Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2019, 20:02   #403
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Nie obchodzą mnie detektywi, ale chcę dorwać skurwysyna - warknęła de Trafford.
- To chyba naprawdę ona - Abby szepnęła do Bee. - To tragiczne, że w ogóle musimy zastanawiać się na ten temat - mruknęła.
- Nie obchodzi mnie co myślicie i co uważacie - powiedziała Jennifer. - W waszych oczach mogę być nawet podróbką, wszystko mi jedno. Tylko nie pierdolcie o mnie przy mnie tak, jakby mnie tu nie było.
Wstała, chwyciła krzesło, po czym rzuciła nim o ścianę. Następnie wyszła z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.
Rudowłosa westchnęła. Podparła się łokciami o stół i wsparła nimi głowę. To był kolejny problem. Kolejny kłopot na jej głowie. Czuła się przytłoczona… Nawet cofnięcie czasu Kirilla nie mogła ich już teraz uratować… Musieliby tu chyba nigdy nie przybyć. To był zły pomysł. Bardzo zły pomysł… Wyrzucała sobie.
- Detektywi - przypomniała Brice. - To po nich tutaj przyjechaliśmy. Pamiętacie? To nasz pierwotny cel. Mam nadzieję, że o tym nie zapomnieliście, kiedy już odzyskaliście przyjaciółkę. Choć to krzesło to każe zastanawać się, jak bardzo została odzyskana - szepnęła dużo ciszej.
- Gdzie jest ta elektrownia? To daleko? - zapytała Bee. - Co dokładnie wiemy o naszym przeciwniku? Mogłabyś nam opowiedzieć, czego dowiedziałaś się wczoraj od tych mężczyzn? Nikt z nas nie zrozumiał, o czym rozmawialiście.
- Zostali wynajęci dużo wcześniej. Wszystko zostało zaaranżowane dużo wcześniej. Wydaje mi się, że zaplanował wszystko gdy tylko postawiliśmy nogę na Islandii. Co mnie niepokoi. Nie podoba mi się… Dostawali wytyczne gdzie mają być i co zrzucić. I tyle. Zostali wynajęci za pieniądze. Elektrownia jest niedaleko... - powiedziała Alice, tłumacząc całość.
- Czy wspominali coś o innych zadaniach, które im zlecił? - zapytał Baird. - Czy zatrudnił więcej osób? Wyciągnęłaś z nich coś więcej?
- Nie pytałam o innych, a ujęli to tak, że zrozumiałam iż mieli tylko zrzucić ten karton. Sądzę, że Z jest zbyt sprytny, by informować ich o czymkolwiek innym. Poza tym, komunikował się z nimi przez komunikator i gdy czytałam wiadomości, zaczął pisać, więc obserwował nas, gdy byliśmy w muzeum - odpowiedziała na pytania.
- Myślicie, że teraz też nas obserwuje? - zapytała powoli Fanny, wyglądając przez okno.
Alice również przez nie wyjrzała. Zobaczyła kamerę przemysłową zamontowaną na najbliższym sklepie. Była wycelowana prosto w nich.
- Nie mam wątpliwości - powiedziała Alice patrząc prosto w kamerę.
- Przestańcie, mam ciarki - mruknęła Bee.
- Może powinniśmy już jechać - mruknęła Abby, pocierając jej ramię.
- Niczym się nie martw - szepnął Thomas, uśmiechając się szeroko do Barnett.
Ta spojrzała na Roux, potem na Douglasa. Nie wiedziała do końca, jak sobie poradzić z tą całą uwagą, którą jej poświęcali.
- Tak… Chodźmy… Nie ma sensu dłużej siedzieć… - powiedziała i wstała od stołu, po czym ruszyła do wyjścia. Zastanawiało ją tymczasem, co robiła Jenny. Miała nadzieję… Że ta też nie została porwana.

Alice wyszła jako pierwsza. Ujrzała, że de Trafford stała tuż za drzwiami.
- I jak mi poszło? - szepnęła. Zerknęła w stronę ludzi, którzy powoli wstawali z siedzeń. Chciała usłyszeć odpowiedź, zanim ktokolwiek do nich dołączy.
Tymczasem recepcjonistka rozmawiała przez telefon, spoglądając na Jennifer. Być może po prostu zajmowała się sprawami hotelu. To było najbardziej prawdopodobne. Jednak Alice odniosła wrażenie, że mogła również obgadywać de Trafford. No cóż, rzeczywiście wczoraj bardzo mocno zapadała w pamięć…
- Nieźle… Tylko nie psuj rzeczy, za często - powiedziała i poklepała Jenny po ramieniu. Wolała dać jej pochwałę, żeby ta poczuła się doceniona.
