Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2019, 17:27   #19
Trollka
 
Trollka's Avatar
 
Reputacja: 1 Trollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputację
Odprawa. Post wspólny

Przez cały wykład na temat bomby, której szukają Frank zdawał się siedzieć bez kompletnie żadnych emocji. Patrzył spokojnie, acz nieco tępo na przełożonego i wyobrażał sobie kolejne sceny z udziałem atomówki o mocy 20 megaton. Słysząc pytanie, jakie sierżant im na koniec zadała, zamrugał kilka razy zdziwiony. Miał masę pytań… Istną kupę i tylko godzinę czasu. Szybko doszedł do wniosku, że trafiła go jakaś kara Boska. Ktoś się tam na górze na niego uwziął… O cokolwiek by nie zapytał, i tak ma przejebane.
- Pani sierżant, jeśli można… - uniósł rękę, by po chwili ją opuścić i kontynuować dalej - Czy jeśli wrócimy z tego żywi, to zacznę dostawać więcej mięsa do obiadów?

Siedząca pod ścianą wampirzyca prychnęła i, nie patrząc na to gdzie się znajduje, splunęła na podłogę. Od początku wezwanie się jej nie podobało. Raz że straciła przez nie darmową dolewkę kawy i całkiem normalną gadkę z podejrzanie miłym kapslem, po drugie spęd bydła kojarzył jej się… ze spędem bydła właśnie. Takiego jadącego prosto do rzeźni i tu prawie się nie pomyliła, tylko zamiast strzała siekierą w łeb pewnie przyjdzie im spalić się do kości i to nie ze wstydu.
- Ja pierdolę, zawsze jakiś lamus wyskoczy z robieniem za Forresta Gumpa - sarknęła dość głośno, patrząc wpierw na kaprala który odezwał się wcześniej, a potem przewróciła oczami i założyła ręce na piersi. Tyle dobrego że w całej menażerii znalazł się Wnuczek, dzięki czemu nie czuła się aż tak wyalienowana w nieswoim kosmosie.
- Dobra… pani, pytanie mam - podniosła rękę, trochę jak w szkole, krzywiąc się do tego bardzo kwaśno - A raczej parę, ale po kolei. Ile nas nie będzie? Na ile mamy pakować mandżur zanim zrobimy wypad… i tu się nasuwa pytanie numer dwa: popylamy z buta czy nasze światłe jak przepalona jarzeniówka wojo kopsnie jakiś transport? Nie żebym narzekała, ale jeśli mamy zapakować się na dłuższy czas lepiej… nie wezmę na plecy beczki z jodem. Ta bomba jest w pojemniku, tak? Jakiego rodzaju? Stopień prawdopodobieństwa, że został uszkodzony i z paczki sączy się rzeczka radów? Dostaniemy kombinezony? No kurwa chociaż licznik Geigera… - westchnęła boleśnie. Nie podobał się jej ten all inclusive poza jednostkę. Bardzo nie podobał.

Słysząc kobiecy głos z tyłu, westchnął cicho i przewrócił oczami. Wbrew pozorom, przywiązywał bardzo dużą wagę do tego pytania. Dotarło jednak właśnie do niego, że trafił zapewne do grupy idealistów, gotowych spłonąć za ojczyznę w radioaktywnym ogniu.
- Z łaski swojej trzymaj język za zębami, gdy następnym razem postanowisz zakpić… - mruknął poirytowany, odwracając nieco głowę w jej kierunku - Pomyśl chwilę.
Wbił wzrok w kobietę, przyglądając jej się z lekką niechęcią. Forrest Gump… W życiu takiego słowa nie słyszał, ale to już może wina tego, gdzie się wychowywał. Niemniej, raczej nie wątpił, co miało to określenie na celu.
- Wszystkie te twoje dociekliwości są bardzo ważne, ale przede wszystkim nasuwa się jedno pytanie. Po co? Dla czego mamy popylać na pół-samobójczą misję ratunkową dla broni masowej zagłady i zniszczenia? Dla pieniędzy? Dla ojczyzny? Dla stopni? Czy może dla dokładek mięsa do obiadu… Wszystko poza mięsem i może tym pierwszym mnie mało obchodzi. Wolę takie sprawy uściślić przed faktem dokonanym.
Kończąc zdanie, przeniósł wzrok znów na Panią sierżant, jakby kierując je również do niej.

