Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2019, 09:41   #260
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Obce łóżko, obca komnata. Suknia przewieszona przez krzesło. Bardka obudziła się w bieliźnie, przykryta kocem na małym jednoosobowym łóżku. Zerwała się więc przerażona, spodziewając się najgorszego… przespała się z Axamanderem i nawet tego nie pamiętała!
A nie zaraz… zaraz… tylko chwileczkę, tylko bez paniki. Może nie jest tak źle… ma na sobie majtki. Może nie doszło do…
O nie, nie, nie, ona nawet nie chce myśleć do czego mogło dojść. Machnięciem ręki odrzuciła koc na podłogę i spuściła nogi na ziemię po drugiej stronie łóżka.
Palcami u stóp trafiła na coś… dziwnego. Ni to miękkie, ni włochate, trochę może oślizgłe? A nie…zaraz… nie, w sumie to nie wiadomo. Skonsternowana spojrzała na tajemniczy dywan, który okazał się Gozrehem drzemiącym na brzuchu, śpiącego na ziemi, czarownika.
Kobieta nie mogła się powstrzymać i kopnęła czworonoga w tyłek.
- Hej! Nie tak się traktuje strażnika waszego snu - warknął kocur, który jakimś cudem uskoczył na okno zanim trafiła go w cieniste dupko.
- Żadnego szacunku dla zwierząt dla was pracujących, aż dziw, że jeszcze nie nastąpiła kocia rewolucja - dodał melancholijnie patologiczny kłamca i bajarz.
- Taki z ciebie strażnik jak ze mnie barbarzyńca - fuknęła Dholianka dotykając obolałej skroni. Od zbyt gwałtownych ruchów zaczynało jej pulsować w głowie. - Bądź tak łaskaw i weź wyskocz z tego okna.
- Nie tym razem… - odparł eidolon szczerząc kiełki w ludzkim uśmiechu. - Ktoś musi was pilnować, żebyście kłopotów nie narobili.
- Kamala? - zapytał Jarvis budząc się i siadając na podłodze. - Lepiej ci? Humorek wrócił?
- Ja bym powiedział, że czuje się lepiej i wygląda lepiej bez sukienki i wyrzutów sumienia na twarzy. - Ziewnął leniwie Gozreh.
O nie…
Tego było za wiele! Sundari dorwie tego sierściucha i wsadzi mu tę brodomackę w odbyt, aż mu nosem wyjdzie!
- Wypad mi z pokoju darmozjadzieee-e… ała moja głowa… - Zaskomlała, zwijając się w kłębek.
- Zero wdzięczności. Ostrzegam, czeka was zwierzęca rewolucja - stwierdził flegmatycznie chowaniec przeciskając się przez uchylone okno. Magik przysiadł przy obolałej tancerce, sięgając do kieszeni po fiolkę i podsuwając ją kochance.
- Coś na kaca…
- Nie chcę - burknęła gniewnie, ale zaraz spokorniała i wyciągnęła posłusznie dłoń, odbierając specyfik. - Dziękuję.
- Nie ma za co - odparł czule przywoływacz i nachylił się, by cmoknąć pośladek zwiniętej w kłębek Chaai, która wmusiła w siebie słonawy płyn.
- Przepraszam - wyszeptała cicho i obejrzała się przez ramię na mężczyznę.
- Przeprosiny przyjęte - odpał jej z wesołym uśmiechem. Nie zaprzestał wykorzystywania okazji do kolejnych pocałunków na jej wypiętych pośladkach. - Nie uważasz, że jesteś dla siebie za surowa? Wiele mężatek flirtuje, choćby po to, by czuć się nadal kuszącymi. Flirt to jeszcze nie zdrada.
- Pocałowałam go. - Tawaif wyznała gorzką prawdę, przymykając oczy, by dodać sobie odwagi. - Nie dziś… ale wcześniej. I dałam mu się dotykać podczas jedzenia lodów, podczas tańca, podczas… no wiele razy. Przepraszam cię.
Narzeczony zastygł w bezruchu i spojrzał poważnie na dziewczynę. Przyglądał się jej w milczeniu.
- Czyli mam poważną konkurencję, tak?
Wyraźnie to go zaskoczyło i… właściwie wydawał się nie wiedzieć co z tym zrobić. Niemal czuła, że chce jej zabronić zbliżania się do rogacza, ale te słowa nie wyrwały się z jego ust.
