Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2019, 21:03   #12
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Chris King - szczupły brunet



Przez te wszystkie wydarzenia z dzisiejszego poranka Chrisa naszła nostalgia, melancholia i filozoficzne rozważania. “Kim jesteśmy?”, “Czego szukamy?”,”Po co tu jesteśmy?”,”Co przyniesie przyszłość?”. Lub bardziej lapidarnie “Jak ja się w to wplątałem? I w co.”. Albo w kogo.

Detektyw obchodził mieszkanie urządzone w dawnej stodole i słuchał i oglądał to co mu pokazywała gospodyni. Z zaciekawieniem zanotował wesołą wzmiankę, że wróci po swoją kiecke. - To mówisz, że zapomniałaś wziąć tej kiecki? - zapytał podnosząc rzucona część damskiej garderoby. - No dobrze. No to skoro jesteś taka zapominalska to przechowam to dla ciebie. - oznajmił niby poważnym tonem chowając ciuch do szafy. Wiadomość, że Sara wróci tutaj wieczorem jakoś wcale go nie zmartwiła. Wręcz przeciwnie. Ucieszył się, że znów ją zobaczy. I oby nie tylko w ubraniu i nie tylko zobaczy.

A swoją drogą to mieszkanie i podwórze wyglądało całkiem porządnie. Żadna tam rozpadająca się rudera. Dziewczynom też chyba powinno pasować. Na A do tego jeszcze była skromna i rezolutna osoba, młodej gospodyni. No właśnie…

Wygląda jak anioł, pieprzy się jak diabeł. Idealne połączenie. Nawet robiła laski i brała w kuperek. I to jak! Jak mokre i brudne marzenie! Aż nie chciało się z nią rozstawać. No to jeszcze jakby lubiła laski…

Chociaż przy tym ostatnim punkcie że swojej ulubionej listy życzeń jakie miał względem swoich kochanek jednak się zawahał. W końcu “jego” dziewczyny też były tip top a ten ostatni z trójki punktów tak im się spodobał, że teraz miały zamiar chodzić ze sobą a nie z nim. Przez chwilę zastanawiał się jakby wszystkie trzy zareagowały na siebie nawzajem. No i jakby wyglądały razem. No ale…

~ Nie no… Chyba mi nie odbiją trzeciej laski… No nie? ~ musiał przyznać, że wyznanie dziewczyn podczas tego wyjazdu, że zamierzają chodzić że sobą trochę go zaskoczyło i wybiło z rytmu. Ale właściwie to żadna nie mówiła, że już nie chce się z nim tentegować… No nie? No ale jakby Sara okazała się być podobna do nich i by do nich dołączyła? A nie do niego. No chociaż na razie nic na to nie wskazywało. No ale wcześniej z Kim a zwłaszcza z Giną też nie. ~ Kobiety… nie ogarniesz… ~ w myślach po raz kolejny doszedł do autoironicznego wniosku, że coś chyba w tym jest z tradycyjnym kiepskim wzajemnym rozumieniem się obu płci.

Potrząsnął lekko głową aby odpędzić myśli w jakich się zapętlił. Co by nie mówić to nie spodziewał się kogoś takiego jak Sara w bezimiennej wiosce na końcu świata. ~ Skąd ona się tu wzięła? ~ zastanawiał się idąc przez poranne Bournonville. Wydawało mu się dziwne, że taka kozacka laska łazi sobie tak samopas. Coś z nią było nie tak? Czy może wcale nie latała sobie samopas tylko nie było potrzeby o tym teraz mówić? ~ A może szukam dziury w całym zamiast się po prostu cieszyć chwilą? ~ stwierdził w końcu ze sporą dawką autoironii.

No i tym sposobem jakoś bez większych przeszkód i przygód wrócili do kościoła. Postanowił zdać się na swoją ciemnowłosą przewodniczkę gdy zarządzała operacją dyskretnego przeniknięcia do świątyni. Pewnie dzięki temu się to udało. Gdy byli już wewnątrz na poważnie się zaczął zastanawiać czy ona tak na serio by była skłonna do zabawy w tym konfesjonale. Sam nie był już pewny czy go to bardziej fascynowało czy odpychało. Ale zanim zdążył dojść do jakichś wniosków podszedł do nich miejscowy kapłan. Wikary John jak go mu przedstawiła Sara. Chris musiał przyznać, że we wciskaniu słodkiego kitu miejscowa pracownica “8 Mili” była całkiem niezła.

