Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2019, 19:27   #370
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Na pewno nie - powiedziała Harper szorstko i sztywno. Wiedziała dokładnie ile czasu upłynęło od zapłodnienia. Sama bogini jej to zdradziła. To było dziecko Terrence’a i nie było co do tego żadnych wątpliwości. Nie było nikogo, poza de Traffordem. Ani Kirilla, ani Sharifa, ani żadnego z jego przydupasów. Było Anglika. Harper szła ciągnąc swoja walizkę i niosąc niezbyt ciężką torbę. Miała nadzieję, że nic więcej po drodze do ich faktycznego celu nie postanowi ich zaskoczyć.
- Trochę szkoda - posmutniał Kirill. - Mimo wszystko jestem kaleką - powiedział. - Jednak raz na jakiś czas czuję zryw głupiej nadziei. Na przykład to, że przez to, że obydwoje jesteśmy Gwiazdami… to jednak nie jest mocniejsze od czystej biologii. I praw natury.
- Bee, na litość boską, czemu nie wybrałaś jakichś płaskich butów? - zapytała Abby.
- To wcale nie są wysokie obcasy…
- Najwyraźniej jednak zbyt wysokie - odpowiedziała Roux, kręcąc głową.

Kilometry mijały, podobnie jak czas. Dotarli do ronda. Skręcili na nim w lewo. Dostrzegli szary, niski budynek, który był opuszczonym hostelem. Choć w ostatnim czasie chyba sprzedano go i miał tu powstać magazyn.


- To ten samochód? - zapytała Jennifer. - Ten srebrny? Wszyscy się w nim nie zmieścimy.
- Oczywiście, że nie. Drugi jest z drugiej strony budynku. Jedziemy dwoma, bo jest nas za dużo - wyjaśniła Alice. Kiedy doszli do srebrnego auta, Harper zaczęła grzebać w torbie w poszukiwaniu klucza, który został jej wysłany. Samochody stały tu przez dwa dni bez opieki, więc nie przypuszczała, by coś im się stało. Miała dwa klucze. Jeden do tego, a drugi do drugiego. Wyciągnęła oba i jeden podała Bee, a drugi Jackowi.
- Najpierw jedziemy wszyscy razem, znaleźć wypożyczalnię. Potem dwie osoby biorą busy jako kierowcy, a pozostali jadą ze mną normalnym autem. Kirill rzecz jasna będzie w busach. Bee, będziesz mu wtedy towarzyszyć. Jack i Melody porobią nam za kierowców, a potem pojadą załatwić sprawę samolotu. Tak to załatwimy - wyjaśniła i od razu zaczęła wyszukiwać najprostszej drogi do wypożyczalni, powinny się znajdować w pobliżu lotniska, więc mieli coś około pół godziny drogi.
- Czyli, podsumowując… - zaczęła Abby. - Jak już wypożyczymy busy, zapewne dwa… W jednym będzie kierować Jack, a pasażerami będą Bee i Kirill. W drugim jechać będzie sama Melody. Natomiast w dwóch samochodach osobowych znajdziesz się ty, Alice, Jennifer, Thomas, Arthur oraz ja. W porządku.
Alice tymczasem poszukiwała wypożyczalni. Okazało się, że było ich całkiem dużo i to dużo bliżej. W odległości kilometra mogli wypożyczyć campery i busy może też. Kolejny taki ośrodek znajdował się jeszcze kilometr dalej. Była godzina siedemnasta, gdyż w grudniu słońce zachodziło w pół do czwartej, a trochę czasu spędzili na zabawach z Julu. Wszystko wskazywało na to, że będą mogli normalnie wypożyczyć pojazdy, bo nie było jeszcze na to zbyt późno.
Alice wybrała wypożyczalnię z busami, bo nie sądziła, by potrzebowali campera, a takie auto tylko skojarzyłoby jej się z Champs de Mars, na co gdy już o tym pomyślała, dostała dreszczy. Stanęło więc na busach i tego chciała się trzymać. Mieli wynajęty apartament nieco dalej w stronę stolicy, ale jak na razie musieli skupić się na zadaniu. Jej myśli powoli przestawały już krążyć wokół dziwnych sani i zielonego Mikołaja, a powróciły do planu związanego z Błękitną Laguną.

