Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2019, 12:57   #28
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dzięki za scenki Shrek & Keth

- Rozumiem co chcesz mi przekazać, ale nie rozumiem takich chcących się dowartościować twoim kosztem palantów. - odparł wojownik po chwili zastanowienia. - Jak ktoś mógłby się pastwić nad tak uroczą osobą, do tego medykiem, który lada dzień może zszywać mu poharatane dupsko? - nożownik pokiwał głową. - To bardzo głupie i zbędne. Jak kiedyś w trakcie naszej wymiany myśli zechcesz mi powiedzieć o kimś kto “naprawdę” przekroczył granicę dobrego smaku i kultury, nie krępuj się. Zajmę się nim po swojemu. - uśmiechnął się żołnierz wesoło. - Nie mam powodu aby się z ciebie naśmiewać czy ci dokuczać. Postaram się natomiast rozruszać cię nieco aby jednak z tego procesora czy płyty głównej wykrzesać jakieś emocje. - zaśmiał się wojownik puszczając jej oko.

- Mamy trochę tych medyków w koszarach - stwierdziła z lekkością - Jestem od wyższych celów, a nie zszywania komuś dupy, to każdy sanitariusz może zrobić. Lepiej lub gorzej, bardziej krzywo i mniej dokładnie, ale da sobie radę - sięgnęła w końcu po kubek, początkowo grzejąc sobie dłonie w jego ciepłocie. - Nie będę ci mówić o takich osobach, nie znamy się na tyle abym śmiała zawracać ci głowę i pakować w kłopoty. - łypnęła na niego zza kubka biorąc łyk i zlustrowała badawczo ładnymi oczami. Josh był umięśnionym i silnym mężczyzną, dbającym o swoją kondycję, na pierwszy rzut oka typowy wojownik - Już ja się domyślam jakie możesz mieć metody, na pewno nie nauczycielskie - uśmiechnęła się pod nosem i odstawiła kubek. - Nie lubię emocji - przyznała szczerze nie tłumacząc się.

- Wbrew pozorom zawsze daję delikwentowi szansę na wytłumaczenie się. - powiedział Williams spokojnie. - Zwykle jednak tacy idą w zaparte, a często chcą spróbować swoich sił. - uśmiechnął się nożownik. - Większość facetów w wojsku jest sprawna i potrafi się bić. Jednak pomiędzy umiejętnościami większości a mną jest przepaść tak samo jak między poziomem “zszywania dup” przez ciebie i wspomnianego sanitariusza. - uśmiech nożownika poszerzył się. - I o ile ty i sanitariusz oboje udzielicie pierwszej pomocy o tyle przy mordobiciu konkurencja jest zgoła inna. Bardziej przeciwstawna. Zwykle wygrywam, nie zawsze. - zaśmiał się kapral. - Dla ciebie jednak zaryzykuję, jak chcesz. Tylko przynieś mi później tosta czy dwa do karceru.

- Nie będzie takiej potrzeby - odpowiedziała mu kręcąc głową - Także nie masz się co szykować na te tosty. I tak, różnicę widać gołym okiem - stwierdziła ze spokojem ponownie lustrując go od góry do dołu badawczym spojrzeniem, zupełnie jakby miała zamiar napisać o nim jakąś poważną, naukową pracę. - Ale przynajmniej jesteś mniej awaryjny dzięki temu… W sensie, jeśli oczywiście sam się nie pakujesz w kłopoty.

- Powiem ci szczerze, że pochlebiasz mi tak zajadle mnie obserwując. - uśmiechnął się wojownik. - Ty też jesteś atrakcyjna. - dodał szczerze. - Zwykle pakuje się w największe bagno na rozkaz, a zatem nie na własne życzenie. - dodał po chwili sięgając po kubek i biorąc mały łyk. - Wbrew temu co mówię nie jestem częstym bywalcem karceru. Po prostu jak zaczynałem w armii niektórym ubzdurało się kotowanie, a wtedy… Powiedzmy, że dochodziło do nieporozumień. - zaśmiał się nożownik. - Na początku wszystko było proste, bo człowiek tak nie przywiązywał wagi do sprawy. Później dopiero zaczęło mi zależeć chociaż kumple mówią, że jestem zbyt empatyczny jak na nożownika. Jakby ktoś z nich ustalił jakieś standardy. - Joshua spojrzał na medyczkę chwile przyglądając się jej twarzy. - Ty zdajesz się nie przejmować kiedy pacjent wyje na twojej kozetce. Ostatnio byłaś dla mnie delikatna albo to profesjonalizm i moje przyzwyczajenie do sanitariuszy z kilkukrotnie mniejszą praktyką.

