządnym był kompanem. - Konrad dołączył się do toastu.

Rudiger podniósł kielich w milczeniu i zadumie. Nie był najlepszym pokrzepicielem, ale w końcu się odezwał.

- Za Gerwazego! Równy był z niego chłop. Niech mu się wiedzie w ogrodach Morra…

Ekipa piła i piła aż w pewnym momencie alkoholu zaczęło powoli brakować. Rudiger stwierdził, że doniesie jeszcze flaszkę, czy dwie. Gdy tylko odszedł od stołu, Erika spojrzała za nim.

- Zaraz wracam - powiedziała, podnosząc się z siedziska. - Nie martw się, Cass, nie idę go podrywać. - Puściła dziewczynie oczko, po czym zgarnęła swój kubek i kubek Rudiego, a potem przeciskając się między gośćmi podeszła do szynku.


Cassandra uśmiechnęła się szeroko i kiwnęła głową, zupełnie jakby miała to głęboko i daleko. Wewnątrz jednak poczuła się źle. Oczywiście, że uważała, iż Rudiger powinien z Eriką porozmawiać, ale naprawdę musieli robić to na jej oczach? Dla młodej dziewczyny było to podłe.

Dla pozostałych początkowo wyglądało to jak normalna wymiana zdań, ale im oboje częściej upijali z kubka, tym bardziej się rozluźniali. Co chwilę się do siebie szczerzyli, tu Erika szturchnęła Rudigera w bok, tam rzezimieszek schował zęby pod wargami, jakby był bezzębny, co wywołało śmiech najemniczki. Pili, coraz bardziej wyglądając dla postronnych obserwatorów jak świetnie bawiąca się para. W końcu jednak Erika coś mu powiedziała i ruszyła do zajmowanego przez nich stolika, a Rudiger podążył za nią, rozglądając się po rozbawionych gościach. Jedynie Cassandra zdawała się być przygnębiona i tak jak nigdy nie miała w zwyczaju pić alkoholu, tak tym razem wypiła. Nie była pewna, czy za Gerwazego czy raczej z powodu przygnębienia, jakie w nią wstąpiło. Po Erice zaś widać było, że już trochę wypiła i jest wstawiona. W oczach nastolatki znowu wyglądała na lepszą, bardziej zabawną, zaradną, samodzielną… Po prostu była lepsza. O stokroć.

- Wybaczcie naszą dłuższą nieobecność, ale wszystko jest w jak najlepszym porządku, mamy alkohol - powiedziała Erika, przysuwając krzesło ze swoją osobą do stolika. Spojrzała na Cassie. - Nie przejmuj się proszę naszą rozmową, nie zamierzam mieszać się do waszego związku. To już sobie wyjaśniliśmy z Rudigerem.

Chwyciła za kubek, by się napić. Przechylając, myślała o Gerwazym, który stracił życie w tak porąbany sposób. Cass miała ochotę się rozpłakać, jednak powstrzymywała się.

- Nie przejmuję - skłamała z ładnym, wyćwiczonym uśmiechem. Czuła jak w środku kotłują się w niej emocje, rozrywają, a serce niemal podeszło do gardła. Odchrząknęła dopijając do końca zawartość swojego kubka, po czym ze spokojem i gracją odsunęła krzesło i wstała.

- Zaraz wrócę, przepraszam na chwilę. Nie martwcie się, bawcie dalej i pijcie, muszę tylko odetchnąć i już wracam - była grzeczna jak zawsze, pełna wdzięku. Uśmiech wymalowany na ślicznej buzi wcale nie wzbudzał podejrzeń. Dziewczyna podwinęła lekko karmazynową sukienkę i stukając trzewikami wyszła przed gospodę, pozostawiając bawiących się kompanów w najlepszym towarzystwie - czyli takim, w którym nie ma jej.

- Wyjdę zapalić - mruknął Heinrich, który do tej pory był, ale jakby go nie było. Zaproszenie na “imprezę” pożegnalną maga zaskoczyło go, ale że Gerwazy zginął wykonując obowiązki strażnika, obowiązki, które wcale nie były jego i których nie musiał wykonywać, postanowił pójść i uhonorować go w ten sposób. I pilnując, by jakiś idiota nie zrobił krzywdy pewnej dziewczynie.

