Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2019, 19:21   #367
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Kirill spojrzał na nią.
- Nie przesadzaj już - powiedział. - Spokojnie, nie będę się rozbierał - westchnął. - Jednak nie posiadam takich ubrań. Mam dwie sutanny, dwie koszulki polo, jedne spodnie, bieliznę oraz swetry i kurtkę.
- Ja mam czarny garnitur - powiedział Arthur. - Może być? - zerknął na Alice. - Pewnie byłby nieco za duży na… - zawahał się na moment. Nie wiedział, jak powinien nazwać Rosjanina. Technicznie nie przeszli na ty. - Za duży na ciebie - zerknął na blondyna, a potem znów przeniósł wzrok na Alice. - Ale lepszy od koszulki polo…
Harper kiwnęła głową.
- Koszula od garnituru i spodnie będą w porządku. Marynarkę możemy sobie darować… - stwierdziła. No i sądzę, że dobrze byłoby, gdybyś potem zaprowadził tych ludzi do mnie, żebyśmy mogli im wyjaśnić o co dokładnie chodzi. Ostatni punkt, który musimy omówić, to podsumowanie, czy chcemy ich od razu z nami zabierać, czy tylko zasugerować gdzie później mogliby się z tobą spotkać, w końcu zostawialiby w Błękitnej Lagunie wszystkie swoje rzeczy. To jednak jakiś dobytek… Tak więc dobrze będzie wyjaśnić im sytuację i powiedzieć wprost już na wstępie o co chodzi - wytłumaczyła, obserwując Kirilla. Myślenie o Petersburgu sprawiło, że lekko rozbolała ją głowa, starała się więc odsunąć to od siebie i jednocześnie próbowała nie przypominać sobie poszczególnych scen z Kirillem, co jednak okazywało się być trudne. Zamknęła oczy, po czym obróciła głowę, by znów spojrzeć przez okno. Było już dużo ciemniej, dostrzegała światła ogromnego miasta.
- Zbliżamy się - powiedziała tylko.
- Wiesz co… - Kaverin zawiesił głos. - Wydaje mi się, że jeżeli uda mi się ich pozyskać, to już nie powinienem ich wypuszczać z rąk… Co nas obchodzi, że zostawią swoje ubrania, walizkę i… - wzruszył ramionami. - To nie jest dobytek życia. Zresztą i tak chcemy zmienić ich życia, więc może za tym pójść zmiana dobytku.
- Chwila, czyli co takiego powiesz, kiedy już zaczniesz świecić? - zapytała Jennifer, nieco bardziej się angażując. - Ustaliliście cokolwiek.
Kirill spojrzał na Alice.
- Może powiem, że jestem ich powołaniem…? - zasugerował niepewnie.
- Co takiego powiedziałaś Joakimowi, że założył Kościół Konsumentów? - Abby spojrzała na rudowłosą.
Alice spojrzała na Abigail.
- Widzisz Abby… To nie do końca byłam ja… Tylko sama Dubhe, która go do tego natchnęła… Najwyraźniej to jakaś taka Gwiezdna rzecz, że niektórzy z nas się do siebie przyciągają i najwyraźniej dlatego sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej. Sądzę, że na pewno wyjaśniła mu, że nadchodzi koniec świata i że będzie musiał coś z nim zrobić… No i idąc dalej tropem postępowań Kościoła, że Dubhe narodzi się we mnie i żeby mnie znalazł. Tak wnioskuję… Sądzę, że walnięcie tekstu o powołaniu może być dobrym pomysłem, tylko że rzeczywiście trzeba będzie dodać coś na temat końca świata… A no i będzie trzeba jakoś usprawiedliwić obecność członków Kościoła Konsumentów… Bo to jednak może mieć znaczenie, nawet jeśli nic nie zrobimy… - wytłumaczyła.
