Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2019, 20:58   #78
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Półork dalej siedział na ławeczce. Trochę zmoknął, ale uśmiechu z jego twarzy deszcz zmyć nie zdołał.
- Jak było? - zapytał konwersacyjnie.
- Odprężająco. Przez chwilę może będę w stanie się kontrolować, chociaż nie wiem - udała, że się zamyśliła. - Rozbudziła moją ochotę na mężczyznę.
- Tylko nie próbuj rzucać się na miejskich strażników. Są silni i młodzi, ale za takie wybryki zamykają w lochach - kuszenie Leileny bardzo Andera bawiło.
- Ja nie mam takich złych doświadczeń z lochów - uśmiechnęła się do niego słodko.
- W tutejszych tylko głodzą - westchnął, jakby miał złe wspomnienia. - To co teraz, Leileno? Klub otwierają dopiero po zmroku… o ile jeszcze chcesz go odwiedzić.
- Myślisz, że jeden raz z niedoświadczoną dziewczyną mi wystarczy? - spojrzała na niego jak na wariata. - Ty jesteś przewodnikiem. Zabierz mnie w jakieś ciekawe miejsce, chętnie zwiedzę to głośne miasto.
- Ciekawe miejsce. Proszę bardzo - poderwał się na nogi. - Wrota mają bardzo długą historię, ale teraz jest chyba najlepszy czas dla tego miejsca. Podobno jest największe, na calutkim świecie - rozłożył ramiona, trochę jak wędkarz, który chwali się taaaką rybą.
- E tam, to nawet ja słyszałam, że Waterdeep jest przynajmniej kilka razy większe - pokazała mu język. - U mnie mają chyba spory jego kompleks. Także częściowo magiczny.
- Phi - prychnął. - Ci z Waterdeep zadzierają nosa i żyją dawną chwałą. Tu jest prawdziwa zabawa. Jak coś jest piękne, to jest piękne, a jak coś jest wystawne, to bez ograniczeń. Nikt się tu nie przejmuje arytokratycznymi fiu bździu. No, chyba że arystokraci - zakończył trochę wbrew sobie. Prowadził już Lei szeroką ulicą, w sobie tylko znanym kierunku. - Wy tam u siebie to podobno macie fioła na punkcie magii.
- Bo u nas prawie każdy jest magiczny - powiedziała tak po prostu, rozglądając się. - Może wbrew temu co mówią nie mamy najwspanialszego kraju, ale przetrwaliśmy coś czego nie powinniśmy. Dzięki magii. Choćby ta historia sprawia, że chcę rozwijać swoje możliwości. Nawet jak ostatecznie będę tylko prowadzić burdel, to sprawię, że będzie najlepszy na świecie.
-Najlepszy burdel na świecie? Zaproś mnie koniecznie na otwarcie - poprosił półork.
Prowadził szybkim, pewnym krokiem kogoś, kto wie dokąd idzie. Mijali kamienice i domostwa, aż od nieustępującej mżawki Leilenie zaczęło robić się najzwyczajniej w świecie zimno. Przyjemna odmiana po upałach Calimportu po prostu przestała być przyjemna. Ander to dostrzegł i po chwili grzebania w podróżnej sakwie, wręczył rudowłosej pierścień.
- Tylko sobie nie pomyśl, że ci się oświadczam - zastrzegł z uśmiechem. - Załóż, jest zaczarowany tak, by chronił przed pogodą. Od razu zrobi ci się cieplej.

To nie była przechwałka. Czar zadziałał natychmiastowo i Lei poczuła przyjemne ciepło, takie w sam raz. Z taką biżuterią mogła ubierać się jak jej tylko przyszło do głowy.
Celem spaceru okazała się długa hala z białego marmuru, otoczona wysoką kolumnadą. Nad masywnymi, metalowymi drzwiami obracała się biała zębatka.
- To wystawa wynalazków wyznawców Gonda - wyjaśnił półork. - Kapłani pozwalają za opłatą oglądać swoje dzieła. Niektóre są dziwaczne, inne naprawdę interesujące - zachęcał. Nie czekał jednak na potwierdzenie, czy Leilena w ogóle jest czymś takim zainteresowana i zapłacił kustoszowi za wstęp dla dwóch osób.