Erika powiodła za nią wzrokiem, gdyż podświadomie czuła, że jednak ją zraniła. Cóż, możliwe, że będą sobie w stanie to wszystko wytłumaczyć, gdy znajdą się w pokoju, gdzie nikt nie będzie im mógł przeszkadzać.

- Rudi, powinieneś wyjść za nią - powiedziała do kompana.

Rudiger patrzał bez wyrazu przed siebie doskonale zdając sobie sprawę dlaczego nastolatka chciała wyjść na świeże powietrze. Schultz zapewne zasmucił ją rozmową z najemniczką, której nie potrafił poprowadzić inaczej. Erika nie była winna jego zachowania, ale też sam zabijaka nie chciał nagle stać się dla niej oschły czy odpychający. Myślał, że jak porozmawiają przy Cass będzie lepiej. Najwidoczniej się mylił. Znowu.

- Tak. Chyba masz rację. - powiedział do wojowniczki wstając. - Moja wina. Znam ją lepiej i powinienem być w stanie przewidzieć jej reakcje. - wojownik lekko chwiejnym krokiem ruszył w kierunku wyjścia z gospody.

- Żadna wina, przecież tylko rozmawialiśmy - rzuciła za nim Erika. Nie podobało jej się to wszystko.

Konrad miał na ten temat swoje zdanie, którym jednak z Eriką nie zamierzał się dzielić. Wziął swój kubek, którego zawartość ostatnimi czasy bardzo powoli się zmniejszała. Upił łyk, odsuwając od siebie myśli o Cass i ponownie wspominając Gerwazego.

- Szkoda go - powiedział.

- No szkoda – odparła Kraus, czując, jak nastrój jej siada. - Wybaczcie, pójdę już do siebie, nie ma sensu, żebym tu siedziała i jeszcze bardziej nakręcała sytuację, gdy Rudiger i Cass wrócą. Dobrej nocy wam.

Po tych słowach wstała, a kompani widzieli tylko, jak podeszła do szynku i rozmówiła się chwilę z karczmarzem, po czym odebrała od niego klucz i poszła na górę nie oglądając się już za siebie. Minęło trochę czasu, nim Cassandra i Rudiger wrócili do środka. Choć Cassandra wyglądała na lekko przygnębioną, Schultz tulił ją do swojego boku, obejmując silnym ramieniem. Kroki swoje pokierowali z powrotem do stolika, dołączając do pozostawionych kompanów. W gwarze i przy alkoholu czas płynął wystarczająco szybko, aby chwila nieobecności pary była naprawdę niczym dłuższym niż pięciominutową niedyspozycją.

- Już mi nieco lepiej, ale nie powinnam pić. Popełniłam błąd, to mój pierwszy raz - przeprosiła posyłając grzeczny uśmiech i nie tykając więcej gorzały nawet palcem.

- Nie przejmuj się - powiedział Konrad. - Następnym razem już nie popełnisz takiego błędu.

- Moim zdaniem picie w taki wieczór jak ten nie jest niczym złym. - powiedział Schultz spokojnie. - Alkohol może otumania, ale też rozluźnia co jest przyjemne po przeprawie kanałowej z tak makabrycznym zakończeniem. - wojownik skrzywił się na wspomnienie śmierci Gerwazego.

- Rozluźnienie ma też swoje wady. - Konrad miał nieco inne zdanie. - I mówi się rzeczy, których się mówić nie chce i, jak to mówią, czyta się między wierszami, wyszukując ukryte znaczenia tam, gdzie ich nie ma.

Cassandra nie rozumiała do czego ta wymiana zdań się odnosi, dlatego wolała milczeć. Miała jednak wrażenie, że to nie są słowa rzucane w próżnię. Nie odważyła się jednak zapytać o konkrety.