- Pokonam go Kamalo. Pokonam go w tobie… sprawię, że przestanie być ważny. Nie dam ci czasu myśleć o nim - odparł w końcu żarliwym tonem głosu, całując znów jej pośladek. - Wymęczę cię tak, że nie przyjdzie ci nawet myśl o innym kochanku. Mam rywala do twojego serduszka, ale nie dam się pokonać bez walki.
Spojrzał na kurtyzanę z nieco zimnym, sadystycznym uśmieszkiem. - A co do kary to… taka jak kiedyś na pustyni? Czy może do łoża cię przywiązać i męczyć rozkoszą tak długo, aż zaczniesz błagać o ulgę? Aż sama zerwiesz więzy i rzucisz się na mnie jak dzika bestyjka? Jak winienem cię ukarać za twoje łobuzerskie wybryki moja śliczna?
- Nie prawda… - odparła Sundari, która nie mogła znieść tak oszczerczych wniosków - Nie prawda, nie prawda, nie prawda! Nic do niego nie czuję. Moje serce jest tylko twoje.
Otworzyła oczy spoglądając tępo w sufit, zadając sobie podstawowe pytanie (już po raz któryś tego dnia): dlaczego? Dlaczego tak się pchała w objęcia innego, skoro tego nie chciała. Czy faktycznie chodziło o jego penisa? O zwykłą ciekawość? Czy może nie potrafiła inaczej? Wszak Ranveera zdradzała regularnie. Nie żeby miała jakiś wybór i nie żeby on jakiś miał.
Idylliczne marzenie, senna jawa czy fantazja o rozwidlonym języku, wszystko to brzmiało ładnie, ale wcale nie przekonywało jej, by faktycznie o to chodziło. A więc… dlaczego?
- Nie wiem… może nie nadaje się na bycie narzeczoną i żoną… może babcia ma rację. Urodziłam się tawaif i jako tawaif umrę…
Jarvis przewrócił wybrankę na plecy i nachylił się, całując jej brzuch.
- Urodziłaś się i wychowałaś na tawaif… ale teraz jesteś Smoczym Jeźdźcem i moją narzeczoną - mruczał przyjemnie drażniąc jej zmysły delikatnymi pieszczotami. - Ja też kiedyś byłem inny. Kilka razy musiałem nauczyć się żyć na nowo. Zapomnieć stare nawyki, wyuczyć się nowych. Jesteś tawaif Kamalo? A z kim spałaś poza mną od czasu, gdy uciekliśmy do La Rasquelle? Mam wrażenie, że z nikim oprócz mnie, a poza tym… - Spojrzał poważnie w jej oczy. - …wiem kim jesteś Kamalo. Wiem jaka jesteś i wiedziałem, gdy obiecałem ci w przyszłości małżeństwo. Bycia żoną też z czasem się nauczysz. Nie pozwól by upadki przycisnęły cię do ziemi, bo nawet jeśli sama się nie podniesiesz, to ja cię podniosę moje kochanie.

“Uwaga syrena alarmowa będzie za trzy… dwa…” Wybudzona Kismis zdobyła się na odrobinę uszczypliwości, z racji tego iż Deewani ciągle była nie w sosie. Tymczasem maska nie zdążyła doliczyć, kiedy Nimfetka zaczęła beczeć jakby co najmniej wypłacono jej sto sztuk złota za niepohamowany szloch na czyimś pogrzebie.
“Kto się nią zajmie?” spytała Ada, samej nie paląc się do pomocy.
“Może Umrao… to przez nią wszystko” stwierdziła Seesha.
“Po moim nagim trupie!” zaprotestowała obgadywana.

Złotoskóra uśmiechnęła się słabo i usiadła, by znaleźć się bliżej czarownika. Wzięła jego twarz w dłonie i pocałowała go delikatnie, choć żarliwie.
~ Nie zrezygnuję z ciebie Kamalo. Masz taką samą obrączkę jak ja. Nie ma odwrotu ~ “straszył” ją kochanek, zachłannie odpowiadając na pocałunek. Choć oczywiście przesadzał, bo narzeczeństwo to jeszcze nie małżeńskie więzy.
- Przestań, bo się rozpłaczę. - Chaaya zagroziła całkiem serio, ostatkiem sił powstrzymując się przed totalną rozsypką. Nie wiedziała już kim była, czego chciała i jak stworzyć nową siebie. Wzrok smętnie przesuwał się po zmarszczkach prześcieradła, kiedy tancerka pocierała palcami linię męskiego zarostu.