- Och, źle mnie zrozumiałeś - zaczęła gestykulując dłonią - Nie oceniam twojej atrakcyjności, nie znam się na tym. Przyglądam się pod innym kątem. Przecież już cię uświadomiłam, że nie jestem taka jak większość ludzi. Wychował mnie maniak medycyny, empatia to dla niego wymysł sił kosmosu co najwyżej - przerzuciła oczami wzdychając ciężko. Nie zawstydził jej, po prostu poczuła potrzebę wytłumaczenia mu jak dziecku pewnych istotnych różnic. Szybko powróciła myślami do wspomnień z dnia, kiedy mogła zszyć mu tę paskudną ranę. Momentalnie przeszły ją przyjemne dreszcze, aż musiała przymknąć na chwilę oczy. - Lubię jak cierpią. To znak, że żyją. Gdy pacjent milczy i nie reaguje, nie wiadomo czy nie marnujesz opatrunków na ciepłego trupa - wyznała z nutą profesjonalizmu w głosie - Ty ładnie cierpisz - dodała otwierając oczy i posyłając mu uśmiech. Założyła z góry, że potraktuje to jak żart. Ludzie zazwyczaj tak reagowali.

- Jesteś dziwna. - zaśmiał się Joshua stwierdzając fakt. - Wydaje mi się, że musimy trochę dłużej nad tobą popracować. Widocznie zrezygnowałaś z zabawy, relaksu i cieszenia się życiem na rzecz nauki. - ponownie stwierdził fakt żołnierz. - Też tak robiłem latami, ale ostatnie czasy sobie odbijam. Kiedy wyskoczymy na obiecaną imprezę? Jak nie chcesz wyjść za mur mogę coś zorganizować wewnątrz. Popijawa między hangarami albo coś. Co lubisz?

- Ciszę, spokój, książki i krzyki cierpiących - odpowiedziała bez większego namysłu i uniosła brew, a jej mina stężała w powadze - Nie pamiętam bym obiecała jakąś imprezę. Nie pomyliłeś kobiet?

- Jesteś jedyną, która ze mną gada. - zaśmiał się Joshua. - Jedyną rudą, młodą medyczką. Nie sposób ciebie z kimkolwiek pomylić. - żołnierz podrapał się po głowie. - Możemy też pokrzyczeć chociaż nie zgadza to się z punktem drugim. Ciszą. - nożownik pomyślał chwilę i napił się herbaty. - Faktycznie nic nie wspominałaś o imprezie. Jak byś ruszała w teren kiedyś to wtedy się napijemy po powrocie.
- Dobrze, że sprostowałeś, że jedyną, rudą medyczką - Viktoria westchnęła cicho i ponownie sięgnęła po herbatę. Teraz jej temperatura była o wiele lepsza do picia. - Nie ruszę w teren - stwierdziła z dziwnym przekonaniem i pewnością.

- Oby Vi… - uśmiechnął się Williams. - Tak naprawdę poza tobą z twojej branży znam jeszcze Lune. - przyznał Joshua. - Nie liczę ludzi po podstawach, jak ja, bo to większość potrafi. - wojownik zobaczył, że herbata jest już dość chłodna aby wziąć dwa większe łyki. - Zbliża się moja pora treningowa. - uśmiechnął się nożownik. - Muszę lecieć. Zobaczymy się jeszcze? Pewnie stan Cartera się nie zmieni i drugi raz nie będę miał wymówki aby przyjść i zapytać o tego “przystojniaka”...

Kobieta wzruszyła ramionami pijąc w spokoju herbatę. Jej się akurat nigdzie nie spieszyło.
- Jeśli będziesz sobie robił krzywdę i nie uczył się na błędach, to pewnie tak - odpowiedziała z lekkością na temat spotkania, przyglądając się mu przy tym - Klucze weź, otwórz sobie i podrzuć mi z powrotem, ja się pewnie położę i przymknę na chwilę oczy, wyprostuję kręgosłup - posłała mu niewielki uśmiech, dopijając herbatę i odstawiając kubek sięgnęła przy okazji po dzwoniący pęk i rzuciła mu klucze.

Joshua złapał klucze jedną ręką, a drugą chwycił niebieski kubek i dokończył herbatę. Nożownik odstawił kubek, uśmiechnął się do kobiety i ruszył otworzyć drzwi. Kiedy zamek z lekkim oporem i nieprzyjemnym zgrzytem został otwarty mężczyzna wrócił i odłożył klucze na miejsce. Zauważył, że rudowłosa leżała już wyciągnięta na kanapie. Joshua zawiesił na chwilę na niej oko, ale póki co musiał zadowolić się masażem jej zmęczonych służbą stóp. Wychodząc zatrzymał się w przejściu.

- Dziękuję za herbatę i wymianę myśli, Vi. - powiedział cicho aby nie drażnić jej słuchu podniesionym głosem. - Jak byś dla odmiany to ty mnie potrzebowała wiesz o kogo i gdzie pytać. - dodał po chwili przyglądania się jej i z lekkim ociąganiem wyszedł.
Wezwanie do kapitana Tannera spadło na kaprala Williamsa krótko przed południem. Joshua był zajęty czytaniem jednak wizja zapewniającej odrobinę adrenaliny misji pobudziła go bardziej niż można by się spodziewać. Nożownik wystrzelił jak z procy snując domysły co też tym razem mogło się zjebać. Nie mogło to być nic błahego skoro „Grupa uderzeniowa Kamikaze” wyruszała w pole pomimo kipiszu jaki niedawno zrobili z kompanami. Na miejscu okazało się jednak, że Joshua będzie pracował z barwną zbieraniną pod dowództwem całkiem świeżo awansowanej sierżant Anderson. Ze znanych mu i pewnych ludzi na miejscu byli tylko Carter Jones na zwiadzie, Viktoria Williams jako zaplecze medyczne, Thomas Cooper jako nadworny cyngiel i szeregowy Heras Romero będący rusznikarskim specem. Reszta stanowiła olbrzymią niewiadomą zaczynając od początkującej w te klocki przełożonej, poprzez wsparcie techniczne, aż do kolejnych ludzi od szeroko rozumianej rozwałki.

Już w momencie ustawienia szeregu kapral Williams zastanawiał się do jak dziwnej, niecodziennej misji przełożeni mogli skompletować go obok takich ludzi jak kapral Frank Boone, szeregowa Harquin czy kapral Mike Woods. Ich wachlarz możliwości razem był tak potężny, że mogliby zrobić w zasadzie wszystko jednak nożownikowi od startu zadania coś nie grało. Najwyraźniej Anderson nie była aż tak kochana skoro na pierwszy wypad z nowym pagonem wysyłali ją z zespołem, który nie potrafił współpracować. Nie żeby te jednostki były jakieś niedorozwinięte, ale żadna zbieranina nie będzie od chwili skompletowania zachowywać się jak oddział z krwi i kości. Casandre nie była głupia i pewnie miała tego pełną świadomość. Joshua postanowił zająć się swoim podwórkiem nie mieszając się do obcego ogródka. On był od słuchania rozkazów, które zwykle przełożeni kierowali aby kogoś wyeliminować.

Kiedy sierżant zaczęła przechadzać się przed siedzącymi członkami oddziału i mierzyć każdego z osobna Williams nie miał zamiaru rozpoczynać walki, w której zapewne by przegrał. Wiedział, że z uwagi na pochodzenie kobieta była dumna i jak mało kto znała się na klockach charakteru. On nie należał do cieniasów dlatego zdecydował się spróbować wytrzymać jej oceniające spojrzenie najdłużej z zebranych. Takich jak on nie brało się na misje aby wyciągali z kogoś informacje czy spuszczali im mentalny wpierdol tylko aby zabijali i nie dali zabić braci broni. Mimo iż TRX kochał relaks miedzy zadaniami to ostatnio zaznał go nawet zbyt wiele. Miał szansę wyjść za płot i chciał wykorzystać ten czas jak najlepiej. W końcu każde doświadczenie, nawet w takiej zbieraninie, mogło być na wagę złota.

Kiedy sierżant Anderson zaczęła przedstawiać sprawę w jakiej zostali wezwani Williams nie miał złudzeń, że wrócą z tej misji w komplecie. To było niemożliwe. Jako osoba, którą większość zebranych oceniłaby jak młot tej misji szanse na przeżycie Josha drastycznie spadały. Mimo dobrego karabinu i ciekawej klamki cały czas ograniczała go standaryzacja amunicji korpusu. 5,56mm to nie był kaliber, do którego przyzwyczaiło go życie najemnika. Tam używał 7,62mm i .45ACP w klamce zamiast standardowej dla armii Collinsa dziewiątki. Joshua był zaskoczony, że do kompletu z porządnym hełmem ACH otrzymał kamizelkę, która nie stanowi przeszkody dla klamki, którą posługiwał się większość życia. Tak samo sprawa się miała z każdym karabinem i sporą ilością rozpylaczy. W tej kamizelce można było jedynie nabawić się tuzina potówek na sutach, ale kule karabinowe przechodziły przez nią jak przez firankę w kanciapie Tannera.

Informacje zapamiętane przez sierżant Anderson na temat bomby – mimo iż stanowiły imponujący komplecik szczegółów – nie były nikomu potrzebne. Wystarczyło powiedzieć, że kiedy bomba jebnie zginie większość okolicy, a na pewno każdy w promieniu 26 kilometrów od miejsca detonacji. Wiadomo, że pozytywne wrażenie trzeba było zrobić, ale niestety nawet brew zdziwienia zaciągnięta do połowy pleców, fachowy, techniczny język i najpiękniejsze docinki jakie korpus widział nie zamaskują jej braków w sztuce dowodzenia. Z resztą nikt nie wymagał cudów, bo Casandre radziła sobie świetnie zwracając uwagę na jej świeżość na stopniu sierżanta.

Pierwsze zadane po przemowie przełożonej pytanie rozbawiło Josha, który starał po sobie tego nie okazywać. Williams siedział pomiędzy rudowłosą medyczką i najlepszym zwiadowcą Fort Jefferson mając nadzieję, że uda mu się zachować powagę i nie wybuchnąć śmiechem. Kapral Frank Boone mu to utrudniał, ale nożownik daleki był od miny wesołka. Zagadnienia poruszone przez Harquin czy Vi miały sens. Było widać, że szeregowe znają się na swoich dziedzinach chociaż zdaniem Williamsa to Nosferatu nie nadawała się do żadnego działania poza fortem. Powinna odsiedzieć swoje, opatrywać nieszczęśników i siedzieć w karcerze jak lubi. Wyżsi stopniem nie powinni na siłę wysyłać jej w pole jak dobrą sanitariuszką by nie była. Lista niezbyt ciekawych zdarzeń jaka mogła ją tam spotkać była długa i śmierć nie była wcale najgorszą z ewentualności.

Następne pytania nie zapowiadały żadnych niesamowitości. Odprawa skończyła się pół godziny przed południem. Williams miał w planach niezapowiedziane „spotkanie” z kapralem Boonem, wizytę u kwatermistrza, spakowanie własnych bambetli i pogadanie z kim trzeba przed wyjazdem. TRX był tak naładowany, że przed bramą główną pojawi się pewnie kwadrans przed czasem. Dawno nie był na akcji.


Zaraz po odprawie, Fort Jefferson

Kapral Joshua Williams nie miał wielu słabych punktów. Nie był przesadnie ckliwy, nie narzekał na brak wygód, nie pił w nadmiernych ilościach ani się nie awanturował bez potrzeby. Niestety żołnierz miał piętę achillesową, o której zwykle dowiadywali się faceci bez skrupułów wyciskający z rudowłosych, filigranowych kobiet litry łez. Nożownik miał w sobie mieszane uczucia po spotkaniu u kapitana Tannera. Misja była niecodzienna nawet dla niego, który zwykle zgarniał największy syf.

Aby wyjaśnić sobie sprawę z kapralem Boonem żołnierz musiał poczekać aż jego przyjaciel starszy szeregowy Carter Jones się oddali aby pospiesznie przygotować się do opuszczenia Fort Jefferson. Zwiadowca i przyboczny Williamsa mógłby go za wcześnie odciągnąć od Franka, któremu należało dać małą nauczkę i zasugerować jak w przyszłości powinien traktować kobiety. Szczególnie takie, które łatały jego rany.

Złapanie wymienionego faceta nie przysporzyło nożownikowi wielu problemów. On również miał jechać na akcję, która miała sprowadzić do domu bombę o sile jebanych dwudziestu megaton. Boone miał robić za zwiad czyli nie mógł być zbyt mocno poobijany.

- Witam kapralu Boone. - powiedział przez zaciśnięte zęby Joshua. - Nikt ciebie nie nauczył, że nie wolno znęcać się nad słabszymi fizycznie kobietami?! - zapytał głośno idąc w kierunku tropiciela z agresją wymalowaną na twarzy.

Kapral Boone właśnie zamierzał się ulotnić… i niestety poniósł klęskę. Pomimo wyjątkowo usilnych starań, by zejść Joshule z drogi, ten wyraźnie pędził w jego kierunku. Zwiadowca dość szybko dał sobie spokój z uciekaniem szybkim krokiem. Słysząc warknięcia giganta, odwrócił się powoli, cofając o krok i pokazując w dość karykaturalny sposób swój strach. Nie zamierzał jednak uciekać. Gigant już i tak był tuż tuż.

- A witam kapralu Williams… - rzucił zadziwiająco spokojnie i uprzejmie, patrząc na mężczyznę z niechęcią - Tak się składa, że nie… Ale też mam do ciebie pytanie. Czy ciebie ktoś nauczył, jak się spuszcza wpierdol gogusiowi obrażającemu twoją ukochaną?

Uniósł delikatnie brwi, wpatrując się w giganta badawczo. Ukradkiem jednak spiął mięśnie, by szybko uniknąć ewentualnego spotkania z pięściami Joshuy. Nie był głupi. Wiedział po co tu przyszedł, zwłaszcza że mu to Viktoria powiedziała.

- Źle się żeś do tego zabrał… Brak ci subtelności. Drzesz się przez pół placu, na wejściu pokazując o co ci chodzi. Zaalarmowany goguś spierdala przytomnie w pobliże dowódcy albo w inne bezpieczne miejsce. A twoja ukochana musi obejść się smakiem… - powiedział z narastającą wściekłością i pogardą w głosie - Ale ja nie będę uciekać, bo szczerze jestem ciekaw jaką lekcję masz mi do udzielenia. Na pewno nauczę się pantoflarstwa, o tak… ale co jeszcze?

Stał pewnie naprzeciwko niego, najwidoczniej nie robiąc sobie nic ze swojej fatalnej sytuacji. Co więcej… postanowił sobie z niego zakpić. Najemnik w rzeczywistości wiedział, że ma przejebane. Więc czemu miałby nie pobluzgać sobie przy okazji? Ostatecznie jednak zmienił taktykę. Uspokoił się nieco, przywołując trochę bardziej przyjacielski ton.

- Posłuchaj stary… Podejdź tu… nie no, wiem że i tak podejdziesz. Podejdź i zaciągnij się! Śmiało! Powąchaj sobie jak śmierdzę. I zadaj sobie pytanie "czemu ten skurwiel tak śmierdzi".

Wojownik nie zwrócił uwagi na początkowo strachliwe zachowanie drugiego żołnierza. Nie obeszły go jednak mocne słowa Franka. Williams zupełnie nie spodziewał się, że jego ocena zwiadowcy spotkanego na strzelnicy mogła być tak daleka od prawdy. Zwykle Joshua nie mylił się co do ludzi jednak tym razem był zupełnie zaskoczony. Nie dość, że Boone pastwił się nad Vi to nie próbował się nawet wytłumaczyć. Zamiast tego wolał wybrzmieć odpychająco, nie kryjąc swojego zdenerwowania i pogardy. Podejrzenie wobec Josha o to, że był „ukochanym” medyczki spowodowało, że TRX domyślił się, że Boone uważał go za męża Vi. Normalnie by się zaśmiał, ale w tamtej chwili jego cała empatia skupiona została w wyłapywaniu najdrobniejszych emocji nie zamierzającego uciekać tropiciela. Jego kpiące słowa, mimika, gesty jedynie wzburzyły nożownika, który nie był pewien czy poprzestanie na szybkim skarceniu damskiego boksera.

Późniejsze uspokojenie się Franka nie zmyliło Josha, który nie miał zamiaru ani wąchać ani zastanawiać się nad efektem powyższego. Higiena zwiadowcy była jego prywatnym problemem i Williams nie zamierzał zagłębiać się w tym temacie. Zamierzał natomiast skopać kapralowi dupsko co było widać w każdym jego geście. Na jego napiętych rękach pojawiły się prążki, jego oczy śledziły każdy ruch oponenta, a mimika twarzy była twarda jakby chorujący na Mount Rushmore nożownik złapał już pierwsze symptomy choroby. Idąc w kierunku Franka żołnierz lekko zacisnął zęby, a Boone nie miał już wątpliwości, że starcia nie dało się uniknąć.

- Ah, ja pierdole…

Wymamrotał z irytują, cofając się o kolejny krok. Widocznie nie docenił inteligencji Joshuy… a raczej jej braku. Teraz ta wielka kupa mięsa zmierzała w jego kierunku, a on jedynie mógł czekać i modlić się, o tyle refleksu, by nie zostać znokautowanym w pierwszej sekundzie. Mimo wszystko… Postanowił jeszcze raz spróbować. Może przynajmniej go rozproszy.

- Słuchaj Joshua… Jesteśmy profesjonalistami. Zaraz jedziemy na misję. Można to załatwić inaczej i wszyscy będą zadowoleni. No ale jeśli wolisz się wyżyć i po prostu zaimponować, to chyba nie ma co nawet rozmawiać…

Odpowiedział w miarę spokojnie, głównie uwagę jednak poświęcając jego wyjątkowo źle wróżącym mięśniom. Postanowił chwycić się ostatniej deski ratunku. Lepsza oferta… Nie bał się walki jakoś zbytnio. Bił się niejeden raz i niejeden raz przegrał. Ale negocjacje były bardziej atrakcyjną opcją.

Joshua w swej wściekłości zdołał przypomnieć sobie niedawną rozmowę z Vi. Kobieta uważała, że Williams nie był w stanie edukacyjnie załatwiać waśni co nie było prawdą. TRX wcale nie chciał krzywdzić Franka i gdyby tropiciel odpowiednio to rozegrał nie doszłoby nawet do jednego klapsa w jego wyszczekany ryj. Niestety Joshua nie widział w nim nic aby do takiej sytuacji doszło. Mężczyzna przyznał się do znęcania psychicznego nad Viktorią, zachowywał się jakby zupełnie tego nie żałował, a na domiar złego kpił z zachowania Josha, który wstawił się za pokrzywdzoną kobietą.

Niby kapral Boone cofnął się, czuł jakiś respekt, ale w jego zachowaniu nie było nawet cienia skruchy. Joshua był profesjonalistą i miał świadomość, że lada chwila opuszczają bazę dlatego nie miał zamiaru katować Franka. Chciał mu dać nauczkę aby na przyszłość poważnie się zastanowił kiedy wpadnie na pomysł aby poznęcać się nad słabszą osobą. Boone nie bał się walki, ale Joshua nie odpuszczał patrząc na niego groźnie i będąc już kilka kroków od celu.

Mężczyźni starli się na równych warunkach. Mimo iż Joshua próbował zastraszyć Franka przed samym starciem to nie udało mu się to. Boone był większym twardzielem niż nożownik podejrzewał. Potrafił się też bić. Kiedy pierwszy szybki, prosty cios pięścią szturmowca wystrzelił drugi żołnierz zręcznie uniknął go wykonując rotację ciałem niczym przedwojenny pięściarz. Niestety dalsza część starcia nie poszła po myśli Franka. Boone miałby szanse przejąć inicjatywę gdyby nie kolejny, równie szybki cios Williamsa. Cep miał trafić Franka w bok głowy, z dala od skroni, ale też szczęki i nosa. Złamany nos czy wybite zęby zostawiłyby na ciele kaprala ślady, których Joshua nie chciał. Chciał dać mu nauczkę bez przesadnych komplikacji zdrowotnych. Tym razem Boone nie dał rady uniknąć ciosu. Pięść Williamsa wylądowała gdzieś w okolicy czoła zwiadowcy naruszając łuk brwiowy, który był dość mocno unerwionym i ukrwionym miejscem. Skóra tropiciela naddała się sile uderzenia rozrywając się. Frank krwawił. Po chwili jasna posoka spłynęła po jego policzku, aż do szczęki. TRX zatrzymał się spoglądając na oponenta.
- Nigdy więcej nie znęcaj się nad słabszymi, dobrze Frank? – zapytał nieco mniej naładowanym jak chwilę wcześniej głosem nożownik. – Nie chciałbym wracać do tego tematu. – dodał sięgając do swojej ładownicy EDC i wyciągając na otwartej dłoni w kierunku tropiciela jałową gazę.
Nim Frank w ogóle zdołał cokolwiek pomyśleć lub znów spróbować przekonać Joshue do zaniechania walki, nadszedł pierwszy atak. I chociaż zdołał uniknąć jednego ciosu, drugi rozbił się o jego głowę, rozrywając skórę i powodując cieknięcie krwi. Mężczyzna cofnął się o krok, łapiąc odruchowo za ranione miejsce. Czuł, jak krew spływa mu po policzku. Myśli nagle przesłoniła mu jakaś mgła, przez którą nie miał okazji spodziewać się czegokolwiek innego, niż kolejnego ataku. Powoli uniósł głowę, wbijając w Joshue wściekłe spojrzenie. Okazało się jednak, że był w błędzie. Atak nie nadszedł. Żołnierz powiedział coś do niego, wyciągając na końcu rękę z gazą. Ze zwiadowcy powoli ulatywała adrenalina, gdy zorientował się, że to już koniec. Joshua nie zamierzał więcej uderzyć. Odsunął ostrożnie rękę od głowy, strzepując z niej kropelki własnej krwi. Nieoczekiwanie parsknął śmiechem. Pełnym rozbawienia, pozbawionym jednak kpiny, charakterystycznej dla Boonea.

- Mówisz zupełnie jak mój tata… Nawet przypierdalasz równie mocno. - Wymamrotał cicho, znów przykładając dłoń do miejsca uderzenia. Wbił wzrok w rękę szturmowca, w końcu i na niego patrząc.

- Zatrzymaj to na kogoś innego. Oszczędźmy sobie czasu na uzupełnianie sprzętu. - Rzucił do niego z jawną niechęcią. Cofnął się o krok, tym razem jednak nie ze strachu. W zasadzie im bardziej docierało do niego co się stało, tym większą wściekłość czuł. Nie zamierzał jednak popełniać tych samych błędów… emocje zatrzymał w dużej mierze dla siebie.

- Mogę ci powiedzieć że "dobrze", ale odpowiedz sam sobie, ile w tym będzie prawdy. Nie będę się znęcał nad twoją dziunią, tak samo jak wcześniej tego nie robiłem. Ale nie dlatego że jest słaba… Dlatego, że jest silna. Ktoś z takim gigantem jak ty na zawołanie z pewnością może nazywać siebie silnym. Do zobaczenia na misji Joshua.

Rzucił do niego z lekką wściekłością w głosie… ale i swego rodzaju zawodem, którego prawie nie sposób było wyczuć. Po tych słowach, nie czekając na odpowiedź, ruszył gdzieś w swoim kierunku. Czas im uciekał.

