Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2019, 07:53   #73
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
post wspólny z Sindarin

Kadir przechadzał się po obozowisku. Po ostatnich zajściach widywano go praktycznie tylko w asyście jego straży przybocznej.
Wydawało się, że mag przeprowadza jakąś inspekcję. Za pewne, wymyśloną przez samego siebie.
Wtykał nos wszędzie i dopytywał o szczegóły. A czemu tak? A po co to? A dlaczego tu? A w jakim celu?
Starzec był pełen energii, nienaturalnie wręcz pobudzony, zupełnie, jakby się czegoś naćpał, a skwar lejący się z nieba wcale a wcale mu nie przeszkadzał.

Gdy dojrzał dowódcę karawany, uśmiechnął się i zawołał radośnie do niego.
- Mój drogi przyjacielu! - tym samym rozwiał wszelkie nadzieje, że nie dostrzegł jeszcze Cantha i ten ma szansę uniknąć rozmowy. Dowódca zgrzytnął zębami, ale kiwnął głową, przybierając obojętny wyraz twarzy.
- Tak? Mogę ci w czymś pomóc? - Canth zapytał, nie kończąc na "...żebyś dał spokój moim ludziom".
- Tak, w rzeczy samej, możesz. - Kadir uśmiechnął się. - Może wina? Albo jakąś przekąskę? - Mag skinął na niewolnicę, która podsunęła dowódcy srebrną tacę z pucharem chłodzonego wina i różnego rodzaju przysmakami. Było tam kilka ciastek, kilka ostrych serów, kilka owoców i jakieś paszteciki. Bardzo dziwny zestaw.

- Widzisz mój drogi, mam problem w dokumentach. Mógłbyś pomóc mi, i opowiedzieć nieco o sobie? Od jak dawna pracujesz dla domu, co robiłeś wcześniej? - Kadir sięgnął do tacy i wziął pasztecik, który zanurzył w gęstym czerwonym sosie. - Musisz to spróbować - rzekł przegryzając.

Canth sięgnął i ostrożnie spróbował pasztecika.
-Raport, tak? Nie pracuję dla domu, jestem członkiem rodu - powiedział twardo. Samo pytanie było obrazą, ale nie dawał po sobie tego poznać.

- Oh, upraszam najmocniej o wybaczenie - Kadir zamarkował ukłon. Albo coś zauważył albo się domyślił. - No właśnie, mam bałagan w papierach - wzruszył bezradnie ramionami.

- Przyjmuję - odparł dowódca - Co jeszcze chcesz wiedzieć?

- Wszystko. Zawsze chcę wiedzieć wszystko drogi przyjacielu. Przecież mnie znasz - Kadir zaśmiał się głośno, wyraźnie miał dystans do siebie.
- Zatem, od jak dawna dowodzisz karawaną? I dlaczego akurat ciebie wybrano, byś dowodził tą konkretną, podążającą z jakże ważną misją?

- Odkąd wyruszyła, przedtem ta grupa nie istniała. A czemu mnie wybrano, to już pytanie do Ojca Założyciela - nie zastanawiałem się nad jego decyzją. Szacowny Eupatryd prędzej ci coś powie.

Kadir znów roześmiał się, tak bardzo, że wino wylało się z kielicha na gorącą sól pod jego stopami. - Oh, wybacz, chciałem zapytać, od jak dawna masz zaszczyt dowodzić karawanami dla domu, nie konkretnie tą tutaj. - mag zatoczył palcem kółko w w powietrzu.
- No i rozumiem, że pewności wszak mieć nie możesz, lecz podejrzenia? Swoją opinię? O to pytam. Nie daj się ciągnąć przyjacielu za język. Muszę zrobić porządek w papierach... Niewdzięczne zadanie, wiem, i rozumiem. Lecz mus to mus, wdzięczny będę, jeśli ułatwisz mi moje zadanie, choć troszkę - mag sięgnął znów do tacy, tym razem po ciastko z grubą warstwą galaretki.

- Czym ma się objawić ta wdzięczność? - zapytał Canth, sięgając po kolejny pasztecik. Zasmakował mu czerwony, ostrawy smak, miła odmiana od racji podróżnych.