Anderson odpowiedziała mu lodowatym spojrzeniem, mrużąc lekko oczy gdy słuchała tych bredni. Nie mogło być za łatwo, nikt nie mówił że tak właśnie będzie. Miała też paskudne wrażenie, że Tanner specjalnie wpakował ją na minę dosłownie i w przenośni.
- Po co? - udała zdziwienie i zaraz odpowiedziała spokojnym tonem temperatury lodowca - Taki jest rozkaz kapralu. Jesteście w wojsku jeśli zapomnieliście, nie na wczasach. Chyba pomyliliście się z geriatrykiem. Nie wiem z jakiej nory wypełźliście i który idiota w zamroczeniu dał wam awans z czyściciela kibli pozwalając dowodzić czymś więcej niż wasz własny brak mózgu. Jeśli ułożenie jednego pytania z sensem jest poza granicami waszych możliwości, zamknijcie się i nie przeszkadzajcie, a swoje suchary zachowajcie dla kolegów, o ile ktokolwiek jeszcze zechce ich słuchać - zrobiła krótką przerwę, podchodząc pod krzesła na którym mężczyzna siedział i spojrzała na niego z góry, czytając nazwisko na plakietce.
- Jeszcze raz pierdniecie bez sensu i przerwiecie odprawę żołnierzu, wrócicie do stopnia szeregowca, a jak bardzo mnie wkurwicie pójdziecie na wycieczkę ale nie w teren, a do karceru. - mówiąc to nie zmieniła tonu głosu, ale chłód wypowiedzi mroził kości. - Czy to jasne?

“Czyli dla ojczyzny” dodał sobie w myślach, słuchając w spokoju kolejnych ze słów przełożonej. Cokolwiek zamierzał się dowiedzieć na temat zysków z wyruszania na tą wysoce nieatrakcyjną misję, dała mu ona do zrozumienia, że nie otrzyma takich informacji. Skrzywił się lekko, gdy ta podeszła bezpośrednio do jego krzesła. Wbił wzrok gdzieś w jej kolana, czekając, aż ta skończy mówić. Miał wrażenie, że spojrzenie jej w oczy będzie równie niepożądane, co w ogóle odezwanie się.
- Tak jest Pani sierżant…
Mruknął cicho, wzdychając przy tym ledwo widocznie. Była jedna rzecz, której niestety w tej jednostce nie mógł przeskoczyć. Stopnie.

- Dobrze, zapamiętajcie to żołnierzu - widok pocącego się kapsla na razie sierżant wystarczył. Przeszła dalej i, jak poprzednio, zaczęła przechadzać się z rękami założonymi za plecy aż zrobiła dwie rundki przed grupą, w te i nazad.
- Dostajemy do dyspozycji M939 - tutaj popatrzyła na Woodsa chwilę dłużej, nim podjęła marsz i gadaninę - Jedziemy na jedną maszynę, przewidywany czas operacji do siedmiu dni i na tyle się pakujecie. Nic zbędnego ani zawadzającego - przeniosła wzrok na Harquin - Żadnych gitar - mruknęła i znów łaziła w te i nazad - Z tego co nam wiadomo bombę przewożono w ołowianej skrzyni, dość charakterystycznej: jaskrawopomarańczowej i wielkością odpowiadającej stu kilogramom długości człowieka. Nie wydaje mi się, aby dało się ją uszkodzić zwykłym sprzętem wiertniczym albo dynamitem. Niemniej parę kombinezonów zabierzemy ze sobą, tak samo jak liczników. Kolejne pytania, tylko bez zbędnego ssania bo na nie nie mamy czasu.

