Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2019, 18:43   #137
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 39 - IX.05; pn; południe

IX.05; pn; południe; Pustkowie; dżungla; dno dżungli; żar, wilgotno, duszno, półmrok


Po chwili rozmowy okazało się, że chyba nikt nie ma sensowniejszego pomysłu na następne kroki albo nie chciał się wychylać. Więc i van Urk przystał na pomysł Marcusa i zgodził się aby razem z Dzikim Pazurem poszli się rozejrzeć na miejscu. Niestety okazało się, że tych zaostrzonych palików, bomb ani granatów nikt nie ma więc zwiadowcy musieli iść z tym co mieli przy sobie.

W tym czasie reszta spróbowała nabrać sił po tym wyczerpującym marszu przez dżunglę. Większość podróżnych po prostu usiadła tam gdzie stała ocierając przepoconymi rękawami przepocone czoła. Van Urk zadbał by z dwóch czy trzech najmniej zmęczonych wystawić warty i właśiwie na tyle była zdolna grupa do jakiegoś konstruktywnego wysiłku w tym zgniłozielonym piekle.

Alex usiadł obok Ves opierając się na kolbie swojego z takim trudem kupionego karabinku. Cicho zżymał się, że nie można palić. Ale kto wie z jakiej odległości te dzikuny mogły wyczuć dym. Siedział więc na omszałym kamieniu i pilnował aby Vesna miała spokój przy swojej pracy. Z drugiej strony siadła dziewczyna o skórze barwy mlecznej czekolady. - Co robisz? - zaciekawiła się obserwując jak Vesna kładzie na ziemi swoją torbę i z niej wyjmuje różne woreczki i pojemniki z różnymi proszkami i granulatami.

- Ves będzie robić bomby. Takie jak wtedy w nocy. - Alex wyjaśnił dumnie jakby conajmniej sam wszystkiego Ves nauczył z tymi bombami. A teraz Ves tylko okazała się po prostu pojętną uczennicą. A słabo ich znająca Marisa chyba tego nie umiała rozpoznać sądząc po tym jak gładko przyjęła minę i słowa Runnera.

- Aaa… No tak, Lee mi mówiła, że wtedy w nocy pomagała jakiejś lasce robić te petardy. No faktycznie, jakoś nie załapałam, że to ty. - kolorowa uśmiechnęła się sympatycznie bielą swojego uśmiechu gdy skojarzyła te informacje z innych źródeł. We trójkę mogli się pogrążyć w cichej rozmowie próbując coś z tych wszystkich proszków uważyć jakąś miksturę która mogłaby im pomóc w starciu z dzikunami. I nawet Marisa, chociaż mówiła swobodnie i uśmiechała się to jednak dało się wyczuć skryte tuż pod przepoconą skórą napięcie. Oczekiwanie na konfrotnację która musiała zacząć się nieuchronnie i zbliżała się z każdą nerwową chwilą.


---



Zaś trójka zwiadowców próbowała przedrzeć się przez dżunglę. Tym razem musieli już uważać na każdy krok, odgłos i szelest bo wróg mógł się czaić już za każdym drzewem i w każdych krzakach. Dobrze, że van Urk wsparł prośbę Marcusa aby dołączył do nich ktoś z miejscocych i po chwili cichej rozmowy i zastanowienia doszedł do nich Bruce. Jeff był wciąż zbyt wykończony i nie nadawał sę do niczego sensownego a Marisa nie przejawiała ochoty na zbliżenie z dzikunami. Zresztą Dziki Kieł też ciężko sapał od tego wysiłku a i Marcus zdawał sobie sprawę, że jeszcze trochę, kawałek dalej i też by tak wyglądał.

Obydwu towarzyszom z drużyny gości dokuczały odniesione wcześniej rany. Marcus wciąż kulał i zraniona noga przeszkadzała mu całkiem mocno. Przez co nie poruszał się płynnie i sprawnie jak zazwyczaj. Jego indiański towarzysz też tak ciężko dyszał pewnie przez te rany jakie skrywał pod założonymi przez Vesnę bandażami. Z całej trójki tylko Bruce okazał się w jednym kawałku. On też prowadził ich małe trio i poruszał się jak na zawodowego myśliwego przystało. Cicho, sprawnie i miał widoczną wprawę w takich przeprawach. A do tego w przeciwieństwie do pozostałej dwójki znał teren więc jego pomoc była znaczna.

Bruce też zatrzymywał się co chwila i nasłuchiwał albo rozglądał się dookoła. Za którymś razem zatrzymał się, odwrócił i przyzwał powolnym gestem pozostałą dwójkę. Gdy podeszli i uklękli obok niego mężczyzna w kapeluszu wskazał gestem przed siebie. Przez chwilę nic specjalnego nie było widać. Może brzeg strumienia wpadającego do jakiegoś jeziora różnił się od tego bezmiaru dżungli jaką mijali do tej pory.

Ale w pewnym momencie dostrzegli jakiś ruch. Który okazał się ruchem ogona leżącego dzikuna. Gdy już złapali ten namiar dostrzeżenie reszty zwierzaka było dość proste. Chociaż świetnie się maskował gdy leżał nieruchomo. Najwidoczniej spał albo coś podobnego bo oszczędzał energię na nocne łowy a ten żar południa jak trójka ludzi świetnie się właśnie przekonała, wcale nie sprzyjał jakiejkolwiek aktywności.

Niedaleko dostrzegli jeszcze jeden zwierzęcy kształt. A obok kolejny. Łącznie dostrzegli trzy zwierzaki. Ale gęstwa przy jeziorze i strumieniu była spora to mogło ich tam się kryć nie wiadomo ile. Udało im się podejść na jakieś trzydzieści kroków i widoczne zwierzaki jeszcze ich chyba nie zwietrzyły bo dalej leżały zajęte leniwym nicnierobieniem.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline