Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2019, 23:11   #112
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Utopiec spojrzał na młodzika rybimi oczyma. Zanim jednak przemówił przełknął kęs i odstawił kość którą właśnie obgryzał na talerz.
- Karczma dobgrhra jak każda inna jeśli sgrlbtrawę podają i napitek coby gardło zwilżyć - zauważył. - A tyś jak rozghrumiem uwidział rycerzy jeno przy króleghrwskich stołach sadzać? Nie odpowiadaj, nie odpowiadaj. Toż widzę że nie za wiele znamienitości w życiu żeś widzghrał. Młodyś, więc dopiero pewnie ujrzysz.
Hektor zaśmiał się gardłowo i bulgotliwie.
- Ale rzadko kto się ot tak przysiadghra w me towarzystwo. Zakład z towarzyszami poczyniłeś, czy tak po prostu w ryzyku się lubujesz?
Uwagi utopca zdrażnily młodzieńca co bylo widać po spochmurniałej minie. Nim odpowiedział minęła chwila, po której w jego oku błysk się pojawił.
- Ale ja słyszałem, że wy mało pamiętacie. Skąd macie tę zbroję mości rycerzu? Na pewno jest wasza? - zapytał kpiąco unikając odpowiedzi.
Hektor wiedział że chłopak umyślnie prowokuje. Mimo to pytanie ubodło celnie. Skrzywił się wyraźnie zanim odpowiedział. Zerknął też za młodzika na jego towarzyszy. Po chwili na nowo się uśmiechnął uświadamiając sobie że chłopak nie ma pewnie skąd czerpać dobrego przykładu.
- Widać żeś bękart, sierota albo li uciekinier to ci płazem puszczę cięty język. Nauczkę ci słowną jeno dam. Zbroja tylko dobrze na rycerzu leżu. Nikomu jednak nie bronię umyślać inaczej. Wyzwaniem nie pogardzę, ale jeno wiedzieć musisz że bez krwi błękitnej czy choćby tytułu na piśmie nie jesteś zmuszony z takiego wyzwania ujść z życiem.
Utopiec nagle chwycił młodzika za rękę.
- Zanim się młodzieńczej pasji dasz porwać, zerknij jeno, bom ciekaw. Walczyłeś kiedyś z kim w płytach? Z równie pancernym?
Tym razem rycerz trafił w czuły punkt. Rudowłosy się skrzywił i szarpnął wyrywając. Poderwał się na równe nogi przesuwając ławę na której siedział do tyłu.
- Takiś hardy w tej swojej zbroi rycerzyku? A walczyłeś kiedyś bez niej? No dawaj, pokaż czyś wart cokolwiek bez szczekającego żelastwa!
Utopiec zaśmiał się bulgocząc.
- Udowadniać mogę koronie, a nie buńczghrucznghrbemu gołowąsowi - machnął na jego towarzyszy - Dalejże! Zabierzcie swego towarzysza, zanim zamieszam jego palcami w piwie.
Zaśmiali się na uwagę. Wstali od stołu podchodząc jeden położył dłoń na ramieniu młodego, drugi oparł się na stole.
-[i] No ale młody ma rację. Co jak masz ją, bo w niej umarłeś?
- Tedy pewnie żyję by znaleźć tego który myśli że jest w boju lepszy ode mnie - odparł rycerz po czym sięgnął po trunek bo od tego gadania sucho mu się w gardle zrobiło. - [i]Słyszeliście opowieść o Detlefie Utopcu?
Starsi koledzy chyba byli nawet ciekawi co też miał do powiedzenia, ale młody narwaniec nie wytrzymał presji. Machnął ręką wyrzucając Hektorowi kufel z ręki. Ten z brzdękiem się potłukł, a cała jego zawartość rozlałą na podłodze. Na moment wszystko zamarło w oczekiwaniu.
Rycerz popatrzył na młodziana spokojnie i mlasnął niezadowolony, aczkolwiek uśmiechnął się przy tym. Wstał powoli od stołu przenosząc spojrzenie na jego towarzyszy.
