Canth w przeciwieństwie do pozostałych nie chował się przed słońcem - wydawało się, że gorąc zupełnie mu nie przeszkadza. Czas postoju spędził, rozglądając się po okolicy i analizując sytuację karawany. Co prawda stracili wielu ludzi, ale korzyścią był fakt, że dzięki temu ich zapasy starczą na zdecydowanie dłużej. Wśród tych, którzy przeżyli, byli głównie weterani, więc i strata nie była aż tak znacząca.
***
Widząc pędzącego w ich stronę elfa, do którego jeszcze gwardzista krzyczał w jakimś niezrozumiałym bełkocie, dowódca nie zastanawiał się długo. Miał już na to ochotę od jakiegoś czasu, przy okazji odreaguje sobie irytację po dyskusji z plugawcem. Skupił się, wizualizując potężnego wojownika-obrońcę, i po kilku sekundach tuż przed nimi pojawił się zbudowany z ektoplazmy konstrukt, mierzący sobie ponad dziesięć stóp wzrostu. Przypominał tego stworzonego przez Cantha poprzednio, jednak tym razem nie posiadał skrzydeł, a jego dłonie i ramiona były dłuższe i masywniejsze.
- Zatrzymaj się! - krzyknął dowódca do elfa, unosząc dłoń. Konstrukt powtórzył jego gest.