Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2019, 15:23   #101
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dzięki za dialog Magda

Po całkiem smacznym śniadaniu Cassandra zaproponowała podział na dwuosobowe grupy w jakich mieli spędzić pozostały do pogrzebu czarodzieja czas. Rudiger miał się wybrać na spacer z Eriką. Schultz nie dał po sobie pokazać zaskoczenia z entuzjazmem reagując na pomysł nastolatki. Wojownik lubił spędzać czas z Kraus i szczerze wątpił aby było to spowodowane ich bliskimi sobie umiejętnościami walki. Wolał myśleć, że spotkał bratnią duszę i idealny materiał na przyjaciółkę. Zabijaka miał nadzieję, że wyjaśnią sobie z Eriką ostatnie wydarzenia w drużynie chociaż sytuacja wyglądała na opanowaną.

Rudiger miał plan na swój spacer z Eriką od razu po wyjściu z karczmy prowadząc kobietę we wcześniej upatrzonym kierunku. Zabijaka kierował swe kroki w kierunku podgrodzia, które znacznie mocniej ucierpiało w czasie walk aniżeli dzielnica, w której zatrzymali się poszukiwacze przygód. Schultz nie wiedział czy pomysł, na który wpadł przypadnie najemniczce do gustu, ale był pewien, że wojowniczka nie poczuje się przez to gorzej. Rzezimieszek umyślnie nie wspominał o Cassie, Konradzie czy sytuacji z zeszłego wieczoru. Najwyraźniej kobiety załatwiły sprawę między sobą i wszelkie interwencje ze strony mężczyzn nie były potrzebne.

- Mogę wiedzieć, gdzie mnie ciągniesz? - Zapytała Erika, nieco zniecierpliwiona.

- Możesz, ale czy musisz? - zapytał Rudiger uśmiechając się zawadiacko do wojowniczki.

- Jak mi nie powiesz, to nie idę - odparła, niemal burknąwszy. Nie lubiła nie wiedzieć, gdzie się wybiera, nawet, jeśli Rudiger prowadził ją w jakieś miłe miejsce.

- W dniu naszego przybycia widziałem na podgrodziu stajnie dla koni i spory wybieg. - wytłumaczył zabijaka. - Pomyślałem, że moglibyśmy pokłusować w przerwach od wspominek, które mam zamiar od ciebie wydobyć. - zaśmiał się Schultz. - Zawsze byłaś taka ułożona jeżeli chodzi o planowanie najbliższej przyszłości? - zapytał ciekawy odpowiedzi mężczyzna.

Erika uniosła brew.
- Konie? Co prawda całkiem nieźle trzymam się w siodle, ale dzisiaj mnie na to nie namówisz - odparła. - Możemy pospacerować, jeśli masz ochotę. Co do planowania przyszłości, to różnie to bywa. I co konkretnie zamierzasz ze mnie “wydobyć”? - Spojrzała na niego z ukosa.

- Coś dużo ostatnio u mnie niepowodzeń jeżeli chodzi o nasze spotkania. - zaśmiał się wojownik. - Najpierw taniec, teraz jazda konna. Nie przywykłem do odmowy, ale tobie wyjątkowo daruję. Tylko aby to był ostatni raz. - uśmiechnął się zabijaka. - Spaceru nie odmówię, a te informacje to w sumie nic ważkiego. Chciałem zapytać cię o pamiętne akcje z twojego najemniczego życia. Jak z nimi wrócą nieprzyjemne wspomnienia możemy porozmawiać o czymś innym.

Rudiger przystanął na chwilę, a parę minął jakiś wóz zaprzęgnięty w cztery konie pociągowe. Wojownik jakby nad czymś się zastanawiał po chwili spoglądając na kobietę i ostrożnie, ale z pewnością siebie nadstawiając ramię jakby sugerując jej, że chciałby ją złapać pod rękę. Nie był to jakiś erotyczny gest albo namowa do zbliżenia, a zwykła uprzejmość i próba rozluźnienia kobiety. Zwykle Schultz potrafił z nią rozmawiać bez spinania się i dużo się przy niej śmiać. Dobrze się bawił w towarzystwie Eriki. Zeszłego wieczoru, kiedy Cass po niego przyszła, wystraszył się, że kobieta jednak nie powiedziała mu całej prawdy i mogłaby opuścić ich grupę przez jego zachowanie. Bardzo by tego nie chciał, ale też nie miał zamiaru jej mówić o tym wprost. Liczył, że uda mu się to jej przekazać w inny, mniej bezpośredni sposób.