Poczekała, aż reszta wyjdzie, by mogli ruszyć na parking do samochodu. O ile oczywiście pozostali, jak ona, zabrali swoje rzeczy. Alice chciała jak najszybciej rozwiązać tę sprawę. Powoli zbliżała się Wigilia, nie chciała spędzać jej tutaj. Wolała być już wtedy w Anglii. Ze wszystkimi.
- Będę psuła tak często, jak mi się będzie podobało! - Jennifer krzyknęła za nią. W końcu chciała, żeby Alice też była szczęśliwa.
Detektywi i Konsumenci niestety nie byli wytrenowani niczym żołnierze. Thomas wrócił na górę, gdyż chciał wziąć komórkę podpiętą do ładowarki. Arthur poszedł umyć zęby po śniadaniu. Fanny, Bee i Abigail we trójkę zaatakowały łazienkę. Jedynie Brandon i Jennifer ruszyli prosto do samochodu za Alice.
- Tam jest mała dziewczynka - mruknął Baird. - Mam na myśli… wśród detektywów. Mała, słodka dziewczynka. Cała jej rodzina została zamordowana na Alasce. Z sześć osób, a może i więcej. Została tylko ona, dzięki swojej mocy. Ciągle wracam do niej myślami…
- Uratujemy ją i resztę tych ludzi - powiedziała Alice. Usiadła obok Jenny na tyle samochodu. Miała nadzieję, że w ten sposób wszystko będzie dobrze. Harper mimo przespanej nocy, czuła się zmęczona psychicznie. Zerknęła przez okno po parkingu. Po prostu się rozglądała.
Najbliższa kamera była wcelowana prosto w nią. Czy Z naprawdę posiadał dostęp do monitoringu na całej Islandii? Alice widziała już dużo dziwniejsze rzeczy, więc jak najbardziej mogła to założyć.
- Rozpierdolimy skurwysyna - powiedziała Jennifer. - A potem wrócimy na święta do domu - mruknęła i przeniosła wzrok na hotel. Chyba to o nim właśnie mówiła.
Brandon zerknął na nią. Wciąż nie wiedział, co o niej myśleć. Tak jak większość detektywów. Chcieli uwierzyć, że to naprawdę Jennifer, ale wciąż odczuwali niepewność.
- Już, przepraszam za zwłokę - powiedział Arthur i usiadł w środkowym rzędzie.
Thomas, Bee i Abby nadeszli razem.
- Ale gdzie ty siadasz? - zapytała Roux. - A kto będzie prowadził?
- Niestety wypiłem rano kieliszek likieru - odpowiedział Thomas i usiadł obok Bee.
- Chwila, a ja? - zapytała Fanny. - Gdzie ja mam usiąść?
Brandon siedział na przodzie.
- Gdzie chcesz Fanny. Jak już zauważyłaś, nikt ci nic tu nie zrobi - odpowiedziała na pytanie pani detektyw.
Brice spojrzała na nią z miną “to mnie nie śmieszy”. Alice poradziła jej usiąść tam, gdzie chciała, tyle że wszystkie miejsca były zajęte. Wczoraj w nocy Abby trzymała na kolanach Bee, dlatego ósemka zmieściła się do siedmioosobowego samochodu. Dzisiaj jednak Roux niechętnie usiadła za kierownicą, a Thomas obok Bee w drugim rzędzie. “Niestety” ten kieliszek likieru zmusił go do zajęcia miejsca obok Barnett.
Alice westchnęła. Przesunęła się i usiadła na kolanach Jenny. Wyglądało na to, że w obecnej sytuacji nie było za bardzo innego rozwiązania. Nie miała zamiaru słuchać wykłócań Thomasa, Abby i nieśmiałości Bee. Zerknęła na Jenny. Miała nadzieję, że nie była dla niej za ciężka.
- Jak się nazywa obiekty, na których siada się bez pytania? - mruknęła de Trafford. - Meble. Cudownie - powiedziała pod nosem.
Ukradkiem jednak pogłaskała ją po ramieniu. Tak, żeby nikt nie zobaczył.
- No dobrze, dziękuję. Przykro mi, że sprawiam nieco problemów - powiedziała Fanny. - Ale wolałabym nie zostawać w hotelu.
- No pewnie - rzuciła Abby. - Nie ma za co przepraszać.