- No więc… Detlef był za życia krnąbrnym chłopakiem - zaczął mówić jak gdyby nic się nie stało. okrążając krzesło na którym siedział. - Jego ojciec był stolarzem. Takie właśnie meble robił. Stoły na których może właśnie jecie, albo i takie o krzesła.
Mówiąc to podniósł krzesło i podrzucił je w dłoniach jakby ważąc i oceniając.
- Chłopaka niestety nie imał się ojcowski zawód i fach leciał mu z rąk jak płotki ze śliskich palców, a zmarkujcie me słowa, na rybach nieco się znam.
Obrócił krzesło w dłoniach i pokazał łączenie pomiędzy siedziskiem i nogami.
- Sekret tkwił o tutaj. Zaraz wyjaśnię czemu. Niestety Detlef słuchać ojcowskich sekretów nie chciał. Inne rzeczy były mu w głowie. Nasłuchał się o rycerzach i smokach bajek przeróżnych. W złym towarzystwie hulactwu się oddawał…
Utopiec obdarzał uwagą starszych łowców, kompletnie z pozoru ignorując rudego.
Poskutkowało. Starsi zdecydowanie byli ciekawi co też powie, a młody już chciał się szarpnąć ale dostał po łbie.
- Spokój, daj mu gadać. Co i co tam dalej z tym Detlefem było?
- Ano właśnie… Jego historia nabiera tempa ale niestety jest krótka. Jako urwis i hulaka był dobry w pięściach i zaczepkach. Wmawiał sobie że jest niezwyciężony. Chciał ruszyć w świat jako najemnik. Świetnie prał po pyskach, ale w końcu musiał umrzeć, gdyż nie byłby potem utopcem, prawda?
Rycerz podszedł bliżej z krzesłem.
- Stało się to pewnego pijanego wieczora. Detlef znów wywołał burdę i starł się istnym osiłkiem. Wygrałby pewnie, ale widzicie… kiepsko upadł. Pchnięty na krzesło, na którym ówcześniej siedział... zbyt mocno, roztrzaskał je i upadł przebijając kawałkiem drwa płuco. Wrzucono go do jeziora, a o sprawie, by zapomniano, gdyby nie fakt, że Detlef wrócił po kilku dniach. Mokry i na nowo zrodzony. Oczywiście niewiele pamiętał, ale jego przyjaciele od kufla wszystko mu wyklarowali. Jakaż była wściekłość chłopaka, gdy dowiedział się kto go zabił. Wiadomym jest też że utopiec wraca do życia, bo ma jakieś niedokończone sprawunki, prawda? - pytanie było retoryczne, więc rycerz kontynuował. - No więc nasz bohater znalazł osiłka, który go tak urządził i pobił go. Pobił go tak, że tamten wydał z siebie ostatnie tchnienie. Niestety nie sprawiło to satysfakcji, ani nie odesłało duszy utopca w toń. Ewidentnie się pomylił. Rzecz w tym, że na dzień przed jego powrotem jego ojciec umarł ze smutku za straconym synem pozostawiając cały zakład bez opieki. Rozumiecie już morał? Powodem dla którego Detlef wrócił nie była zemsta, lecz przyjęcie ojcowskiego fachu. Jest też jednak drugie dno. Gdyby chłopak był bardziej skory do odbierania nauk, wiedziałby że krzesła na którym siada felernego wieczora jest kiepskiej jakości i rozleci się od byle uderzenia. Sekret tkwi ponoć w łączeniu siedziska z nogami…
Utopiec westchnął kiwając głową jakby do swoich myśli.
- Rzecz w tym.. że śmierć nie zawsze jest przewidywalna… nie zawsze chodzi o spotkanie lepszego od siebie. Pytaliście, co jeśli umarłem w mej zbroi, miarkuję, sądząc żem niczem leszcz lub płotka. Sam nie pamiętam co zadało mi cios śmiertelny. Jeśli nie był to żaden z was, to nie możecie mieć też pewności żeście w boju lepsi ode mnie… czy w pojedynkę, czy nawet we trójkę. Awantura wisi w powietrzu, a młodemu krew buzuje we łbie. W przeciwieństwie do Detlefa nie lubię prać kmieci po pyskach z byle powodu, więc pozostawię sprawę wam do rozwiązania. Utrzymacie dyscyplinę w swojej grupie i młody przeprosi za napastowanie rycerza, czy też wolicie sprawdzić, czy to krzesło rozleci się od byle uderzenia?