- Och, dziękuję, łaskawco, czuję się zaszczycona - odparła z sarkazmem na słowo o "ostatnim razie", uśmiechając się lekko. - Ty w ogóle się ciesz, że rozmawiamy, bo jeszcze wczoraj wieczorem to nie było takie oczywiste. A spacer to też dobra forma spędzania czasu, oczywiście w odpowiednim towarzystwie.

Gdy dostrzegła wysunięte ramię Rudigera, spojrzała na niego bez wyrazu.
- Naprawdę? Po tym wszystkim, co się wydarzyło zeszłego wieczoru teraz mam cię ująć pod rękę? Jesteś pewny, że już wytrzeźwiałeś? - Zamiast podjąć gest, Erika zwiesiła dłoń na rękojeści miecza. Nie miała zamiaru się spoufalać.

- Ja nastawienia do twojej osoby nie zmieniłem i nie widziałem powodu abyś ty miała to zrobić w stosunku do mnie. - podrapał się z tyłu głowy wojownik. - Nic nie poradzę, że dobrze nam się rozmawia i spędza razem czas… - westchnął Rudiger chyba po chwili zdając sobie sprawę, że lekko się zagalopował. - Czy nie byłoby dziwne jakbym nagle zaczął zachowywać się inaczej? - zapytał nie oczekując odpowiedzi. - Nie widzę w tym nic sugestywnego czy nieodpowiedniego, Erika. - wytłumaczył swój gest Rudiger. - Osoby z rodziny tak robią, przyjaciele tak robią, czasem nawet obcy ludzie. Jak twoim zdaniem przeginam to powiedz. Ja nie byłbym zły jakby moja kobieta szła nawet za dłonie z innym facetem, bo powodów może być wiele. - uśmiechnął się mężczyzna. - Gdybym był zazdrosny o każdy taki gest to nie byłbym pewny w związku. Dupa nie facet. - zaśmiał się Rudiger jeszcze nie zabierając ręki co wyglądało dziwnie.

- Gdybyś zaczął zachowywać się inaczej wobec mnie, zrozumiałabym to, bo sama miałam taki zamiar wobec ciebie. Rozumiem, że to są przyjacielskie gesty, ale... - Westchnęła. - Nie wiem, jak to powiedzieć, bo nie jestem dobra w tych sprawach, ale czuję, że niepotrzebnie zaczynasz przesuwać granicę, no chyba, że chcesz złapać dwie sroki za ogon, a to ci tylko skomplikuje sytuację - powiedziała, patrząc na niego. - Lubię z tobą spędzać czas, Rudi, świetnie nam się rozmawia, ale poprzestańmy na tym. Możemy się śmiać, pić, trenować, ale bez zbędnego dotykania, czy innych takich gestów z twojej strony, dobra? - Miała nadzieję, że to załatwia sprawę. Chciała być w porządku wobec Cassie, jednocześnie tłumacząc to Rudigerowi najdelikatniej, jak umiała.

- Wiesz, że wczoraj zdałem sobie sprawę, że moje zachowanie mogło to sugerować? - westchnął wojownik lekko smutniejąc. - Ja nigdy bym o tym nie pomyślał, nie mówiąc o próbowaniu takich manewrów. - wytłumaczył Rudiger. - Za bardzo ciebie szanuję, a Cassie naprawdę kocham. Nigdy niczym mi nie zawiniłaś i pewnie się to nie zmieni więc dlaczego miałbym próbować się w takie coś bawić? - zapytał Schultz. - Wiem, że Konrad na pewno zwrócił na to uwagę, bo to bardzo bystry, spostrzegawczy facet. Gdyby on zachowywał się w podobny do mnie sposób, a ja byłbym na jego miejscu pewnie już kilka dni temu bym z takim typem porozmawiał i wyjaśnił mu kilka kwestii. Tym bardziej czuję się dziwnie w tej sytuacji, ale rozumiem dlaczego mogłaś tak pomyśleć. Te komplementy przy winie, żartowanie z mojego tyłka… - Rudiger pokręcił głową. - Byłem głupi, że wcześniej nie zauważyłem jak to mogło dla was wyglądać. - Schultz nie był najlepszy w przepraszaniu i nie robił tego często, ale zdecydował się skorzystać z tematu i okazać Erice szacunek. - Przepraszam. - dodał zabierając rękę i nie sugerując nawet koleżeńskich tego typu gestów.

- Przede wszystkim nie zauważyliśmy, jak to może wyglądać dla Cassie - odrzekła najemniczka. - Gdyby to wszystko było w porządku, to nie wybiegłaby pewnie wczoraj na zewnątrz. Sama też pewne rzeczy zrozumiałam po rozmowie z nią w cztery oczy. Ona nie chce cię stracić, mam nadzieję, że oboje będziecie dla siebie dobrzy i wyrozumiali. Bez niepotrzebnych sytuacji, takich jak z wczoraj. I nie musisz przepraszać. Ostatnio non stop ktoś mnie przeprasza… - Pokręciła głową. - Jesteśmy tylko ludźmi, żyjemy, to i popełniamy błędy. Najważniejsze, żeby wyciągnąć wnioski i to właśnie robimy. - Uśmiechnęła się do niego. - Nic się między nami nie zmieniło, Rudi, po prostu musimy mieć na uwadze, że Cassie niektóre rzeczy mogą przeszkadzać. Wiesz, że to nie jest osoba, która jest tak pewna siebie jak ja. Poza tym, mówiłam to już kilkanaście razy - nic do ciebie nie czuję oprócz przyjaźni. Jesteś dobrym kompanem do bitki i wypitki. - Szturchnęła go łokciem. - Jak ci to szturchanie przeszkadza, to też powiedz, może cię boli, biedaczku? - Puściła mu oczko.

- Teraz to mnie zasmuciłaś… - zaśmiał się wojownik. - Wiem, że jesteś pewna siebie i nie potrzebujesz ciągłego przepraszania, ale ja też miałem wyraźny powód. - uśmiechnął się Schultz. - Jesteś dla niej wzorem i wspaniałą przyjaciółką. Twoje wsparcie mnie zaskoczyło kiedy pierwszy raz o tym rozmawialiśmy. Nie obraź się, ale wielu najemników nie pomoże bliźniemu w potrzebie bez wdzięczności wyrażonej w Karlach. - spojrzał na kobietę wojownik. - Dlatego w tej klasie jesteś wyjątkowa. Młoda jest bardzo wrażliwa, ale chciała dla mnie dobrze i próbowała nas jakoś połączyć. - pokiwał głową Rudiger. - Uważa ciebie za lepszą od siebie i chciała dla mnie jak najlepiej… Trochę zawiły sposób rozumowania, ale zrozumiały. W tym, że my wiemy, że nie tak to działa. - westchnął facet.

- Wiem, że chciała, żebyśmy po wczorajszym spędzili trochę czasu i pogadali. To było nazbyt oczywiste - odparła. - A co do wyjątkowej w swojej klasie, przecież sam umierający ojciec Dietrich powiedział, że jesteśmy stworzeni do czegoś większego. - Zażartowała. - Czy coś takiego, już nie pamiętam dokładnie. Zatem wszyscy jesteśmy wyjątkowi i mówiąc szczerze, to coś w tym jest, bo nigdy wcześniej nie byłam w sytuacji, żebym stanowiła jakiś problem między kobietą a mężczyzną. - Wyszczerzyła się. - Wiem sporo o Cassie, wiem też, jak reaguje na niektóre sytuacje, dlatego nie chcę, żebyśmy dostarczali jej niepotrzebnych zmartwień. A już zwłaszcza ty, bo jesteś z nią w związku. Wczoraj nic złego nie zrobiliśmy, ale nasze zachowanie mogło podsunąć jej pewne myśli, dlatego nie chcę, żeby coś takiego ponownie miało miejsce.

- Nie miałem zamiaru robić jej przykrości, ale chciałem znać twoje zdanie na nasz temat. - Rudiger wykonał gest rękami pokazując ich dwójkę. - Wiem, że Kondziu i Heinrich zapewne uważają, że nie powinienem się wiązać z kobietą z naszej grupy, ale zakochałem się. Jakbym był pewien, że uczucia będą kolidować z naszym wspólnym zarabianiem i pracą to wolałbym przestać tak zarabiać niż darować sobie Cassie. - uśmiechnął się Rudiger. - Byłoby to jednak niezbyt przyjemne, bo nikt “was” tak nie przypilnuje jak były zabijaka rodziny przestępczej z jego elastycznym kręgosłupem moralnym. - Schultz uśmiechnął się szerzej. - W twojej pewności siebie jest jednak mała luka… - zauważył wojownik. - Mówiłaś o sobie jak o babochłopie mimo iż nie masz powodów poza tym, że potrafisz zajebiście walczyć. Los kiedyś postawi na twojej drodze chłopa, przy którym będziesz mogła czuć się drobna i krucha. - rzezimieszek pokiwał głową. - Czasem trzeba opuścić gardę, bo człowiek oszaleje. - westchnął Rudiger. - Kurwa, kiedy stałem się taki nudny? - zaśmiał się. - Zupełnie jak prawnik w banku Regarnów. - dodał wymieniając największy krasnoludzki bank mężczyzna.

Erika zaśmiała się perliście na wzmiankę o babochłopie.
- Mówiłam tak, bo większość mężczyzn tak o mnie mówiła do tej pory, ale zupełnie mnie to nie rusza. Mogę być babochłopem - wiem, co potrafię i że mogę zrobić krzywdę, tak samo, jak kogoś ochronić. Nie mam ze sobą żadnego problemu. Wychowana w męskiej ekipie, nawykła do fizycznej roboty od dzieciaka, znam swoją wartość, a moje mówienie o babochłopie to tylko takie naigrywanie się, bo niejeden facet chciałby wynająć takiego babochłopa jak ja. - Puściła mu oczko. - A co do Konrada i Heinricha... przejmujesz się, co oni o was myślą? Daj spokój. To twoje życie. Chcesz być z Cassie i kiedyś założyć z nią rodzinę, to tylko to się liczy. Nie przejmuj się tym, co inni mogą myśleć o tobie, bo zwariujesz. A ci, co mają problem i powiedzą ci to w twarz, wal w pysk i tyle. - Wzruszyła ramionami. - A jak taki delikwent będzie jeszcze stał po twoim ciosie - w co wątpię - to mu poprawię. Prosta sytuacja. - Erika wzruszyła ramionami, jakby mówiła o wypadzie na grzyby do lasu.

- Wolałbym dostać w ryj niż się wysługiwać tobą. - uśmiechnął się Rudiger. - Nie przejmuje się tylko kiedyś już mieszałem interesy z uczuciami. Wtedy nie wyszło, a ojciec mój błąd przypłacił utratą ważnych kontaktów. Jakby tak myśleli to rozumiałbym ich tok rozumowania. - pokiwał głową mężczyzna. - Kończmy ten temat, bo pomyślisz, że ze skały zmieniłem się w rozgotowaną kluchę. - wybuchnął śmiechem facet. - Ponoć prawdziwym samcom Alfa nie przystoi gadać o uczuciach. - uśmiechnął się. - Jak ktoś jeszcze nazwie cię babochłopem to mu przypierdolę. Zrozumiałbym to jako nieudany tekst na podryw, ale gościa z takimi tekstami lepiej usunąć sprzed twej osoby zanim zaczniesz brać to pod rozwagę. Mógłbym dodać z dwa komplementy dla pikanterii, ale nie chciałbym przeginać. Jeszcze zrobisz więcej niż położenie dłoni w okolicy miecza. - zaśmiał się Schultz pokazując ręką gest jaki wykonała Erika wcześniej.

- Akurat wtedy moja dłoń powędrowała tam, żebyś nie miał jak jej ująć, nie używając siły, a wiedziałam, że tego nie zrobisz - odparła, uśmiechając się do niego. - Taktyczna zagrywka. I nie jesteś rozgotowaną kluchą, każdy facet musi od czasu do czasu oczyścić umysł, a kto jest najlepszym powiernikiem jego myśli, jeśli nie przyjaciel? Jeśli nie babochłop? - Zaśmiała się. - Żartuję, nie bij - rzuciła wesoło.

- Siły przeciwko tobie? - zdziwił się Rudiger. - Bardziej na zdrowie by mi wyszła szarpanina z naszym strażnikiem i Konradem naraz. - zaśmiał się Schultz. - Większe szanse. Chociaż Heinrich musi umieć się bić po mordowniach, a Weber też nie wygląda jak w ciemię bity. - dodał z powagą w basowym głosie zabijaka.

Dwójka przyjaciół była już całkiem daleko od gospody wkraczając w okolice podgrodzia. Rudiger nie miał zamiaru zabierać Eriki gdzie iść nie chciała jednak odniósł wrażenie, że kobieta nie chciała tego dnia jeździć, a samo spojrzenie na poruszające się z gracją rumaki mogło być ciekawym ubarwieniem ich spaceru. Wybieg był dość spory, stajnia wielka. Kilka koni o różnych gabarytach i umaszczeniu biegało, a jeden z nich stał przy drewnianym płocie wystawiając ciekawski łeb nad nim. Wojownik podszedł do zwierzęcia powoli i spokojnie pozwalając sobie na pogłaskanie boku głowy konia.


- Zdrowy i zadbany z ciebie gość… - powiedział cicho, jak na niego kojąco i spokojnie. - Bez obaw. Nie będziemy jeździć. - powiedział do Eriki kiedy koń pochylił lekko łeb pozwalając się zbliżyć wojownikowi.

- Niech sobie brykają - odparła, również głaszcząc zwierzę po grzbiecie. - Uwielbiam zwierzęta. A ty? - Spojrzała na niego.

- Zdecydowaną większość, chociaż do niektórych jestem uprzedzony. - uśmiechnął się półgębkiem wojownik. - Nie przepadam za kotami, bo za dzieciaka jeden strasznie mnie podrapał. Uwielbiam za to konie i psy.

- Też uwielbiam konie i psy. Nie cierpię za to kogutów. Moje najwcześniejsze wspomnienie pokazuje mi, że jakiś złowrogi, naznaczony w opinii młodego dzieciaka chaosem kogut gonił mnie przez jakieś podwórko i do tej pory nie zbliżam się do nich. Śmieszne, nie? - Zarechotała. - Walczyłam ze skavenami, mutantami i zwierzoludźmi, a obchodzę szerokim łukiem koguty. - Zaśmiała się. - Tylko nie mów nikomu, bo się więcej do ciebie nie odezwę. - Wyciągnęła ku niemu wskazujący palec lewej dłoni.

- To, o czym rozmawiamy zawsze zostanie między nami. - puścił jej oko mężczyzna. - Koguty bywają agresywne i potrafią nastraszyć. - uśmiechnął się Rudiger. - Wiesz, że myślałem o nabyciu konia? Obecnie nie mam dość środków, a też nie chce aby zwierzę stało cały czas w stajni. To smutny los dla takiego wierzchowca dlatego jak bym miał kupić sobie takiego zwierzaka to bym musiał mieć czas na jazdę. W Nuln jak mi zaczynało brakować czasu sprzedałem konia i kupiłem pancerz. Dobry jeździec go kupił. Niech zwierzę też ma coś z życia. - pokiwał głową zabijaka. - Nie rozumiem gości trzymających tygodniami takiego przyjaciela w zamknięciu. Mieć kogoś takiego to odpowiedzialność, a nie brak ludzi traktujących konie przedmiotowo. Raz nabiłem ryj gościowi w tawernie, bo podczas niby rekreacyjnej jazdy strasznie poharatał grzbiet rumaka… - pokiwał głową Rudiger.

- Też bym mu ryj obiła - mruknęła Erika. - Niech się w końcu gnoje nauczą, że zwierzę to nie jest przedmiot, tylko kompan. Czy to pies bojowy, czy wierzchowiec. Strasznie mnie takie coś wkurwia - mruknęła, zaciskając zęby i głaszcząc konia po grzbiecie.

- To mamy podobne zdanie na ten temat. - pokiwał głową Schultz. - Idea psów bojowych nieco mi nie pasuje kiedy ktoś kupuje takiego psiaka aby nim zastraszać innych albo wyręczać się nim. Był w Nuln taki gość z dwoma psami. Świetnie przesłuchiwał z ich pomocą, egzekwował długi. - mężczyzna westchnął. - Zrozumiałbym gdyby ktoś potrzebował psa do obrony posesji albo osobistej ochrony, ale wyręczać się… Dla mnie takie typy zachowują się tchórzliwie. Co do tych walk, bo o tym mieliśmy rozmawiać… - uśmiechnął się Rudiger. - Są jakieś pamiętne bitki, o których mogłabyś mi powiedzieć?

- Każdy orze jak może, jak to mawia middenlandzkie powiedzenie - rzuciła, odnosząc się do Nulnijczyka z psami. - Nie mam pamiętnych bitek… nigdy się nad tym nie zastanawiałam zresztą… walczyłam ze zwierzoludźmi, mutantami, orkami, goblinami… Walka jak walka, liczy się, żeby przeżyć i żeby twoja ekipa wygrała. Inaczej byłoby ciężko, bo nie wyobrażam sobie życia jako niewolnica, czy ofiara jakiegoś rytuału. - Zmarszczyła brwi. - No, po rytuale to bym raczej nie żyła...

- Też sobie nie wyobrażam takiego życia, ale w Nuln robiłem wszystko co mi kazali przełożeni w sposób jakim wskazali. - powiedział Rudiger, a koń powoli zabrał głowę i odbiegł od ogrodzenia. Stojąc kilka metrów od płotu spojrzał na parę ludzi wesoło nadstawiając uszu. - Wcześniej ci mówiłem czym się zajmowałem, ale dość ogólnikowo i mało konkretnie, a… Robiłem sporo. - westchnął Schultz. - Pobicia, podpalenia, zastraszanie, zbieranie długów, podkopywanie interesów, a nawet zdarzyło mi się zabić. - wojownik przełknął ślinę. - Nie wiem czy ta przeszłość mnie kiedyś nie dogoni. Nie chciałem tego mówić Cassie, ale tak naprawdę w takiej sytuacji bezpieczniejsza byłaby beze mnie. Z resztą pozostali też. Przestępcy uderzają w najbliższych, a zatem wzięliby na cel was. - Rudiger nie był pewien czy powinien tak dobitnie uświadamiać Erikę. W zasadzie wiedziała ona o nim nawet więcej niż zakładał, że jej powie. Czuł jednak, że najemniczka nie zmieni na jego temat zdania, bo życie o którym opowiadał odeszło wraz ze śmiercią Wiktora.

- Nie chcę cię podłamywać, ale przeszłość zawsze wraca. Prędzej, czy później. Ale tym razem masz nas, a przynajmniej jeśli chodzi o mnie, to pójdę za tobą w ogień, bo czuję, że jesteś dobrym człowiekiem i to, co robiłeś kiedyś, mnie nie interesuje. Też czasami nie byłam tą osobą, którą jestem teraz, ale życie zmusza nas czasami do rzeczy, które po prostu musimy zrobić. A to nie znaczy, że się z tym wszystkim utożsamiamy. - Patrzyła na konie, które próbował nieopodal okiełznać jeden z treserów. - Tak więc zawsze możesz na mnie liczyć, Rudi. - Spojrzała na niego, uśmiechając się. Inaczej, niż do tej pory. Ciepło. Wiedział, że to, co teraz powiedziała, było prawdą. Że mógł jej ufać. Że wczorajsza sytuacja, po wyjaśnieniu, nic nie zmieniła w ich relacjach.

- Jeszcze nie wiemy jak długo uda nam się współpracować. - powiedział Rudiger uśmiechając się. - Wiadomo, że wolałbym abyście zostali w pobliżu, ale los bywa przekorny. Jestem miastowym, ale być może w przyszłości przyjdzie mi zmienić okolicę, niekoniecznie na Middenheim. Chciałbym kiedyś móc ustatkować Cassie, ale też mam własne marzenia… - wojownik pokiwał głową w zadumie. - Kiedyś ktoś mi mówił, że przyjaźń damsko-męska nie może istnieć, ale to chyba jest to. - mężczyzna się uśmiechnął. - Ty też możesz na mnie liczyć. Jak byś kiedyś potrzebowała to wysyłaj gońca z wiadomością a przybędę. - puścił jej oko.

- Jasne, będę pamiętać. To co, może pójdziemy obejrzeć nie zniszczoną przez wojnę architekturę miasta? - Zaproponowała. - A potem na cmentarz. Szkoda, że Gerwazy zginął tak głupią śmiercią. Pomimo niewyparzonej czasami gęby to był dobry towarzysz. - Skrzywiła się.

- Pewnie. Możemy obejrzeć miasto. - odpowiedział Schultz powoli ruszając w drogę powrotną do dzielnicy kupieckiej. - Gerwazy był dobrym kompanem. Jeżeli ktoś zasługiwał na normalne życie w naszym składzie to właśnie on. Tam mógł paść każdy z nas. Wolę nie myśleć co by ze mną zrobiła śmierć Cassie w taki sposób. - Rudiger pokręcił głową szybko pozbywając się takiej ewentualności z głowy. - Mam nadzieję, że za mną też byście zapłakały. - powiedział Schultz zapominając się i szturchając łokciem najemniczkę.

- Oczywiście, że byśmy były przygnębione. Cass na pewno by płakała. Za Gerwazym nikt pewnie nie uroni łzy na pogrzebie, ale mamy to wszystko w sobie, te emocje są w nas i każdemu jest szkoda, że odszedł tak wcześnie i w tak głupich okolicznościach - powiedziała. - A o ewentualnej śmierci Cassie nie myśl, tylko staraj się korzystać z czasu, który macie. To wam się bardziej przysłuży - powiedziała, uśmiechając się do niego.

- Wiem. - odwzajemnił uśmiech Rudiger. - Miałem się z tobą tym nie dzielić, ale rano spadł mi kamień z serca jak cię zobaczyłem przy śniadaniu. Bałem się, że mogłabyś nas opuścić przez moje zachowanie, a raczej przez pomysł, że mogłabyś wejść między mnie a Cassandrę. - Schultz spojrzał na Erikę, a w jego spojrzeniu zauważyła lekkie zmieszanie. - Jakby kiedykolwiek mi się z nią nie układało odszedłbym zanim zacząłbym choćby myśleć o kimś innym. Strasznie czarnowidzę dzisiaj, nie? - zapytał Eriki z uśmiechem.

- Trochę. Dlatego nie myśl o takich rzeczach, bo nie warto. Co ma być, to i tak się wydarzy. - Szturchnęła go w bok, uśmiechając się lekko. - A żeby cię odciągnąć od tych myśli… widzisz tę latarnię na końcu ulicy? - Wskazała palcem.


- Widzę… - powiedział Schultz unosząc lekko brew i zaczynając domyślać się o co najemniczce mogło chodzić.

- No to kto drugi, ten stawia obiad. - Klepnęła go w klatkę piersiową i zerwała do biegu.