Nie było czego żałować. Na osobnych, odgrodzonych taśmą wystawach, faktycznie stały istne cuda. Zegar, napędzany przez spadającą jak mały wodospad wodą. Bujany fotel, połączony zestawem przekładni z wiatrakiem, który miał chłodzić siedzącego. Historyczna luneta, podobna jedna z pierwszych, które skonstruowano. Przedziwna maszyna ze skrzydłami i postawionym na sztorc ogromnym świdrem, która potrafiła latać, jeśliby uwierzyć w opis wystawy. Metalowe automaty, napędzane podgrzewaną w kotle parą, które grały proste melodyjki. Oraz cała masa innych dziwów, które choć ciekawe, wydawały się zupełnie bezużyteczne.
Kolejnym miejscem, które Ander zdecydował się zaprezentować Leilenie, był Wysoki Dwór. Kamienna budowla wyglądała jak twierdza, ale służyła jako siedziba lokalnej władzy, miejsce spotkań bogatej arystokracji, hala festynowa, a także muzeum poświęcone historii miasta. Można tam było coś przekąsić, pooglądać, poczytać, albo porozmawiać z mieszkańcami.
Półork pooprowadzał również rudowłosą po ciekawszych sklepach, z ubraniami, magicznymi przedmiotami, pachnidłami i wszędzie zdawał się czuć jak u siebie. Kiedy zaczęła się ściemniać, Leilenę zwyczajnie od tego całego zwiedzania bolały już nogi.
- Naprawdę wierzysz w piękno tego miasta - przyznała mu szczerze. - Dobrze, że nie jestem jak duża część czarodziejek i jeszcze nie zapomniałam jak to jest dużo chodzić - westchnęła. - Będziesz mi musiał wymasować łydki - klepnęła go w tyłek. - Te wynalazki wyznawców Gonda podobały mi się chyba najbardziej. Wydaje mi się, że to przez zupełną ich nieobecność w Halruaa. My wszystko robimy przy pomocy magii.
- To musi zabijać masę zabawy - zastanowił się półork. - Co to za zabawa sparaliżować prosiaka czarem, zamiast uganiać się za nim w błocie? - zażartował, spoglądając na odsłonięte nogi towarzyszki. - Skąd wiedziałaś, że jestem doświadczony w masowaniu?
- Do czegoś musisz się przydawać - odparowała. - Oh, bardzo bym chciała, abyś tłumaczył to ludziom z mojego kraju - zachichotała. - “Ojejku, to nic, że dzisiaj już zużyłeś swoją magię, przecież możesz wziąć kawałek linki i ganiać za świniaczkiem.”
- Jasne. W tym cała zabawa - powtórzył się. Deszcz wreszcie postanowił ustąpić, a chmury rozstąpiły się ukazując czyste niebo. Ander wysuszył chustką pobliską ławkę i zaoferował Leilenie by chwilę odpoczęła. - Moja magia… cóż, powiedzmy że jest ograniczona.
- Raczej nie możesz większości z niej używać wśród innych - przyznała, siadając z lekko rozchylonymi nogami. - Ja wolę eksperymenty z magią niż świnkami.
- Każdy ma jakiegoś bzika - sentencjonalnie stwierdził mężczyzna i nie zważając na wilgotny bruk przyklęknął naprzeciw Lei. Objął dłońmi przemęczoną łydkę i zaczął ją delikatnie ugniatać. Miał duże dłonie, ale zaskakująco delikatne i gładkie, należące do kogoś, kto nie nadwyręża się fizyczną pracą. Dziewczyna zamruczała z przyjemności, unosząc nogę nieco bardziej i wyciągając ja ku niemu, aż do oparcia o szeroki tors. Wydawało się, że zupełnie jej nie przeszkadza, że ogląda właśnie brak bielizny.
- Lubię ten twój pierścień w tych warunkach - przyznała. - W Halruaa takie nie są potrzebne.
- Tam nigdy nie jest zimno? Ani za gorąco? - Ander bezwstydnie spoglądał jej między nogi.
- Czasami jest za gorąco, ale można się przyzwyczaić - druga noga odchyliła się nieco bardziej. - Podoba ci się?
- Jest śliczna - odparł bez wahania, ale nie stracił przy tym wątku. - Z tym pierścieniem, upał ci niestraszny. Po co się pocić, jeśli nie trzeba?