- Więc dobrze by było dodać coś apropo tego, że ten cały motyw z powstanie KK jest jakoś powiązany… Ewentualnie też wejdę w Imago, jeśli nie będą wierzyć… - wzruszyła ramionami.
- Ja nie wiem, czy to dobry pomysł - powiedział Kirill. - Właśnie ja mam tam się pojawić sam dlatego, żeby nie walić im po oczach tobą lub konsumentami. Bądźcie tylko planem B. Może C. Spróbuję ich wyprowadzić na drogę przed ośrodkiem i tam niech czekają busy. Niech wejdą do nich i jak udamy się w ustronne miejsce, to bardzo delikatnie przekażemy, że Kościół jest w to zamieszany i że nie jesteście tacy źli. Kiedy już będą odizolowani od IBPI i skazani na naszą łaskę lub niełaskę… wtedy nie będą mogli tak po prostu się wycofać. W najlepszym przypadku przekonają się i przejdą na naszą stronę, w najgorszym zyskamy zakładników. Co o tym sądzisz?
- To ma sens… - stwierdziła Alice.
- Dobrze, niech będzie… Zakładając, że wszystko pójdzie tak, jak zakładasz. W razie czego… No po prostu będziemy kombinować jak cię stamtąd wyciągnąć… To by oznaczało, że tak naprawdę możesz tam wejść zupełnie sam i spróbować tych wszystkich ludzi przekonać… Więc wystarczyłoby tylko wprowadzić oprogramowanie do systemu w razie awarii… Więc zadanie dla Bee upraszcza się jeszcze bardziej… Świetnie… - Harper potarła policzek dłonią.
- Niech wszystkich ściągnie do holu przy wejściu - powiedział Kirill. - Będę właśnie tam. To dobre miejsce, bo blisko dla mnie od wejścia i blisko dla nas potem do wyjścia.
- Czyli to plan A. Jak coś pójdzie nie tak, wprowadzimy plan B, a potem masowy rozpierdol w postaci planu C i wysadzenia Błękitnej Laguny, czyli to co Konsumenci do tej pory lubili najbardziej… - westchnęła.
- Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania, zanim wylądujemy i przemieścimy się na pozycje? - zapytała.
- Tak… - Abigail zawiesiła głos. - Co z tymi busami. Kto je skombinuje i kto będzie je prowadził? Gdzie potem ich zawieziemy? Poza tym na czym dokładnie polega plan B? Możesz powtórzyć? I miałam jakiś jeden wielki znak zapytania, ale już zapomniałam co to było… - mruknęła.
- Plan B zakłada, że gdyby Bee, albo Kirill, z jakiegoś powodu wpadli w tarapaty, to próbujemy ich na spokojnie i bez dramatów wyciągnąć. To zakłada wykorzystanie palety naszych zdolności… A plan C jest bardzo prosty, czyli po prostu robimy to po konsumencku, ale to wyłącznie w naprawde problematycznej sytuacji, kiedy super poważnie cała misja byłaby zagrożona. Wynajmiemy dwa duże samochody z wypożyczalni, takie małe busy. Proponuje, żeby przewieźć ich do hotelu. Na wszelki wypadek wynajęłam duży apartament w jednym, więc może tam. Adres wyślę wam wszystkim na telefon. Prowadzić może ktoś, kto ma prawo jazdy i potrzebujemy takich osób dwie… - zapowiedziała, planując wszystko na spokojnie.
- Czy słyszycie to? - zapytał Thomas.
- Co? - Bee zerknęła na niego.
- To chyba głos z kokpitu. Jack i Melody zgłaszają się na ochotnika.
Jennifer zagryzła wargę, jakby nie chcąc się uśmiechnąć.
- To nie jest tak, że nie posiadają żadnych talentów - zaczęła. - Tu chodzi właśnie o to, jak świetni są w kierowaniu busami. Nie każdy bohater nosi pelerynę.
Alice klasnęła w dłonie.
- Świetnie. W takim razie wszystko jest zaplanowane. Sto rzeczy może pójść super źle, ale nasze plany są solidne, więc liczę na to, że wypalą i jutro już będziemy wracać z powrotem, Kirill z własną Gwardią, a ja ze spokojnym sumieniem, że tym razem nie zginie żaden Konsument, ani cywil… - westchnęła i zamknęła oczy.
- Proponuję wszystkim odpoczynek do lądowania… - zaleciła.
- A, wiem co to było! - Abby krzyknęła. - Przepraszam, już mówię ciszej. No właśnie… Kościół jest obecnie w stanie sojuszu, a przynajmniej rozejmu. To, co teraz się stanie, to będzie jawne wypowiedzenie wojny… i to znowu z naszego powodu.
- Czy to nie są teksty, które powinny paść tydzień temu? - zapytał Thomas. - Albo tydzień temu, albo w ogóle?
- Być może… ale chcę się upewnić, że IBPI nie będzie mogło zemścić się na naszych Konsumentach tylko dlatego, bo ci nie będą spodziewać się ataku z ich strony… Czy całe KK zostało poinformowane o tej akcji? - zapytała Abby.
- Owszem, zapowiedziałam istniejącą ewentualność, że powrócimy na ścieżkę nietolerancji z IBPI. Zresztą utrzymanie konsumentów w spokojnych relacjach z detektywami, według niektórych raportów, jakie otrzymywałam było strasznie trudne do osiągnięcia. Wydaje mi się, że tak wieloletnia niechęć do siebie jednak nie może zostać tak po prostu zakopana na zawsze… - wytłumaczyła Harper i westchnęła.
- I tak robiło się ostatnio nieco niespokojnie przez wydarzenia w Meksyku, dlatego uznałam, że możemy sobie pozwolić na taki ruch. A lepiej żebyśmy to byli my, niż oni… Nie chcielibyśmy dostać tego noża w plecy jako pierwsi - podsumowała.
- Czyli wszyscy Konsumenci dowiedzieli się o naszej małej akcji na Lagunie? - zapytał Kirill. - Zapowiedziałaś tylko istniejącą ewentualność przerwania rozejmu, czy też akurat tę akcję, w którą się obecnie angażujemy? - zapytał.
- Alice nie jest głupia - przerwała mu Bee. - To uwłaczające pytanie. Na pewno wiedziałaby o tym, że możemy mieć szpiegów w organizacji i że moglibyśmy się w takim wypadku pakować prosto w pułapkę.
Barnett zamilkła na chwilę.
- Hmm… prawda, Alice? - przeniosła na nią zaniepokojone spojrzenie.
Harper uniosła brew.
- Oczywiście, że wspomniałam o tym, że może zostać zażegnany rozejm, ale nie powiedziałam w dokładnie jaki sposób. Nie przywykłam do rozpowiadania ludziom na prawo i lewo dokąd się udaje, choćby właśnie ze względu na to, że wiem iż nie wszystkim można ufać. Nie dlatego, że uważam, że ktoś wśród konsumentów jest niegodny zaufania, po prostu dlatego, bo po co ktoś miałby na przykład przekazać o tym informację dalej i inni mogliby się niepotrzebnie, zawczasu niepokoić… Prawda Abby? - zerknęła na Roux.
Kobieta zamrugała oczami, nie wiedząc, co Alice ma na myśli. Tymczasem wszyscy na nią spojrzeli. Abigail nie wiedziała, gdzie zawiesić wzrok i lekko się zarumieniła.
- Joakim o wszystkim wie, jeśli o to pytasz - powiedziała.
Po ciele Kirilla przeszedł elektryczny prąd. Najpierw wyprostował się nagle, a potem dziwnie zgiął.
- Źle się czuję - wycedził przez zaciśnięte zęby. Dopiero po chwili nieco się uspokoił. - Chcę, żeby było jasne, że jestem tutaj dla nas, nie dla niego. Nawet jeśli Kościół Konsumentów na tym zyska, którego jest przywódcą - mówił, spoglądając Alice prosto w oczy.