- Każda sytuacja ma swoje wady i zalety. - powiedział Rudiger po wzięciu łyka z kubka po czym zwrócił się do Heinricha. - Jesteś zły przez to, że ubiliśmy zabójcę Gerwazego? Znał Reikspiel, ale my znamy się od tygodni, walczyliśmy razem z chaosem, z nieumarłymi, z zielonoskórymi. Wiele nas łączyło i dlatego nie daliśmy ci szansy na przesłuchanie go. - Schultz chwilę się zastanowił. - Poza tym zabójca jak tamten nic by ci nie powiedział. Jak był wynajęty przez ludzi to znał jednego z kilku pośredników.

- I był brzydki. Jeszcze byś jakąś chorobę przyniósł na powierzchnię - dorzuciła Cassandra, po chwili się poprawiając - To znaczy nie dlatego, że był brzydki, po prostu był wstrętnym szczurem. Gadające to czy nie, to wciąż szczur, a one są chodzącą zarazą. Myślę, że nie warto. Kto by go stamtąd wytaszczył? Ledwo Gerwazego unieśli - westchnęła dziewczyna opierając łokcie o blat stołu.

- Żywy sam by wyszedł - mruknął Konrad. - Ale nie bardzo to widzę, taką akcję. Poza tym on i tak wolał zginąć, niż wpaść w nasze ręce.

- I właśnie dlatego trzeba było wziąć go żywcem. Do szczura doprowadziła nas kupa gnoju z bełtem, kto wie do kogo doprowadziłoby nawet jedno przypadkowe słowo. Może do ikony, której nie znaleźliśmy? Albo do zleceniodawcy? Ale nie ma co rozpamiętywać, było, minęło. Morderca nie żyje, sprawa zamknięta. Skoro Kapitan Schutzmann jest zadowolony… - rzucił z przekąsem.

Za dużo wypił. Inaczej by milczał. Cholerni hipokryci. Z taką wyższością patrzyli na Glaubera i narzekali na straż, a sami przy pierwszej okazji ukręcili sprawie łeb i zadowolili się prostą zemstą na narzędziu zbrodni. Gerwazy zginął nadaremno. Ikony nie znaleziono, a i zleceniodawca zbrodni uniknie kary. Dzień jak co dzień. I gdy wydawało się, że na początkowe pytanie nie odpowie, odezwał się.

- Nie mam do Was pretensji. Życie jest jakie jest. Zasady też. Nie wychylać się. Znać swoje miejsce. Nie ryzykować życia za dwa szylingi dziennie. To ja przepraszam, zamarzyły mi się przez chwilę belki kaprala.

- No, masz rację. Powinniśmy byli nie wtrącać się i pozwolić ci go złapać - przytaknął Konrad, którego opinia o strażniku nieco się pogorszyła. - Co prawda wtedy pewnie byłyby dwa pogrzeby, a nie jeden…

- Rozumiem… - pokiwał głową Rudiger zastanawiając się chwilę nad słowami strażnika. - Szansa na korzyść była, ale również ryzyko było duże. - dodał po chwili. - Nawet gdyby udało się go pojmać to przesłuchanie mogłoby nic nie dać nie mówiąc o możliwości jego ucieczki albo zabiciu kogoś przez niego przy jej próbie. Ostrza mogły być pokryte taką samą trucizną jak strzałki, a wtedy każde jego trafienie byłoby śmiertelne. - Schultz spojrzał na Cassie, później na pozostałych. - Nawet mając pewność, że byśmy z niego coś wartościowego wyciągnęli bym nie zaryzykował waszego życia. Poza tym gniew po śmierci Gerwazego nie pozwolił mi się nawet zastanowić. Jak czarodziej upadł od razu wiedziałem, że nie żyje. - pokiwał głową wojownik. Nie wiedział czy Heinrich zrozumie tok jego rozumowania, ale był pewien, że gdyby Glauber spędził z nimi ostatnie tygodnie nie wpadłby na branie zabójcy szlachcica żywcem.