Wnet wszyscy zapakowali bagaże do obu samochodów i odjechali w stronę wypożyczalni.
- Może ktoś z nas pojedzie prosto do wynajętego apartamentu z bagażami i je tam zostawi? - zaproponowała Abby, siedząc obok Alice na tylnym siedzeniu. - Choć w sumie nie jest to konieczne, bo mogą spoczywać cały czas w bagażnikach - dodała.
Jako że droga nie była daleka, wnet zaparkowali przed gmachem wypożyczalni. Drugi samochód dojechał na miejsce pół minuty po nich i przystanął na miejscu obok.
Alice wysiadła i poprosiła ze sobą Jacka i Melody, którzy mieli prowadzić dwa busy. We troje ruszyli do lokalu, aby porozmawiać z przedstawicielem i załatwić im dodatkowe samochody. Reszta grupy pozostała tymczasem w samochodach osobowych. Alice przyjęła już swój normalny, profesjonalny ton, jaki miała, kiedy załatwiała w związku ze sprawami Kościoła, lub Violet Wind.
- Nie spodziewaliśmy się dzisiaj nikogo - powiedział starszy mężczyzna za kontuarem. - Zazwyczaj ludzie rezerwują z dużym wyprzedzeniem… albo nie rezerwują w ogóle i mamy pełen stan niewypożyczonych busów. W okresie świątecznym jest nieco ciężko, bo wszystkie domy seniora, szkoły i inne ośrodki są zainteresowane naszymi usługami - powiedział. - Zostały nam akurat dwa busy, ale za dwa dni przyjadą po nie ludzie z Sierocińca pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia. Jeżeli oddadzą je państwo do tego czasu, to nie widzę żadnych przeciwwskazań - uśmiechnął się neutralnie.
- Potrzebujemy ich dokładnie na maksymalnie dwa dni. Najwcześniej oddamy je jutro późnym wieczorem, tak czy inaczej dwa dni to wystarczająco dużo czasu - zgodziła się Harper. Wszystko zdawało się dobrze układać. Na swój sposób koiło to jej nerwy, a z drugiej, nieco stresowało. Bo po takiej ciszy, zwykle następowała burza…
Ta burza nastąpiła w następnej sekundzie.
- Obawiam się, że będziemy musieli naliczyć dodatkową opłatę za wynajęcie busów tak na ostatnią chwilę w takim gorącym okresie - mężczyzna zawiesił głos, mówiąc kompletnie poważnie. Nawet zastygł w bezruchu, jak gdyby obawiając się, że na tę wieść Alice obróci się o sto osiemdziesiąt stopni i po prostu wyjdzie.
Alice na szczęście przed wyjazdem wzięła pod uwagę taką ewentualność.
- Ile miałaby ona wynosić? - zapytała, chcąc poznać stawkę.
- Jeśli chodzi o nasze modele Renault Trafic 9pax, pojedynczy bus posiada wystarczająco miejsca na dziewięć osób i dziewięć walizek. Dobry silnik Diesla. Pali nieco ponad siedem litrów na sto kilometrów. Nie wolno nim jeździć na drogach typu F, ale oprócz tego nada się świetnie. Jeżeli chcielibyście państwo coś lepszego na warunki terenowe, to mogę zaproponować Mitsubishi Pajero 4x4, ale będę musiał ściągnąć z drugiego naszego ośrodka. Cena dziewięćdziesiąt jeden euro za dzień. Dodatkowa opłata w wysokości piętnastu procent. Razy dwa samochody… - mężczyzna wyciągnął kalkulator. - Wychodzi razem dwieście dziewięć coma trzy euro za dzień.
Alice miała na auta wyznaczony odrobinę wyższy budżet, dlatego taka kwota ją satysfakcjonowała.
- Nie ma najmniejszego problemu. Mogę zapłacić od ręki - oznajmiła.
- Super - odpowiedział pracownik.