- Nadal chcesz iść ze mną na wyprawę? - spytała, jakby nie była pewna, czy mag chce się z nią pokazywać wśród ludzi. - Bo nie mam namiotu… i posłania…
- I tak zamierzałem zaciągnąć cię do swojego namiotu. Teraz gdy wiem, że mam rogatą konkurencję, tym bardziej muszę podjąć to wyzwanie i zdobyć cię calutką dla siebie - mruknął Jarvis ze słabo ukrywaną zazdrością i ambicją w głosie. Mocniej przytulił do siebie bardkę. - Acz… nie dam ci spokoju w nocy, gdy będziesz dzieliła ze mną namiot i posłanie.
Dholianka prychnęła cicho, z mieszaniną ulgi i rozbawienia, jakby nie do końca wierzyła tym zapewnieniom, lub po prostu się ich nie bała.
- Ty nigdy nie dajesz mi spokoju… pewnie jak zasnęłam to skorzystałeś z okazji, by mnie trochę pomacać… zdradziło cię zdjęcie mi ubrania.
- Cóż… musiałem cię rozebrać. I ciężko było się nie pokusić - odparł jej wybranek, kiepsko kłamiąc. Tawaif to nie umknęło. Jej spojrzenie było wyuczone do wykrywania niuansów. A i jego słowa nie dziwiły. Oczywiście, że nie poczynił niczego nieprzyzwoitego… troska go wtedy motywowała, a nie lubieżność. Czyżby więc jej ciało straciło dla niego swój czar? Nie. Palce wodzące po jej pośladku mówiły co innego. Tak jak wyczuwalna erekcja mężczyzny.
Po prostu był tak… staromodnie rycerski. Jak poprzedni opiekun kurtyzany, wywodzący się ze Smoczych Jeźdźców. Znowu poczuła się przez to ohydnie. Niczym robaczywa figa. Bo czemu oglądała się za innym skoro miała taki skarb na wyciągnięcie ręki?
- Chcesz wracać do pokoju, czy tutaj ci odpowiada? - spytała czule, robiąc więcej miejsca na wąskim materacu.
- Chcę być przy tobie. - Przywoływacz ułożył się przy kobiecie, nachylając się i delikatnie cmokając jej szyję. - Tu czy tam… dla mnie nie ma różnicy.

~ Nie wiem czemu robicie z tego wielki dramat. Samiec jest owinięty wokół waszego paluszka, więc wybaczy wam wasze błędy ~ mruknął filozoficznie i cicho “śpiący” smok.
“Udław się własną rzycią” zripostowała oschle Umrao, przejmując schedę po Deewani, która nadal się dąsała z powodu niedocenienia przez Ferragusa. “Żebyś był w połowie tak dobry w pieprzeniu jak w zrzędzeniu, to może i byśmy cię posłuchały.”
“Nie ładnie tak się zwracać do starszych” skarciła ją Nimfetka.
“SAMA powiedziałaś, że jest brzydki w środku, więc co się mnie czepiasz?!” zapiała rozzłoszczona maska, w mig wpędzając tą drugą w dygot i szloch.
~ Jestem lepszy. Smoki w rui są dzikimi i nienasyconymi kochankami ~ wtrącił dumnie Starzec.
“Z ciebie taki lepszy kochanek jak z koziej dupy trąbka” odparła Pasja, która jak się okazało, jeśli już coś robiła lub mówiła… to z sercem.
~ Po prost łaskawie oszczędziłem ci twojej kompromitacji. Bądź wdzięczna, bo żar smoczej żądzy to coś ponad ludzkie siły. ~ Puszył się Ferragus nie potrafiąc odpuścić, mimo że wcale nie chciał narzucającej mu się Umrao.
“Jedyny żar na jaki cię stać to ten narzekania” syknęła emanacja.
~ Po prostu brak ci zdolności by taki smoczy żar rozbudzić ~ odparł obrażony gad, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że mógł przesadzić.

Kamala przekręciła się na bok i ostrożnie zarzuciła kochankowi nogę na biodro. Następnie rozpięła kilka guzików u jego koszuli, by ich skóra mogła się ze sobą stykać.
- A ja… ja chcę być na tobie lub pod tobą, ale ważne, że z tobą - stwierdziła cicho, całując narzeczonego w chude kości obojczyków.
- No… wiesz Kamalo, już za późno na to byś mogła zmienić zdanie. - Jarvis pokazał jej swoją dłoń z błyszczącą obrączką - znakiem ich więzi. - Teraz już jesteś moja, a ja twój.