- Czasami przyjemnie się spocić, zasapać, stracić oddech… - uśmiechnęła się, bezwstydnie mu się pokazując. I być może komuś za jego plecami.
- Owszem, ale tak po prostu od stania? Są lepsze sposoby na osiągnięcie tego samego - skupił się na drugiej nodze. Rozmasowywał napięte mięśnie ze sporą wprawą. Z chęcią mu ją podstawiła, nie zabierając pierwszej z jego torsu, a nawet przesuwając nieco wyżej.
- Nie tylko stania. Można też leżeć, klęczeć, kucać, wisieć, a nawet latać…
- Oho, znowu się wkrada halruaańska magia. Chyba, że gdzieś pod tą sukienką chowasz skrzydła? - przeniósł na chwilę spojrzenie na nagą stópkę i oblizał wargi, ale nie odważył się na nic więcej. W końcu byli w miejscu publicznym.
- Chcesz poszukać? - zachęciła. - Nie jestem aniołkiem, by mieć takie słodkie skrzydełka. Myślisz, że takie pasowałyby do mojego słodkiego ciała?
- Szczerze? Wyobrażam je sobie raczej kolorowe, jak u motyla. I nie kuś mnie tutaj. Ja nie żartuje, opowiadając jak nieugięta potrafi być tutejsza straż.
- To lepiej zabierz mnie do tego klubu i tam poszukaj - zaproponowała z uśmiechem.
- Jak sobie życzysz - podniósł się, po czym pomógł wstać Leilenie, biorąc ją pod ramię.
Na szczęście spacer do wspominanego klubu nie trwał długo. A przynajmniej nie trwałby, gdyby półork nie zatrzymał się przy sklepie z karnawałowymi przebraniami.
- Zapomniałem o jednym. Nie wpuszczą nas bez masek - wyjaśnił.
- Oh, tajemniczość! - zaśmiała się. - Kogo powinnam udawać? Lisiczkę z moimi rudymi włosami?
- Och, to by ci naprawdę pasowało - stwierdził szczerze. - Ja mam zawsze kłopot z wyborem. A co gorsza zawsze potem gubię te maski.
- Tylko lisiczka musi mieć ogon - pokręciła kuperkiem. - Najlepiej prawdziwą lisią kitę. I koreczek do umieszczenia jej we mnie.
Ander posłał Lei zaciekawione spojrzenie.
- Odważne. Ale tutaj czegoś takiego nie kupimy. Musielibyśmy… improwizować - stwierdził, samemu sięgając po króliczą maskę. Bez większego zastanowienia, najwyraźniej uznał, że i tę gdzieś posieje.
- Jestem pewna, że znajdziesz miejsca do nabycia elementów mojego stroju - powiedziała z pewnością w głosie. - I nie, królik? Bestia. Dzika bestia. O, patrz - wskazała na maskę czarnego niedźwiedzia - przynajmniej taka.
- Ja? Bestią - żachnął się teatralnie. - Ranisz mnie.
Mimo swych słów wziął proponowaną mu maskę. Znalezienie lisiego ogona zajęło trochę więcej czasu i naturalnie mocowany był na sznurek. Odpowiedni korek trzeba było zatem kupić osobno.
- A jak u ciebie z krawiectwem? Bo jakoś musimy to złożyć w całość.
- Od szycia sukni z mojego pomysłu mam krawcową. Sama bym się prędzej pokuła cała - westchnęła. - Zresztą korek najlepiej jakby był drewniany, bardzo gładki. Magia sobie z czymś takim radzi, ale nie wiem jacy rzemieślnicy.
- Magia, magia… ale taką nie dysponuję - zamyślił się, aż w końcu machnął dłonią w powietrzu, jakby odpędzał muchę. - A co tam, raz się żyje, a ja ci sporo zawdzięczam. Chodź, damy w łapę jakiemuś czarodziejowi.
Zapłacił za maski i ogon, po czym znowu zaczął gdzieś Leilenę ciągnąć. Halruaańskie miasta jednak były przytulniejsze i nie nadwerężały aż tak nóg.
Ander wrócił do jednego z magicznych kramów, które wcześniej pokazał Lei i bez najmniejszych śladów skrępowania wytłumaczył, czego potrzebuje. Czarodziej, który nie był wcale taki stary, zmarszczył brwi i pochylił się nad ladą.
- Co pan potrzebuje? - zapytał niedowierzając.
- Koreczek przytwierdzony do tego ogona - Lei równie bez skrępowania uniosła kitę - wypełni mi pupę i z niej nie wypadnie.
Mag aż się zakrztusił i potrzebował chwili, by odzyskać oddech.
- Proszę sobie ze mnie nie żartować! - oburzył się, gdy znowu mógł mówić.
- Mogę potem zademonstrować - obruszyła się rudowłosa.
- Pieniądz to pieniądz - dodał półork. - Ileż można robić magicznych sztyletów dla awanturników?
Mag wciąż wydawał się urażony, ale złoto najwyraźniej wcale mu nie śmierdziało, a wykonanie zlecenia najwyraźniej uznał za najszybszy sposób pozbycia się dziwaków. Dzięki temu po paru minutach Leilena otrzymała brakujący element zestawu. Nie dane jej jednak było przymierzyć go na miejscu - czarodziej szybko bowiem wygonił ich na ulicę.
- Niektórzy naprawdę nie mają poczucia humoru, co? - zapytał rozbawiony półork.
- Gdyby wszyscy mieli, życie byłoby nieco bardziej nudne. Lubię urozmaicenia - wzięła go pod rękę. - Powinnam przymierzyć już teraz i tak iść, czy dopiero w klubie?
- Uwierz mi, że bardzo chciałbym zobaczyć jak spacerujesz z takim dodatkiem, ale będę jednak nalegał, byś się wstrzymała.
- Dla ciebie wszystko - obiecała i już nic nie kombinowała, pozwalając się prowadzić.

Klub okazał się być wystawną kamienicą, oświetloną z zewnątrz czarodziejskimi światełkami we wszystkich kolorach tęczy. Akurat taki styl oświetlania domów bardzo przypominał Lei rodzinne strony. Ander założył maskę i dał znać towarzyszce, by zrobiła to samo. Wejścia pilnowało dwóch rosłych i uzbrojonych mężczyzn. Dopiero, gdy półork wypowiedział hasło “zielony bluszcz”, odsunęli się na boki, zezwalając na przejście.
Za drzwiami czekał ich kontuar obsługiwany przez młodą i bardzo ładną kobietę. Pobrała ona słoną opłatę za wejście i poinformowała, że o tej porze pozostały już tylko dwa wolne stoliki z tyłu sali. Nie mając wielkiego wyboru, mężczyzna zgodził się na gorsze miejsca i zaczął prowadzić Lei korytarzem do głównego pomieszczenia.
- Chcesz tutaj dokonać przymiarki, czy dopiero przy naszym stole?
- Myślę, że przy stoliku będzie zabawniej - odpowiedziała po chwili zastanowienia, rozglądając się tak samo ciekawie jak uważnie, lustrując wszystkie szczegóły i osoby.
Korytarzyk wychodził na dużą salę, w której centralnym miejscu znajdowała się podwyższona scena, na której tańczyła naga elfka. Jej smukłe, piękne ciało wiło się z nadludzką gracją, a długie, blond włosy opływały ją niczym fale. Dookoła, w koncentrycznych kręgach, znajdowały się otoczone niskimi parawanami stoliki. Parawany nie były na tyle wysokie, by mogły komuś zasłonić widok tego, co działo się na scenie, ale dość by ukryć to, co działo się pod stolikami. Widownia rzeczywiście była zapełniona. Widzowie siedzieli pojedynczo, parami lub w większych grupach. Przeważali mężczyźni, a jeśli już gdzieś były kobiety, to nigdy same.
Ander wypatrzył wolne miejsce i podprowadził do niego Leilenę, nawet szarmancko odsuwając jej wygodne krzesło. Dziewczyna zapatrzyła się na nagie elfie ciało. Rzadko była okazja takie podziwiać. Prawie więc wpadła na stolik, kiedy się zatrzymali.
- Chcesz mi doprawić ogonek osobiście? - zapytała, opierając się o stolik i delikatnie wypinając.
- Będę potrzebował trochę pomocy. Ten korek jest zupełnie nie nawilżony - udawał, że widzi w tym problem.
- Oh, czyli najpierw zamówimy wino, czy chcesz skorzystać z moich ust? - zapytała niewinnie.
