Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2019, 10:29   #97
Mroku
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Po wczorajszym wieczorze i sporej dawce alkoholu, który niektórzy wypili, o dziwo czuliście się całkiem w porządku. Wyglądało też na to, że Erika i Cassie wszystko sobie wyjaśniły, a wśród drużyny panowała serdeczna atmosfera. Krótko po śniadaniu do pozostałych dołączył Heinrich i rozmawiając, poczekaliście do momentu, kiedy trzeba było udać się na pogrzeb Gerwazego. O ile od rana lało, tak koło jedenastego dzwonu przestało i podniosła się gęsta mgła, nadająca skąpanym w niej budynkom onirycznego charakteru. Nawet ludzie, którzy zawsze głośno rozmawiali na ulicach, dzisiaj byli dziwnie spokojni i cisi, zajęci własnymi sprawami.


Do Ogrodów Morra dotarliście niemal przed samą ceremonią, płacąc ostatnią część należnej za pochówek kwoty. Spowity mgłą cmentarz sprawiał niepokojące wrażenie; kamienne nagrobki przecinały kłębiący się, mleczny opar a bezlistne, powykrzywiane gałęzie wiekowych drzew zwieszały się nisko, jakby za chwilę miały zacisnąć swe gałęziste szpony na waszych szyjach. Jeden z młodych kapłanów poprowadził was w miejsce, gdzie miało zostać złożone ciało czarodzieja. Na miejscu zastaliście świeżo wykopany grób i położoną obok niego prostą, drewnianą trumnę. Nad grobem, ze splecionymi dłońmi stał odziany w czarny habit, zakapturzony kapłan, który miał odprawić ceremonię. Nieopodal, obok hałdy wykopanej ziemi stali dwaj sterani życiem grabarze oparci o łopaty i z nijakim wyrazem twarzy przyglądali się wam.

- Drodzy towarzysze zmarłego, witam was na tej uroczystości - powiedział śpiewnym głosem Morryta. - Z pewnością nasz nieodżałowany Gerwazy Wołostowski byłby bardzo szczęśliwy, gdyby mógł was teraz wszystkich zobaczyć, towarzyszących mu w ostatniej drodze. - W tym miejscu kapłan wszedł na typowo teologiczne tematy, które nie bardzo was interesowały, a jego przemowa trwała dobrych kilka minut. W końcu przeszedł do meritum. - Wszystko to, o czym wspomniałem przed chwilą sprawia, że dziś jest nam szczególnie trudno pożegnać się z Gerwazym. Jego odejście z pewnością napełnia was żalem i smutkiem. I choć dziś żegnacie swego towarzysza, to jestem pełen wiary w to, że spotkacie się jeszcze w Domu Morra, gdyż on w swej mądrości jest sprawiedliwy dla każdego, kto odchodzi z tego świata.

Gdy skończył, skinął głową stojącym nieopodal grabarzom, którzy ostrożnie podnieśli trumnę z ciałem czarodzieja i złożyli ją do grobu. Kapłan ruszył w stronę świątyni a tamci poczęli zasypywać mogiłę. Piach dudnił ponuro o wieko trumny, która po dłuższej chwili zniknęła wam zupełnie z oczu. Grabarze uwinęli się szybko, zostawiając was przy świeżym grobie towarzysza. Wszechobecna mgła i atmosfera tego miejsca działała na was jeszcze bardziej przytłaczająco. Postaliście jeszcze trochę nad grobem Gerwazego, po czym skierowaliście się w drogę powrotną do karczmy.


Krótko po obiedzie zauważyliście wchodzącego do gospody wysokiego, długowłosego, młodego mężczyznę w szaro-białych szatach ulrykańskiego akolity. Rozejrzał się po głównej sali, po czym porozmawiał chwilę z właścicielką i podszedł do zajmowanego przez was stolika.
- Wybaczą państwo, że przeszkadzam, ale jestem posłańcem ze świątyni Ulryka. Komendant Schutzmann polecił państwa usługi moim przełożonym, dlatego tu jestem - powiedział Ulrykanin. - Wielebny Ranulf chciałby z państwem porozmawiać, ponoć sprawa ma ważki charakter, jednak sam nie mogę powiedzieć na ten temat nic więcej, gdyż jestem tylko posłańcem.

Nie mając nic innego do roboty - a i skoro Schutzmann was polecał, to pewnie nie mieliście większego wyjścia - ruszyliście razem z akolitą i szybko dotarliście do ogromnej, robiącej wrażenie świątyni Ulryka. Minęliście kilku strażników świątynnych i zostaliście poprowadzeni do niewielkiej komnaty gościnnej, gdzie czekało już na was dwóch kapłanów. Jeden z nich mógł mieć z sześćdziesiąt lat, drugi był dużo starszy. Musiał też być ślepy, gdyż oczy przesłonięte miał białą opaską.
- Nazywam się Ranulf i to ja po was posłałem - powiedział młodszy z nich. - Komendant Schutzmann polecał wasze umiejętności i nie mógł się was nachwalić. Mój przyjaciel tutaj to ojciec Odo. - Wskazał dłonią na ślepego mężczyznę. - Ostatnio miał dziwne, niepokojące wizje. Posłuchajcie zresztą sami. Odo?

- Widziałem straszliwe rzeczy.
- Stary kapłan zaczął opowieść, a jego głos drżał. - Ciemność, do której przywykłem, uniosła się sprzed mych oczu i znalazłem się w ciemnym, ponurym lesie. Przede mną górował wielki kamień na szczycie trawiastego kopca. U jego podstawy leżał stos kości i czaszek. Ze szczytu kamienia zaczęła spływać krew. Wsiąkała w ziemię. Potem zaczęła świecić czerwonym blaskiem, jakby płonęła, a ziemia zaczęła drżeć. Rozwarła się, a z wnętrza kopca wyszedł wysoki mężczyzna w czarnej zbroi. Na jego twarzy widniał znak Khorne’a, boga krwi. Miał na szyi ciężki łańcuch z żelaza, na którym wisiał rogaty czerep z mosiądzu. Z oczu wisiora bił taki sam blask, jak od płonącej krwi. Chciałem modlić się do Ulryka o siłę i ochronę, lecz me usta nawet nie drgnęły. Padłem na ziemię pod mocą wzroku tego straszliwego przedmiotu i usłyszałem głos, który dobiegł z ust czaszki: „Mówiłem, że będę wolny!”.

Urwał, odchrząknął i dodał wciąż drżącym głosem.
- Jeszcze teraz czuję obecność tej rzeczy... Zdaje mi się, jakby na mnie patrzyła!
- Ojca Odo znalazł jeden z młodszych kapłanów. Leżał nieprzytomny, bez ruchu na podłodze
- powiedział Ranulf, klepiąc ojca Odo po ramieniu. – Wygląda na to, że ta mosiężna czaszka to jakiś stary i potężny artefakt Chaosu, zaś wizja ostrzega, że jego siła zostanie wkrótce rzucona przeciw światu. Pomóżcie nam. Proszę nie tylko w imieniu Świątyni, ale całego Middenheim, nawet Imperium. Nasze wojska opuściły miasto, zaś wielu zacnych ludzi zginęło w czasie oblężenia. Kapitan Schutzmann pochlebnie się o was wyraża, zaś my rozpaczliwie potrzebujemy pomocy. Musicie znaleźć to obrzydlistwo zanim zdobędą je słudzy Chaosu, a potem przynieście do miasta. W tym czasie nasi uczeni będą szukali sposobu na zniszczenie artefaktu, albo przynajmniej na opanowanie go. Weźmiecie ze sobą ojca Odo. Sądzę, że miejsce, które ujrzał, znajduje się gdzieś w Drakwaldzie. Wierzę, że pomimo ślepoty będzie umiał je Wam wskazać.

 
Mroku jest offline