Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2019, 21:11   #98
Gladin
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

- Pewnie, niech Pani ich zawiadomi - skomentował pomysł poinformowania kapłanów Morra krasnolud. - A potem co zamierza Pani robić? Bo jeżeli nie ma Pani innego zajęcia, to poszukiwania zaginionego bastionu byłyby interesujące?

Karl, który pomyślał o tym samym, skinął głową. Ktoś, kto zjadł zęby na szperaniu w stosach dokumentów z pewnością byłby przydatny przy zbieraniu informacji.

- Ja? Nie wiem… Nie zastanawiałam się jeszcze nad tym… Myślę, że najpierw zajmę się pogrzebem. Jestem to winna tym biedakom - uczona wydawała się roztargniona i przybita skalą tragedii na tyle, że nie miała chyba nastroju do krojenia dalekosiężnych planów. Upiła łyka wina ze swojego kielicha, westchnęła i wstała od stołu. - Wybaczcie ale muszę spróbować poszukać jakiegoś kapłana Morra - rzekła do nich przepraszająco i rozejrzała się po karczmie. A po chwili zastanowienia ruszyła do szynkwasu aby porozmawiać z karczmarzem.

Karl odprowadził ją wzrokiem, po czym spojrzał na Tladina.
- To chyba dobry moment, byśmy zajęli się swoimi sprawami - powiedział. - Bastion co prawda nie ucieknie, ale jest ważniejszy niż zwierzoludzie, którzy napadli na obóz.

- Tak
- zgodził się krasnolud. - Chociaż możemy spędzić tu dzień rozpytując czy ktoś coś wie na jego temat. Jak się kobieta namyśli, to wyruszy z nami. A jeżeli nie, to jutro wyruszymy dalej. Trzeba uzupełnić zapas pochodni - przypomniał sobie.

- Pochodnie? Tak, przydadzą się - Karl skinął głową. - Ale reszta to strata czasu. To znaczy można by spytać karczmarza o najstarszych ludzi w miasteczku, zadać im parę pytań, a potem jak najszybciej ruszyć w drogę.

W międzyczasie natrafili na Maruviel, która szła sama ku bramie miasta. Wyglądało na to, że idzie w stronę miasta. Ona też ich zawuażyła i przywtiała się. Tladin już miał ją minąć, ale...

- Cóż za niespodziewane spotkanie... - Karl do powitania dołączył uśmiech. - Skąd i dokąd bogowie prowadzą? - spytał.

- Dzień dobry Karl - blondwłosa elfka przywitała się uprzejmie chociaż mimikę miała typowa dla swojej rasy czyli z ludzkiego punktu widzenia, mocno oszczędna. - Rzeczywiście niespodzianka. Chociaż może nie do końca skoro podróżujemy tą samą drogą i w tym samym kierunku - Elfka przystanęła nieco z boku traktu aby porozmawiać. - Musiałam w lesie oddać cześć naszej pani. Tak robimy w każdą pełnię. A wy co tu porabiacie? - skośnoucha zrewanżowała się podobnym pytaniem.

W głowie Tladina pojawiła się wizja elfki masakrującej obóz naukowy w hołdzie do jakiejś wrednej elfiej suki. Ale nie odezwał się ani słowem.

- Zatrzymaliśmy się na chwilę w drodze do Bastionu - odparł Karl. - Taki mały przerywnik związany z pewną ekspedycją... która, niestety, nie rozszerzyła zakresu naszej wiedzy.

- Jaka ekspedycją?
- elfka chyba była zdziwiona chociaż jak zwykle, ludziom trudniej szło odczytać mimikę i intencje elfów niż innych ludzi czy choćby krasnoludów.

- Pewna uczona usiłowała odkopać jakieś ruiny w lesie - Karl machnął ręką, wskazując, mniej więcej, kierunek. - Pewnie świątynię - dodał. - W każdym razie fundamenty jakiegoś budynku. A nocą obóz zaatakowali zwierzoludzie. Zapewne jacyś kopytni zwierzoludzie - dodał. - Wybili kogo dopadli, poobcinali głowy i dłonie.

- Ah tak…
- kobieta zastanowiła się chwilę nad słowami rozmówcy. - Tak, chyba ich słyszałam w nocy. To dzikie wycie i bębny. Pewnie coś świętowali, może nawet mieli jakiś jeńców. Właśnie dlatego idę do moich towarzyszek aby im przekazać te wieści. Myślę, że to niezbyt zdrowo aby taka dzika banda pokrak łaziła tak blisko szlaku - blondwłosa elfka pokiwała głową jakby słowa Karla wpasowały jakiś kawałek tej układanki na swoje miejsce.

- Wygląda na to, że dwie, trzy osoby to za mało na taką zgraję - odparł Karl. - Ale jestem przekonany, że wkrótce miasto poradzi sobie z tym problemem.

- Myślę, że głównym czynnikiem aby dorwać to stado jest czas. Mniejsza grupka prędzej zbierze się i ruszy w pościg aby rozbić tą bandę niż mobilizacja całego oddziału. Wydaje mi się, że gdybyśmy połączyli siły mielibyśmy na to szansę. W nocy słyszałam tylko jeden bęben więc to nie może być wielkie stado. Nie może być też bardzo daleko
- Maruviel lekko pokiwała głową gdy spokojnym i łagodnym głosem przedstawiała swoje racje. Na pewno miała rację w kwestii mobilizacji oficjalnych czynników. Co prawda jeden regularny oddział na pewno byłby silniejszy niż ich grupka czy nawet obie ale zanim by się dogadano z ratuszem, ci uruchomili by ten oddział, oddział musiał zebrać się do kupy a następnie wymaszerować z miasta to mogło minąć spora część dnia. Może nawet tak długo, że na noc by nikt nie ryzykował wyprawy w las więc odłożono by tą karną ekspedycję do następnego dnia. A to wszystko zmniejszało szansę na sukces. Natomiast mała grupka jaką dysponowali własnymi siłami mogła by wyruszyć właściwie od razu. Pewnie tym motywowała się elfka gdy mówiła swoje słowa.

Karl spojrzał na krasnoluda, ciekaw, jak ten zareaguje na propozycję elfki. On sam był średnio zainteresowany pogonią za zwierzoludźmi, a wcześniejsza próba współpracy z Maruviel nie skłaniała do podjęcia kolejnej.

- Nie patrz tak na mnie - najemnik wzruszył ramionami. - Bieganie po lesie nie jest moją specjalnością. Ani szybkość. Poza tym mam zlecenie i nie chcę go narażać pobocznymi atrakcjami - potem obniżył głos do szeptu i odwrócił się tak, żeby elfka nie widziała jego twarzy. - Poza tym, nikt nam za to nie zapłaci, a i tak już sporo zrobiliśmy.

- To załatwia sprawę
- Karl rozłożył ręce, spoglądając na elfkę. - Ale jestem przekonany, że znajdziesz dostateczną ilość ochotników. Powodzenia.

- Widzę, że niewłaściwie cię oceniłam Karl. Ale jak mawia stare przysłowie “Karma wraca”. Powodzenia
- elfka chwilę trawiła słowa obydwu rozmówców ale przyjęła je ze spokojem. Pożegnała się raczej z Karlem niż Tladinem co do którego widocznie nie miała złudzeń i odeszła w stronę bramy po chwili w porannym tłumie wozów, zwierząt i przechodniów już nie dało się rozróżnić jej blondwłosej, gibkiej sylwetki.

- Tak, karma wraca - przytaknął Karl, przypominając tym samym zachowanie elfki w stosunku do nich.

Wrócili do karczmy i podeszli do właściciela, by zapytać o brata Tladina oraz o najstarszych ludzi w mieście i o tych, co się zajmują historią okolicy. O bracie nic nie wiedział. Nie znał też wszystkich ludzi z miasta, ale podał parę namiarów. I skierował ich też do sigmarytów bo do kogo by innego?

Wyruszyli więc znów na miasto. Dzięki wskazówką tubylców doszli do świątyni sigmarytów. Była o wiele skromniejsza niż wolfenburska no ale tak samo jak i całe miasto. Karl przedstawił się pierwszemu napotkanemu akolicie i poprosił o spotkanie z kimś, kto się zajmuje kronikami lub historią.

Młody kapłan zaprowadził ich do jakiegoś starszego.

- W imieniu i na polecenie władz Wolfenburga poszukujemy miejsca, które zwane jest zamkiem Falkenhorstów, a w skrócie Bastionem - powiedział Karl. - A przy okazji, skoro tu jesteśmy, chcieliśmy przekazać wieści o napadzie zwierzoludzi na obóz niedaleko miasta. Co prawda pani Aldona Khelman, która prowadziła tam badania, chciała poinformować o tym władze miasta, ale wolimy się upewnić.

Starszy kapłan, z grubym łańcuchem na którego końcu był zawieszony wisior sigmaryckiego młota pokiwał ze zrozumieniem głową. W czeluściach domu Sigmara było nawet o późnym poranku dość mrocznie. Ale kandelabry i święte świece roznosiły po pomieszczeniu charakterystyczny zapach palonego wosku i kadzidła a także rozjaśniały to mroczne miejsce. A Karl z Tladinem mogli się temu napatrzyć i kontemplować ten dom boży z dobre kilka pacierzy gdy ojczulkowie poszli do archiwum aby sprawdzić jak mogą pomóc wysłannikom wolfenburskiego ratusza. Musieli być życzliwie nastawieni do nich, czy to obaj podróżni sprawili takie dobre wrażenie, czy też sigmaryci mieli taki szacunek dla sigmaryckich władz bo ratusz był władzą świecką i władze kościelne były poza jego jurysdykcją. Obie instytucje, i świeckie i świątynne mogły ze sobą współpracować albo nie ale żadna nie miała zwierzchności nad drugą. Wieści o napadzie też ich poruszyły i kogoś, gdzieś posłali ale po kogo i gdzie tego podróżni już nie wiedzieli. No ale w końcu młody akolita przyszedł do poczekalni i wezwał obu czekających przed oblicze swojego przełożonego. Więc znaleźli się w małym pokoiku wyłożonym regałami a te niezliczonymi księgami i zwiniętymi rulonami.

- No obawiam się, że nasza świątynia nie posiada archiwum z aż tak odległych czasów i miejsc. Takie rzeczy to może mają nasi bracia w Lenkster bo to bliżej do gór niż my mamy. Albo w naszych głównych archiwach w Wolfenburgu bo na sam koniec trafiają tam wszystkie odpisy albo kopie - kapłan wyjaśnił chrypiącym głosem i wskazał trzęsącą się, pomarszczoną dłonią na liczne księgi na swoich regałach w których jednak nie było zbyt wiele o poszukiwanej przez podróżnych informacji.

- Jedyne co nam się udało znaleźć to jakaś rozprawa sądowa gdzie jedna ze stron powoływała się na przywilej jaki niegdyś mieli von Falkenhorstowie. Ale nic o samym ich zamku - dorzucił młody akolita który ich zapowiedział i chyba był pomocnikiem starszego kapłana.

- W Wolfenburgu nic nie wiedzą, więc jedziemy do Lenkster - powiedział Karl. - Ale dziękujemy za pomoc za starania - skłonił się uprzejmie. - Gdybyśmy mogli się jakoś zrewanżować...
Oczywiście zdobytyte informacje nic im nie dały, ale lepiej było utrzymywać ze świątynią Sigmara jak najlepsze stosunki.

- Czy przypadkiem nie odwiedził was w ostatnich latach krasnolud Bladin, w służbie Grimnira? Złotowłosy, niezbyt solidnej budowy. To mój brat, gdzieś nam zaginął w okolicach dziesięć lat temu - Tladin widząc, że rozmowa ma się ku końcowi, zapytał się o temat, który interesował go najbardziej. Szczerze powiedziawszy, dawno stracił nadzieję, że uda mu się czegokolwiek dowiedzieć. Ale jak na khazada przystało, był cierpliwy. A kropla drąży skałę.

 później...

W miasteczku mieli w planach spotkać się jeszcze z tymi starszymi osobami. Zakładając, że te rozmowy nie będą stanowić przełomu, chcieli jeszcze wyruszyć i jak bogowie dadzą, dotrzeć na następny nocleg przed zmrokiem.
 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 19-09-2019 o 21:29.
Gladin jest offline