- Może jedno i drugie? - zamachał do dziewczyny obsługującej gości. Była to kolejna jasnowłosa piękność, przy czym ta była ubrana. Owszem, rozcięcie w spódnicy odsłaniało całą nogę, a biust niemal wyskakiwał jej z gorsetu, ale była ubrana.
- Poprosimy butelkę czerwonego wina.
- Oczywiście. Czy coś do tego? Może sery? - spojrzała na Leilenę.
Ta wcale nie zmieniła szczególnie swojej pozycji, odpowiadając na to spojrzenie promiennym uśmiechem.
- Delikatne przekąski, wedle twojego uznania.
- Dobrze, proszę pani - odpowiedziała grzecznie, choć sama była tylko parę lat starsza od Lei.
Półork usiadł przy stole, przenosząc wzrok to na wypiętą rudowłosą, to na tańczącą elfkę.
- Dasz radę poczekać na to wino?
- Oczywiście, jestem poważną, dojrzałą kobietą - zadeklarowała, siadając na podsuniętym wcześniej krześle, zakładając nogę na nogę. - Co można tu robić, jakie są główne atrakcje?
- A elfka ci się nie podoba? - zdziwił się.
- Oczywiście, że mi się podoba, ale ona nie zaspokoi moich potrzeb.
- Na szczęście to tylko przystawka - zapewnił poważnie Ander. - Ten klub celuje w klientelę szukającą… sugestywnych przedstawień? - zakończył, nie będąc przekonany jakim terminem się posłużyć.
- Tylko przedstawień? - dopytywała dalej, przyglądając się elfce z zaciekawieniem. Może powinna sama brać lekcje tańca?
- Klientela często umila sobie spektakle we własnym zakresie. Po to są te wszystkie parawany i dywany. Jeżeli ktoś chciałby sobie ulżyć, to może to zrobić… no, może nie w prywatnej atmosferze, ale też nie na cudzych oczach - popatrzył na scenę. - Nie licząc artystów. Oni widzą wszystko.
- To nie jest tak niegrzeczny ten klub, jak mógłby być - roześmiała się. - Większość tych artystów już pewnie nie zwraca na to uwagi i robi wiele rzeczy w wyuczony sposób, bez zastanowienia i tak dalej.
- A co ty byś przedstawiła? Tak, żeby nie było to wyuczone? - zapytał zaciekawiony.
- Domyślam się, że większość artystów ma taką samą choreografię. Jeśli ja prowadziłabym taki klub, to musiałabym zatrudniać tylko takich, którzy potrafią zawsze to zmienić, urozmaicić, dostosować do widowni. I tak, wiem, że to łatwiej powiedzieć niż zrobić.
- Każdy jest krytykiem - zaśmiał się półork.
Służąca zdążyła zaś uwinąć się z zamówieniem, przynosząc otwartą butelkę, dwa kieliszki i przystawki.
- Życzę smacznego. Gwiazda wieczoru zaraz wyjdzie na scenę - dodała.
- Dziękujemy - uśmiechnęła się do niej znowu Leilena, zerkając na butelkę. - Kto jest gwiazdą wieczoru?
- Czarna Dalia - uczynnie odparła blondynka, choć Leilenie niczego to nie wyjaśniło.
Dziewczyna zerknęła na Andera pytająco, ciekawa czy wie o kim mowa.
- Na mnie nie patrz - sięgnął po butelkę, od razu wypełniając kieliszki prawie po brzegi. - Słyszę o niej pierwszy raz, ale i nieczęsto tutaj przychodzę.
- To półelfie piękność, która lubuje się w dwoistości natury. Sprzecznościach, przeciwieństwach, które próbuje pogodzić - wyjaśniła dalej służąca, wciąż bardzo enigmatycznie.
- Cóż, chętnie na nią popatrzę - nadal nic nie wiedząc Lei nie naciskała. W końcu zaraz mieli ją zobaczyć.
- Jak my wszyscy - blondwłosa uśmiechnęła się uroczo i zostawiła gości samych. Półork nie tracił czasu, od razu biorąc solidny łyk trunku.
- Lepiej namocz co trzeba - zamruczała lubieżnie rudowłosa, unosząc swój kieliszek.
- Jak sobie tylko życzy moja wybawicielka - mężczyzna nie potrafił zapanować nad lubieżnym uśmiechem po takiej propozycji. Ostrożnie złapał końcówkę lisiego ogona i zanurzył ją w swoim kieliszku. - Z waszą magią pewnie nawykłaś do bardziej spektakularnych widowisk?