- Od razu podpisalibyśmy dokumenty i osoby przeze mnie upoważnione, posiadające odpowiednie uprawnienia zabiorą busy - wskazała Jacka i Melody. Żadne z nich niestety nie mówiło w tym języku, dlatego nie do końca rozumieli co mówiła, ale załapali na tyle, by nie przeszkadzać i po prostu czekali, aż ‘szefowa’ dokona transakcji i będą mogli przejść do kolejnego punktu programu.
Dwadzieścia minut później strona prawna została już w pełni załatwiona. We trójkę stanęli przed dwoma busami. Mężczyzna podał kluczyki Jackowi i Melody.
- Życzę bezpiecznej drogi i miłego towarzystwa - powiedział do nich po angielsku, ale z mocnym islandzkim akcentem.
Następnie pożegnał się i odszedł do wnętrza budynku. Alice zobaczyła Bee, która zaplątała się z parkingu w tym właśnie kierunku.
- Już wszystko załatwione?! - krzyknęła, gdyż znajdowała się nieco metrów dalej. - Zawołać Kirilla?!
Alice kiwnęła głową.
- Tak, myślę, że teraz możemy się poprzesiadać. Jeden samochód będzie miał nasze bagaże, a w drugim będziemy jeździć my. A busami zajmie się Jack i Melody - wyjaśniła Harper, kiedy ruszyli w stronę parkingu gdzie stały dwa samochody i ich dwa auta, którymi tu przyjechali. Mieli małe przepakowywanie do zrobienia.
Arthur i Thomas zaczęli przepakowywać walizki. Kirill natomiast znajdował się dużo dalej. Przykucnął przy śniegu i wziął między palce jego drobinki. Zapatrzył się w niego, po czym posmakował czubkiem języka. Następnie podniósł wzrok i spojrzał w niebo. Wydawał się zastanawiać nad czymś intensywnie.
- …Alice…? - Abby delikatnie ścisnęła ramię Harper, odciągając jej wzrok z Kirilla na własną twarz. - Pytałam cię właśnie, czy mój plan z odwiezieniem walizek jest aktualny… i kogo wyślesz z nimi, jeśli tak - uśmiechnęła się lekko do rudowłosej.
- To zależy od tego kto chciałby zostać na te godzinę, czy pół oddzielony od reszty grupy… - powiedziała Alice.
- Kto chciałby oddzielić się dobrowolnie od reszty grupy? - Thomas uśmiechnął się, przekładając walizki. - Myślę, że nie musimy znajdować się w filmie horrorze, żeby nie było na to chętnych. A pożerające zamrożone ryby Mikołajowie gobliny z odstrzelonymi głowami sprawiają, że czuję się jak w takim właśnie horrorze - powiedział, ale tak naprawdę żartował.
- Technicznie rzecz biorąc nie odstrzeliłam jej - rzuciła Jennifer. - A co do tego ochotnika...
- Tak naprawdę nikt nie musi, możemy jeździć na cztery samochody… - dodała Harper. Zerknęła ponownie w stronę Kaverina. Zastanawiało ją jego zachowanie, zwłaszcza, że nie znała nikogo, kto miałby w zwyczaju próbować śniegu…
- Ja mogę się tym zająć - powiedział Arthur. - Mogę zrobić chociaż tyle - dodał. Chyba nie spodziewał się, żeby miał być rzeczywiście pomocny w tym zadaniu. - Już i tak osłabiłem Kaverina i wniosłem do naszego zespołu bardziej wartość ujemną, niż jakąkolwiek pozytywną… - mruknął.
- Ja tak samo - zaoferował Thomas. - Wyślij któregoś z nas - powiedział do Alice.
- Tak właściwie, to co on robi? - zapytała Bee, spoglądając na Kaverina. Nie mógł usłyszeć jej słów.
- Może w takim razie pojedziecie we dwóch? Hotel nie jest tragicznie daleko, a we dwójkę poradzicie sobie z walizkami szybciej, niż w pojedynkę - zaproponowała Alice, zerkając na braci.
- Będzie nam też śmielej - powiedział Arthur. - Postaramy się załatwić to tak szybko, jak to tylko możliwe. Tylko niech każdy wcześniej weźmie z walizki tego, czego potrzebuje - dodał. Zdawało się jednak, że nikt nie miał niczego niezbędnego w środku… oprócz Abigail.
- Mam pistolet, wyjmę go - mruknęła i właśnie tym się zajęła.
