Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2019, 17:08   #47
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
XXVI dzień miesiąca Rova (IX), Fangwood, 57 dni po ucieczce z Phaendar, 31 dni po dotarciu do jaskiń

Kolejne półtora dnia minęło na szybkim marszu w stronę Fortu Ristin. Na szczęście, tym razem bohaterowie nie napotkali niczego ani nikogo na swojej drodze. Ale czy to na pewno dobrze? Brak hobgoblinów był z pewnością plusem, ale nie natrafili też na żadnego z Łowców z Chernasardo. A przecież w tej odległości musieli zostać zauważeni przez jakichś zwiadowców - jednak nic takiego się nie wydarzyło. Pozostawało jedynie modlić się do bogów o najlepsze, szykować na najgorsze, i liczyć, że zwiad Hannskjalda przyniesie jakieś dobre wiadomości.

Hannskjald

Przerwa w leśnej gęstwinie, w której przemieniony w ptaka druid dostrzegł zarysy budowli, do której zmierzali, w końcu była w zasięgu lotu od towarzyszy. To znaczyło, że dotrą do niej przed wieczorem, ale krasnolud mógł przynajmniej wybadać dokładniej to miejsce. Mocniej zamachał skrzydłami, chcąc jak najszybciej znaleźć się na miejscu.


Fort Ristin był niewielką, choć masywną i przysadzistą twierdzą ukrytą wśród gęstwin głębokiego Fangwood. Teren wokół niej na przestrzeni paruset metrów został częściowo wykarczowany, pozostały na nim jedynie pojedyncze drzewa i gęste krzaki, sięgające aż do brzegu rzeki na wschodzie. Gdyby nie to, fortecę naprawdę ciężko byłoby dostrzec z góry, gdyż nie wystawała nawet poza wysokiej korony tutejszych świerków. Jej ściany miały około pięciu metrów wysokości, zaś cztery wieże w rogach, zwieńczone krenelażami, sięgały do piętnastu. Cóż, a przynajmniej trzy z czterech dosięgały - ostatnia, północno-wschodnia leżała w gruzach wraz z fragmentem muru. Twierdzę wybudowano zapewne bardzo dawno temu, z gładkiego szarego kamienia, teraz wyblakłego i obrośniętego pnączami, szczególnie w głębokim cieniu zachodnich wież. Na blankach nie było widać nikogo, lecz od strony dziedzińca dobiegały jakieś krzyki i odgłosy ...śpiewu?


Dziedziniec z ubitej ziemi usiany był sporymi kamieniami, będącymi pozostałościami zburzonej wieży. Została ona, wraz ze sporym fragmentem północnego muru, niemal doszczętnie zniszczona, podczas gdy stajnie kryjące się pod południową ścianą pozostały nietknięte. Potężne drewniane wrota prowadzące na zewnątrz fortu były lekko, wręcz zapraszająco uchylone. Wschodnia część fortu zajęta była całkowicie przez donżon o spadzistym dachu i wychodzącym na dziedziniec i nad mury balkonie. Więcej rzeczy przykuwało jednak uwagę w centrum placu. Kręcił się po nim jakiś tuzin niewielkich, ale za to bardzo kudłatych postaci, w których Hannskjald rozpoznał korredy, niespecjalnie sympatycznych fey, znanych ze swojej ksenofobii i agresji. Te tutaj musiały właśnie coś świętować - nawet z daleka widać było, że są co do jednego pijane. Kręciły się chwiejnie po dziedzińcu, śpiewały coś bełkotliwie, obijały sobie gęby, by zaraz wspólnie sięgać do jednej z wielu beczek z winem stojących koło zamkniętych drzwi do donżonu. Centrum ich zabawy wydawało się być kilka większych kamieni - fragmentów zniszczonej wieży, rozmiarów przynajmniej dorosłego człowieka. Wszystkie głazy były pokryte ciemnoczerwonymi naciekami, których źródło było widoczne na pierwszy rzut oka - nad każdym z nich postawiono chybotliwy drewniany stelaż, z którego do góry nogami zawieszono zwłoki hobgoblina z podciętym gardłem.
 
Sindarin jest offline