Williams schował nierozpakowane opakowanie z gazą do ładownicy rozglądając się niespiesznie czy swoją „wymianą spostrzeżeń” z Frankiem nie zwrócił niczyjej uwagi. Kilka osób zauważyło krótką sprzeczkę. Wśród nich Joshua zauważył kaprala Thomasa Coopera poznanego kilka dni wcześniej na siłowni. Facet skinął mu głową być może samemu mając zamiar przemówić Frankowi do rozsądku. Szturmowiec miał czas aby udać się do kwatermistrza, zebrać co się dało i wyszykować do zbliżającego się zadania…
Szybkie odwiedziny w kwatermistrzostwie nie były dla kaprala Williamsa niczym zaskakującym. Joshua pobrał najpotrzebniejszy sprzęt z profesjonalizmem i uprzejmością podchodząc do żołnierza pełniącego obowiązki kwatermistrza. Nie zapomniał o honorach dla wyższego stopniem i uprzejmości, z których w zasadzie był znany. TRX często pozwalał sobie na spoufalanie się, ale zwykle było ono skierowane do niższych albo równych mu stopniem. W stosunku do wyższych stopniem zawsze pozostawał zdystansowany jedynie na macie treningowej pozwalając sobie na zaznaczenie swojej obecności i pokazanie, że mimo krótszego stażu w armii mieli do czynienia z kimś zgoła sprawniejszym niż wskazywał na to czas spędzony w korpusie.

Usłyszane na odprawie szokujące wieści zdruzgotały Herasa. Czując niecodziennie miękkie kolana, szeregowiec dowlókł się do zajmowanego przez pododdział Anderson baraku, ale nie wszedł do środka, nie wystarczyło mu na to odwagi. Nie sądził, by potrafił spojrzeć w oczy skazanym na śmierć druhom i wciąż zachować w tajemnicy znany już sobie wyrok.

Potrzebował świeżego powietrza, toteż usiadł przy rozkładanym metalowym stoliczku, przy którym zwykł sprawdzać i konserwować swoją broń. Zamknął kilka razy oczy, odetchnął głęboko, potem zaczął bębnić palcami w blat stolika usiłując zagłuszyć tym dźwiękiem hałas czyniony przez pakujących swój ekwipunek towarzyszy. Sam zawsze był spakowany, więc wciąż mógł sobie pozwolić na wątpliwy komfort przebywania na zewnątrz kwatery.

Cień, który padł na jego przymknięte oczy przyjął postać uśmiechającego się z zadowoleniem Williamsa. Joshua sprawiał wrażenie kogoś, kto właśnie wygrał w żołnierskiej ruletce i zgarnął co najmniej bon na dodatkowe energetyczne napoje. W umyśle Herasa stał się znienacka absolutnym przeciwieństwem wszystkiego, co działo się z duszą Hiszpana, toteż rusznikarz z miejsca poczuł się jeszcze bardziej nieszczęśliwy.

- Muszę się czegoś napić, czegoś mocniejszego – wymamrotał pod nosem pozwalając sobie na największą jak dotąd poufałość w stosunku do członka drużyny – Napijesz się ze mną? Mam coś w plecaku, poczekaj to przyniosę.

Joshua miał do załatwienia kilka spraw, ale czasu było aż nadto. Williams był niezwykle rad ze zbliżającej się misji, ponieważ ostatnimi czasy ciągle się przygotowywał albo pogrążając się w treningu albo praktykując strzelanie jedynie czasem robiąc sobie wolne na chwile wytchnienia. TRX bez problemu czytał ludzkie emocje, a szeregowy Romero wcale nie ukrywał, że coś go więcej niż trapiło. Williams przypomniał sobie swoją pierwszą tajną akcję, przed którą przypominał naładowany testosteronem pociąg.

- Nie ma sprawy. - odparł z lekkim uśmiechem kapral. - Byle nie za dużo, bo przygoda przed nami. - dodał z pokrzepiającą nutą w głosie. Zupełnie jakby wybierał się na mało znaczący wypad, a nie odzyskać bombę wodorową z rąk terrorystów.

Kiedy rusznikarz wrócił z alkoholem nożownik był już w trakcie kompletowania swojego sprzętu. Heras musiał przyznać, że Joshua układał wszystko i sprawdzał z pedantyczną dokładnością. Na jego stanowisku było widać znany szeregowemu karabin, świetnie zachowany pistolet Swock, trzy różnej wielkości i kształtu noże, maczetę kukri i całą masę innych zabawek. W pewnym momencie kapral przerwał sprawdzanie sprzętu i spojrzał na szeregowego.
- Co cię martwi? - zapytał świdrując wzrokiem mężczyznę Joshua.

Heras rozejrzał się wokół siebie zdesperowanym wzrokiem, a potem szybko wyciągnął z kieszeni spodni niewielką metalową flaszkę i odkorkował ją jednym ruchem drżących palców. Wciąż strzelając na wszystkie strony oczami, Hiszpan upił łyk wódki, a potem podał piersiówkę Williamsowi.

- Tu coś jest nie tak - powiedział wyrzucając z siebie potok szybkich słów jakby podejrzewał, że ktoś może go najść i podsłuchać - Nie widzisz tego? Dlaczego my, a nie specjalsi? Bez przesady, ale jesteśmy jedynymi zawodowcami w tej ekipie nie licząc sierżant. Tanner mógł wysłać elitarną grupę, powinien był, a tego nie zrobił. Jedna lekka drużyna do poszukiwań gości, którzy sprzątnęli inną taką drużynę i zwinęli bez problemów głowicę. Nie dziwi cię to?
Williams przejął przyjemnie chłodną stalową flaszkę od szeregowego. Chwilę ważył ją w dłoni po czym wziął solidny łyk. Jego twarzy nie wygiął żaden grymas. Alkohol przyjemnie gryzł w gardło. Rozgrzewające właściwości trunku sprawiły, że kapral na sekundę przymknął oczy.

- Często brałem udział w tajnych misjach zamiast specjalnych. - powiedział cicho Joshua, a jego ręce też mocno drżały co zwróciło uwagę szeregowego. - Gdyby chcieli was wysłać na śmierć nie dawaliby w oddziale mnie, Cartera, Coopera, najlepszej medyczki i Anderson jako dowódcy. - wyjaśnił nożownik po chwili zastanowienia. - Masz się czego obawiać? Ktoś ci groził? - zapytał wojownik z ledwie wyczuwalną nutą troski w głosie.

- Ja? - odparł pytaniem Romero - W życiu! Ale nie wiem jak inni. Tak się zastanawiam… Ta Anderson to podobno gruba ryba w Appalachach, tak gdzieś słyszałem. Nie wiem, czy ktoś nas nie wystawia… sam nie wiem… najlepiej zapomnij o tej rozmowie, Josh!

Heras odebrał piersiówkę swemu rozmówcy, wsadził ją z powrotem do kieszeni spodni, zaczął chodzić tam i z powrotem obok stolika. Śledzący go wzrokiem kapral nie mógł nie zauważyć jak Hiszpan bezwiednie pstryka bezpiecznikiem tkwiącej w kaburze Beretty, tam i z powrotem, tam i z powrotem.

- Musimy bardzo dobrze uważać - powiedział po chwili milczenia Heras - Dam ci znać, jeśli tylko coś zauważę, ale z nikim nie rozmawiaj. Myślę… że muszę spakować swój plecak. Tak, spakować plecak.

Szeregowiec zatrzymał się w miejscu, obrzucił Williamsa uważnym spojrzeniem.

- Jeszcze jedno… Jeśli zdążysz, skocz na targ pod bazą i kup od handlarzy wkłady do maski. Nie patrz na mnie jak na wariata. Nie mogę ci teraz tego wytłumaczyć, musisz mi zaufać. To bardzo ważne. Tylko nie mów nikomu.

Machając dłonią żołnierz cofnął się od stolika i ruszył w stronę baraku pozostawiając za sobą stojącego z lekko otwartymi ustami Williamsa. Nożownik nie miał pojęcia dlaczego szeregowy wspomniał o filtrach i co było nie tak z przydziałowym sprzętem. Przez jego głowę przebiegła myśl, że rusznikarz nie zażył psychotropów i zaczynało mu odbijać. Z drugiej strony Williams polubił tego gościa i zdecydował się postarać aby wrócił z wyprawy w jednym kawałku. TRX z pedantyzmem kończył zbieranie sprzętu dwukrotnie sprawdzając czy zabrał wszystkie potrzebne mu elementy szpejowej układanki.
Kapral Williams nie miał czasu do stracenia ruszając wymienić jeden z posiadanych przez siebie filtrów w miejsce wskazane przez Herasa. Handlarz nie chciał się zgodzić na wymianę 1:1 dlatego żołnierz musiał dołożyć mu karabinowy nabój od swojej HaKaśki. TRX wątpił aby z przydziałowymi wkładami coś było nie tak, ale skoro szeregowy zebrał się na takie wyznanie to nożownik postanowił porównać na oko takie same filtry w akcji.

Wojownik miał już swój sprzęt pod ręką dlatego ruszył na miejsce spotkania będąc jakiś kwadrans przed czasem. Dziesięć minut poświęcił na – jak zwykle przyjemną – rozmowę z Nosferatu, która powoli się do niego przekonywała co stwierdził po zatrważająco znikomej ilości wyzwisk jakimi raczyła wszystkich. Szturmowiec był niemal pewien, że wystarczyło jeszcze kilka tygodni znajomości, uratować jej z dwa razy skąpany w oparach tytoniowych żywot i z trzy razy się napić czegoś mocniejszego, a miał szanse awansować w jej architekturze społecznej nad stanowisko przeciętnego „leszcza”.

Kiedy szeregowa Harquin zaczęła swój śpiew nożownik posiedział chwile w zadumie wstając dopiero kiedy jego zainteresowanie wzbudziła przyjemna dla oka piegowata posiadaczka mieniących się miedzianym odcieniem loków. Starsza szeregowa Williams nie wyglądała na zadowoloną ze swojego pierwszego opuszczenia Fort Jefferson. Joshua miał jeszcze kilka minut zatem – przed zbiórką organizowaną przez sierżant Anderson – podjął wyzwanie podniesienia medyczki na duchu. Sprawę ułatwiał mu bohaterski w jego mniemaniu czyn oklepania nieprzyjemnego w obyciu tropiciela…
 
Lechu jest offline