Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2019, 09:57   #81
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kolejne kilometry, kolejne minuty w ciszy i skupieniu. Peacemaker podskakiwał na wybojach przemierzając wypalony las i kierując się do celu, nie napotykając przy tym żadnych kolejnych zagrożeń. Żadnych bestii, żadnych potworów, nic… ta cisza
Także i na wizjerach hełmów, gdy dojechali do celu.


Upiornego zamczyska nie podlegającego żadnym zasadom architektonicznym znanym ludzkości. Żadnego pikania… druga grupa musiała jeszcze nie dotrzeć na miejsce.
- No to jesteśmy - stwierdził Giles .- Żadnych ruchów na blankach. Radar nic nie wykrywa, ni termowizja… mury za grube.
- W takim razie chodźmy. - Kit spojrzał na porucznika.
Medyczka wyciągnęła swoje wyposażenie i ustawiła się w swoim typowym miejscu w szyku.
- To wyskakujemy panienki! Standardowy szyk, i idziemy podręcznikowo, gładko i profesjonalnie, rozpraszamy się wokół wozu i zabezpieczamy! - Jean zagrzewała oddział i wydała jeden czy dwa rozkazy tuż przed wyjściem z pojazdu...

- Meyes rozejrzył się naokoło zamku i zmapuj go dronem z powietrza. Jeśli jest jakieś tylne wejście do tej kupy gruzu, to warto je znaleźć.- Wolvie zaczął wydawać rozkazy po desancie. -Lili, Giles zaminujcie Peacemakera. Nie chcę by ktoś go nam gwizdnął podczas naszej wycieczki. Ash… weź dwójkę wsparcia i znajdź oraz wyznacz bezpieczne miejsce zbiórki na wypadek, gdyby Peacemaker był spalony… dosłownie lub w przenośni. Nie wiadomo jak rozwinie się sytuacja, więc musimy wiedzieć, gdzie się zbierać po misji. JR, zabezpiecz z resztą perymetr tak daleko jak się da. Może wypatrzycie jakichś wrogów na murach.
- Ta jest! - J.R. kiwnęła głową na żołnierzy, po czym luźną linią rozproszyli się nieco po terenie, zabezpieczając znowu odrobinę większy obszar wokół Peacemakera, i wypatrując zagrożeń.