- Nie martw się. Najpewniej to tylko ja zbiorę po głowie za ten mały, spektakularnie spontaniczny i najbardziej na świecie chaotyczny wyczyn, ale już się przyzwyczaiłam do tego, więc skupmy się na naszym planie, doprowadźmy go do końca i wróćmy do domów na święta - oznajmiła i skrzyżowała ręce pod biustem. Spochmurniała nieco.
- A właśnie… - Thomas zawiesił głos. - Święta. Bo ja się zastanawiałem… i czemu lecimy akurat w święta? - zapytał, spoglądając po wszystkich zebranych.
- Po pierwsze dlatego, że w Lagunie jest wtedy zdecydowanie mniej ludzi, więc istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że będzie natłok wściekłych, super żądnych krwi detektywów… A po drugie, bo ludzie są wtedy w specyficznym, nieco bardziej natchnionym nastroju, więc widok przejawów czegoś nadludzkiego i to jeszcze w miejscu, które powinno blokować PWF, no cóż… Zdecydowanie da im do myślenia - wytłumaczyła.
- Och… trzeba było powiedzieć tak od razu. Przebralibyśmy Kirilla za seksownego Świętego Mikołaja i… - zaczął Thomas.
- Mam nadzieję, że nie uważasz, że jestem seksowny - Kaverin przerwał mu nagle lodowatym tonem, który kompletnie zaskoczył Douglasa.
Abigail natomiast spojrzała na Bee. Podniosła dłoń i zrobiła nią gest wahlowania się. Uśmiechnęła się. Bee natomiast również uśmiechając się, pokręciła głową.
- Nie lubisz, kiedy mężczyźni pożądają cię, Kirillu? - Jennifer zapytała z uśmiechem żmii.
- Zostawmy takie tematy na boku i skupmy się na czymś innym. Proszę - powiedziała Alice.
- Nie powinniśmy się ciąć wewnątrz grupy, skoro mamy współpracować - dodała, próbując wszystkim przypomnieć, że nie byli tu żeby sobie z siebie nawzajem kpić, albo ‘śmieszkować’. Miała nadzieję, że Jenny nie będzie rzucała więcej takich aluzji. Znała sytuację i nie powinna tego tematu poruszać. Można było usprawiedliwiać jej zachowanie kompletnie popsutym humorem, ale bez przesady…
Kirill zerknął na Jennifer krótko.
- Nie lubię, kiedy mnie pożądają. A ty nie lubisz, kiedy dostają kulą. Ważne, że wszystko ustaliliśmy…
De Trafford dopiero po pięciu sekundach zrozumiała, co miał na myśli Kaverin. Zacisnęła mocno dłonie na oparciu fotela, jednak krótko zerknęła w stronę Alice i przypomniała sobie jej prośbę.
- Mam nadzieję, że nikt nie dostanie z pistoletu w naszej drużynie. Czy to mężczyzna, czy kobieta. Pełna współpraca. Zajebista, tęczowa, czekoladowa, słodziutka… współpraca - wstała i ruszyła w stronę barku… ale wtedy podeszła do okna. Zobaczyła ląd. To znaczy, że obniżyli wysokość i znajdowali się bardzo blisko celu.

Lot od tego momentu nie trwał już długo. Zniżyli się do lądowania w pobliżu Hafnarfjörður, tak jak Alice zapowiedziała, na teren opuszczonego hostelu. Wpierw zdawało się, że bez problemu opuszczą się na drogę Krisuvikurvegur. Zdawała się idealna. Ciągnęła się idealną linią prostą na co najmniej trzy kilometry. Ciężko było o lepsze warunki do lądowania. Przynajmniej jeśli chodzi o miejsca, które nie są do tego przeznaczone.
- Czy to nie jest zbyt szybko…? - Thomas zmarszczył brwi. - Nie tracimy prędkości jakby… zbyt pospiesznie…? - zapytał.
- Nie, spokojnie - odpowiedziała Bee, choć była kwiaciarką. A nie specjalistką od lotów odrzutowcami.
Nagle całym odrzutowcem szarpnęło w bok.
- Kurwa… - syknęła Bee.
Thomas zerknął na nią niepewnie.
Tracili prędkość coraz prędzej, aż odrzutowiec dotknął drogi. Na szczęście Jackowi udało się w nią trafić, jednak ścięło koła i tracili prędkość na ich kikutach. Tworząc rów w jezdni oraz snopy licznych iskier, czego jednak nikt z nich nie widział.

Jack i Melody próbowali zapanować nad kokpitem, jednak w chwili uderzenia włączył się ich instynkt przetrwania oraz wychowanie wojskowe. Opadli na podłogę w odpowiedniej pozycji, aby zminimalizować ryzyko złamań i stłuczeń. I rzeczywiście, udało im się bezpiecznie i bez szwanku wszystko przeżyć.
Bee była dość lekką kobietą. Udało jej się włożyć swoje ciało pomiędzy oparcia fotela, na którym siedziała. Zaklinowała się tam cała. Jako że mebel był przyspawany do podłoża, nic jej się nie stało i nie wypadła. Abby natomiast przetrzymała się oparcia. Siłowała się z prawami fizyki, jednak jej wyćwiczone, wygimnastykowane ciało okazało się dostatecznie sprawne, aby nie wypaść. Jennifer, Thomas i Kirill również przeżyli to wszystko bez większych problemów.
Jednakże Alice malowniczo wypadła ze swojego fotela i przeleciała przez całą podłogę samolotu. Na szczęście ubranie ochroniło jej ciało przed otarciami, ale okropnie kręciło jej się w głowie… Uderzyła barkiem o kąt pomieszczenia, lecz na szczęście nic się jej poważniejszego nie stało. Choć siniaki były gwarantowane.

Arthur miał najmniej szczęścia. Pęd posłał go prosto na barek. Spróbował wyciągnąć przed siebie ręce, jednak mężczyzna nie był wcale akrobatą i jego sprawność fizyczna również pozostawiała wiele do życzenia. Zarył głową prosto w drewniane drzwiczki. Krzyknął, po czym stracił przytomność. Mniej więcej wtedy światło zgasło. Po kilkunastu sekundach samolot się zatrzymał. Przeżyli… ale czy wszyscy?

Rudowłosa leżała na ziemi i sapnęła. Zaczęła ostrożnie obmacywać swój bark, czy aby nie ucierpiał bardziej, niż jej się wydawało. W kabinie samolotu rozbłysnęły blade, czerwone światełka awaryjne. Błyskały i przygasały, dając wszystkim kilka sekund światła, by ponownie zatapiać ich w mroku.
- Wszyscy żyją? - zapytała Alice, próbując usiąść. Kręciło jej się w głowie. Podniosła dłonie do skroni i rozmasowała je.
Harper zaczęła wsłuchiwać się w jęki. Próbowała w ten sposób wyłowić poszczególne głosy.
- Ale co to za życie… - westchnęła Jennifer.
- Wszystko w porządku, Alice? - zapytał ją Kirill.
Ujrzała, że wstał i lekko chybotliwym krokiem ruszył w jej stronę. Był oświetlony jedynie przez blade, czerwone światełka. Harper odniosła wrażenie, że obserwuje właśnie jakąś scenę z filmu… Nierealność wydarzenia zaczęła ją przygniatać.
- Bee, żyjesz? - zapytała Abigail.
- Tak, tak… - odpowiedziała Barnett. Obie kobiety siedziały najbliżej siebie.
- Arthur? - w międzyczasie rzucił Thomas. - Arthur, gdzie jesteś?!
Arthur nie odpowiadał.
 
Ombrose jest offline