Chcąc nie chcąc Ghalyia podeszła ostrożnie do studni. Stojąc kilka kroków od niej głośno zamówiła dziękczynną modlitwę do Shelas.
- Kto wzywa Panią Wody? - zadudniło w studni. Słowa, chodź z pewnością nie z ludzkich wyszły ust, były całkiem zrozumiałe.
- Sługa jej pokorny, który pragnie z jej dobrodziejstwa skorzystać by ugasić pragnienie swe i swoich towarzyszy.- Odpowiedź wygłoszona została podniosłym acz uprzejmym tonem.
- Tu się pracuje, więc to kosztuje - padła odpowiedź. - Sztuka złota za wiadro wody.
- Trochę wygórowane te twoje żądania. - Kapłanka podeszła bliżej i ostrożnie spojrzała w dół.
Na dnie studni siedział stwór, odrobinę przypominający żabę. Dość sporych rozmiarów
żabę.
Stwór wyszczerzył się do kapłanki i wyciągnął rękę.
- Tyle polecono mi brać - powiedział - gdy mnie zatrudniono.
- Czyli ktoś przywłaszczył sobie tę studnię, a Ty mu w tym pomagasz. - Ghaly chwyciła wyciągniętą w jej kierunku rękę. - Nie spodoba się to Pani. - Pozwoliła przy tym by symbol jej patronki, który nosiła na piersi, ukazał się stworzeniu.*
- Jakie "przywłaszczył"? - zdumiał się stwór. Przez moment przyglądał się symbolowi, po czym na moment przymknął powieki. - Człek, który do mnie przyszedł, powiedział, że studnia jest jego, bo ją wykopał. A potem mnie zatrudnił. Co parę dni przychodził po pieniądze.
- Ale to nie karczmarz.- Kapłanka zaryzykowała stwierdzenie. - A studnia przy karczmie jest. I teraz ni człowiek ni zwierzę nie może z wody skorzystać.
- Nie karczmarz...? Ale karczmarz ma karczmę, a nie studnię. - Stwór był skonsternowany.
- Nie, nie karczmarz. A on ma i karczmę i studnię. I pozwala wszystkim, bez opłat, z daru Pani korzystać. - Wyjaśniła spokojnie kapłanka.
- W takiiiim raaaazieeee... - Stwór przeciągnął samogłoski. - Pójdę i to wyjaśnię.
Wygramolił się ze studni i skłonił się kapłance, po czym skoczył w las.
- Poczekaj. Przecież ten co cię zatrudnilił przyjedzie po złoto. Jeżeli ci się tu podoba, to porozmawiam z karczmarzem i jakoś się dogadacie.
- Nie, nie... to nie wypada - odparł stwór. Zatrzymał się na moment, rzucił w stronę kapłanki dość chudą sakiewkę i zniknął w lesie.
Ghalyia pochwyciła "dar".
- Hej karczmarzu! - Zawołała wracając.
- Tak? - Karczmarz wystawił głowę i spojrzał na kapłankę.
- Ile razy płaciłeś za wodę ze studni? - Kobieta spojrzała pytająco na rozmówcę?
- Ze czterdzieści czy więcej... - odparł zagadnięty.
- To masz. - Rzuciła mu sakiewkę. - Nie wynagrodzi ci to krzywdy, ale zawsze to coś.
Karczmarz wytrzeszczył oczy.
- Dzięki, pani. - Schował sakiewkę, nie sprawdzając zawartości. - A ten stwór? - Wskazał na studnię.
- Jeżeli wróci i będzie chciał tu zamieszkać, to się dogadacie.- Nie była to wcale prośba, ale została wypowiedziana w delikatny sposób.
- Tak, pani. Oczywiście. - Karczmarz wydawał się szczery. Przez moment stał w progu, ale w końcu opanował zaskoczenie i przepuścił Ghalyię.
Kapłanka uśmiechnęła się do mężczyzny i weszła do środka.
- Poprosimy kolację i pokoje na noc.- Powiedziała już w środku.
- Tak, tak, oczywiście - zapewnił karczmarz, po czym ruszył w kierunku kuchni.