- Bo pomoc w schwytaniu, nawet przy przewadze pięciu na jednego, nie była warta ryzyka i nie dawała Wam korzyści - odpowiedział strażnik patrząc na Konrada - Czy też pominięcie tej możliwości i użycie fałszywej alternatywy w Twojej wypowiedzi było tylko manipulacją by wygrać dyskusję? Za żywego czy za martwego te same pieniądze. A że miastu grozi niebezpieczeństwo, cóż z tego, i tak z niego można wyjechać, nieprawdaż? - opinia strażnika o Poszukiwaczach Przygód potwierdzała się w całej rozciągłości. No, może nie w całej… Schutz zachowywał się jak przywódca tej grupki i trzeba przyznać, był całkiem niezłym liderem. I starał się współpracować jak tylko mógł. Chociaż dlaczego obydwaj zachowywali się tak jakby nie usłyszeli drugiej części jego wypowiedzi, nie wiedział.

Konrad był przekonany, że zbyt wysoko oceniał inteligencję strażnika, który, nie zważając uwagi na fakty, na wszystko miał tylko jedną odpowiedź. A dyskutować z zaklapkowanym idiotą nie miał zamiaru.

- Taaa... Widać, jak nie masz pretensji - powiedział. - Stale uważam, tak jak w kanałach, że miał zatrute ostrza, a w takiej sytuacji nie należy ryzykować. No ale łatwo jest szafować cudzym życiem.

Rudiger nie chciał dłużej rozpamiętywać tej sytuacji, bo nie prowadziło to do niczego dobrego. Schultz czuł potrzebę wytłumaczenia się przed Heinrichem nie dlatego aby zyskać w jego oczach tylko dlatego, że nie wiadomo ile jeszcze mieli przed sobą współpracy. Glauber nie powinien uważać swoich kompanów jako tępe narzędzia idące przez każdą przeszkodę niczym pług przez pole. Zabijaka, mimo iż pochodził ze świata przestępczego, w swoich interesach w Mieście Twierdzy kierował się sprytem i chociaż lubił przemoc i brutalność często rozwiązywał problemy bez ich wykorzystywania.

Reszta wieczoru minęła spokojnie. Schultz chciał zaznaczyć swoją obecność zwyczajnie się bawiąc i dając Cass do zrozumienia, że był przy niej i ją wspierał. W zasadzie na porządną podporę tamtego wieczoru za dużo wypił, ale nie był agresywny co odebrał całkiem pozytywnie – jako kolejny etap jego wewnętrznej przemiany.


Rano Rudiger czuł się już całkiem znośnie. Nie bolała go głowa, nie czuł kołysania błędnikiem. Schultz poczuł, że nie powinien zmieniać nawyków dlatego pozwolił sobie na dynamiczny, szybki trening, który nie zmęczył go przesadnie, ale zmusił do wzięcia kąpieli. Po odświeżeniu ciała zabijaka ubrał się w swoje eleganckie ubranie, które jak dotąd ubierał jedynie dwa razy. Raz na spotkanie z Eriką i drugi raz na wieczór z Cassie. Wysokiej jakości koszula zapinana na metalowe guziki, dopasowana kamizelka, wygodne buty i płaszcz podszyty lisim futrem. Do tego dodatki jak skórzany pas i sprzączki do butów. U pasa Rudigera wisiał miecz w skórzanej pochwie. Na czas pogrzebu zabijaka zdecydował się zrezygnować z tarczy i reszty sprzętu, ale zabrał ze sobą miksturę leczniczą.

Cassie w zielonej sukni wyglądała obłędnie. Głęboki dekolt z wisiorem ukrytym gdzieś miedzy jej drobnymi, jędrnymi piersiami potrafiłby zahipnotyzować jednak Rudiger odzyskał swoją silną wolę, której zeszłego wieczoru został pozbawiony. Kiedy Schultz i Cassandra zaszli do głównej izby gospody Erika i Konrad już czekali przy stoliku. Zabijaka rzucił najemniczce spokojne spojrzenie po czym przywitał się z czekającymi na posiłek kompanami.
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 18-09-2019 o 17:45.
Lechu jest offline