- Może kiedyś do mnie dotrze owa groza przyrzeczenia, ale teraz… chcę się nią podelektować - stwierdziła kokieteryjnie Sundari, systematycznie pobudzając przywoływacza kolejnymi pieszczotami.
- Postaram się ci na to pozwolić, acz… wyglądasz bardzo kusząco w tej bieliźnie - mruczał czarownik głaszcząc ją po głowie. - Pamiętaj… miałem wielką ochotę zaciągnąć cię w boczną uliczkę Kamalo.
- Mhhhm…
Złotoskóra nie bardzo słuchała, lub udawała, że nie słucha, całkowicie skupiona wędrówką ust po bladym ciele mężczyzny. Do pocałunków, luźnięc, delikatnych gryzów i uszczypnięć, dochodziły malinki i ssanie opuszków palców, lub ocieranie się udem o namiot w spodniach magika, z jakiegoś powodu… zaniedbany i opuszczony. Zupełnie jakby ta część się w ogóle dla niej nie liczyła i świetnie się bez niej bawiła.
- Smaczne były rybki? - spytała w przerwach, spoglądając swojej “ofierze” w oczy, choć Jarvis coraz więcej miał z predatora niźli schwytanej zwierzyny.
- Całkiem smaczne… - odparł wesoło mag nie odrywając spojrzenia od swojej wybranki. - Nie myśl, że nie wiem co planujesz. Stosujesz moje sztuczki przeciw mnie.
Jego ciało napinało się odruchowo pod jej dotykiem, jakby powstrzymywał się przed rzuceniem na nią.
- Przejrzałeś mnie. - Chaaya zrobiła smutną minkę, po czym rozpięła sobie stanik i uwolniła biust. - W nagrodę możesz mnie gdzieś dotknąć, ale tylko raz.
- Tyle miejsc Kamalo… tyle pokus - szepnął jej towarzysz, ale pochwycił dłonią za lewą pierś, powoli ją pieszcząc i masując… rozkoszował się tym miękkim owocem pożądania i reakcją kobiecego ciała na jego dotyk.
- Twój czas się skończył - oznajmiła kurtyzana po kilku chwilach, strzepując z siebie palce, jak natrętne owady. - Muszę się spieszyć, bo mój jamun nie należy do cierpliwych - “poskarżyła” się cierpiętniczo, odpinając zapięcia w spodniach leżącego. Czyżby czarownik w końcu doczekał się słodkiej chwili spełn… nie.
Kobieta przywarła ustami do nasady jego męskości, jedynie go łaskotać. Najwyraźniej ta zabawa jej się mocno spodobała, bo gdy skończyła lizać jego prawą pachwinę, zabrała się za lewą.
- To… zemsta za rozebranie, prawda? - spytał żartobliwie przywoływacz, desperacko zaciskając dłonie na pościeli i starając się nie rzucić na drażniącą się z jego apetytem kochankę.
- No już, już… - Zaśmiała się tancerka, podważając kciukami pasek swoich majtek. - Czyń honory kochanie - mruknęła nastawiając się na rozerwanie materiału.
- Na pewno? To śliczne majteczki. Na cudownym ciele. - Chłopak na moment się zawahał, na moment… widział bowiem spojrzenie bardki, odbijające te same pragnienia co jego. Zerwał więc je z niej odsłaniając największy skarb. Uśmiechnięta dziewczyna zasiadła na swoim tronie, cicho wzdychając. Pochyliła się nad Jarvisem i pocałowała go w usta, szepcząc żartobliwie.
- Jakiś taki twardszy się wydajesz… czy to na pewno ty, mój jamun?
- To twoja zasługa Kamalo. Mówiłem ci zresztą. Zdobędę cię całą… Nie pozwolę jakiemuś rogaczowi zagarnąć twoje spojrzenie - wymruczał przywoływacz chwytając tawaif za kark i przedłużając pocałunek… i zmieniając jego naturę na bardzo lubieżną i zaborczą. Sundari wstrząsnął dreszcz. Czy wywołały go jego słowa, czy może drapieżność, tego magik nie wiedział.
Ważne jednak, że ich mała przejażdżka zaczynała przynosić mu upojenie, bowiem kurtyzana nie zważając na niewygodę, opadała w górę i w dół, z zapałem obcałowując męskie wargi, aż oboje nie dosięgli szczytu.
- Pragnę więcej i więcej i więcej… - szeptał jej do ucha wybranek, choć… ona czuła, że przynajmniej jego berło potrzebowało chwili na regenerację sił. Przechwałki, ale przyjemne gdy tulił ją do siebie zapewniając w ten sposób o istnieniu pragnienia, które tylko Dholianka potrafiła ugasić z czasem i wysiłkiem.
- Nienasycony głodomór. - Pochwaliła się lub poskarżyła Chaaya, czerpiąc wyraźną przyjemność z tej chwili lenistwa i bliskości. - Powinniśmy się przygotować do wyprawy… jutro rano mamy niby wypłynąć.
- Wkrótce. Na razie zamierzam zobaczyć radosny uśmiech na twojej twarzyczce. Lub usłyszeć głośne jęki z twoich usteczek - stwierdził z dwuznacznym uśmiechem jej wybranek, wodząc palcami po jej pupie. - Powiedz mi moja śliczna, co sprawi, że się będziesz uśmiechała? Jakie miejsce, jaka poprawa, jakie działanie?
Chaaya uniosła wzrok na maga, po czym zaraz uciekła na ścianę i znowu się obejrzała i znowu uciekła.
- Ja… no… nie wiem - wymamrotała wymijająco, uznając, że proszenie w tej chwili kochanka o wspólną naukę tańca, jest… nieodpowiednie. Nie mogła jednak nic na to poradzić i choć bardzo chciała znaleźć jakąś pozycję to przetestowania, to jednak ciągle wracała do tańca z Axamanderem, kiedy to chciała móc tak tulić się z Jarvisem.
- Coś masz na myśli. Nie wstydź się powiedzieć. Nie obrażę się, nie pogniewam - rzekł cicho mężczyzna i pogłaskał, czule i delikatnie, kobietę po policzku.
Bardka przyglądała się zachowawczo wyrazowi jego twarzy, wyraźnie rozważając, czy ten jej nie podpuszcza. Ściągnęła usta w dzióbek i skuliła się, jakby postanowiła nie podejmować ryzyka, ale zaraz zmarszczyła nosek i wtuliła się mocniej w czarownikowe ramiona.
- Tylko nie bądź zły… i nie śmiej się ze mnie… ani nic - burknęła, otaczając się ochronnym murkiem, niczym dziecko, które ze wstydem musi przyznać starszemu, że nadal jest dzieckiem. - Booo… booo… Axa mnie wziął na tańce… - mruknęła cicho, spoglądając czujnie na partnera, gotowa zaprzestać opowieści, jeśli ten choćby mrugnie.
- Nie będę się śmiać i nie dziwię się mu. W końcu jesteś cudowną tancerką… zobaczyć cię w tańcu, to jak ulec całkowitemu zauroczeniu - odparł cicho mag tuląc do siebie czule tawaif.
- Oj przestań… - Złotoskóra speszyła zadowolona z komplementu. - Na prawdę? Ale zaraz… no bo… my tańczyliśmy i ja sobie wspominałam, jak zatańczyłeś ze mną na elfim balu… no i… no… bo ja sobie tak pomyślałam… ja wiem, że nie umiesz tańczyć i pewnie nawet nie lubisz tego robić, ale… fajnie by było jakbyśmy poszli razem na jakieś nauki i… czasami sobie potańczyli… gdzieś… z innymi ludźmi…
- Nie czuję się pewnie na parkiecie - zgodził się z nią Jarvis, po czym się uśmiechnął. - Acz jedno mnie ciekawi. U ciebie… tam w rodzinnym mieście, tańczycie jak my? Przytuleni? Bo tu taniec zawsze jest parami.
- My? - Kurtyzana zdziwiła się tym pytaniem i chwilę rozmyślała. - Nie… nawet w tańcu musimy zachowywać stosowną odległość, a czasem… mężczyźni tańczą tylko z mężczyznami, a kobiety z kobietami…
- Tu jest inaczej. Jest wiele tańców, ale każdy dla mieszanych par. Chcesz się ich uczyć ze mną i przekonywać się jak daleko mi w nich do ciebie? Lub uważać na moje dłonie wędrujące nie tam gdzie powinny? - “straszył” przywoływacz zamyślając się, po czym dodał, wspominając. - Wiem gdzie jest szkoła tańca dla… kupieckich córek i synów. Wiem, bo podglądałem ich tańce.