Kadir wzruszył ramionami. -To zależy od twych starań. Odpowiedzi na moje pytania uwolnią cię od ponownego ich wysłuchiwania. Ja mogę tak w kółko wiesz? Więc radzę się zastanowić - Kadir zaśmiał się z własnego żartu.
- A tak szerzej. Przyjaźń z moją osobą może przynieść wiele różnorakich korzyści. Cokolwiek byś chciał. Dojście do mojej spiżarni. Albo jedną z moich dziewcząt na trochę? To tutaj. polityczne Wsparcie, to potem w mieście. Bogactwa? Władzę? - Kadir oblizał palce oblepione galaretką. - znasz plotki o mnie. Moi wrogowie żyją bardzo krótko, przyjaciele szybko awansują, gdziekolwiek by nie urzędowali. -
- To jak? Pamiętasz jeszcze ostatnie moje pytania, czy mam je ponownie zadać? - Kadir uśmiechnął się rozbrajająco. Pewnym było, że nie odpuści, i mogą tak stać aż słońce wypali ich ciała na wiór.

Canth przez chwilę rozważał słowa maga. Wiedział, że Kadir jest potężną osobą z koneksjami i mimo niechęci do plugawca, rozsądniej było mieć go po swojej stronie. Miał też świadomość, że władca Tyru dowie się o wszystkim, co zostanie teraz powiedziane.
-Karawany, tak? Kilka lat zaledwie, odkąd uznano, że jestem godzien miana samodzielnego dowódcy - mimowolnie zerknął w stronę stojącego kawałek dalej Eupatryda - A czemu mnie wybrano? Może to kwestia moich konstruktów, przydają się bardzo przy niedoborze siły roboczej - rzeczywiście, byt stworzony podczas ostatniej walki przez Cantha robił wrażenie.

- Widzisz? Nie bolało. - odparł lekko pobłażliwie mag.
- Rzeczywiście, posiadasz wyjątkowy dar. Takie instrumenty są niezwykle przydatne. - wydawało się, że Kadir rzeczywiście darzy umiejętności rozmówcy sporym szacunkiem.
- Cieszę się nad wyraz, że nasza współpraca i przyjaźń powoli rozkwita - dodał natychmiast, sięgając tym razem po kieliszek z czymś, co przypominało surowe jajko z ogromną ilością przypraw. Siorbnął zawartość i uśmiechnął się - wyśmienite, musisz tego skosztować - rzekł odstawiając pusty kieliszek.
- Dobrze, zatem kolejny punkt z mojej listy. To ci się spodoba. Plany na przyszłość. Tylko szczerze proszę. Na milę wyczuwam obłudę. Gdzie widzisz się za pięć lat? A gdzie za 15?

- Jeśli będę jeszcze żył, to może na jakimś wyższym stanowisku. A potem gdzieś z dala od polityki, w spokoju i gdzie zmartwieniem będzie tylko przedłużenie rodu.

- Chcesz się zestarzeć w spokoju?? - Kadir spojrzał niedowierzająco. - Z pewnością twe ambicje sięgają wyżej. Mówisz o dzieciach. Nie pragniesz im zapewnić godnej przyszłości? Dobrego startu z szanowanej pozycji? - dopytywał Kadir

- Na pozycję powinno się zapracować. I ja także mam zamiar to zrobić.

- No dobrze. Następne pytanie. Kolejna perełka. Jaką masz opinię o głowie swojego domu? Jak oceniasz jego współpracę z arcymagiem? - Kadir uśmiechnął się przepraszająco i rozłożył ręce w geście bezsilności, jakby to nie on wymyślał te pytania.
- Bez obaw, nikomu nie zdradzę - Kadir mrugnął konspiracyjnie.

- O takie rzeczy zapytaj mnie po powrocie z wyprawy. Nie mam opinii, nie zastanawiam się, co czai się w głowach ważniejszych niż moja.

- Nie, nie masz zgadywać co oni myślą. Masz jednak oczy. Uszy. Widzisz, co się dzieje dookoła. Proszę zatem o szczerą opinię. - uściślił Kadir.

- Na pewno wydaje mi się, że wysłannicy arcymaga chcą wiedzieć bardzo wiele, sami otaczając się tajemnicami.

Kadir roześmiał się. - Tak już ten świat stworzono, mój drogi przyjacielu. Lecz znów unikasz moich pytań. Nie sądź, że tego nie zauważyłem -

-Jestem żołnierzem, nie politykiem - odparł sucho Canth, czując, że mag próbuje wyciągnąć z niego cokolwiek, nieważne czy prawdziwe czy nie - Ufam Ojcu Założycielowi i popieram jego decyzje. A o szczegółach układu z arcymagiem nie wiem - powiedział szczerze - Na taką odpowiedź czekałeś?

- Nie. Oczywiście, że nie. To brzmi jak z jakiejś laurki, jak być grzecznym poddanym - Kadir skrzywił się z emfazą. - Czytasz takie bzdety? -
Kadir wzruszył ramionami.
- A co mi powiesz o arystokracie? Nadęty dupek co? - Kadir wyciągnął dłoń po kolejny przysmak, zatrzymał ją jednak w powietrzu, jakby nie mógł się zdecydować, na co ma ochotę.

-Pewnie cię to zdziwi, ale całkiem wielu ludzi popiera swoich przełożonych, jeśli ci są rozsądni. - rzucił z lekką irytacją Canth - I proszę, nie próbuj mnie podpuszczać. Najpierw oskarżasz o znajomość pisma, a teraz próbujesz podkopywać autorytet głosu Domu - powiedział, a irytacja zaczęła przeradzać się w złość.

Kadir uśmiechnął się tajemniczo.
- Znakomicie. - rzekł, jakby jego rozmówca zdał właśnie jakiś pokręcony test.
- Dokładnie tego chciałem się dowiedzieć - rzekł jakby to wszystko wyjaśniało. - jeszcze pasztecika? -

Canth sięgnął ze złością po przekąskę.
-Teraz moja kolej. Co było w tej wiadomości, którą przyniosło ptaszysko?

- Ostrzeżenie - odparł Kadir.
- Przed czym, albo kim?
- Nie domyślasz się? - odparł Kadir delektując się pasztecikiem i popijając wino.
- Jest cała lista rzeczy, przed którymi można nas ostrzegać. Oczekiwałeś jasnych odpowiedzi, sam też ich udziel.

- Gdybyś ty ich udzielił mi, bym był zapewne bardziej skory, do dzielenia się wiedzą - wytknął nie bez wesołości Kadir.


***

ROZMOWA CENZUROWANA

***

post wspólny z Asderuki

Kadir podczas swojej wędrówki po obozie zawitał również do modliszki.
Wydawał się w znakomitym nastroju.
- Witaj przyjacielu. Jak się czujesz po walce z żywiołakami? Muszę ci się przyznać, że ta sztuczka z powiększaniem zrobiła na mnie spore wrażenie. Byłeś gigantyczny! - Kadir roześmiał się, lecz był to przyjemny, szczery śmiech.
- Może trochę zimnego wina? Albo mięsa? Wiem, lubicie surowe, prawda? - Kadir machnął na jedną z niewolnic, ta podeszła bliżej. Uniosła pokrywę z trzymanej tacy. Zapach świeżego mięsa natychmiast uderzył swą intensywnością.
- Mam trochę tego w swojej chłodni - oznajmił z pewną dumą Kadir. - Częstuj się proszę - Samemu sięgnął po kielich z winem.

Kreen zaskrobał żuwaczkami. Po dłuższym momencie niepewności wyszedł spod płachty i dokładnie się przyglądając mięsu w końcu wziął jeden kawałek mięsa.
- Hrrr. Lepsze od suchych racji. Gorsze od świeżej zwierzyny - ocenił bezceremonialnie. Przez moment żuł bez słowa aż przekrzywił głowę patrząc bokiem na maga.
- Są w stanie cię znaleźć na środku pustyni?

- Obawiam się, że transport żywności w formie jeszcze oddychającej nawet dla mnie jest nieco zbyt skomplikowany. Trzeba to karmić, sprzątać po tym. Pilnować, by nie uciekło- Kadir rozłożył przepraszająco ręce. Widać było, że jest mu przykro, iż nie potrafi zaspokoić wszelkich zachcianek swego gościa. Choć modliszka w sumie gościem nie była.
- Lecz odwiedź mnie kiedyś w mej posiadłości w mieście. Znajdę ci coś, lub kogoś żywego do zjedzenia. - zaproponował. Dziwnie podkreślił słowo "kogoś".
- A co do twojego pytania. Cóż. Ci w mieście wiedzą mniej więcej, którędy zamierzaliśmy podążać. A mój ruchomy pałac rzuca się w oczy z powietrza. Wiesz, te wszystkie kolorowe proporce trzepoczące na wietrze, te wszystkie okucia lśniące w blasku słońca. - Kadir wzruszył ramionami. - I małe to cholerstwo też nie jest, prawda? - zażartował po chwili.

- Nie jest - potwierdził kreen dla którego w ogóle to było nie do pomyślenia tak podróżować. Małe czarne plamki na jego oczach rozjechały się w dwie różne strony po czym wróciły z powrotem do Kadira. Cha’klach’cha myślał i pomimo wielu wątpliwości zadał kolejne pytanie.
- Co ty tu tak naprawdę robisz?