- Zaraz się dowiem co robi - Alice tymczasem powiedziała odrobinę ciszej do Bee. Ją też to zastanawiało, dalej zerkała na Kaverina aż wreszcie ruszyła w jego stronę.

Kirill nie zareagował na jej przybycie. Pozostał cały czas w tym samym miejscu. Alice zaczęła się zastanawiać, czy tak właściwie w ogóle ją zauważył. Choć ani się nie zakradała, ani też nie stała za jego plecami. Po chwili spostrzegła, że miał przymknięte oczy. Nabierał śniegu między dłonie, aż ten zaczął topić się i skapywać na podłoże.
- Hmm… - Rosjanin cicho mruknął do siebie.
- Kirillu… Wszystko w porządku? - zapytała go, nachylając się w jego stronę. Czy ze śniegiem było coś nie tak? Zerknęła na roztapiającą się masę w jego dłoniach. Miała nadzieję, że nie był zielony, różowy, albo tęczowy. Miała dość nieoczekiwanych wydarzeń jak na jedno popołudnie.
- Nie jestem pewny… - Kaverin zawiesił głos. Drgnął, kiedy się odezwała, ale nie wydawał się wcale przestraszony. - Czy medytowałaś może w trakcie drogi? Była dość krótka, więc mogłaś nie mieć na to czasu. Otóż… nie wiem, czy to jest coś charakterystycznego dla samej Islandii… a może mam omamy po tym spotkaniu z goblinem. Jednak wydaje mi się, że coś jest nie tak… w powietrzu? W wodzie? W śniegu, ziemi, kamieniach, drzewach? Jak gdyby wszystko było skażone radioaktywnością… ale nie taką jądrową… - zawiesił głos. - Chyba to ten duch świąt nad całą wyspą - chyba zażartował.
- Mówisz, że masz alergię na chrześcijańskie święta? - zażartowała Alice. Pokręciła głową.
- No cóż, obecność miejsca, które ma za zadanie leczyć ludzi z fluxu musi mieć jakieś no nie wiem… Skutki uboczne? Własne właściwości energetyczne? Cokolwiek to jest, nie zastanawiajmy się nad tym. Po prostu zróbmy to, po co tu przybyliśmy i zabierzmy się stąd - powiedziała i poklepała mężczyznę po ramieniu.
- Wiesz co… - zawiesił głos i spojrzał na nią, stając. - Szczerze mówiąc… mam tremę - powiedział, zawstydzając się lekko. - Nie lubię tego typu zadań. Wszyscy będą na mnie spoglądać. A co, jeśli nie uda mi się wejść w Imago? Albo nie poruszę ich słowem? Albo mnie nie zrozumieją, bo mówię tylko po rosyjsku, angielsku i trochę po fińsku? - zagryzł wargę. - A trafię na całą wycieczkę detektywów z Ugandy albo Pekinu… - zawiesił głos. - Tak wiele rzeczy może pójść nie tak… - westchnął. - Takich kompletnie niespodziewanych. Jak na przykład goblin Święty Mikołaj.
- … - milczenie Alice było wręcz kompletnie namacalne. Westchnęła.
- Tak to bywa, ale będę tutaj i w razie, gdyby okazało się, że nikt cię nie rozumie… No cóż, zawsze mogę ci z tym pomóc, biorąc pod uwagę, że mówię językami - uśmiechnęła się do niego pocieszająco.
- Niestety nic nie poradzę na padające gobliny, czy twoją tremę… Po prostu zróbmy to, w końcu to dla twojego dobra, co nie? Chcę ci pomóc, a ci ludzie też mogą się okazać bardzo przydatni w naszej misji. Obawiam się, że kiedy nadejdzie odpowiedni czas, IBPI najgorzej na tym ucierpi, pozostawione na lodzie - powiedziała i westchnęła ciężko.
- Tak… racja… - Kirill pokiwał głową.
Spuścił wzrok i zaczął machać nogą. Kopnął leżącą niedaleko grudkę śniegu i na krótki moment zerknął w stronę Alice.
- Ale jeśli zawiodę i przeze mnie się nie uda, to będziesz na mnie bardzo zła…? - zawiesił głos. - Oczywiście dam z siebie wszystko… z powodów, o których wspomniałaś.
Spojrzał w bok, a potem z powrotem na Alice.
- Wiesz, że dopiero po roku mojej posługi jako ksiądz dowiedziałem się o tym, że mówię niewyraźnie i nikt kompletnie mnie rozumie z wierzących? Proboszcz wysłał mnie na zajęcia z logopedą. Nie żartuję. To wydarzyło się pierwszy raz od początku działania parafii… - kopnął kolejną grudkę śniegu.
Harper uśmiechnęła się ponownie.
- Nie przejmuj się, teraz mówisz wspaniale i wyraźnie… - powiedziała i pokiwała głową.
- Staram się - Kirill szepnął.
- Wystarczy, że nie będziesz się stresował. A co do Imago, to sprawdzimy to. Nie martw się - dodała.
- Jeszcze w życiu nigdy jednocześnie nie mówiłem, będąc w Imago - uświadomił to sobie nagle.
- Jeśli wszystko pójdzie dobrze, jutro już będziemy w drodze do domów. Kira pewnie się martwi jak nam tu pójdzie. A nawet jak nam nie pójdzie, to nic nie szkodzi - dodała i wzruszyła ramionami.
- Nie powiedziałem jej o niczym. Właśnie nie chciałem, żeby się martwiła. Jak coś się zdarzy, to Noel jej powie, że zostałem potrącony przez samochód, który prowadziła staruszka. Ślepa staruszka. Choć może nie powinienem był dodawać tego szczegółu, w związku z tym, że sama Kira też jest… no… - Kirill odwrócił wzrok. - Nie chciałbym, żeby czuła niepokój i chęć zemsty na IBPI. Wolałbym, żeby uważała, że Bóg odebrał mnie jej czystym przypadkiem, że miał taką zachciankę… bo najwyraźniej to lepsza opcja - poskrobał się po głowie. - Co o tym sądzisz?
- Sądzę, że to lepiej, żeby miała powód do życia, nawet jakby miała być to zemsta, niż jakby dostała informacje, że świat po prostu skopał ją, bo i tak odebrał najcenniejszą dla niej osobę. Ale to tylko moje zdanie… Może ona jest inna i patrzy na wszystko nieco inaczej - Alice westchnęła ciężko.
- Nie martw się. Wszystko pójdzie dobrze i nikt nie zginie - powiedziała i zerknęła w stronę samochodów, czy przepakowywanie już się zakończyło.
- Hmm… ciekawe. A co ty powiedziałaś Joakimowi, na wypadek, gdyby coś ci się stało? Choć na pewno nie stanie.
Kaverin momentalnie nieco się spiął. Na pewno miał ciche wyrzuty względem Alice, że wciąż nie zerwała z nim wszystkich kontaktów… choć tak właściwie nie widziała go od Święta Niepodległości… i nie wymieniali też zbyt wiele SMSów, nie dzwonili do siebie…
Jednak haczyk tkwił w tym, że to nie z wyboru Alice. No i Kirill nie wiedział o ich okrojonych kontaktach. Zresztą zawsze starał się za bardzo nie poruszać tematu Dahla. Aż do teraz.
Alice milczała chwilę. Tak naprawdę z jednej strony chciała okłamać Kirilla i powiedzieć, że wszystko układa się w jej życiu jak trzeba, a z drugiej, nie mogła tak wszystkich ciągle okłamywać.
- Mało rozmawiamy. Jestem zbyt zajęta, a on też pracuje nad czymś ważnym w terenie - powiedziała stonowanym, spokojnym tonem. Nie skłamała, oboje byli zapracowani, więc to na karb tego zrzuciła fakt, że praktycznie nie wymieniali uprzejmości, a ostatnia jej dłuższa rozmowa z Joakimem miała tego dnia, gdy poinformowała go o śmierci Terrence’a. Wiedział rzecz jasna o jej postępowaniach, choćby od Abby, ale to nie było to, czego Alice chciałaby od swoich relacji z Dahlem. Przełknęła ślinę.
- Chodźmy już. Mamy zadanie do wykonania - powiedziała, chcąc zakończyć ten temat.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline