Dział Postapokalipsa | Baza w Jefferson City, 3/09/2050, 11:27
Jak zwykle milkliwy i trzymający dystans wobec reszty towarzyszy, Heras przysiadł sobie na dużej amunicyjnej skrzyni w głębi magazynu. Nie miał pojęcia, po co jego pododdział został wezwany do świetlicy Tannera, toteż w głowie mężczyzny kłębił się istny kocioł myśli, wszystkich bez wyjątku mrocznych i ociekających podejrzliwością. Chcąc jakoś zapanować nad nerwowością, Hiszpan pstrykał z przyzwyczajenia dźwignią bezpiecznika swojej Beretty i przyglądał się dyskretnie hałaśliwej zgrai tworzącej drużynę sierżant Anderson. Siedzący opodal kapral Cooper podchwycił spojrzenie Romero, odwrócił powolnym ruchem głowę w przeciwną stronę. Widząc to Heras uśmiechnął się kącikami ust.
Thomas Cooper był jednym z tych, którzy wiedzieli prawie tyle, co sam Romero. Krótko po transferze do Jefferson City przygnębiony przydziałem i zdegustowany towarzystwem Heras pozwolił sobie na krótką chwilę szczerości i wyjawił kapralowi, dlaczego zesłano go właśnie do tej bazy, kto maczał w tym ręce i czemu zausznikom Collinsa zależało, aby Romero zniknął z Nowego Jorku. Cooper wysłuchał rusznikarza z właściwą sobie kamienną miną, a potem nic nie odpowiadając odszedł, na dodatek bardzo szybkim krokiem. Od tego momentu nie zamienił z Herasem ani słowa konsekwentnie unikając z nim wszelkich kontaktów. Ktoś inny mógłby pomyśleć, że kapral wziął swego rozmówcę za niebezpiecznego szaleńca, ale Romero wiedział swoje. Ludzie znający ciemne sprawki rządu musieli dbać o własne bezpieczeństwo i za wszelką cenę ograniczać wzajemne relacje, aby w razie zdemaskowania jednego z nich drugi pozostał przy życiu.
Chwilę potem w pomieszczeniu pojawiła się sierżant Anderson i chociaż piękna twarz Casandre mesmerycznie wabiła spojrzenie Romero, mężczyzna nie przeoczył towarzyszącego jej oficera. Karnie wykonując rozkazy, stanął natychmiast w szeregu, a potem jako ostatni wszedł do pokoju odpraw upewniając się, że od strony zewnętrznego wejścia nie nadciągają jego śladem żadni nowojorscy żandarmi. Usiadł na jednym z bardziej oddalonych od środka pokoju krzeseł, kątem oka obserwując wiercącą się tuż obok szeregowiec Harquin.
Kiedy sierżant wyjawiła powód wezwania do Tannera, względnie uporządkowany świat Romero zawalił się, a potem wywrócił do góry nogami i zatrząsł. Skradziona bomba wodorowa. Pozostali żołnierze zaczęli stawiać jakieś pytania, niektórzy pletli przy tym trzy po trzy i prezentowali taki brak żołnierskiego profesjonalizmu, że od ich słuchania aż bolały zęby, ale tym razem Heras praktycznie nie zwracał na tę konwersację uwagi. Żaden z tych biedaków nie zapytał o to, co w opinii Hiszpana było najważniejsze. Dlaczego właśnie ten pododdział?
W bazie służyło wielu żołnierzy o dużo wyższym doświadczeniu i umiejętnościach. Gdyby sztabowi naprawdę zależało na odzyskaniu bomby, w teren ruszyłby natychmiast cały zmechanizowany pluton, uzupełniony o kilku specjalsów. A dowództwo zamiast postąpić zgodnie z logiką i zdrowym rozumem, oddelegowało do poszukiwań właśnie ekipę Anderson. Jak duże istniało prawdopodobieństwo, że cała ta operacja była jedynie przykrywką mającą wywabić Herasa z obozu? Zważywszy na ogrom niepożądanej wiedzy Romero, prawdopodobieństwo było duże. Sytuacja uległa przerażającemu pogorszeniu, kiedy pstrykający szaleńczo bezpiecznikiem Beretty rusznikarz uświadomił sobie, że szpiedzy Collinsa mogli posunąć się jeszcze dalej. A co, jeśli to była operacja znacznie bardziej skomplikowana niż pierwotnie założył? A co, jeśli naprawdę skradziono tę bombę, a nie jedynie zainscenizowano taki incydent? Zakrawało to naprawdę na diaboliczny plan, ale gdyby ktoś ukradł bombę, a następnie tak zmanipulował sztab w Jefferson City, aby do poszukiwań przydzielono właśnie drużynę Anderson, wysyłał Romero na stuprocentowo pewną śmierć. Tak, to miało sens i układało się w logiczną całość. Skraść atomówkę, uzbroić ją, ściągnąć w pobliże człowieka niebezpiecznego dla skorumpowanej władzy, a potem zdetonować ładunek.
Romero zamrugał czując ściskające gardło silne emocje. Wzruszenie odjęło mu mowę, kiedy uświadomił sobie, że otaczający go żołnierze zostali skazani na pewną śmierć tylko z tego powodu, iż razem z rusznikarzem służyli w tym samym pododdziale.
Bezlitosne szaleństwo trawiące chore umysły rządowych intrygantów wręcz nie mieściło się w głowie!
- Nie ma pytań? Jest 11:27 - rzuciła głośno Anderson, ale tym razem nawet jej anielski głos nie zdołał wyrwać Herasa z otchłani czarnej rozpaczy - Macie godzinę na przygotowanie sprzętu i zameldowanie przed główną bramą. Wymarsz 12:30. Koniec odprawy, oddział rozejść się!
Ostatnio edytowane przez Ketharian : 19-09-2019 o 20:03.
Powód: literówki
|