- Miło mi poznać. - przedstawił się kapłanowi podając mu rękę i uśmiechając się do niego. Wydawał się być bardziej wyluzowany niż ten starszy co prowadził kazanie. Pytanie o komunię i spowiedź jednak go zaskoczyło. Zawahał się chwilę zanim odpowiedział. - Spowiedź? Nie jestem pewny czy pamiętam jak to się robi. - odpowiedział z zakłopotaniem. Chyba od czasów wojska to raczej nie korzystał z usług kapłańskich o jakie pytał go młody wikary.

- To nic trudnego, szybko sobie przypomnisz - dziewczyna trzepnęła go przyjacielsko w ramię - Najpierw mówisz kiedy ostatni raz byłeś u spowiedzi, potem czy wypełniłeś pokutę. Wyjawiasz grzechy, kończysz że więcej nie pamiętasz. Za wszystkie serdecznie żałujesz, obiecujesz poprawę i prosisz ojca o pokutę i rozgrzeszenie - streściła w pigułce całą procedurę, szczerząc ząbki do wikarego - Wiesz sam ojcze jak to wygląda w wielkich miastach. Ludzie tam ciągle gonią za gamblem, mało jest kapłanów z powołania… nie to co u nas.

Kapłan za to nie wydawał się ani zaskoczony, ani rozdrażniony. Bardziej jakby się ziściło któreś z jego podejrzeń. Nie przestał się jednak uśmiechać i tylko machnął ręką.

- Nie przejmuj się, to nie egzamin. Usiądziemy, pogadamy chwilę i zobaczymy co z tego wyjdzie, dobrze? - zadał łagodne pytanie detektywowi - Bez nerwów i stresu. Tutaj sami swoi, nie musisz się niczego obawiać.

- Ah tak… - Chris skinął głową przyjmując te informacje do wiadomości i zastanawiał się nad tym wszystkim. No chyba tak. Chyba tak to jakoś szło. Coś mu świtało w ten deseń. - No dobrze, to spróbuję. - zgodził się w końcu dochodząc do wniosku, że najwyżej się wycofa, odmówi składania zeznań czy jak to tam się mówiło.

Z głównej sali dobiegło ich głośnie “amen”, potem zaczęły grać organy albo inne klawisze. Tłum rozpoczął śpiew, a wikary dziarsko podszedł do konfesjonału i pocałował leżący na drzwiach szalik w wyhaftowany na nim krzyż. Dopiero wtedy go podniósł i założył na szyję.

- Śmiało - zachęcił detektywa, wskazując lewą komorę od tej głównej, którą sam zajął. Skrzypnęły zamykane drzwi, młody ksiądz stęknął, siadając na ławeczce i oparty na łokciu czekał, aż jego nowy rozmówca klęknie na klęczniku.

- Dobrze Chris… powiedz mi coś o sobie, jak wam minęła podróż, co? Z Nowego Jorku szmat drogi, a wszyscy wiemy że nie każdy człowiek nosi teraz Pana w sercu.

Chris musiał przyznać sam przed sobą, że czuł mocny dyskomfort psychiczny. Tak gadać o sobie obcemu facetowi. Po prostu mu było głupio a to powodowało, że czuł się niepewnie. Zastanawiał się czy tak to leciało. John chciał mu dodać otuchy chyba.

- W porządku. Udało nam się dojechać bez dodatkowych atrakcji i przygód. - odpowiedział na pytanie po chwili zastanowienia co i jak powiedzieć a czego nie. Coś mu świtało, że kapłan powinien trzymać dla siebie to co usłyszy na spowiedzi. Ale czy na pewno tak było?

- Macie zatem szczęście, cieszę się. Ostatnimi czasy ciężko na szlakach o spokój. - ksiądz westchnął, dało się słyszeć dziwny metaliczny dźwięk i odgłos przełykania. Nagle coś po jego stronie kliknęło i cienka drewniana siatka ich oddzielająca nagle odsunęła się odrobinę na bok. W szparze pojawiła się piersiówka.

- Śmiało, za spotkanie - w głosie wikarego Chris usłyszał wyraźny uśmiech - Pamiętam jak sam tu trafiłem. Ledwo żywy, prawie ślepy i zaćpany na granicy śmierci… a teraz zobacz? Noszę gustowną kieckę i ludzie jeszcze mi podają ręce - zaśmiał się cicho - Niezbadane są ścieżki wytyczone nam przez Wszechmogącego.

- Za spotkanie. - pierwsza myśl jaka przemknęła Chrisowi gdy usłyszał chlupot zza ażurowej ścianki to taka o butelce. Ale myśl była tak durna, że zaraz sam sobie wytłumaczył, że to pewnie nawet jak butelka to pewnie z wodą czy coś takiego. No a tu nie. Chwilę później na własne oczy pokazała się prawdziwa piersiówka. Więc po chwili pierwszego zaskoczenia przyjął poczęstunek i jak się okazało nie była to jednak woda tylko solidne promile.

- No, no… Szczerze mówiąc nie spodziewałem się takiej niespodzianki. - przyznał szczerze zdziwiony ale teraz zaskoczenie zaczęło ustępować rozbawieniu. No niezły numer chyba był z tego Johna. Może dlatego i Sara go tak lubiła i polecała. Wcisnął piersiówkę z powrotem na stronę jej właściciela.

- A czego się spodziewałeś? Klątw, grożenia i przesłuchania? - duchowny zaśmiał się cicho, aby poza konfesjonałem nie dało się tego usłyszeć - Daj spokój. Wiem, że zabijałeś, kłamałeś, pewnie kradłeś. Do kościoła nie chodziłeś, zwłoki w szafie trzymałeś… takie czasy. Szczególnie w Nowym Jorku - mruknął i znowu rozległ się chlupot i odgłos przełykania. Piersiówka po raz drugi wyjrzała przez kratkę do detektywa - Każdy kto próbuje pilnować porządku, ba, nawet poruszać się po Pustkowiach w końcu kogoś zabije. Jak jest z tobą? Czym się zajmujesz? Może przemyślisz czy nie zostać u nas na stałe. Brakuje nam dobrych ludzi.

~ Zostać na stałe? ~ nie no chyba John przesadzał. Chociaż odrazu mu przyszła na myśl Sara. Ale nie no bez przesady, prędzej zabrałby ją ze sobą. Do Nowego Jorku a potem do St.Louis aby się wreszcie wyrwać z tej prezydenckiej mafii. Przecież miał tylko odnaleźć jedną małolatę i zawijać się do Nowego Jorku po nagrodę nie? No tak był przecież i z Giną i Kim ugadany, taki mieli plan. Absolutnie nie planowali tutaj zostać. No ale nie chciał zepsuć tego przyjaznego nastawienia księdza który okazał się całkiem sympatyczny i ogarnięty. Nie robił wyrzutów i chyba rozumiał czasy w jakim przyszło im żyć. Nawet go rozbawił tymi swoimi powiedzonkami, że Chris też cicho prychnął z tego rozbawienia.

- Czym się zajmuję? Dobre pytanie. - aby mieć czas na odpowiedź sięgnął po podaną piersiówkę i łyknął. Całkiem dobre. No ale co miał odpowiedzieć Johnowi? Jakoś tak nie miał sumienia go spławić albo tak skłamać na żywca. Ale prawdy też nie za bardzo chciał mówić.

- Chyba można powiedzieć, że zajmuję się cudzymi kłopotami. Pomagam ludziom je rozwiązywać. Za skromną odpłatą oczywiście. - odpowiedział w końcu tak oględnie jak tylko dał radę bo mimo wszystko czuł się skrępowany tak mówić o swojej pracy. Klienci zwykle wymagali dyskrecji. W końcu całkiem spora doza spraw w jakich się grzebał to partnerskie niewierności. Pani zdradzała pana albo na odwrót. Albo chcieli się upewnić czy zdradza albo nie. Czasem porwania, zaginięcia no ale najwięcej to chyba właśnie miał spraw małżeńskich.

- Kolejny cyngiel do wynajęcia? - ksiądz westchnął boleśnie, po czym pokręcił głową co Chris widział wyraźnie przez kratkę - Czyje kłopoty przygnały cię do Bourbonville? Bez obaw, to i tak zostanie między nami, a ja zyskam zabezpieczenie i cień nadziei, że może obejdzie się bez trupów... nie lubię robić pogrzebów, wolę śluby i chrzciny. - mruknął, patrząc na detektywa z ukosa - Tobie też nie powiem wszystkiego, obowiązuje mnie tajemnica spowiedzi, ale zobaczymy czy będę w stanie pomóc. Za to obiecasz, że zachowasz rozsądek.

Chris zastanawiał się chwilę. Właściwie to ten klecha i jego zdanie nie powinno go raczej obchodzić. No co z tego, że wziął go za cyngla? No ale jednak irracjonalne uczucie podpowiadało, że taki osąd jest dla niego krzywdzący. Poza tym John chyba starał się coś uszyć z tego nawet jak brał go za cyngla.

- Bez obaw John, nikt z naszej trójki nie jest cynglem. I nie przyjechaliśmy tu robić trupy. - odpowiedział po tej chwili zastanowienia. Wahał się co powiedzieć dalej i jak. - Szukamy kogoś. Kobiety. Młoda dziewczyna właściwie. Zapłacono nam za jej odnalezienie i sprowadzenie z powrotem do miasta. Trop zaprowadził nas tutaj. Detektyw. Jestem prywatnym detektywem. Razem z dziewczynami co z nimi przyjechałem prowadzimy biuro u nas w mieście. Nie przyjechaliśmy nikogo zabijać. - jakoś po kawałku ale przeszło mu to przez gardło. Uznał, że tak bez konkretów i nazwisk to się nic nie stanie chyba. Nawet jakby John miał kłopot z utrzymaniem tajemnicy spowiedzi. A jednocześnie naświetli mu kim jest Chris i jego zespół i po co tu przyjechali.

Butelka parę razy przemieściła się przez kraty, zanim John zdobył się na odpowiedź. Wydawało się że myśli, albo słucha starego pastora, nadającego teraz modlitwę do wtóru wielu głosów zgromadzonych pod bożym dachem wiernych.

- Dobrze, cieszy mnie to. Łamanie piątego przykazania nigdy nie przynosi nic dobrego - ksiądz rzekł spokojnym, pewnym głosem - Stróże prawa Zgniłego Jabłka. Jeżeli szukacie kogoś stąd, zachowajcie ostrożność i bądźcie… delikatni. Nieważne co ta kobieta zawiniła, jeśli dotarła tutaj, nikt jej nie wyda dobrowolnie. Mam tylko nadzieję, że nie chodzi o naszą małą Sarę - popatrzył naraz na Chrisa, marszcząc czoło.

- Oh, nie, skądżę. Chociaż wydaje się być kobietą wartą poznania. - Chris szybko uspokoił księdza i pozwolił sobie na lekki ton. A potem przemyślał to co powiedział jego rozmówca po drugiej stronie kratki konfesjonału. ~ Nikt jej nie wyda dobrowolnie? ~ no ciekawe. Właściwie spodziewał się tego chociaż z Johnem myśleli chyba o czym innym. Ksiądz pewnie spodziewał się, że to ktoś miejscowej społeczności a no Montoya chyba już się do takiej nie zaliczał. Niemniej intuicja podpowiadała detektywowi, że wbrew temu co mu mówiła dystyngowana panna Cross, nie do końca wierzył, że jej siostra została uprowadzona. Raczej wyglądało mu na to, że Bonie poleciała na swojego pana Clyde’a. A to zapowiadało ciężką przeprawę z Montoy’ą gdzie pewnie musiałby chociaż z początku skorzystać z pomocy Helen. Więc tak, tutaj John miał pewnie rację, lekko nie będzie.

- Ta dziewczyna nie jest stąd. Jest z Nowego Jorku. O ile mi się udało ustalić powinna być tutaj pierwszy raz. Przyjechała tutaj z tubylcem który bywał w Nowym Jorku. Chociaż jeszcze nie wiem na jakich zasadach i co ich ze sobą łączy. - detektyw uspokoił księdza, że nie nie chodzi o lokalną dziewczynę. Tylko cholera zbliżał się do tematu Montoyi i sam nie był pewny czy mówić o nim księdzu czy nie. Obiecał Helen, że nikomu o nim nie powie i jego powrocie. Ale czy to spowiedzi u księdza w kościele też się liczyło? Wahał się.

- Obca… przynosząca burzę - John powiedział z rezygnacją, pocierając twarz dłonią - Mam tylko nadzieję, że prócz was nikt inny jej nie szuka, ani ten… miejscowy nie zrobił jej krzywdy. Jeśli ją uprowadzono… - zamilkł, przepijając z manierki i znów dał ją Chrisowi - Pij do końca, ostatnia kolejka. Za lepsze czasy.

Przez chwilę znów się zastanawiał co odpowiedzieć księdzu. Ale nic mądrego nie przyszło mu do głowy. Właściwie z punktu widzenia miejscowych i księdza to trafnie to ujął. Chris też by chciał aby młodej Cross nic nie było, udało się ją bezproblemowo odzyskać, żeby Montoya nie robił problemów i wszyscy szczęśliwie wrócili do domu. Ale sprawa była do rozegrania i różnie mogło się to wszystko potoczyć. Więc jak to ujął John, zostawało liczyć, że jakoś to będzie i na te lepsze czasy. - Za lepsze czasy John. Twoje zdrowie. - powiedział w końcu i upił a raczej dopił to co zostało z manierki. - Dzięki John. Dobre było. - przesunął na drugą stronę konfesjonału już pustą manierkę z czymś kwaskowatym i mocnym.

Ksiądz uśmiechnął się jakoś tak ciepło i przyjaźnie, jak ze starych obrazów i rycin uśmiechały się oblicza świętych. Schował piersiówkę, puszczając Nowojorczykowi konspiracyjne oczko, a potem poprawił szalik i odchrząknął.

- Bóg, który oświeca nasze serca, niech ci da prawdziwe poznanie swoich grzechów i Jego miłosierdzia. Jeżeli zgrzeszyłeś, nie trać nadziei, mamy rzecznika wobec Ojca, Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko za nasze, lecz również za grzechy całego świata… czy żałujesz szczerze za swe grzechy, synu?

W pierwszej chwili, Chrisowi nie wiadomo dlaczego przyszła na myśl “ta sprawa z dziewczynami”. Miało być tak pięknie! Takie świetny pomysł, żeby się stentegować z nimi dwiema na raz skoro wcześniej tak sobie działali to raz z jedną to raz z drugą. Po bożemu to pewnie nie było. Chyba, żeby znaleźć jakąś, taką religię co by promowała takie numery… No i co? No i stało się! Teraz właśnie laski mu obwieściły, że się wolą tentegować ze sobą nawzajem! To pewnie przez te grzechy i w ogóle… Miał za swoje… Więc czy żałował za grzechy? No pewnie! Przynajmniej za ten jeden na pewno…

- Tak proszę księdza. - zgodził się gorliwie. Może jeszcze była jakaś nadzieja? W końcu obie tylko oświadczyły, że będą się tentegować ze sobą nawzajem. Żadna z nich nic nie mówiła, że z kimś innym, no dajmy na to na przykład z Chrisem, się nie będą chciały tentegować nie? No! Więc jakaś nadzieja była, że im się pod tym względem światopogląd wyprostuje… No chyba. W każdym razie za to był gotów trzymać kciuki. No i za rozwiązanie sprawy młodszej Cross i Montoi.

Zobaczył jak z w celi obok John prostuje się, wyciągając otwartą rękę w jego stronę. - Deus, Pater misericordiarum, qui per mortem et resurrectionem Filii sui mundum sibi reconciliavit et Spiritum Sanctum effudit in remissionem peccatorum, per ministerium Ecclesiae indulgentiam tibi tribuat et pacem. Et ego te absolvo a peccatis tuis in nomine patris et filii… - zaczął robić znak krzyża - et spiritus sancti… - popatrzył wymownie na Kinga i szeptem dodał - Tu mówisz “amen”.

- Amen. - dobrze, że John mu podpowiedział bo dalej siedziałby jak matoł nie wiedząc czy to już koniec a jak koniec to co właściwie dalej trzeba by robić. Więc skwapliwie przytaknął i znów nie był pewny co dalej. To koniec? Miał wyjść? Coś powiedzieć na koniec? Coś mu świtało sprzed lat, że na koniec to chyba coś jeszcze ksiądz mówił.

Ksiądz nie trzymał go długo w niepewności, zaczął nową litanię, wciąż trzymając otwartą dłoń na wysokości twarzy Kinga, jakby go błogosławił.
- Męka Jezusa Chrystusa, naszego Pana, wstawiennictwo przenajświętszej Maryi Panny i wszystkich Świętych, dobro, które spełniasz, i cierpienie, które zniesiesz, niech będą zadośćuczynieniem za twoje grzechy, wyjednają ci wzrost łaski i nagrodę życia wiecznego. Wysławiajmy Pana bo jest dobry. Jego miłosierdzie trwa na wieki. Pan ciebie uwolnił od grzechu, niech da ci udział w swoim Królestwie. Szczęśliwy człowiek, któremu zostanie odpuszczona wina, a jego grzech zapomniany. Raduj się i wesel w Panu. Jemu chwała na wieki wieków. Amen - rozległo się pukanie w drewno - Idź w pokoju i głoś światu cudowne dzieła Boga, który cię zbawił - wikary odetchnął, opuścił rękę i dodał już mniej oficjalnie - Jeśli będziesz chciał pogadać, albo potrzebował pomocy, znajdziesz mnie na plebanii. Sara wie które pokoje są moje, da ci znać kiedy iść do komunii. Po prostu trzymaj się jej. Uważaj na siebie Chris, niech Bóg cię prowadzi.

- Ciebie też John. I dziękuję. - szczupły brunet skinął odruchowo głową w stronę kratki i musiał przyznać, że dziwne ale jakoś lepiej czuł się po tej rozmowie niż wcześniej. Wstał i wyszedł z konfesjonału rozglądając się po reszcie kościoła. Po tej rozmowie w małej, zamkniętej komórce aż dziwne było, że ci wszyscy ludzie co tu byli, nadal tu są i w ogóle, że wszystko tu stoi tak samo jak wtedy gdy szedł do tej spowiedzi. Ale posłuchał rady Johna, odnalazł wzrokiem Sarę i skierował się w jej kierunku.

Dziewczyna musiała się trochę wycofać w stronę głównej sali, bo koło konfesjonału zbierała się powoli kolejka, więc gdy wyszedł, ujrzał rząd zaciekawionych spojrzeń… lecz tym razem bez podejrzliwości. Najpierw dostrzegł w obcych twarz zaskoczenie, jednak jakby sprawdzała się przepowiednia młodego księdza. Bądź działa aura świętego miejsca.

- I jak było? - jego towarzyszka przywitała go wesołym szeptem, ledwo stanął tuż obok. Tym razem widzieli wyraźnie ołtarz, przesuwając się powoli w kierunku siedzących na ławkach wiernych. Wśród nich, na drugiej ławce od samego przodu, Chris ujrzał znaną już babuleńkę, w towarzystwie jego dziewczyn.

- Normalnie strasznie. Horror i trauma i w ogóle. Chyba będziesz musiała mi pomóc wieczorem zapomnieć o tej strasznej wizycie. - odpowiedział jej szeptem uspokojony, że ani jej ani dziewczynom, ani sympatycznej babci i jej wnuczce nic się nie stało. W sumie niby co miało im się stać podczas niedzielnej mszy w kościele? No ale i tak jakoś go uspokoiło. A nawet miał dobry humor to pozwolił sobie na małą kpinę odpowiadając na pytanie nowej znajomej. Ton przybrał niby poważny ale aż za bardzo i był ciekaw czy łyknie czy jednak się pozna na żarcie. Właściwie to obie wersje były ciekawe.

- Rozumiem - czarnowłosa główka kiwnęła potakująco, robiąc smutną minkę łączenia się w bólu. Złapała dyskretnie detektywa za rekę i delikatnie ścisnęła. - Pierwszy raz zawsze jest najgorszy… różnie bywa. Do tego nowe miejsce, tyle stresu… na pewno nie będziesz mógł zasnąć sam, w nowym miejscu. Chcesz żebym ci wieczorem poczytała do snu? Wezmę odpowiednie czytanki - łypnęła na niego niewinnie i łobuzersko jednocześnie.

- Jak miło trafić na inteligentną rozmówczynię. - Chris był wręcz zachwycony inteligencją i domyślnością Sary. No z nieba mu spadła, że taka kumata! No i przynajmniej się umówili czy może raczej potwierdzili te wieczorne spotkanie. Aż się zaczynał trochę niecierpliwić do tego wieczora, spotkania i w ogóle.

Brunetka puściła mu oko, lecz szybko przybrała poważną minę, składając dłonie do modlitwy. Dookoła ludzie modlili się głośno śpiewem, w tym czasie stary, siwy ksiądz przy ołtarzu przygotowywał kielich i różne złote dewocjonalia, wyjmowanych z szafeczki opatrzonej czerwoną lampką. Tabernakulum, tak to się chyba nazywało. Nie minęło wiele czasu, gdy Sara pociągnęła go za rękaw, pchając pod ołtarz, gdzie klęknęli w rzędzie razem z mieszkańcami miasteczka. Detektyw widział i staruszkę i jej wnuczkę. O dziwo Kim też mu zniknęła gdzieś przy konfesjonale, aby pojawić się kilka osób na lewo, w karnym rządku do komunii.

- Ciało Chrystusa - stary kaznodzieja z namaszczeniem podawał wiernym małe, okrągłe opłatki prosto do ust, a ci odpowiadali “amen” i wycofywali się na dawne miejsca, pogrążając się w modlitwie.

Po paru minutach rozległ się dźwięk dzwonka, cały kościół klęknął, pastor zaczął kolejną modlitwę. Na szczęście Sara była niezastąpiona, dając Nowojorczykowi znać co robić, co mówić i kiedy podać innym rękę jako znak pokoju. King nawet nie wiedział, kiedy nastąpiło sakramentalne pożegnanie.

- Idźcie w pokoju Chrystusa - ksiądz podniesionym głosem, z namaszczeniem zwrócił sie do tłumu, a ten odpowiedział.

- Bogu niech będą dzięki - jeden głos poniósł się po głównej nawie i już tłum jął wypływać z kościoła prosto na słońce i piękny, jesienny dzień.

Żywa rzeka tłumu wylała się przez wrota kościoła i właściwie Chris poza Sarą co się trzymała go jak przyklejona to stracił z oczu całą resztę z przednich ławek. Ale uznał, że spotkają się przy samochodzie. No i po chwili czekania z Sarą rzeczywiście doszła reszta ferajny. Gina czyli mądrala, Kim czyli powsinoga, babcia Helen no i sama Helen.

- Bardzo ciekawa msza. - pochwalił tą tradycyjną, kulturalną imprezę tubylców. A pamiętał, że babcia bardzo reklamowała tą imprezę jak tutaj jechali. - To zapraszam do samochodu. Myślę, że podrzucimy panie do domu a potem pojedziemy do Sary. Myślę, że jej oferta na zamieszkanie jest całkiem ciekawa. No ale pojedziemy to same zobaczycie. - zagaił najpierw do dwóch miejscowych kobiet a potem do swoich kumpel i pracownic.

- O tak, pięknie ksiądz dziś mówił. Dobrze że choróbsko już odpuściło.. ale on zawsze przy niedzieli ma specjalne kazania - babuleńka od razu podłapała temat, drepcząc powolutku w stronę samochodu. Obok niej szła Helen i nie wyglądała na tak zadowoloną jak babcia nawet w setnej części. Krzywiła się, łypała spode łba na okolicę i narzuciła kaptur na głowę, wbijając dłonie w kieszenie płaszcza. Obok niej szły współpracownice Kinga. Te zachowywały się w sposób stonowany, nawet powsinoga, ograniczająca ziewanie do dyskretnego posapywania w kołnierz kurtki.

- Czyli dogadaliście się - Kim odezwała się pierwsza, coś podejrzanie długo obcinając czarnowłose wcielenie niewinności idące grzecznie obok detektywa.

- Myślę, że wstępnie tak - dziewczyna odpowiedziała wesoło - Do tego udało się obrócić zanim zaczęła się msza. Było już tyle ludzi, że nie chcieliśmy się pchać na siłę i stanęliśmy obok konfesjonału. Widziałam że też odwiedziłaś ojca Johna. Miły z niego gość, prawda? - wyszczerzyła ząbki do lekarki, a ta na moment zadumała się nad czymś.

- Tak… wyjątkowy człowiek, bardzo otwarty - powiedziała neutralnie.

Babcia za to zaśmiała się wesoło. - Oj kochane, nie wiecie jaki tu lament był, gdy John postanowił wdziać sutannę, ale dobrze się stało. Złoty chłopak, oddany i dobry. Dusza człowiek.

- Jest spoko - Helen dołączyła własne burczące trzy gamble do rozmowy.

- Co z metą? - szwendaczka za to postawiłą na pragmatyzm, nie ukrywając niechętnego spojrzenia, którym obdarzała Sarę.

Ta zdawała się tego nie zauważać, choć pewnie z premedytacją je ignorowała.
- Może umówmy się tak, Odwieziecie panią Lincoln i przyjedziecie do nas to same zobaczycie o co chodzi - powiedziała pogodnie, zerkając na koniec na mrukliwą nastolatkę o czekoladowych włosach. - Wpadasz na herbatkę? Mama się ucieszy.

- Zobaczę - padła krótka odpowiedź i wzruszenie ramion, po czym otworzyła babci drzwi auta - Dzięki.

- Nie no nie wygłupiajcie się. Wsiadajcie wszyscy, samochodem to chwila moment. A i tak nam wszystkim po drodze. - Chris nie do końca wyłapał o co chodzi między dziewczynami ale nie tak to sobie umyślił. Powtórzył więc zaproszenie chcąc by wszyscy pojechali jednym kursem. Pomogło bo już zapakowali się zgodnie. Starsza pani zajęła honorowe miejsce w szoferce a czwóka młodszych kobiet bez trudu pomieściła się na dwóch ławkach z tyły vana. Na końcu sam zasiadł za kierownicą i ruszył przez miasto. Teraz, gdy już wstał dzień i wiedział jak jechać to jechało mu się pewniej. Dlatego po chwili przejechali przez osadę i zatrzymali się przed posesją starszej gospodyni.

- Pani poczeka, pomogę pani. - uprzedził wysiadając z wozu i obszedł szoferkę aby pomóc starszej pani wysiąść z furgonetki.

- Dziękuję kochaniutki - staruszka z chęcią przyjęła pomoc, wytaczając się z auta gdzie od razu przejęła ją wnuczka. Zaczęły powoli iść w stronę furtki, a raczej młoda ciągnęła tam starą.

- Wpadnijcie jutro, zrobię obiad i ciasto upiekę - babcia posłała im uśmiech przez ramię. Wszystko wyglądało tak jak King zapamiętał z poranka. Brakowało tylko mgły, przez co dało się dojrzeć wysprzątane podwórko, gdzie pod ścianą zaległ znajomy, czarny kształt.




Koksu na widok ludzi otworzył oczy… i tyle było z jego aktywności.

- Niech się pani nie fatyguje, to może my coś przywieziemy. - Chris na chwilę stracił wątek gdy namierzył czarną kulkę na podwórzu i chwilę się z nią mierzył wzrokiem. Niestety nie udało mu się zmobilizować sierściucha do żadnej innej aktywności. - Co za leniwe bydlę… Normalnie jak ja jak mam wolne… - mruknął po cichu z mieszaniną podziwu, sympatii i autoironii na temat podobieństw jakie dostrzegał między sobą a czarnym sierściuchem i wdzięcznej nazwie Koksu. - Trzymaj się Helen, jutro pewnie wpadniemy. - pomachał wnuczce na pożegnanie gdy obchodził szoferkę w drugą stronę i wrócił na miejsce kierowcy.

- Dobra, to teraz jedziemy na nową metę. I trzeba by coś kupić jutro na ten obiad. Sara, nie wiesz co i gdzie by można kupić? - zapytał w tył furgonetki gdy odpalał motor i zawrócił na drodze aby z powrotem wjechać do osady.

- Zależy czego wam potrzeba - dziewczyna zamyśliła się, rozsiadając się wygodnie na fotelu pasażera w szoferce. Wcześniej skorzystała z okazji że miejsce się zwolniło i zgrabnie przegibała się przez oparcie, sadzając zgrabny tyłek obok Kinga. Z tyłu zaś, w lusterku, widział on pełne irytacji spojrzenie powsinogi, które gdyby mogło zabijać, miejscowa panna padłaby trupem na miejscu. Gina za to tylko pokręciła głową do towarzyszki.

- Jeśli coś specjalnego wtedy warto zajrzeć na rynek - Sara kontynuowała wesoło, kiwając stopą przez co but wybijał szybki rytm o bebechy auta - Zwykle mamy swoje, w gospodarstwach. Mięso, mleko, jaja, warzywa, owoce. Mąkę bierzemy z młyna, ryby z jeziora. Lepsze trunki z baru, gorsze ze speluny przy hostelu robotniczym… albo bezpośrednio od wytwórców - zaśmiała się - Mój starszy brat też pędzi berbeluchę, ale nie polecam podawać je pani Lincoln.

- No może jakąś kiełbasę i alk tak by się do obiadu wszystkim przydało. Może coś na jakąś sałatkę na szybko tak. - miał nadzieję, że dziewczyny z tyły dopomogą w tej akcji planistycznej co by nie wyjść jutro na pasożytów społecznych co tylko na gotowe przychodzą. A sam ekspertem w kuchni nie był. Nawet zerknął w tył dzięki lusterku mając nadzieję, że dziewczyny dokumają, że to w gruncie rzeczy pytanie do nich. A i posesję gdzie mieszkała Sara a od dzisiaj pewnie i ich wesoła trójka, była już widoczna. I zastanawiał się o co może chodzić Kim? Sama chciała się bujać z Giną i w ogóle była happy jeszcze rano na drodze jak gadali. A teraz co? Że jak się spiknął z Sarą to jakiś gul jej stanął? ~ A cholera co ja mam powiedzieć jak mi się we dwie w jednym momencie sprzątnęły sprzed nosa? A taki fajny i wygodny układ mieliśmy... ~ chyba, że to znów jakaś babska logika której jak zwykle nie ogarniał… Za to ogarniał zgrabną, kobiecą rączkę pasażerki która dodawała mu otuchy podczas jazdy głaszcząc i klepiąc po kolanku a nawet udzie. No ale już dojeżdżali.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline