Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2019, 00:06   #99
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 24 - 2519.VIII.06; południe

Miejsce: Ostland; Ristedt; gospoda “Pod odyńcem”
Czas: 2519.VIII.06 Backertag (4/8); południe
Warunki: umiarkowanie; sucho; jasno; na zewnątrz pochmurnie



Karl i Tladin



Wydawało się, że dobrzy bogowie mogli patrzyć przychylnym okiem na wizytę śmiertelników w domu bożym. Gdy bowiem Karl i Tladin przebywali w mrocznej świątyni poświęconej najważniejszemu bogu każdego szanującego się Ostlandczyka przez piękne witraże wpadało światło słoneczne. Na podłodze, ławach i wiernych błyskały się kolorowe refleksy a sceny z żywotów świętych i bohaterów Imperium zdawały się promienieć wewnętrznym blaskiem jakby sami dobrzy bogowie tchnęli w nie swoją moc.

Całe przedpołudnie obydwaj towarzysze spędzili w świątyni chociaż bynajmniej nie na modłach do dobrych bogów. A gdy opuścili dostojną świątynię światło słoneczne skryło się za chmurami chociaż chłodno nie było no i nie padało. Samo południe zeszło im obydwu na chodzeniu właśnie. Na chodzeniu po mieście, szukaniu wskazanych starszych ludzi i wysłuchiwaniu tego co mogą mieć do powiedzenia o dawnych czasach. Co prawda nie było szans by ktoś z nich czy nawet jakiś przodek od którego mogliby za młodu usłyszeć jakiś przekaz, żył w czasach świetności Bastionu i znamienitego wówczas rodu von Falkenhorstów to jednak popytać można było.

W końcu gdy dzień był w zenicie wrócili aby się pokrzepić w karczmie jaką opuścili wczoraj aby pomóc uczonej Khelman sprawdzić co się stało w nocy z jej obozem. Obaj wozowi razem z wozami i resztą ekwipunku zostali w “Podbramnej”, tam gdzie spędzili ostatnią noc. Nie było sensu tłuc się dwoma wozami po mieście skoro i tak głównie chodzili, czekali, pytali, rozmawiali i szukali kogoś po mieście. Ale na razie, w obiadową porę, mogli odsapnąć “Pod odyńcem” przemyśleć zdobyte informacje i zastanowić się nad następnymi krokami.

Niespodziedziewanie młody akolita w świątyni, gdy Tladin zapytał o swojego brata po chwili zastanowienia coś sobie jednak przypomniał. - Khazad - blondyn? - powtórzył z namysłem i zastanawiał się jeszcze chwilę. - No nie, dziesięć lat temu to nie. Dziesięć lat temu to byłem małym knypkiem. Ale kilka tygodni temu to jak mnie wezwano na ostatnie namaszczenie do karczmy to w drzwiach zderzyłem się z kimś takim. On wychodził a ja szybko chciałem wejść aby zdążyć z ostatnim namaszczeniem. To było bodajże w “Trzech piórach”. Albo “Trzech fretkach”. Zawsze mi się mylą… No ale nie rozmawiałem z nim, nie wiem czy to był twój brat którego szukasz. Ale życzę ci aby dobrzy bogowie sprzyjali w ścieżkach jakie znów was połączą. - młody akolita mówił z zastanowieniem gdy próbował sobie przypomnieć z natłoku codziennych wydarzeń to jedno które mogło mieć chociaż trochę wspólnego ze sprawą o jaką pytał khazad.

Zaś z rozmów przeprowadzonymi ze starszymi mieszkańcami Ristedt trudno było coś wywnioskować. Ich informacje były trudne do zweryfikowania więc nie wiadomo było czy mówią prawdę, nie do końca właściwie pamiętają zdarzenia sprzed kilku dekad czy też zwyczajnie bajdurzą.

Jeden stary dziadyga który był kiedyś strażnikiem dróg to zjeździł okoliczne gościńce wzdłuż i wszerz. On właśnie twierdził, że niegdyś podczas patrolu zapędził się tak głęboko w góry, że znalazł kamień milowy. A na tym kamieniu milowym były różne znaczniki. W tym jeden prowadzący drogą w góry. Co było dziwne bo wiadomo, że w górach nikt nie mieszka. Przynajmniej żaden bogobojny poddany imperatora. No chyba, że to droga z dawnych czasów a w dawnych czasach to mogła być tylko do Bastionu prawda?

Wdowa po pewnym kupcu zaś uraczyła ich opowieścią o tym jak jej mąż przetarł górski szlak. Jak przeprawił się karawaną przez góry od samiuśkiego morza aż tutaj i dalej do Wolfenburga. Przeprawiali się długo, najpierw przez puszcze na północy, potem góry i znów puszcze aż dotarli tutaj i dalej, ostatni skok do stolicy. Mało ich zostało bo z karawany pół setki jucznych zwierząt do celu dotarła może jedna trzecia. Ale i tak ci którzy dotrwali to zrobili się na tym krezusami. No i opowiadał potem różne dziwy jakie widział po drodze. W górach też widział ruiny i małe i duże a jedne z nich był przekonany, że to był właśnie ów legendarny Bastion von Falkenhorstów.

Jeszcze jedno rodzeństwo dwóch wiekowych staruszków non stop się kłócili. Co chwilę jeden poprawiał drugiego albo nawet mu zaprzeczał więc trudno było się zorientować o czym w końcu mówią. I czy w ogóle na temat. Ale chyba chodziło o to, że gdy byli piękni, sprawni i młodzi czyli jak Karl dzisiaj no to mieli mnóstwo przygód. I oni twierdzili, że jakiś ich znajomek z tamtych czasów ogłaszał się wszem i wobec, że jest prawdziwym von Falkenhorstem. Timon von Falkenhorst. Tak mówił, że się nazywa. Znaczy drugi z braci pamiętał to całkiem inaczej, że ów ich znajomek robił dla Timona von Falkenhorsta. W końcu jedyne do czego byli zgodni to to, że marnie skończył bo podczas ataku na szlaku za wolno uciekał czy tam się chował i go gobasy na wilkach dopadły. No w każdym razie ostatnie co bracia pamiętali to jak krzyczał a goby na wilkach były już tuż - tuż.

I nad takimi wiadomościami Karl i Tladin mogli porozmawiać przy obiedzie “Pod odyńcem”. Dzień już stał w połowie więc kluczową sprawą było czy zostają do kolejnego poranka w Ristedt czy je jednak opuszczają.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline