23-09-2019, 20:50
|
#251 |
| Gdy Morwena na powrót przyjęła ludzką formę i podeszła do wilkołaka, ten zgarbił się opuszczając łeb i położył uszy po sobie, jedynie wlepiając w nią spojrzenie wielkich, bursztynowych oczu.
Bez oporów poddał się zabiegom towarzyszy, co jakiś czas dławiąc bolesny warkot i obnażając kły. Szczególnie kiedy Randulf zabrał się do wypalania rany, kiedy to przez chwile wilkołak miał ochotę odgryźć mu te ogniste łapy.
Dłuższy czas zajęło wyciągnięcie ostrza włóczni z boku i usunięcie ostatnich bełtów, które znalazły swój cel w białej bestii. Gdy było to już zrobione, Bosch wstał, ostrożnie otrzepał się ze ściółki sprawdzając największe ogniska bólu i uparcie ignorując polecenia o nie ruszaniu się.
Gdy był już pewien, że nie zalega w nim żaden inny pocisk czy kawałek broni, skupił się na swojej formie sprzed przemiany i spojrzał w nocne niebo. Zmiana wydawała się tak odległą, a przecież minęło... nie więcej jak parę chwil.
Zimny wiatr zaczął owiewać ciało bestii, a Bosch poczuł jakby zienia przesuwała się nieznacznie pod jego nogami. Kiedy opuścił już wzrok, na Morwene patrzyły oczy człowieka, a nie wilkołaka. Zmęczonego i poranionego, ale żywego człowieka, którego odsłonięte ciało zaczęło nieznacznie drżeć na chłodzie. - Mnie burmistrzem? - Zapytał siląc się na zawadiacki ton. - To nawet gorszy pomysł od tego powrotu tam... - Po krótkiej chwili roześmiał się, co szybko zostało przerwane urywanym kaszlem. - Ale nie będę się kłócił. Nie mam siły. Prześpię się dzień, dwa i pogadamy co dalej. Czuje się jakbym nie odpoczywał od lat. Tylko mnie tak zimno? - Oswald rozejrzał się dookoła starając ponownie rozeznać w sytuacji.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |
| |