- Tak, jest! - Odpowiedziała medyczka i zwróciła się do dwóch żołnierzy. - Handsome. BFG. Rozejrzymy się za planem zbiórki ‘B’ - Obrała kierunek leżący nie na trajektorii wioski czy zamczyska i ruszyła pierwsza nie zwracając uwagi czy któryś z nich tak naprawdę ruszył. Oczywiście że ruszyli. Musieli.
Guerra coś marudził na takie wykorzystanie, ale nie mając wsparcia u skupionego na zadaniu BFG szybko zamilkł. Oczywistym celem na takie miejsce był obszar znajdujący sie w płytkiej niecce lub osłoniety z kilku stron kamiennymi ścianami. Budynków w okolicy nie było, poza samym zamkiem… ale można było znaleźć skały wypiętrzone pod wpływem eksplozji. Tu jednak nie trafiały się takie, które mogły pełnić taką osłonę. Za to zauważyli płytki rów… co prawda sztuczny, a nie naturalny. Niemniej łatwo było tam wejść i wyjść i zapewniał osłonę. Krótka wędrówka nim pozwoliła stwierdzić do czego służył. Ciągły i stały spadek w jednym kierunku i w miarę duża jama zamknięta żelaznymi prętami. Był to rów odprowadzający wodę i nieczystości z kanałów pobliskiego zamku.
-...- Ash spojrzała na kratę i westchnęła. Miejsce było beznadziejne i nie tego szukała jako miejsce zbiórki ale trudno. Jak to się mówi darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby. - Guerra, dasz radę pozbyć się kraty? Cichy ładunek albo coś. - Zapytała. Jakby nie było pomysłu to będą szukać dalej jak mu się uda to teoretycznie mają drogę ucieczki.
- To raczej robota dla Gilesa.- ocenił Handsome. A BFG dodał: - Ja je wygnę. Nie powinno być z tym problemu, jeśli użyję pełnej mocy pancerza.
Ash zrobiła ruch ręką oddając drugiemu mężczyźnie wolną rękę.
- Ok.- Dwight przykucnął i chwycił za pręty wytężając swoją siłę, oraz moc w ogniwie swojego pancerza. Zaczął ciągnąć za pręty, by wygiąć je i odchylić jak najdalej. Bądź co bądź pancerze wymagały odpowiednio dużej szczeliny. Pręty poddawał się z metalicznym zgrzytem, aż …
… kamień posypał się gdy BFG wyrwał dwa z nich i upadł na ziemię.
-Równie dobrze możesz wyrwać kolejne dwa.- ocenił Guerra. Co po kilku minutach napinania się BFG uczynił tworząc przejście na tyle szerokie, że JR i Cook mogliby bez problemu przejść.
- No, wejdę do środka i się rozejrzę, jeszcze się okaże że 20 metrów do przodu i tunel się zwęża tak że się nie przeciśnie nawet Meyes. - Powiedziała Ashley i zapaliła latarkę wchodząc do środka. - Zaczekajcie na mnie.
- Sądzę, że…- zaczął BFG, ale Guerra powstrzymał jego wypowiedź gestem. Ash weszła do środka czując jak jej stopy zanurzają się po kostki w jakiś brudny brązowozielony szlam. Dobrze, że pancerz izolował od zapachów… i brudu. Wędrówka tunelem, była nieco mozolna, ale nie zakłócana niczym. Tunel był prosty i ciągnął się pod ziemią bez zakłóceń. Ash nie dostrzegała tu żadnych śladów życia. Nawet szczurów nie było tu widać.
Bo dotarciu do wyznaczonej przez siebie granicy, zawróciła z powrotem kierując się na źródła światła jakimi były latarki pilnujących jej bezpieczeństwa żołnierzy przyczajonych przy wyjściu.
- No dobra wydaje się czysto, Mamy jeszcze czas rozejrzymy się jeszcze. - Powiedziała do tamtej dwójki.

Atak

- Żadnych przejść z tyłu. Żadnych celów. Podczerwień nic nie wykryła. Mury są za grube.- zameldowała Meyes Wolviemu po powrocie.
Dowódca przez chwilę milczał rozważając opcje, aż w końcu rzekł.
- No to ruszamy po staremu z przytupem.
I zaczął wydawać rozkazy.
-JR. formuj szyk bojowy. Idziesz z Cookiem na przedzie. Lili, Giles użyjecie działka pojazdu, by rozwalić bramę … a następnie dołączycie do nas z bombką. Ok… do roboty.

J.R. spojrzała na Cooke, on na nią, kiwnęli sobie głowami, po czym ruszyli na szpicy… a że nie było po chwili już sensu być w jakikokwiek sposób cicho, Jean zaczęła paplać w komunikator:
-Cokolwiek nam stanie na drodze, zmiażdżymy to! Jesteśmy AST! Jesteśmy ludźmi! Te pasożyty nas nie powstrzymają!

Wrota eksplodowały po chwili ciągłego ostrzału z automatycznego działka. Niektóre pociski trafiały w mury i ledwie je nadkruszały. Bombka atomowa wydawała się więc coraz bardziej sensownym wyborem. Konwencjonalny ładunek wybuchowy mógłby nie dać temu zamkowi rady.
Niemniej 30 milimetrowe pociski burzące dawały radę grubemu drewnu. I brama padła, a AST wkroczyli przez nią na nieduży dziedziniec wyłożony kostką… i kości. Setkami kości, pancerzy, mieczy tarcz.
Z nich to błyskawicznie formowali się obrońcy twierdzy. Nieumarli żołnierze w podniszczonych zbrojach. Liczni… bo było ich tu z pięćdziesiąt szkieletów, ale nawet łuków nie mieli. Tylko miecze.
Niemniej nie byli tu sami. Głośne strzały i jęki rannych potwierdziły istnienie poważnego zagrożenia. Szkieletów w resztkach pancerzy AST z zamontowanymi taurusami na ramionach. Ukrywali się poza bezpośrednich zasięgiem oddziału, ukrywając się na murach nad rozwaloną bramą. Było ich czterech, byli mniej celni… za to znajdowali się nad zgromadzonym na dziedzińcu oddziałem.
I już zdołali postrzelić Charlotte w nogę, zranić Cooka w bok i Hamato w ramię.
Szkielety zbrojne w miecze, zdaniem Kita, mogły poczekać, bowiem groźniejsze od kości z bronią białą zdały mu się kościotrupy uzbrojone w taurusy. Dlatego też ku nim właśnie skierował lufę swej broni i zaczął strzelać.

- Cholerne kościotrupy!! - Krzyknęła Jean, prując do wrogów ze swojego Destructora dwoma seriami. Zerknęła również w stronę wrednego ostrzału, który przyszedł od strony pleców.
- Jasny szlag! Te gnidy nas tak wytłuką! Szukać osłon, zdjąć tych kutafońców!
Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać… tym bardziej że taurusy przebijały większość osłon.
O czym się JR przekonała obrywając w plecy. Zbroja złagodziła co prawda trafienie, ale i tak pocisk tarurusa przestrzelił ją.
Cook podobnie jak Jean skupił się na napierających na grupę AST “rycerzach”. Szkielety mogły być mało groźne… ale jeśliby bezpośrednio zaatakowali drużynę, to mogli by uniemożliwić jej wymianę ognia z czwórką “snajperów”. Wiedział to i Wolvie, który również strzelał w kierunku chmary wrogów… rozrywanych na strzępy przez salwy z dwóch destruktorów. Karabiny kosiły wrogów jak kosy zboże, acz wielu ich było. Reszta drużyny zaczęła strzelać do ukrywających się na murach wrogów… przemieszczających się by nie ulec trafieniu. Tak jak zresztą czyniła to i sama Ash ostrzeliwując przeciwników z Vipera.
Jedynie Meyes przykucnęła ukrywając się pod kamuflażem i wycelowała w jednego z wrogów. Póki co ostrzeliwanie z dołu przyniosło jedynie kilka trafień i zniszczenie jednego ze snajperów celnymi strzałami Kita, Collier i Guery. Na szczęście poza trafieniem JR… oni również chybiali. Także i kolejna salwa z Peacemakera niewiele pomogła. Pociski przeznaczone do burzenia bunkrów jakoś nie potrafiły sobie poradzić z murami tego zamku.

J.R. najpierw krzyknęła z bólu, a potem puściła solidną wiązankę. Strzał w plecy bolał…
- Bear ruszaj się, uskoki! Musimy być w ruchu! - Ryknęła do Cooke, po czym posłała kolejne dwie salwy w chodzące kości blisko nich, i przemieściła się nieco w bok.

Najlepiej by było pozwolić, by Pacemaker wkroczył do akcji i wykończył tłoczące się na podwórzu truposze, ale wielce prawdopodobne było, że prócz aktualnych truposzy ofiarami padną ci członkowie drużyny, których truposze aktualnie atakują.
Kit sięgnął po granat odłamkowy i rzucił w środek bandy uzbrojonych w miecze 'obrońców' zamku.
Dwa destruktory kosiły wrogów jak kosy zboże nie dopuszczając nieumarłych bliżej reszty oddziału. Lufy broni robiły się coraz bardziej czerwone. Szkielety padały rozrywane kulami, lecz te z rzędów dalej próbowały się odbudowywać. Huk rzuconego granatu zlał się z hukiem snajperki Meyes. Jeden z ostrzeliwujących ich z góry nieumarłych spadł na ziemię rozstrzaskując się po utracie głowy, którą kula Switch rozwaliła z hukiem. Niemniej nieco chaotyczna salwa nieumarłych przyniosła swoje żniwo. Kule liznęły bok Wolviego.
Niemniej eksplozja, którą wywował granat rzucony przez Kita, otworzył drogę do schodów prowadzących na górę… do pozostałych nieumarłych uzbrojonych w taurusy.
Na chwilę tylko, więc… podjąć decyzję musieli szybko: Kit, Guerra i Hamato.
- Odwróćcie ich uwagę! - powiedział Kit, po czym ruszył biegiem w stronę truposzy, które ostrzeliwały drużynę. - Trzeba znaleźć tego, co nimi kieruje - dodał.