Starsi koledzy młodzika spojrzeli po sobie.
- No panie rycerz myślę, że młody przeprosi.
- Co?
- Słyszałeś, przepraszaj. Wyskakuj też z kasy. Przegrałeś.
- Jak to! Nawet nie walczyliśmy!
- Potyczka była na słowa chłopcze i przegrałeś ją z kretesem
- do rozmowy dołączył się starszy mężczyzna. Był bardziej zarośnięty od pozostałych i widać było po nim doświadczenie. Kiedy się odezwał cała trójka dokuczająca rycerzowi położyła uszy po sobie jak jakieś psy. Czym prędzej umknęli do swojego stołu gdzie kontem oka rycerz zobaczył jak monety zmieniają właściciela.
- No panie rycerz, wybaczcie mi za niego. Jeszcze się pokory nie nauczył, a ostatnio mu nasz łów do głowy uderzył.
- Bah - żachnął się utopiec. - Jam nieskory do obrażania się za byle co. Choć nie powinienem być zadowolony żem obiektem zakładów jest i to jeszcze karczemnych. Wolę jednak pogadać niźli tupać nóżką jak rozpuszczona szlachcianka.
Hektor postawił krzesło z powrotem przy stoliku i zasiadł zachęcając gestem łowcę do podążenia w jego ślady.
- Musieliście nie lada nagrodę zebrać, skoro młodemu do głowy uderzyła. Za czyją to głowę takie zlecenie wystawiono?
- Aaahaha, dobrze było aby za głowę! To powinien być cały łeb, ale łowy jeszcze nie skończone. Widzicie my to częściej nie na ludzi, a na bestie polujemy. No i nie uwierzycie pewnie, ale prawiem mieli złotego smoka! Pojmujecie? Każda łuska ze szlachetnego metalu! - łowca się dosiadł, ale bacznie obserwował jak rycerz zareaguje na jego rewelacje.
Utopiec pokręcił głową niedowierzając i machnął na karczmarza pokazując kubek i łowcę.
- Złotego smoka? Słyszałem różne historie, ale te ze smokami zwykły być opowiadane przez wędrownych bajarzy lub śpiewane przez minstreli. Skąd macie pewność, że to akurat smok, a nie inna besthgria?
- A bo widzieliśmy. Do tego stracił nieco łusek jak dostał z naszej przenośnej balisty kilka bełtów. Jak jednak mówiłem bestia jeszcze nie złapana. Będziemy ją wywabiać. Wiem, że ciężko uwierzyć, ale co byście powiedzieli na pomoc w łowach? Ciężkozbrojny by się nam przydał. Mając całą zgraję ludzi nie stać nas na zakup choćby jednej płytówki. Twoja pomoc byłaby nieoceniona w złapaniu bestii.
Rycerz pokręcił głową.
- Skoro widzieliście to widzieliście. Może i dołączyłbym bo bestia taka to pewno wioski pali i bydło porywa prostym ludziom życie psując. Jednakoż zobowiązany jestem inną misją - odpowiedział zgodnie z prawdą - nie radzę jednak szukać wsparcia w ciężkozbrojnych bo metal grzać się lubi. Nieszczęśnik za wolny będzie by umknąć zionięciu, a obity blachą usmaży się w środku. Może będę w stanie inaczej wam pomóc? Opowiedzcie jak dokładnie wyglądało to spotkanie, może poradzę coś o czym jeszcze nie pomyśleliście?
Nim rycerz dostał odpowiedź coś zakłóciło uwagę jego rozmówcy. Mężczyzna zmarszczył brwi i spojrzał za siebie na schodzącego po schodach kolejnego członka Ostrzy.
- Wszystko w porządku?
- Tak..? Coś się stało?
- A weź sprawdź jeszcze raz - rozkazał i z lekkim westchnieniem tamten powrócił na górę.
- Mówiliście, że związani jesteście inna misją… jakż to jeśli można wiedzieć? - zarośnięty mężczyzna wydawał się znacznie mniej przyjazny a z jego spojrzenia biła podejrzliwość.
Rycerz spojrzał za mężczyzną który przerwał rozmowę, odprowadzając go niezadowolonym wzrokiem.
- Uczestniczę w uniwersyteckiej ekspedycji - oznajmił zgodnie z prawdą - Zmierzamy śladami poprzedniej wyprawy, po której słuch zaginął. Podejrzewam, że natknęli się na coś, co przerosło ich pojmowanie lub możliwości… zbrojne czy też magiczne. Jeszcze jedna kolejka? - zaproponował, po czym kiwnął w kierunku schodów i zażartował. - Chyba nie spodziewacie się, że zraniony smok zakradł się do karczmy. Toż łopot skrzydeł słychać by było od razu.
Mężczyzna najpierw spojrzał na rycerza czy ten mówi poważnie i się zaśmiał.
- Widać, że nic nie wiecie! Toż te bestie potrafią zmieniać formę. Wyglądają potem jak ludzie tacy jak ja czy… ty. Phah! Zresztą widzieliśmy jak się zmienia. Oberwał od naszej balisty, ale uleciał. Skoro mógł to zrobić, to pewnie i przeżył. W mieście za dużo ludu, nie będzie taki głupi aby tak po prostu wlecieć.
Zmieniać formę? Znaczy może być człowiekiem lub utopcem? – dopytywał rycerz – Świadomą istotą? Wybaczcie… albo i nie, lecz muszę zapytać. Jest za nim wystawiony list gończy, prawda?
- Ano nie wiadomo nam o takim, ale co za problem? Złota bestia na pewno przyciągnie uwagę i znajdą się chętni aby dobrać się do takiego potwora. Jak nie, to co miał przy sobie równie dobrze może zostać sprzedane. Kasa zawsze jakaś z tego będzie - mężczyzna wyszczerzył się i zaśmiał krótko.
- No chyba wam nie szkoda bestii panie rycerzu?
Bestii samej w sobie, może nie panie łowczy – odpowiedział Hektor – Ale teraz słyszę że może być człowiekiem. Znaczy że myśli. Ma duszę i tak dalej. Nie macie wątpliwości, czy z łowców nie staliście się bandytami?
Łowca prychnął i machnął ręką.
- A gdzie tam. Co, on jedynym myślącym potworem jest? Opętani, panie rycerzu to zaraza. Niektórzy twierdzą, że tacy jak wy to potwory. Ja tam nie podzielam ich poglądów. Mam gdzieś w dalszej rodzinie nawet utopca. Och nie zapomnijmy o tych, co śmieli zejść ze ścieżki… ci to sa dopiero ukrytymi potworami.
W istocie… w istocie – mruknął rycerz, ale nie podjął tematu nie chcąc się zdradzić z własnymi wątpliwościami. – Widzę żeście pewni swojego. To dobrze. Warto mieć jednak na dnie głowy pytanie. Czy to smok zamieniający się w człowieka, czy człowiek zamieniający się w smoka?
Rycerz zabulgotał gardłowym śmiechem i przeszedł na mniej ważkie tematy próbując dowiedzieć się jak wyglądają okoliczne trakty - czy są przejezdne i czy są bezpieczne.
Pogawędka trwała jeszcze kilka chwil kiedy z góry w końcu zszedł jeden z mężczyzna, który wcześniej został tam wysłany. Miał ponurą minę. Szepnął coś rozmówcy na ucho i ten również przybrał ponurą minę.
- Wybaczcie panie rycerz, ale muszę się czymś zająć. - Wstał i ruszył na górę po drodze rzucając innych "chłopakom" aby ruszyli dupska i szukali Dominika. Rycerz pozostał sam. Kilka nieufnych spojrzeń zostało posłanych w jego stronę, ale póki co nikt więcej go nie zaczepiał. Cokolwiek się stało wszystkich wprowadziło w ponury nastrój.
 
Jaracz jest offline