- Ja wiem! Ja to wszystko wiem, ale to takie fascynujące! - ożywiła się Chaaya, wspominając niedawne doświadczenia. - Fassscynujące i ekscytujące, móc tańczyć razem i przytulać się… czuć całe swoje ciała, wirować wśród innych par… a gdy się patrzy nawzajem w oczy ma się wrażenie, jakby się było w łóżku… poza światem albo… nie… jakby się było oddzielnym światem dryfującym pośród innych światów w tej… no… takiej przestrzeni między światowej. - Próbowała wyjaśnić swoje spostrzeżenia i doznania. - To takie straszne i gorszące i szalenie podniecające!
- Powinno być takie… Tańce tutaj to jakby tutejsze rytuały godowe. Randki pod okiem rodziców. Zwłaszcza w wyższych sferach, gdzie matrony mają na oku swoje “księżniczki” podczas balów i przyjęć - wyjaśnił jej narzeczony wyraźnie zadowolony z tej sytuacji.
- No więc… - dopytywała się niepewnie złotoskóra. - P-pójdziesz ze mną na nauki?
- Jeśli chcesz… i jeśli będziesz znosiła moją nieporadność? Bądźmy szczerzy, nie mam twojej gracji i płynności ruchów - stwierdził wprost czarownik i pogłaskał ją po włosach. - Ale jak mógłbym odmówić sobie przyjemności tulenia ciebie i chwytania cię publicznie za pupę, udając, że ręka mi się omsknęła. Uroczo się wtedy rumienisz.
- Jarrrvisie…
Kamala zaczerwieniła się na samą myśl tych wszystkich, barbarzyńskich obłapień jakie ją czekały. Niemniej była zdeterminowana spróbować czegoś nowego i może się czegoś… nauczyć?
- Byłoby mi niezmiernie miło… gdybyś się zgodził… chodźby na jedną próbę, tak. Tak… Ale nie chcę cię do niczego zmuszać, jeśli nie chcesz to zrozumiem.
- Nie zmuszasz… kusisz raczej… pomyśl Kamalo co się stanie po lekcji - mruczał chłopak coraz bardziej namiętnym tonem, snując lubieżne wizje. - Gdy po całej godzinie trzymania cię w ramionach porwę gdzieś, przycisnę, całować będę… posiądę. Bądź co bądź będąc w ślicznej sukni będziesz i zapewne w takiej też bieliźnie.
Serce Sundari zabiło mocniej, kiedy wizje zaczęły zalewać jej umysł. Miałknęła cicho, wyraźnie zawstydzona, przerażona, ale i pobudzona obrazami, chowając buzię w dłoniach.
- Och czemuś musisz mnie tak katować, co ja ci zrobiłam, że nie dajesz mi chwili wytchnienia - zakwiliła w proteście, choć przywoływacz dobrze wiedział, że było w tym więcej zadowolenia niż skargi.
- Jestem lubieżnym potworem spragnionym ciebie… nie dam ci już spokoju - odparł magik całując szyję kochanki i sięgając między jej uda, by zagrać na najbardziej zmysłowych strunach jej ciała.
- Więc… ubierzemy się i poszukamy szkoły tańca dla ciebie i mnie? Mamy trochę czasu przed wieczorem. Po tej szkole… i po… po tym co będzie, zakupimy brakujące rzeczy na jutro. Taki plan… odpowiada ci? - zapytał, zdecydowanie planujący wpierw pobudzić apetyt tawaif na coś jeszcze. Ona z początku wydawała stawiać się mu opór, bowiem spięła się i jakoś zamknęła w sobie, lecz po chwili to przykre uczucie minęło, a kobieta rozluźniła się, odchylając głowę do tyłu.
Westchnęła przez lekko uchylone wargi i spojrzała roziskrzonym spojrzeniem wprost w oczy mężczyzny. Jej źrenice rozszerzyły się jak podczas narkotykowego upojenia, a drobna dłoń spoczęła na policzku Jarvisa. Była gorąca, niemal rozpalona.
- Nie musimy dzisiaj… nie musimy się spieszyć - wyszeptała złotoskóra, rozkładając się na materacu jakby rozpływała się pod czułym dotykiem narzeczonego.
- Nie mam ochoty się spieszyć. Nie kiedy cię pochwyciłem moja śliczna - mruczał kochanek, wodząc ustami po szyi i palcami między damskimi udami. Powoli i z namysłem przyjemnie drażnił zmysły bardki, sprawiając, że jej ciało prężyło się lubieżnie. To było zawsze mocną stroną wybranka Chaai. Umiał sprawić przyjemność jej ciału, ale i on sam drżał z podniecenia… i nie zamierzał skończyć tylko na czułościach. Kiedy Dholianka dojść już nasyciła się słodką chwilą, jej palce pomogły palcom ukochanego, by zaznała spełnienia. Mimowolnie uśmiechnęła się przy tym zwycięsko, jakby chciała pokazać kto tu wygrywał w miłosnych zapasach. Jakby nie patrzeć Kamala prowadziła dwa do jednego, choć wszystko mogło się jeszcze zmienić.
- Muszę kupić kilka mikstur i jedzenie i zwoje i zapasy strzał… och i pamiętnik i pióro… ale takie ze stalową końcówką - wymieniła w zamyśleniu, pozornie obojętna na stan partnera.
- To mamy kłopot, bo ja muszę cię posiąść, a potem wypieścić, a potem znów posiąść, a potem posmakować, a potem… znów usłyszeć twój drżący głosik jęczący pochwałę mojego języka - droczył się przywoływacz, obdarzając pocałunkami jej szyję i sięgając czubkiem języka ku piersiom. - Będziesz musiała mi uciec Kamalo.
Jakoby to nie było miłe dla jej ucha, miało się wrażenie, że owe oświadczenie było nieco wymuszone sytuacją. Sundari uśmiechnęła się smutno i popatrzyła z troską na towarzysza.
- Nie musisz mi niczego udowadniać… i nie musisz sobie niczego udowadniać. Wiem, że się nie popisałam w sprawie… sam wiesz kogo, ale chcę żebyś wiedział, że jestem świadoma na co cię stać i jestem w stu procentach pewna, że każda twoja przechwałka się spełni.
- To tylko część prawdy. Zapominasz Kamalo, że jesteś zachwycająca i godna pożądania - dodał czule czarownik całując wpierw jej czoło ozdobione łuską, potem nos, a potem usta. - I że przyjemność mi sprawia wielbienie cię i to jak wijesz się dziko pod moim dotykiem, przynosi mi satysfakcję.
Uśmiechnął się dodając. - Niech ci będzie. Wypuszczę cię z moich objęć, pod jednym wszakże warunkiem. Kaprysu żądam. Chcę byś powiedziała, gdzie miała byś ochotę spędzić ze mną wieczór. I na czym. Na jakiej igraszce.
Chaaya nadęła policzki i się pokazowo nachmurzyła.
- Nie powiem ci, póki kłujesz mnie swoim sprzętem - zaperzyła się dumnie, rozrzucając włosy po poduszce.
- Hej… to twoja wina - mruknął Jarvis spoglądając na biust kochanki. Cmoknął szczyt jednej z piersi. - Kusisz swoim pięknem Kamalo, oczarowujesz… zmieniasz w lubieżną bestią skarbami swojej urody.
Odsunął się w końcu powoli od leżącej na łóżku tawaif. Usiadł i westchnął przyglądając się jej.
- Wierz mi, wiele mnie to kosztuje. Trzymanie dłoni z dala od ciebie.
- Jak śmiesz się ode mnie odsuwać! - Fuknęła dziewczyna w mig siadając za jego plecami. - Nie powiedziałam ci tego, żebyś przestał, tylko mnie wziął! Yarrr… mam ci mówić wprost lub jak portowa dziwka? Rżnij mnie? Na bogów… - Załamała się tancerka opierając czoło o wytatuowaną łopatkę mężczyzny.
- Jak zacznę to nie skończy się na jednym razie… - “pogroził” kochanek, bardziej obiecując i rozejrzał się po małym pokoiku. - Oprzesz się tam? Chcę byś nas widziała.
Wskazał na toaletkę wyposażoną w lustro.
- Jak zacznę to nie skończy się na jednym razie… - przedrzeźniała go kobieta, podskakując pupą na piętach. - Zawsze możesz sobie tu siedzieć, aż ci oklapnie, a ja pójdę coś zjeść, skoro i tak czy siak cię nie zadowole - burknęła pod nosem, schodząc z łóżka by podejść we wskazane miejsce.
Co to w ogóle miało znaczyć?! Jeszcze zaczął wydziwiać i wpadać na jakieś pomysły, wiecznie niezdecydowany i coś kombinujący. A może tak, a może siak, a może zostać, a może idź, a może jestem zazdrosny, a może nie, a może chce, a może nie. Oszaleć można!