J.R. posłała kolejne dwie serie po kościotrupach, powoli już wkurzona ich uporem.
- Możecie w końcu zdechnąć permanentnie?? - Warknęła pod nosem, po czym posłała i serię po tych dwóch na murach, żeby odwrócić ich uwagę od skradającego się w ich kierunku Kita.
- Nie wygląda, żeby ktokolwiek nimi kierował. - ocenił Wolvie, acz kto by teraz słuchał takich uwag. Zresztą mógł się mylić. To że nie widzieli osobnika kierującego truposzami, nie oznaczało że go nie ma. Kit ruszył po schodkach tak szybko jak był w stanie. Niestety miał do pokonania sporo stopni. W tym czasie Guerra również wszedł na schody, jednak zamiast podążać za Carsonem po wąskich schodkach ostrzeliwać zaczął szkielety, by te nie mogły zaatakować Kita od tyłu.
Tak jak czyniły to z Jean.
Pani sierżant zapomniała, że stanowiła ścianę ognia pomiędzy nieumarłymi a resztą oddziału. I ostrzeliwując szkielety nad bramą odwróciła się tyłem do napastników. A one to wykorzystały. Cook wrzasnął do niej.
-Za tobą JR.-
Pomóc jej bowiem nie mógł trzymając w szachu połowę pola walki. Szkielety zaatakowały i jeden zdołał...ukłuć McAllister w plecy. Nie zdołał wbić ostrza głęboko. Gruby pancerz Terminusa niełatwo było przebić. Niemniej pani sierżant poczuła bolesne ukłucie w boku, a kolejne szkielety ruszały w jej kierunku. Niektóre rozwalane przez jej towarzyszy broni.
- Kurwa jego mać!! - Wkurzona Jean przez przypadek ryknęła w komunikator. Bądź tu dobry i daj choć na chwilę wsparcie kumplowi…
- Zdychajcie maszkary!! - Krzyknęła już jedynie przed siebie, po czym po raz kolejny wypruła ile fabryka dała z Devastatora. Dwie długie serie szatkowały wrogów…
Kit nie interesował się tym, co działo się na dole. Miał inny cel - najgroźniejszych przeciwników, dwa szkielety z taurusami, Chciał, korzystając z okazji, podejść bliżej i poczęstować tę dwójkę granatem, a w razie konieczności - dobić paroma celnymi strzałami z taurusa.
Ostrzeliwanie z Devastatorów dawało jakieś efekty. Niewspółmiernie małe w porównaniu do zużywanej amunicji, ale… jednak… kilka szkieletów rozerwanych było na tak małe cząstki że nie było co zbierać. Wielu nieumarłych jednak składało się do kupy i podnosiło. Na szczęście nie należały do nich truposze z taurusami.
Na razie udało im się postrzelić Meyes, acz skupiały się przede wszystkim by nie oberwać. Zaś Kit znalazł się na poziomie murów i zauważył…

… że kostka brukowa na dziedzińcu układa się w dość niezwykły wzór. Ciężko to było dostrzec z poziomu gruntu, ale teraz znajdując się na murach Carson dobrze widział ów krąg i powstające w nim z martwych szkielety.
- Tam jest wielki krąg, w którym się odradzają - rzucił w eter Kit. - Trzeba je wywabić - dodał, po czym przykleił się do muru i zabrał się za eliminację AST-szkieletów.
 
Kerm jest offline