- Zwiedzam pustynię - odparł poważnie.
- I szukam czegoś - dodał po chwili konspiracyjnym tonem.
- A ty?

- Prowadzę was do celu. Czego szukasz? - kreen przekrzywił głowę - Może wiem gdzie to jest.

- Oh, chciał bym ci o tym powiedzieć. Lecz niestety, wiąże mnie przysięga milczenia. Przykro mi. - Kadir znów rozłożył ramiona w geście - no co ja poradzę.
- Lecz powiedz mi, nic więcej poza obowiązkiem prowadzenia karawany cię nie interesuje? Nie jest to trochę, hmm, nużące zadanie?

- Nie jest… nie przyprawia mnie do odechcenia się. Płacą mi to wykonuje swoje zadanie. Mam spokój. Wy jednak jesteście niezwykle niemądrzy. Inne grupy były rozsądniejsze. Nie bały się siebie wzajemnie, a pustyni. Tak jak powinno być - kreen fuknął ewidentnie poirytowany tym co obserwował u ludzi.

Kadir się roześmiał. - A kto się kogo boi? - był zaciekawiony.

- Wy wszyscy, siebie wzajemnie. Nawet nie wiecie kogo dokładnie, ale widzę że się podejrzewacie o wszystko. Sam mi mówiłeś, że ktoś może chcieć cię zabić - przypomniał kreen.

-Prawda. Jednak mylisz strach z pragmatyzmem. Mam kilkoro wrogów, i choć dbam o to, by tą liczbę zmniejszać, to nie mogę pozbyć się wszystkich. Nie tak od razu. To, że przygotowuje się na taką ewentualność nie znaczy, że się obawiam. To tak jak z pustynią. Wiesz, że jest niebezpieczna. Wiesz, że coś cię może zabić. Boisz się? Czy się przygotowujesz?

- Oba. Strach jest tym dzięki czemu masz tyle rozsądku aby się przygotować. Ci co zapominają o strachu są głupcami. Śmierć dopadnie ich pierwszych - kreen był bardzo poważny. Po chwili jednak poczęstował się kolejnym kawałkiem surowizny.

- Pewno masz rację. - poddał się Kadir. - jestem zapewne zbyt stary, by jeszcze należycie odczuwać strach. - Kadir wzruszył ramionami.
- Ta pustynia, nie wydaje się aż tak przerażająca. - rzekł cicho, patrząc gdzieś w dal za horyzont.

- Bo jeszcze nic nie widzieliście - kreen zaczął żuć kolejny kawałek mięsa. - Może powinniście zobaczyć. Może by was to otrzeźwiło. Krik! - zaskrzeczał z aprobatą na swój własny pomysł. - Chcesz zobaczyć straszne rzeczy?

- Chętnie - odparł Kadir.

- To zobaczysz - kreen poczęstował się ostatnim kawałkiem mięsa i schował się z powrotem pod swoją płachtę.

Kadir roześmiał się rozbawiony. - nie no, myślałem, że pokażesz mi coś strasznego tu i teraz. To może opowiesz, o tych potwornościach? - zaproponował ugodowo Kadir.

- Nie będą straszne jak je poznasz. Wy się zawsze boicie nieznanego. Zobaczysz kiedy nadejdzie czas - padła prosta odpowiedź.

- W tym pewnie problem przyjacielu. Ja już sporo widziałem. - Kadir westchnął. - ostatnie tajemnice życia napawają mnie raczej euforiom niż strachem. - rzekł nieco melancholijnie.

Kreen milczał przez moment.
- Najstarsi wojownicy mogą zostać zaskoczeni jeśli żyją w przekonaniu, że nic już ich zaskoczyć nie może. Nie ma takiej potęgi, która równała by się z Bezimiennym. Pamiętaj, że to jego pustynia.

- Oh, nie to miałem na myśli. Nie mam złudzeń co do tego, jest wiele rzeczy, które mogą mnie zaskoczyć. I sporo więcej, które mogą mnie zabić lub skrzywdzić. Nie czuję jednak lęku na myśl o nich. Smutno było by się rozstać z życiem, nie napawa mnie to jednak lękiem. No, może odrobinę - Kadir spróbował otrząsnąć się z melancholii.
- A co wiesz o tym bezimiennym? - Kadir zmienił nieco kierunek rozmowy.

- Jest. Jest potężny i niezrozumiały. Jego ścieżki są jasne tylko dla jego samego - powiedział kreen.

Kadir uśmiechnął się pobłażliwie - tak też myślałem. -
- Chyba czas na mnie - dodał po chwili. - bywaj przyjacielu. -
 
Ehran jest offline