Rudiger początkowo nie startował jednak do latarni był spory kawałek drogi. Na oko odległość oceniał na 100 kroków. Nie był ostatnio najbogatszy dlatego musiał wygrać. Schultz zerwał się do biegu po lekkim pochyleniu ciała. W połowie dystansu minął Erikę ze śmiechem zatrzymując się kilka metrów za wskazaną latarnią. Zabijaka był bardzo szybkim w biegu co nie powinno dziwić nikogo mającego świadomość, że trenował sprinty na większości treningów. Schultz wyglądał na silnego faceta jednak Erika, która już się z nim mierzyła w boju wiedziała, że bazował na szybkości i zręczności zostając za nią nieznacznie w tyle jeżeli chodzi o umiejętność posługiwania się żelastwem.

- Poproszę pieczonego bażanta, pieczone ziemniaki i kompot z jabłek. - powiedział do najemniczki z uśmiechem kiedy Erika dobiegła do latarni. - Widziałem w dobrej cenie, bo jedyne 3 Karle. - wybuchnął śmiechem Rudiger. - Tylko jak postawisz mi taki obiad ktoś może pomyśleć, że próbujesz się do mnie dobrać przez żołądek. - dodał po czym puścił jej oko. - Omlet z grzybami i pół tuzina ogórków beczkowych też brzmi nieźle. - zaśmiał się wojownik. - Kosztuje mniej, bo tylko jedną złotą monetę. Na poważnie to zostawię sobie ten talon na obiad na czarną godzinę. - uśmiech z jego twarzy nie znikał i Erika mogła z całą pewnością potwierdzić, że katujące go chwile wcześniej wizje poszły w niepamięć.

Gdy dobiegła po chwili, dysząc i śmiejąc się, pogroziła mu palcem.
- Grabisz sobie, Rudigerze Schultz. - Wzięła się pod boki, łapiąc oddech. - Strasznie szybki jesteś, gratulacje. Omlet z grzybami i ogórki są z pewnością w moim zasięgu. Tylko się nie udław nimi, bo będę chciała rewanż. Ale to za jakiś czas. - Puściła mu oczko, wciąż ciężko oddychając. - Powinieneś się zaciągnąć do jakiejś drużyny snotballa z taką szybkością i przyśpieszeniem. Ponoć zawodnicy żyją sobie z tego jak pączki w maśle. Cokolwiek to oznacza.

- Pomyślę nad tym. - odpowiedział Schultz z uśmiechem. - Ponoć po meczach całe drużyny spotykają się ponownie aby sprawdzić która jest waleczniejsza. To podczas takiej bitki pokazywałbym największy potencjał. - zaśmiał się Rudiger. - Jak wspólny trening nadal wchodzi w grę to możemy systematycznie biegać. Lubię to.

- Możemy biegać, też to lubię. Może z rana i potem wieczorem, jeśli będzie możliwość - odparła Erika. - Kondycję mam niczego sobie, więc nie powinnam odstawać od ciebie. A teraz już chodźmy w stronę cmentarza, żeby się nie spóźnić na pogrzeb - rzuciła.

- Wierzę, że kondycyjnie jesteś bardzo mocna. - odpowiedział wojownik. - Z resztą ja jestem bardziej sprinterem aniżeli biegaczem długodystansowym. - uśmiechnął się Schultz. - Byłoby świetnie wspólnie biegać. Po drodze na cmentarz trzeba tylko wymyślić jak sprzedać to Cassie aby nie pomyślała, że nie tylko taka aktywność nam w głowach. - zaśmiał się Rudiger. - Dziwnie tak się śmiać po wykorzystaniu słowa “cmentarz” w poprzednim zdaniu. Dobra. Chodźmy już.


Atmosfera na pogrzebie Gerwazego idealnie wpasowała się w krój ceremonii. W powietrzu odczuwalna była wilgoć po porannych opadach deszczu, a unosząca się mgła skrywała zimne, kamienne płyty grobów. Po wpłaceniu drugiej połowy złota grupa śledczych mogła w ciszy udać się na miejsce pochówku towarzysza. Schultz nie odzywał się będąc pogrążonym we własnym myślach. Zabijaka od dawna nie był na żadnym pogrzebie, a ostatni przypominał mu o śmierci najważniejszej dla niego ówczas osoby – przybranego ojca.

Przemowa kapłana poruszyła Schultza, który na długo po ceremonii pogrążony był w nostalgii. Rudiger nie sądził, że z początkowej obojętności wobec wszystkich tych ludzi – poza Cassandrą – był w stanie zbratać się z nimi na tyle aby zabijać w ich obronie. To było dla niego coś zupełnie nowego i wcześniej nieznanego. Jego wewnętrzna przemiana nadal trwała i zabijaka nadal nie wiedział na czym miała poprzestać. W jego odczuciu śmierć czarodzieja poruszyła go bardziej niż Erikę czy Konrada co kilka tygodni wcześniej byłoby nie do pomyślenia.


Podczas zakopywania trumny skrywającej ciało towarzysza Schultz zmówił krótką modlitwę do Pana Zmarłych, ale też Bogini Taktyki, która w kanałach wyjątkowo im sprzyjała. Mieli przewagę zaskoczenia i przeszli przez cały kompleks bez strat do czasu spotkania celu swoich poszukiwań… Rzezimieszek chciałby w przyszłości móc poinformować bliskich Gerwazego o całym zajściu. Zapewne przedstawiłby go jak bohatera, który zginął w boju podczas ważnego dla Grodu Białego Wilka śledztwa. Po modlitwie wojownik stał jeszcze chwilę w całkowitej ciszy żegnając uczonego w myślach własnymi słowami…


Do obiadu Rudiger spędził trochę czasu z Cassie. Wojownik starał się odciągnąć jej myśli od niedawnych wydarzeń. Schultz potrafił z nią rozmawiać coraz częściej przywołując na jej twarz uśmiech. Zabijaka miał nadzieję, że przyjdzie kiedyś dzień, w którym przestaną ją nawiedzać koszmary. Nastolatka przeszła bardzo dużo, ale ostatnimi czasy nabierała coraz więcej pewności siebie. Jej samoocena wzrosła nie tylko dzięki samodzielności, którą musiała się wykazać opuszczając Nuln, ale też dzięki niedawno obudzonej odwadze. Zabicie włócznią dwóch szczuroludzi było tego najlepszym dowodem.

Posłaniec przysłany ze świątyni Pana Wilków był dla zebranych podróżników małym zaskoczeniem. Wyglądało na to, że kapitan Schutzmann był z nich naprawdę zadowolony skoro polecił ich usługi Ulrykanom. Sam posłaniec nie wiedział wiele dlatego grupa musiała udać się na spotkanie z wielebnym Ranulfem.

Świątynia Ulryka robiła wrażenie jednak nie wpędzała Rudigera w osłupienie. Widywał w Nuln większe budowle, wśród których był most unoszony za pomocą potężnych mechanizmów. Spotkanie z kapłanami odbyło się w dość ciasnym, kameralnym gronie. Poza śledczymi obecnych było dwóch wiekowych mężczyzn. Ojciec Odo, wiekowy i niewidomy kapłan, opowiedział grupie o niesamowitościach ze swojej wizji. Dla Schultza nowością było dochodzenie na podstawie majaków, ale ostatnimi czasy ciągle spotykał coś niecodziennego. Zwierzoludzie, gobliny, nieumarli, skaveny… Zabijaka był świadom istnienia chaosu i jego wyznawców dlatego wierzył, że artefakt który widział kapłan mógł rzeczywiście istnieć.

Rudiger nie był naiwny i wiedział, że ojciec Ranulf zaprosił ich na spotkanie tylko aby poprosić ich o pomoc. Nie byli doświadczeni w tego typu sprawach jednak w zdziesiątkowanych siłach okolicznej straży, podczas nieobecności wojsk byli najodpowiedniejszymi ludźmi do takiej roboty. Rudiger, Konrad i Erika zadali pierwsze pytania. Heinrich póki co przysłuchiwał się toczonej debacie nie komentując ani nie pytając. Cassandra nie przestawała zaskakiwać wyrzucając z siebie wątpliwości na temat samej misji i postawienia ich w świetle lokalnych obrońców Grodu Białego Wilka, a nawet całego Imperium. Mimo iż Rudiger nie zgadzał się z nią to musiał przyznać, że było w jej słowach nieco racji. Niepokoiło go tylko, że dziewczyna zdawała się chcieć wpłynąć na jego pracę poprzez łączące ich uczucie. Już kiedyś przejechał się mieszając życie zawodowe z prywatnym. Oby tym razem sprawy potoczyły się inaczej…

Schultz chciał wyruszyć z pozostałymi do Drakwaldu i dopilnować aby artefakt trafił do miasta bez ponoszenia strat w ekipie. Rudiger miał nadzieję, że Cassandra też zdecyduje się pomóc, bo nie chciałby jej zostawiać samej w mieście po akcji ze Skavenami. Zabijaka nie wierzył aby stwory były najęte przez kogoś z Middenheim jednak gdyby tak było to ta osoba mogłaby chcieć skrzywdzić Cass pozostającą w mieście bez wsparcia reszty drużyny. Wojownik był zatem lekko rozdarty jednak wierzył, że Cassie da się mu przekonać i ruszy razem z nimi.
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 23-09-2019 o 15:31.
Lechu jest offline