Kapral Joshua Williams należał do dość licznego grona prostych żołnierzy, którzy bez przesytu kalkulacji i przesadnej ostrożności podchodzili do tajnych misji, na którą za godzinę mieli wyruszyć. Oddział, który został świeżo skompletowany z pojedynczych jednostek – jakby one wybitne nie były – nie napawał optymizmem. TRX podejrzewał, że lepiej na takiej misji spisałby się zespół, który współpracował ze sobą od miesięcy lub lat jak jego oddział nazywany wewnątrz korpusu “Grupą uderzeniową Kamikaze”. Niektórzy uważali, że jego ziomkowie z zespołu podejmowali czasem niepotrzebne ryzyko jednak on sądził, że było ono akceptowalne w świetle zadań jakich zwykle się podejmowali. Bo czym była jedna rana postrzałowa w stosunku do zakończonej powodzeniem tajnej misji?
Williams rozejrzał się po zebranych i niemal wszystkich znał albo kojarzył z widzenia. Jedynie jeden czarnoskóry dryblas z pagonem kaprala nie rzucił mu się wcześniej w oczy. Byli z nimi dwaj porządni zwiadowcy – w tym jego przyjaciel starszy szeregowy Carter Jones. Byli też spece od mechaniki, rusznikarstwa i medycy. Jego szczególnym zainteresowaniem cieszyło się rudowłose, atrakcyjne i szalenie inteligentne uosobienie tej ostatniej dziedziny – starsza szeregowa Viktoria Williams, obok której zajął miejsce. Wchodząc na odprawę Joshua uśmiechnął się do niej promiennie. Z chęcią przypomniałby jej ich rozmowy, w trakcie których zarzekała się, że nie rzucą jej w pole. Nie chciał jednak okazać braku szacunku wyżej postawionym żołnierzom dlatego postanowił zachowywać się profesjonalnie – co w tej ekipie nie było standardem. Po wysłuchaniu kilku lepszych i gorszych pytań umięśniony szturmowiec wstał zwracając na siebie uwagę pozostałych żołnierzy.
- Mam pytanie, sierżant Anderson. – odezwał się mężczyzna głośno i wyraźnie. – O ile dobrze rozumiem wyruszamy do portu znajdującego się 14 mil od garnizonu Columbia skąd został przejęty M35 z ładunkiem. Nie mam przy sobie dokładnej mapy, ale do tego miejsca mamy jakieś 240 do 310 mil w zależności jaką trasą ruszymy. Czy stacjonujący w garnizonie Columbia żołnierze mieli sposobność sprawdzić miejsce przejęcia ciężarówki? Może znaleziono jakieś pomocne dla nas ślady pozwalające określić, w którym kierunku udano się z bombą?

- Zwiad garnizonu Columbia zajmuje się tym właśnie w tej chwili - podoficer odwróciła głowę na Williamsa. Wróciła też do informacyjnego tonu - Dane zostaną nam przekazane drogą radiową, jeśli natkną się na konkrety. W międzyczasie nadrobimy dystans i zostawimy sobie margines błędu na ewentualne korekty trasy.

Viktoria Williams słuchała wszystkich ze spokojem. Zdążyła się uspokoić i nawet widok pleców Kaprala Boone nie był w stanie na nią zadziałać. Siedząc obok Josha może czuła namiastkę wsparcia, ale nie była pewna, czy w aktualnej sytuacji jest jej to potrzebne. Nie rozumiała czemu Tanner ją wysyłał poza teren, to było irracjonalne, co on sobie myślał w tamtej chwili? I to jeszcze do Kansas… Vi miała nadzieję, że coś źle zrozumiała.
Kiedy pytanie, czy też pytania, Kaprala Williamsa zostało wyjaśnione, Viktoria wstała z siedzenia naprężając się z szacunkiem i patrzyła przed siebie, żeby nie irytować bardziej Casandre, bo miała wrażenie, że początkowe, najgłupsze pytanie tego dnia, zepsuło jej humor już do wieczora. Albo i nawet do jutra. O ile nie do końca tygodnia.
- Pani Sierżant Anderson, jako osoba przydzielona ze strony medycznego wsparcia chciałam zapytać, czy przydzielone nam zostaną wszelkie środki ochrony radiologicznej. Nie mam tutaj na myśli tylko wspomnianych wcześniej kaftanów czy liczników, ale chodzi też o lekarstwa i środki, które ochronią nas przed szkodliwością promieniowania. Okulary ze szkła ołowianowego, rękawice, ale i Anti-Rad, Remov czy RadEx. Bez tych informacji będę miała niepewność co do priorytetów przygotowania odpowiedniego ekwipunku, który zabezpieczy żołnierzy przed zagrożeniem wynikającym z wystawienia się na szkodliwe czynniki promieniowania jonizującego. Po przekroczeniu pewnej dawki może zrobić się bardzo niebezpiecznie, o czym Pani Sierżant oczywiście wie.

- Coś na ten temat słyszałam, Williams
- sierżant popatrzyła na drugiego rudzielca, mrużąc oczy w ten charakterystyczny sposób oznaczający u niej uśmiech nawet jeżeli reszta jej twarzy pozostawała poważna niczym wykuta z kamienia. Dobrze było widzieć kogoś,na kim wiadomo że można polegać. Jeden pozytyw, od którego dobrze się zaczynało - Znanie fachowej terminologii nie jest w zakresie moich kompetencji, niemniej ufam waszemu osądowi. Po odprawie udacie się do kwatermistrza - ruchem karku wskazała na drzwi i pośrednio młodego żołnierza zatopionego w papierach tę parę minut temu - Zostały mu wydane dyspozycje, dostaniecie czego potrzebujecie, ale bez popadania w skrajności. Sprzętu bierzemy tyle, aby w razie potrzeby zabrać wszystko ze sobą na piechotę. Jeszcze jakieś pytania? - ostatnie skierowała do reszty oddziału.

- Dziękuję bardzo, Pani Sierżant. Czy mogłabym zabrać ze sobą szeregową Harqiun do kwatermistrza, aby w pełni dopracować wyposażenie? - zapytała jeszcze na koniec, wciąż ładnie stojąc, a po udzielonej odpowiedzi, jeszcze raz podziękowała i usiadła z powrotem, oddając innym pole do popisu. Z jej perspektywy najważniejsze kwestie zostały już poruszone.

- Szeregowa Harquin ma inne rzeczy do przygotowania, sorry bejbe - z kąta Nosferatu doszła kwaśna, niechętna odpowiedź. - Szeregowa Williams sobie poradzi, duża jest. Potrzeba jej wafla do noszenia, niech podbije do kogo innego. Mięśni tu nie brakuje, gorzej z synapsami. Mamy tych co bawią się w Anioły Miłosierdzia - wskazała niezapalonym fajkiem na Viki, a potem puknęła się nim w pierś - Inni się zajmą rozwałką. Nie wiemy na co trafimy, lepiej przygotować parę kostek c4, zapalniki i granaty - na bladej jak u trupa gębie pojawił się niezdrowy uśmiech szaleńca - Pani chce, za te rozrywki wezmę odpowiedzialność.

Kapral Williams przysłuchiwał się następnym pytaniom, które były niezwykle sensowne. Ochrona radiologiczna była niezbędna, ale to granaty, o których wspomniała Luna były bliższe jego sercu. Joshua wierzył, że załatwienie sobie kilku sztuk nie powinno być problemem, a idealny byłby set granatnik podwieszany i kilka granatów 40mm. W pewnym momencie siedzący obok kaprala starszy szeregowy Jones pokazał mu jakiś gest ręką na co ten pokiwał głową. Nie był pewien czy zapytanie ich najlepszego zwiadowcy nie wykraczało poza „skrajności” wspomniane przez sierżant Anderson. Wojownik ponownie wstał patrząc w kierunku przełożonej.
- Sierżant Anderson czy noktowizory, lornetki albo celowniki noktowizyjne będą wykraczały poza wspomniane przez sierżant skrajności? Byłyby przydatne w razie operacji nocnych. Czy kiedy zwiad z garnizonu Columbia określi jakim kalibrem posługiwali się oponenci, o ile zostaną jakieś łuski czy spłaszczone pociski, będzie możliwość doposażyć się w cięższy pancerz typu IBA, CIRAS lub MTV z płytami SAPI lub bez? – wojownik nie musiał raczej nikomu tłumaczyć, że przez kamizelki klasy przydziałowej przechodziło wiele pistoletowych kalibrów, o karabinowych nawet nie wspominając.

Z trudem, ale Anderson udało się powstrzymać uśmiech, gdy obserwowała wymianę zdań między medyczkami. Kiwnęła nieznacznie głową, stając gdzieś w połowie między ich krzesłami i skrzyniami.
- Zezwalam Harquin. Przypilnuj żebyśmy mieli wyjście awaryjne z każdej sytuacji, nawet jeśli będzie je trzeba wybić w suficie - powiedziała krótko do wampirzycy, następnie zwróciła się do rudzielca - Jeżeli będzie ci potrzeba pomocy przy noszeniu, Williams, oddeleguję ci któregoś z szeregowców - machnęła ręką, na koniec patrząc na drugiego Williamsa. Uniosła przy tym brew, wieszając ją krytycznie gdzieś w połowie czoła.
- Kapralu myślałam że ktoś z waszym doświadczeniem i obyciem w bazie doskonale zdaje sobie sprawę czym dysponujemy. - powiedziała najbardziej neutralnym głosem świata - Jeśli jednak się pomyliłam, a mylić się jest rzeczą ludzką, prostuję waszą niewiedzę. Na chwilę obecną nie dysponujemy nadprogramowymi pancerzami o których wspominacie. Sprzęt wydany zostanie wam standardowy. Znany, wypróbowany - znów zmrużyła lekko oczy we własnej wersji uśmiechu incognito - Obejdzie się bez niepotrzebnych niespodzianek… i nie zamierzam się powtarzać. - spojrzała po sali - Następne pytania.

Viktoria uniosła brew w podobny sposób co Casandre po czym wzruszyła ramionami i usiadła nie komentując. Kurwa, w tym wojsku było tylu amatorów, że miała wrażenie iż to misja tych pokroju samobójczych, mająca na celu pozbyć się zbędnych jednostek. Serio nawet sierżant myślała, że Vi potrzebuje kogoś do noszenia? Naprawdę? Nie było co się oszukiwać, Luna była tylko i wyłącznie sanitariuszką, powinna wiedzieć więcej. Omijając spotkanie u kwatermistrza nie odróżni nawet leków. Te działały inaczej, były specyficzne i cholernie drogie. Rzadko dostępne. Harquin powinna być przy odbiorze i się uczyć. No ale żołnierze byli zbyt puści by to pojąć, najważniejsze granaty i zabawki żeby postrzelać. Williams poczuła się zniesmaczona.

Widząc okrojoną mimikę przełożonej Joshua ze spokojem usiadł na miejscu. „Niepotrzebna niespodzianka” to będzie jak w ruinach dwóch gości z kałachami zrobi z jej pseudo-oddziału sito. Zresztą kwestia wyposażenia nie była winą Anderson tylko ludzi zdecydowanie wyżej. Żołnierze narażali życie, które ktoś miał w dupie wysyłając ich na samobójcze misje w kamizelkach, które przebijał każdy większy pistolet nie mówiąc o broni długiej. Williams przez 6 lat był najemnikiem, którzy wyposażeniem i wyszkoleniem zostawiali żołnierzy z Fort Jefferson daleko w tyle. Wielu z tych ludzi nie zasłużyło na los jaki gotował im Collins i jego lizusy.
Kapral miał zamiar zrobić wszystko aby misja zakończyła się powodzeniem i aby nikt nie zginął, ale wiedział, że nie był w stanie się okłamywać. Po ich stronie padną trupy. Liczba mnoga w jego umyśle była zamierzona i chociaż nożownik chciałby nie mieć racji to niestety co najmniej kilku z nich nie mogło wrócić z tej misji w jednym kawałku. Sierżant Anderson nie udzieliła odpowiedzi w kwestii sprzętu noktowizyjnego, ale pewnie miała o nim równie dobre pojęcie jak o wymienionych przez Josha pancerzach. W tym Casandre również nie miała winy, bo Drugi Departament Sprawiedliwości - w którym wcześniej (albo wciąż) pracowała - i odłam korpusu z Fort Jefferson z premedytacją korzystali ze standardowego, znanego i wypróbowanego szmelcu. Szturmowiec nie był osobą wierzącą, ale gdyby był pomodliłby się za członków tej eskapady. Modlitwą zajmie się zatem młody Daniels, a nożownik musiał zabić jak najwięcej aby po jego stronie podziurawiono jak najmniej… Kapral Williams nie miał więcej pytań w pozostałych kwestiach zdając się na wymienione przez przełożoną doświadczenie i obycie. Siedząca obok niego Viktoria, która również całkiem niespodziewanie zamilkła, wysłała mu porozumiewawcze spojrzenie i pokiwała przecząco głową dając do zrozumienia, że jej IQ przewyższa możliwości grupy, a udowodniła jej to wymiana zdań jaka nastąpiła. Zabrakło jej słów, wolała już nie mieć pytań, których i tak nikt nie rozumie i po prostu pójść zrobić swoje.

Przez cały ten czas Boone jedynie wpatrywał się w przeciwległą ścianę, z coraz większym zniecierpliwieniem wymalowanym na twarzy. Chciał stąd wyjść. Iść załatwiać swoje, spakować się. Spędzić ostatnią godzinę w tej jednostce na prysznic, czy inne przyjemności, których nie zazna w podróży. Im więcej o tym myślał, tym bardziej zastanawiał się, czemu tak późno ich o tym poinformowano. Niestety, cierpliwość Pani sierżant wykorzystał na pytanie o mięso, na które mu zresztą nie odpowiedziała. Miał wielką ochotę skorzystać z opcji karcer zamiast samobójczej misji, ale nie łudził się, że tak łatwo go z niej odwołają. Nie miał też jakoś ochoty bardziej testować cierpliwości przełożonej. Dlatego tylko siedział… Czekał cierpliwie, co już nieraz zresztą musiał robić przy swojej specjalizacji. Jego cisza chyba była wystarczającą odpowiedzią na to, czy mają jeszcze jakieś pytania.

-W sumie pytanie o mięso podsuwa mi pewien pomysł…- Marcus odezwał się po raz pierwszy - Czy możemy dostać z kwatermistrzostwa jakiś karabinek. .22lr?

Anderson już miała dać znak do rozejścia się po wymownej ciszy i patrzeniu w sufit oddziału, kiedy pojawiło się następne pytanie. Zastanowiła się chwilę nad nim, zmarszczyła brwi i kiwnęła krótko głową. Jednak wiek i doświadczenie robiły swoje, miła odmiana po licealnych dramatach sprzed momentu… a niby dorośli ludzie.
- Możecie. Dostaniecie odpowiedni kwit. Niech wam też dadzą dodatkową paczkę amunicji. Jak od czasów starożytnego Rzymu, co Okorie? - zmrużyła oczy - Dopilnujcie tego. Jeszcze coś? - rozejrzała się znów po sali.

-Nawet wcześniej - Okorie skinął głową i odepchnął się od ściany żeby podejść po kwit

- Wojna nigdy się nie zmienia - sierżant mruknęła odrobinę mniej służbowym tonem. Nie marnowała czasu, tylko z kieszeni na piersi wyjęła notesik i naprędce skreśliła parę słów, po czym kartkę wyrwała, złożyła ją starannie na pół i wręczyła Marcusowi.
- W razie jakby udawali że nie mają, przyjdź do mnie - dodała razem z papierem.

-To może od razu pójdziemy razem? I tak pewnie kwitujecie odbiór całego szpeju sierżancie.

Miało sens, Anderson musiała na moment pochylić głowę i udać, że chowa notes, aby ukryć szybki uśmiech. Rzuciła też okiem na zegarek.
- Nie ma pytań? Jest 11:27 - rozejrzała się ostatni raz po sali i nie widząc żywszych reakcji huknęła głośniej - Macie godzinę na przygotowanie sprzętu i zameldowanie przed główną bramą. Wymarsz 12:30. Koniec odprawy, oddział rozejść się!
 
__________________
I see a red door and I want it painted black
No colors anymore I want them to turn black.
Trollka jest offline