| Po wczorajszym wieczorze i sporej dawce alkoholu, który niektórzy wypili, o dziwo czuliście się całkiem w porządku. Wyglądało też na to, że Erika i Cassie wszystko sobie wyjaśniły, a wśród drużyny panowała serdeczna atmosfera. Krótko po śniadaniu do pozostałych dołączył Heinrich i rozmawiając, poczekaliście do momentu, kiedy trzeba było udać się na pogrzeb Gerwazego. O ile od rana lało, tak koło jedenastego dzwonu przestało i podniosła się gęsta mgła, nadająca skąpanym w niej budynkom onirycznego charakteru. Nawet ludzie, którzy zawsze głośno rozmawiali na ulicach, dzisiaj byli dziwnie spokojni i cisi, zajęci własnymi sprawami.
Do Ogrodów Morra dotarliście niemal przed samą ceremonią, płacąc ostatnią część należnej za pochówek kwoty. Spowity mgłą cmentarz sprawiał niepokojące wrażenie; kamienne nagrobki przecinały kłębiący się, mleczny opar a bezlistne, powykrzywiane gałęzie wiekowych drzew zwieszały się nisko, jakby za chwilę miały zacisnąć swe gałęziste szpony na waszych szyjach. Jeden z młodych kapłanów poprowadził was w miejsce, gdzie miało zostać złożone ciało czarodzieja. Na miejscu zastaliście świeżo wykopany grób i położoną obok niego prostą, drewnianą trumnę. Nad grobem, ze splecionymi dłońmi stał odziany w czarny habit, zakapturzony kapłan, który miał odprawić ceremonię. Nieopodal, obok hałdy wykopanej ziemi stali dwaj sterani życiem grabarze oparci o łopaty i z nijakim wyrazem twarzy przyglądali się wam. - Drodzy towarzysze zmarłego, witam was na tej uroczystości - powiedział śpiewnym głosem Morryta. - Z pewnością nasz nieodżałowany Gerwazy Wołostowski byłby bardzo szczęśliwy, gdyby mógł was teraz wszystkich zobaczyć, towarzyszących mu w ostatniej drodze. - W tym miejscu kapłan wszedł na typowo teologiczne tematy, które nie bardzo was interesowały, a jego przemowa trwała dobrych kilka minut. W końcu przeszedł do meritum. - Wszystko to, o czym wspomniałem przed chwilą sprawia, że dziś jest nam szczególnie trudno pożegnać się z Gerwazym. Jego odejście z pewnością napełnia was żalem i smutkiem. I choć dziś żegnacie swego towarzysza, to jestem pełen wiary w to, że spotkacie się jeszcze w Domu Morra, gdyż on w swej mądrości jest sprawiedliwy dla każdego, kto odchodzi z tego świata.
Gdy skończył, skinął głową stojącym nieopodal grabarzom, którzy ostrożnie podnieśli trumnę z ciałem czarodzieja i złożyli ją do grobu. Kapłan ruszył w stronę świątyni a tamci poczęli zasypywać mogiłę. Piach dudnił ponuro o wieko trumny, która po dłuższej chwili zniknęła wam zupełnie z oczu. Grabarze uwinęli się szybko, zostawiając was przy świeżym grobie towarzysza. Wszechobecna mgła i atmosfera tego miejsca działała na was jeszcze bardziej przytłaczająco. Postaliście jeszcze trochę nad grobem Gerwazego, po czym skierowaliście się w drogę powrotną do karczmy.
Krótko po obiedzie zauważyliście wchodzącego do gospody wysokiego, długowłosego, młodego mężczyznę w szaro-białych szatach ulrykańskiego akolity. Rozejrzał się po głównej sali, po czym porozmawiał chwilę z właścicielką i podszedł do zajmowanego przez was stolika. - Wybaczą państwo, że przeszkadzam, ale jestem posłańcem ze świątyni Ulryka. Komendant Schutzmann polecił państwa usługi moim przełożonym, dlatego tu jestem - powiedział Ulrykanin. - Wielebny Ranulf chciałby z państwem porozmawiać, ponoć sprawa ma ważki charakter, jednak sam nie mogę powiedzieć na ten temat nic więcej, gdyż jestem tylko posłańcem.
Nie mając nic innego do roboty - a i skoro Schutzmann was polecał, to pewnie nie mieliście większego wyjścia - ruszyliście razem z akolitą i szybko dotarliście do ogromnej, robiącej wrażenie świątyni Ulryka. Minęliście kilku strażników świątynnych i zostaliście poprowadzeni do niewielkiej komnaty gościnnej, gdzie czekało już na was dwóch kapłanów. Jeden z nich mógł mieć z sześćdziesiąt lat, drugi był dużo starszy. Musiał też być ślepy, gdyż oczy przesłonięte miał białą opaską. - Nazywam się Ranulf i to ja po was posłałem - powiedział młodszy z nich. - Komendant Schutzmann polecał wasze umiejętności i nie mógł się was nachwalić. Mój przyjaciel tutaj to ojciec Odo. - Wskazał dłonią na ślepego mężczyznę. - Ostatnio miał dziwne, niepokojące wizje. Posłuchajcie zresztą sami. Odo?
- Widziałem straszliwe rzeczy. - Stary kapłan zaczął opowieść, a jego głos drżał. - Ciemność, do której przywykłem, uniosła się sprzed mych oczu i znalazłem się w ciemnym, ponurym lesie. Przede mną górował wielki kamień na szczycie trawiastego kopca. U jego podstawy leżał stos kości i czaszek. Ze szczytu kamienia zaczęła spływać krew. Wsiąkała w ziemię. Potem zaczęła świecić czerwonym blaskiem, jakby płonęła, a ziemia zaczęła drżeć. Rozwarła się, a z wnętrza kopca wyszedł wysoki mężczyzna w czarnej zbroi. Na jego twarzy widniał znak Khorne’a, boga krwi. Miał na szyi ciężki łańcuch z żelaza, na którym wisiał rogaty czerep z mosiądzu. Z oczu wisiora bił taki sam blask, jak od płonącej krwi. Chciałem modlić się do Ulryka o siłę i ochronę, lecz me usta nawet nie drgnęły. Padłem na ziemię pod mocą wzroku tego straszliwego przedmiotu i usłyszałem głos, który dobiegł z ust czaszki: „Mówiłem, że będę wolny!”.
Urwał, odchrząknął i dodał wciąż drżącym głosem. - Jeszcze teraz czuję obecność tej rzeczy... Zdaje mi się, jakby na mnie patrzyła!
- Ojca Odo znalazł jeden z młodszych kapłanów. Leżał nieprzytomny, bez ruchu na podłodze - powiedział Ranulf, klepiąc ojca Odo po ramieniu. – Wygląda na to, że ta mosiężna czaszka to jakiś stary i potężny artefakt Chaosu, zaś wizja ostrzega, że jego siła zostanie wkrótce rzucona przeciw światu. Pomóżcie nam. Proszę nie tylko w imieniu Świątyni, ale całego Middenheim, nawet Imperium. Nasze wojska opuściły miasto, zaś wielu zacnych ludzi zginęło w czasie oblężenia. Kapitan Schutzmann pochlebnie się o was wyraża, zaś my rozpaczliwie potrzebujemy pomocy. Musicie znaleźć to obrzydlistwo zanim zdobędą je słudzy Chaosu, a potem przynieście do miasta. W tym czasie nasi uczeni będą szukali sposobu na zniszczenie artefaktu, albo przynajmniej na opanowanie go. Weźmiecie ze sobą ojca Odo. Sądzę, że miejsce, które ujrzał, znajduje się gdzieś w Drakwaldzie. Wierzę, że pomimo ślepoty będzie umiał je Wam wskazać. |