- Oj… bo się doigrasz - mruknął Jarvis złowieszczo zdając sobie sprawę, że jest prowokowany. Może i nie był Ferragusem i łatwiej mu było przejrzeć tawaif, to jednak ulegał jej tak samo łatwo. Choć z innych niż smok powodów.
Mężczyzna podszedł do bardki, pochwycił ją za pośladki i wypełnił jej kwiat twardą obecnością. Uczynił to władczo i samolubnie, tak samo zresztą pochwycił dłońmi za nadgarstki Chaai i zmusił się ją do zgięcia ciała. Od razu narzucił szybkie i mocne tempo wprawiające jej piersi w gwałtowne kołysanie. Był samolubny w tej igraszce i rozpalony pożądaniem. Był drapieżnikiem.
Kiedy doszedł, Dholianka wyszarpnęła ręce i wciąż nieco dysząc, oparła się o blat by chwilę odpocząć. Potem bez słowa odeszła by się ubrać. Z jakiegoś powodu wydawała się być zagniewana.
- Dlaczego ty mnie zawsze musisz… - Kamala ugryzła się w język strzelając ramiączkami stanika. - Czasem nie mam pojęcia jak z tobą rozmawiać. Mam wrażenie jakby ciebie nie było obok mnie…
Przez chwilę magik zamilkł zdziwiony, a potem podszedł do dziewczyny i oparł dłonie na jej ramionach, spoglądając w oczy.
- Po prostu… choć może wydawać ci się inaczej, bardzo mi na tobie zależy. I próbuję zgadywać co sprawiłoby ci największą radość… zamiast rozmawiać… chyba za bardzo próbuję przewidzieć co powinienem zrobić i powiedzieć. I się mylę po prostu. Może za bardzo się staram. Może… niepotrzebnie. Może… - Nachylił się i cmoknął czubek nosa kutyzany. - Ale mimo, że wychodzi mi to niezdarnie, zawsze pamiętaj, że jesteś dla mnie bardzo ważna i że cię kocham Kamalo.
Kobieta złagodniała nieco i uśmiechnęła się pokrzepiająco do zatroskanego narzeczonego.
- Jarvisie… jesteś moim księciem z bajki. Fakt troszkę ubogim, bo bez smaku, własnej armii i kawałkiem państwa, ale to nie ma znaczenia. Na prawdę. Pozwól swojej głowie odpocząć od myśli… przynajmniej kiedy się kochamy, dobrze? Bo przysięgam… - Tu jej ton nieco ochłodniał i stał się nieco złowrogi, tym bardziej, że wypowiadany był z wielkim uśmiechem na ustach. - ...szlag mnie jasny trafi jeśli kolejnym razem znowu będę zmuszona kazać ci mnie rżnąć, bo jak zwykle nie zrozumiesz najprostszej aluzji.
- Dobrze moja śliczna. - Westchnął cicho Jarvis i cmoknął czule usta Chaai. - Postaram się być… mniej rycerski w alkowie.
- Bądź kim chcesz! Ale przy mnie… a nie gdzieś daleko - burknęła tancerka, przewracając oczami.
- Dobrze moja śliczna - odparł ugodowo przywoływacz.
Kurtyzana wytężyła wzrok, przez co wyglądała jak mała żmijka.
- Znowu mnie nie słuchasz prawda? - syknęła na powrót wściekła. - Co jest takiego w twojej głowie, że nie pozwala ci być przy mnie?!
Jarvis pochwycił kochankę za biodra i usadził na toaletce, przysunął się bliżej niej i spojrzał w jej oczy. Pogłaskał po policzku dodając cicho. - Jestem tu, naprawdę… przy tobie. - Wodził palcami po jej gładkiej skórze. - Ot, dylemat mam czy… wypuścić się z pokoju, czy zatrzymać w nim wiedząc, że jeśli to zrobię, to długo stąd nie wyjdziemy Kamalo. A przecież powinienem ci pozwolić na zakupy i przygotowania do wyprawy.
Chaaya milczała długą chwilę, intensywnie wpatrując się w mężczyznę. Jej rysy twarzy powoli łagodniały i w końcu kobieta kiwnęła lekko głową. Zarzuciła kochankowi ręce za szyję i mocno go pocałowała, odpowiadając - Zróbmy szybko te zakupy i wracajmy do domu, dobrze?
- To dobry plan - ocenił Jarvis po namiętnym pocałunku, wodząc palcami po umięśnionych, kobiecych udach. - Jak najszybciej załatwmy te zakupy.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline