Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2019, 20:00   #20
Ketharian
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Baza w Jefferson City, 3/09/2050, 11:27

Jak zwykle milkliwy i trzymający dystans wobec reszty towarzyszy, Heras przysiadł sobie na dużej amunicyjnej skrzyni w głębi magazynu. Nie miał pojęcia, po co jego pododdział został wezwany do świetlicy Tannera, toteż w głowie mężczyzny kłębił się istny kocioł myśli, wszystkich bez wyjątku mrocznych i ociekających podejrzliwością. Chcąc jakoś zapanować nad nerwowością, Hiszpan pstrykał z przyzwyczajenia dźwignią bezpiecznika swojej Beretty i przyglądał się dyskretnie hałaśliwej zgrai tworzącej drużynę sierżant Anderson. Siedzący opodal kapral Cooper podchwycił spojrzenie Romero, odwrócił powolnym ruchem głowę w przeciwną stronę. Widząc to Heras uśmiechnął się kącikami ust.

Thomas Cooper był jednym z tych, którzy wiedzieli prawie tyle, co sam Romero. Krótko po transferze do Jefferson City przygnębiony przydziałem i zdegustowany towarzystwem Heras pozwolił sobie na krótką chwilę szczerości i wyjawił kapralowi, dlaczego zesłano go właśnie do tej bazy, kto maczał w tym ręce i czemu zausznikom Collinsa zależało, aby Romero zniknął z Nowego Jorku. Cooper wysłuchał rusznikarza z właściwą sobie kamienną miną, a potem nic nie odpowiadając odszedł, na dodatek bardzo szybkim krokiem. Od tego momentu nie zamienił z Herasem ani słowa konsekwentnie unikając z nim wszelkich kontaktów. Ktoś inny mógłby pomyśleć, że kapral wziął swego rozmówcę za niebezpiecznego szaleńca, ale Romero wiedział swoje. Ludzie znający ciemne sprawki rządu musieli dbać o własne bezpieczeństwo i za wszelką cenę ograniczać wzajemne relacje, aby w razie zdemaskowania jednego z nich drugi pozostał przy życiu.

Chwilę potem w pomieszczeniu pojawiła się sierżant Anderson i chociaż piękna twarz Casandre mesmerycznie wabiła spojrzenie Romero, mężczyzna nie przeoczył towarzyszącego jej oficera. Karnie wykonując rozkazy, stanął natychmiast w szeregu, a potem jako ostatni wszedł do pokoju odpraw upewniając się, że od strony zewnętrznego wejścia nie nadciągają jego śladem żadni nowojorscy żandarmi. Usiadł na jednym z bardziej oddalonych od środka pokoju krzeseł, kątem oka obserwując wiercącą się tuż obok szeregowiec Harquin.

Kiedy sierżant wyjawiła powód wezwania do Tannera, względnie uporządkowany świat Romero zawalił się, a potem wywrócił do góry nogami i zatrząsł. Skradziona bomba wodorowa. Pozostali żołnierze zaczęli stawiać jakieś pytania, niektórzy pletli przy tym trzy po trzy i prezentowali taki brak żołnierskiego profesjonalizmu, że od ich słuchania aż bolały zęby, ale tym razem Heras praktycznie nie zwracał na tę konwersację uwagi. Żaden z tych biedaków nie zapytał o to, co w opinii Hiszpana było najważniejsze.

Dlaczego właśnie ten pododdział?

W bazie służyło wielu żołnierzy o dużo wyższym doświadczeniu i umiejętnościach. Gdyby sztabowi naprawdę zależało na odzyskaniu bomby, w teren ruszyłby natychmiast cały zmechanizowany pluton, uzupełniony o kilku specjalsów. A dowództwo zamiast postąpić zgodnie z logiką i zdrowym rozumem, oddelegowało do poszukiwań właśnie ekipę Anderson. Jak duże istniało prawdopodobieństwo, że cała ta operacja była jedynie przykrywką mającą wywabić Herasa z obozu? Zważywszy na ogrom niepożądanej wiedzy Romero, prawdopodobieństwo było duże. Sytuacja uległa przerażającemu pogorszeniu, kiedy pstrykający szaleńczo bezpiecznikiem Beretty rusznikarz uświadomił sobie, że szpiedzy Collinsa mogli posunąć się jeszcze dalej. A co, jeśli to była operacja znacznie bardziej skomplikowana niż pierwotnie założył? A co, jeśli naprawdę skradziono tę bombę, a nie jedynie zainscenizowano taki incydent? Zakrawało to naprawdę na diaboliczny plan, ale gdyby ktoś ukradł bombę, a następnie tak zmanipulował sztab w Jefferson City, aby do poszukiwań przydzielono właśnie drużynę Anderson, wysyłał Romero na stuprocentowo pewną śmierć. Tak, to miało sens i układało się w logiczną całość. Skraść atomówkę, uzbroić ją, ściągnąć w pobliże człowieka niebezpiecznego dla skorumpowanej władzy, a potem zdetonować ładunek.

Romero zamrugał czując ściskające gardło silne emocje. Wzruszenie odjęło mu mowę, kiedy uświadomił sobie, że otaczający go żołnierze zostali skazani na pewną śmierć tylko z tego powodu, iż razem z rusznikarzem służyli w tym samym pododdziale.

Bezlitosne szaleństwo trawiące chore umysły rządowych intrygantów wręcz nie mieściło się w głowie!

- Nie ma pytań? Jest 11:27 - rzuciła głośno Anderson, ale tym razem nawet jej anielski głos nie zdołał wyrwać Herasa z otchłani czarnej rozpaczy - Macie godzinę na przygotowanie sprzętu i zameldowanie przed główną bramą. Wymarsz 12:30. Koniec odprawy, oddział rozejść się!

Tak się nakręciłem podczas pisania tego posta, tak sam siebie przeraziłem, że mi się słabo zrobiło i posiwiał mi kosmyk za lewym uchem. Idę zażyć swoje tabletki i się na chwilę położyć na sofie! Jakbym przez dłuższy czas nie pisał, przyjmijcie najgorsze - dorwali mnie w realu!

 

Ostatnio edytowane przez Ketharian : 19-09-2019 o 20:03. Powód: literówki
Ketharian jest offline