- Nie do końca, mamy dość pruderyjne społeczeństwo. No i lubię artyzm, w każdej formie. Choć nie przeczę, ta seksualna jest mi najbliższa - nachyliła się nad stołem, kiedy wyjął koreczek i wzięła go powoli w usta.
- Och, gdybym wiedział, że go po prostu obliżesz, zachowałbym wino dla siebie - zaprotestował w udawanym oburzeniu.
Popatrzyła mu w oczy, językiem sugestywnie krążąc po nagrubszym fragmencie.
- Chcesz go włożyć…?
- Nie mogę się doczekać - wyszczerzył swój jedyny kieł. - Pokaż no ten śliczny tyłeczek.
Wciągnęła nogi na krzesło i obróciła się tyłem, w pozycji klęczącej pozycji prezentując mu swój opięty jeszcze sukienką kuperek. Materiał był na tyle krótki, że część pośladków i cipki widać było i bez podwijania. To jednak było dla mężczyzny za mało. Szybko bowiem podciągnął kieckę w górę i bezwstydnie nachylił się nad pupą rudowłosej, przeciągając po niej językiem.
- Nie wiem, czy samo nawilżenie koreczka wystarczy. Wyglądasz na bardzo ciasną.
- Bo jestem małą dziewczynką - wymruczała, lekko poruszając biodrami. - Sprawdź…
Dalszych zachęt nie potrzebował. Naparł mocno językiem na ciasny otworek, wwiercając się do środka. To baraszkowanie nie umknęło uwadze tancerki: Lei mogła przysiądz, że ta się uśmiechnęła i puściła do niej oko. Rudowłosa uwielbiała być lizana w ten perwersyjny sposób. Jęknęła, całkiem głośno, odwzajemniając uśmiech tancerce. Patrzenie na piękne nagie ciało i świadomość innych obecnych niedaleko, jeszcze wzmagały podniecenie. Po chwili poczuła palce przesuwające się po jej szparce, ostrożnie rozwierające wargi. Ander powoli wzmagał podniecenie towarzyszki, był bowiem zbyt delikatny, aby ją zaspokoić. Lei nie narzekała. Sama uwielbiała tę grę. Cieszyła się, że jest dotykana, że pokazuje mu wszystko, otwarta na każdą fantazję. Szparka lepiła się już od wilgoci, pupa pulsowała, jakby chcąc złapać język kochanka. Miała też nadzieję, że sam Ander pobudzi się tym tak bardzo, że po pierwszym wejściu szybko wybuchnie. Na razie jednak się kontrolował. Cofnął głową i zaczął wykorzystywać soczki Leileny do nawilżenia jej drugiej dziurki.
- Lisiczka gotowa?
Nie miała pojęcia jakie dźwięki wydają lisy, dlatego odpowiedziała uniwersalnym kręceniem bioderkami. Półork chyba zrozumiał, bo złapał za ogon i już bez dalszego przedłużenia zaczął wpychać go w rudowłosą, kręcąc nim na wszystkie strony by pokonać opór.
Elfka tymczasem przestała tańczyć. Muzyka umilkła, zaś goście zaczęli bić brawa. Najwyraźniej zbliżało się główne przedstawienie. Pomiędzy tym umilknięciem i brawami, słychać było stęknięcie Lei, nieco bolesne, kiedy duży korek zaczął rozwierać brązową dziurkę. Rozluźniła się, starając się umożliwić mu wpadnięcie do środka.
- No, Leileno. Lis bez ogona, to jak ryba bez wody. Postaraj się bardziej - mężczyzna nie zwrócił uwagi na bolesny syk i jedynie naparł mocniej. Tancerka pokłoniła się i zeszła ze sceny, a grajkowie rozpoczęli nową, dość smutną nutę, która zdawała się nie pasować do atmosfery panującej w klubie.
- Mocniej… - stęknęła rudowłosa, napierając biodrami na korek, aż poszerzył anus wystarczająco i wpadł do środka pupy.
- I po krzyku - Ander “w nagrodę” dał dziewczynie klapsa. - Teraz już możesz merdać ogonkiem z zadowolenia.
 
Zapatashura jest offline