Zevran, nadal pod postacią brzuchatego jegomościa, wrócił do ich kajuty. Khajiitka z którą porozmawiał wydawała się nie mieć żadnego związku z ich przesyłką i piratami. Co prawda byli też i inni nowi pasażerowie, ale przepytanie ich mogło jeszcze poczekać. Teraz, nie warto było ryzykować wykrycia, zwłaszcza że iluzja Tanyra mogła przestać działać w najmniej oczekiwanym momencie... Najważniejszym teraz było spokojnie wypłynąć w morze - ze szkatułką na pokładzie. Była ona całkiem bezpieczna w ich kajucie, pod ich okiem, schowana w jednym z kufrów.
Kaelon leżał na jednym z hamaków, zastanawiając się nad czymś. Mogli tylko czekać...
Zamknęli się w kajucie i siedzieli jak mysz pod miotłą... W pewnym momencie, Iluzja Tanyra zrobiła się niewyraźna i półprzejrzysta a zaraz potem przestała działać. Obaj mężczyźni wrócili do swoich postaci... I czekali dalej.
Z czasem, który zdawał się stać w miejscu, zbyt ciężko im było wytrzymać napięcie. Musieli się czymś zająć! Jako że kart nie mieli, dla zabicia czasu pozostała im tylko cicha rozmowa... i tym się zajęli. Nie zazdrościli Amisowi jego sytuacji, ale byli zadowoleni, że w chwili próby zadbał on o wszystko - a musiało być mu ciężko pogodzić bezpieczeństwo własnego syna, oraz interesów. Zevran powiedział o Adii podróżującej z południa i szukającej chętnych na zakup kakao. Śnieżny elf zaś, zdradził że wieczorem może przesłuchać pozostałych, ale zaraz po wypłynięciu rzuci zaklęcie, które schłodzi nieco powietrze w ich kajucie, bo naprawdę mu za gorąco. A skoro mowa była o mroźnym wietrze, powtórzyli ustaloną parę dni temu strategią, która choć zaimprowizowana sprawdziła się przeciwko piratom.
Rozmawiali sobie spokojnie, gdy usłyszeli wyraźny głos Amisa Cabrery.
- Rzucić cumy! Podnieść żagle!
Udało się! Opuszczali port!
* * *
Tanyr, Sher i Novio czekali cierpliwie aż rybacy będą gotowi do wypłynięcia. Czas im się dłużył, ale nikt nikogo nie poganiał. Obaj siedzieli spokojnie w cieniu, starając się nie zwracać na siebie uwagi, a jednocześnie uważnie obserwować otoczenie... W pewnym momencie czarodziej wyczuł, że jego zaklęcia iluzji przestają działać, więc ukradkiem rzucił je ponownie. Nie chciał wystraszyć prostych khajitów nagłą zmianą wyglądu oraz wdawać się w dodatkowe wyjaśnienia. Nie wspominając o tym, że piraci mogliby ich dostrzec.
Wkrótce jednak zaproszono ich na łódź... I wypłynęli na ryby. Nie odpłyneli daleko od lądu - tak aby z całą pewnością mieć go w zasięgu wzroku, nawet jeśli morze ich zniesie. Chodziło oczywiście o to, że stan majątkowy rybaków nie pozwalał im na zakup czegoś tak drogiego jak kompas. Aczkolwiek taki był właśnie plan - mieli nie oddalać się zbytnio.
Podczas gdy jedni zajęli się sieciami i połowem ryb, Tanyr i Sher wyglądali Marii Osete, na którą mieli się przesiąść... Znowu musieli długo czekać, a zrobić mogli niewiele...
* * *
Zevran i Kaelon usłyszeli wyraźne pukanie do drzwi. Było niezbyt długo po tym jak wpłynęli i nie powinni byli się jeszcze ujawniać, ale na szczęście w drzwiach stanął sam Cabrera.
- Panowie, chyba mamy pozostałych, ale pewności nie mam. Musicie potwierdzić - powiedział Amis.
Zevran poszedł więc z nim. Kapitan dysponował lunetą, której oczywiście użyczył Piwnemu Rycerzowi. Jednak mimo iż mężczyźni na łodzi rybackiej machali do nich i zachowywali się jakby właśnie na nich czekali, to wyglądali oni całkiem obco... Nie trudno było się domyślić, że Tanyr mógł użyć iluzji także na nich i właśnie po to Zevran był potrzebny - aby potwierdzić kogo wpuszczają na pokład.
Wszyscy mieli być lada moment w komplecie.
Choć statek Cabrery był dużo większy od łodzi rybackiej, przesiadka z jednego na drugie nie była trudna - nawet dla czworonożnego Novio. Wykorzystując nabyte niedawno doświadczenie, opuszczono z Marii szalupę - ale nie do końca i to do niej właśnie wskoczyli nowi pasażerowie... Oczywiście dopiero po zapłaceniu dobrym rybakom za ich pomoc.
Ostateczna tożsamość została potwierdzona w kilku prostych zdaniach, a jakby tego było mało, Tanyr zdjął wszystkie trzy iluzje, ujawniając ich prawdziwe oblicze. Novio też poznał swoich i dawał o tym znać energicznie machając ogonem.
Byli w komplecie, na pokładzie Marii Osete! Statek którym płynęli odbijał na pełne morze, w kierunku Wielkiej Doliny Zieleni, z nimi i szkatułką na pokładzie. Odnieśli sukces!
- Witamy na pokładzie! Już się martwiliśmy! - Kaelon głośno i wyraźnie dołączył się do rozmowy, stojąc w drzwiach łączących pokład z korytarzem. Skinął Tanyrowi głową na znak pochwały dobrze wykonanej roboty - gdyby nie iluzje, musieliby nieźle kombinować.
Zaraz potem, odwrócił się i spojrzał w głąb korytarza. Zamienił z kimś dwa słowa i w polu widzenia stanął lekko zdezorientowany
Brodie. Obaj szybko dołączyli do zgromadzenia pośrodku pokładu.
- Ale jak się zaokrętowaliście? - dopytywał się chłopak.
- Dzięki magii - odpowiedział krótko Sher.
- Dzięki Tanyrowi - sprostował Kaelon.
- To znakomicie, yyy, gratuluję - powiedział speszony Brodie, robiąc parę skromnych kroków wstecz, aby zaraz potem skłonić się nieznacznie i oddalić się na dobre.
- Na statku jest jeszcze pięcioro innych pasażerów - Zevran poinformował Tanyra i Shera.
- Za dwóch mogę ręczyć - powiedział Amis
- Reszta też nie powinna sprawiać kłopotu - dodał od razu.
- A gdzie jest nasza szkatułka? - Tanyr spytał o najważniejsze.
- Bezpieczna w naszej kajucie - odparł Kaelon i nieznacznie wskazał odpowiedni kierunek... Na drzwi prowadzące do kajut... Obecnie pustych kajut, skoro wszyscy oni byli na pokładzie! Te same drzwi, za którymi Brodie Cabrera zniknął w pośpiechu, krótko po tym jak ich zobaczył!
Zevran i Tanyr wymienili spojrzenia i obaj czym prędzej ruszyli do kajuty.
Już w korytarzu usłyszeli głos młodzieńca. Gdy jednak zbliżyli się do drzwi mogli odetchnąć z ulgą. Głos Brodiego nie dochodził z ich kajuty po prawej, a z tej należącej do kapitana, po lewej.
- ... Wszyscy, cała ekipa. Użyli czarów - udało im się usłyszeć głos Brodiego.
- Dobrze dzióbku, - odezwał się słaby, znany im skądś kobiecy głos
- ale nie chcemy już mieć z tą bandą do czynienia - powiedziała.
Zevran i Tanyr nadstawili uszu.
- Naprawdę? - zdziwił się młodzieniec.
- Tak. Wysłałam zwiad do tej karczmy, Lochu. Ten człowiek z którym dobili transakcji jest nekromantą! Pysiaczku, trzymaj się z dala od nich i jeszcze dalej od tej szkatułki! To może być bardzo niebezpieczne! - Wyjaśniła zdecydowanym głosem kobieta.
- Naprawdę nekromanta? - głos Brodiego zdradzał oznaki strachu.
- I to nadal praktykujący! Do tego ma przy boku przynajmniej dwie wampirzyce. Ale to dobrze, bo mogę dobrze zarobić - odpowiedziała.
- O, a co zamierzasz? - dopytywał się chłopak.
- Wezmę tutejszego stróża i jego ciołków, razem załatwimy nekromantę i dostaniemy nagrodę. Raz że zgodnie z prawem, a dwa to będę mieć wsparcie i mniej ryzykować straty w załodze - wyjaśniła.
- Czyli jednak będziecie walczyć. Będę się martwił o ciebie - zdradził z troską.
- Spokojnie dzióbku, dobrze się przygotujemy. Dam znać zaraz jak tylko skończymy. A ty uważaj na tych nekromanckich kurierów! - Oczywiście moja piękna - zasłodził chłopak.
Zevran i Tanyr ponownie wymienili spojrzenia. Wyglądało na to, że problem piratów mieli z głowy, ale mimo to...