- Niestety nie było w wypożyczalni większych samochodów - rzekł Arthur.
Brice usiadła obok Jennifer i Alice.
- Na szczęście to tylko kwadrans drogi - powiedziała Roux po sprawdzeniu w GPSie.
Ruszyła główną drogą biegnącą przez Reykjahl-ð. Kierowali się na wschód. Na początkowym odcinku jezdnia była prosta, dopiero potem zaczęła skręcać, kiedy dojechali do obszaru geotermalnego Hverir.


- To jeden z tych magicznych obszarów, czyż nie? - zapytał Thomas.
- Mhm… Rozważam, czy skonsumowanie go nie dodałoby nam siły… - powiedziała w zadumie, spoglądając na teren koło którego przejeżdżali…
- Z drugiej strony… Nie chcę zrażać ani Fanny, ani Brandona… - dodała.
- Nie lubię Konsumowania - powiedział Baird. - Bo to niszczenie świata. Zabieranie wyjątkowych, niepowtarzalnych miejsc i istot. To dla mnie jak urządzanie polowań na zagrożone gatunki. Nie jestem fanem safari i nigdy nie będę. Jeszcze co innego, jeśli konsumowanie dotyczy jakiejś złej istoty. Najlepiej takiej, która zabija lub krzywdzi ludzi. Ale pojawienie się na pięknym, naturalnie magicznym kawałku Islandii i zniszczenie go tak po prostu zdaje mi się po prostu wandalizmem.
- Spokojnie - powiedziała szybko Abigail. - Zazwyczaj nie konsumujemy rzeczy, których nie rozumiemy - rzekła. - Joakim zawsze mówił… Zanim coś skonsumujesz, dowiedz się, co takiego chcesz skonsumować… Żartował, że tyczy się to zarówno Paranormalium i Paraspatium, jak i jedzenia.
- Dlatego tylko to rozważałam, a nie poleciłam zatrzymać. Jedźmy do tej elektrowni - powiedziała i zerknęła na swój telefon. Była ciekawa, czy ktoś do niej napisze. Czy w ogóle sieć działała? Zastanawiało ją, czy to było możliwe, by zdołał utrzymać ją wyłączoną tak długo bez interwencji specjalistów od danego regionu… Z drugiej strony… skąd wiedziała, że nie interweniowali? Być może głowili się, o co chodzi i dlaczego sieć komórkowa padła i nie ma zasięgu. Albo i zostali zabici. Skoro Z do tej pory zabił kilkadziesiąt osób, to pewnie mógł zająć się i nimi.
- Teraz w lewo - mruknęła Abigail, kiedy dojechali do rozdroża.


Od tego momentu jechali na północny wschód, a potem prosto na północ.
- Aż miałam ciarki - powiedziała Bee. - Kiedy jest zima, widzisz oblodzone drogi, zaśnieżone wzgórza, potem jedziesz trochę dalej i robi się ciepło, nie ma śniegu…
- Obszar geotermalny - mruknął Thomas. - Takie uroki Islandii.
Teraz wokół znów było biało i zimno.
Alice rozglądała się. Tu nie miał kamer. A raczej, nie przypuszczała, by miał… Czekała, aż dojadą w końcu do tej elektrowni. Zastanawiało ją, czy pracownicy byli na miejscu. Właściwie było tuż przed świętami, a do działania samej elektrowni nie potrzeba było obsługi, więc równie dobrze, mogła być opuszczona. Poza tym, zastanawiało ją co było w niej specjalnego, że jej pinezki wskazały ją jako ważny punkt…


Jechali przed siebie prostą drogą. Czarną, asfaltową. Wnet ujrzeli budynki elektrowni. Były rozsiane po całym terenie pokrytym delikatnym śniegiem. Delikatne wzgórza otulały z każdej strony system zabudowań. Cały czas kierowali się naprzód, aż wreszcie Abby jechała wolniej i wolniej…
- Gdzie mam się tak właściwie zatrzymać? - zapytała. - Pod którym budynkiem?
To było dobre pytanie.
- Tylko z tego bije dym. Dużo dymu - powiedziała i ruszyła w stronę wybranej przez siebie budowli.
- To raczej para… - mruknęła Fanny.
- Ale czy tam powinniśmy jechać? - zapytał Arthur. - Gdzie powinniśmy jechać?
Jennifer poruszyła się lekko, co Alice poczuła pod sobą.
- Ach… to do tego miejsca chcieliście jechać - westchnęła ponuro. Jakby jej się nie podobało.


Roux zatrzymała samochód przy długim, szarym budynku, na którego szczycie znajdowało się osiem kominów.
- Osiem kominów - Bee mruknęła pod nosem. - Akurat, żeby wrzucić do każdego z nich po jednym z nas.
- Bee…? Wszystko w porządku…? - zapytał Thomas.
Barnett zaśmiała się niezręcznie i pokiwała głową.
Alice zerknęła natomiast na Jennifer. Zastanawiało ją co robot… Bo tak myślała o niej teraz… Myślał o elektrowni. To na pewno było dla niej wspaniałe miejsce, prawda? Tak sądziła. Jednak za chwilę przestała o tym myśleć. Kiedy Abby zaparkowała, zerknęła na Fanny.
- Wysiadamy - powiedziała. Tym razem musiała poczekać, aż reszta wyjdzie, bo znajdowała się na samym końcu i to jeszcze na kolanach Jenny. Musiała więc cierpliwie zdać się na to, aż reszta wyjdzie pierwsza. Dopiero wtedy, zsunęła się z kolan Jennifer. Uśmiechnęła się do niej lekko. Miała nadzieję, że nie przeszkadzało jej, że na niej siedziała i pewnie będzie zmuszona robić to dalej, gdy będą jechać w kolejny punkt. Z jakiegoś powodu Alice miała wrażenie, że to nie był jeszcze koniec ich wycieczki.
- Wytłumaczy mi ktoś jeszcze raz, dlaczego uważamy, że to ten budynek? - zapytał Brandon, kiedy stali już na zewnątrz.
- Abigail uznała, że to ten, bo dym unosi się z kominów - Thomas uśmiechnął się kpiąco, zerkając w stronę Roux.
Ta błyskawicznie zdenerwowała się.
- Ty natomiast nie uznałeś nic. Tak właściwie jesteś kompletnie nieprzydatny, odkąd tutaj lądowaliśmy. Jeśli masz lepszy pomysł…
- Przecież prowadziłem - Douglas również zdenerwował się. - Prowadziłem samochód. Sama też nie robisz nic więcej i…
- Uspokójcie się obydwoje - powiedziała Bee. - Obydwoje jesteście bardzo przydatni i zasłużeni jako kierowcy, dlatego…
- Nie rozumiem, dlaczego jesteś po jego/jej stronie - Thomas i Abby odezwali się w tym samym czasie, teraz koncentrując swoją uwagę na Barnett, która spąsowiała.
Arthur zamrugał powoli oczami. Nieśmiało podniósł do góry dłoń.
- Uspokójcie się wszyscy. Proszę, mów Arthurze… - rzuciła, spoglądając na brata. Kłótnie Thomasa i Abby powoli stawały się nieco irytujące. Zwłaszcza w takiej sytuacji. Może uznałaby je za zabawne kiedykolwiek indziej, ale nie na tej wyspie…
- Może mógłbym sam okazać się przydatny? - zaproponował. - I skorzystać z mojej mocy? Tylko musiałbym wejść z powrotem do samochodu i ucieszyłbym się, gdyby ktoś zaopiekował się moim ciałem. Mógłbym po prostu zwiedzić okoliczne budynki i poszukać w nich czegokolwiek ciekawego… - zawiesił głos.
- Ale ile by ci to zajęło czasu? - zapytała Fanny. - I na czym dokładnie polega twoja moc?
Douglas spojrzał na Alice, niepewny, czy może mówić.
- Można powiedzieć, że Arthur przemierza okolicę duchem, lecz nie ciałem - powiedziała tylko.
- Znaczy ciałem też potrafię - sprostował. - To nie jest tak, że jestem sparaliżowany - mruknął.
- W porządku Arthurze, zrób to… - powiedziała Harper i zerknęła na konsumentów.
- Bee, zostań z Arthurem, a my rozejrzymy się tutaj po otoczeniu, ale nie będziemy oddalać za daleko - powiedziała.
- Jeśli Fanny chcesz, też możesz zostać - rzekła jeszcze.
- Myślę, że nie przydam się w tym samochodzie - powiedziała Brice. - To prawda, że nie jestem przyzwyczajona do pracy w terenie, będąc Koordynatorem. Jednakże bardzo zależy mi na tym, żeby pomóc w uratowaniu naszych Detektywów.
- Alice…? - zapytała Abby. - A ile mamy czasu do uratowania Jennifer? Mówiłaś, że dwie doby, tak? Ale od której chwili? - zastygła w bezruchu i oczekiwaniu na odpowiedź.
- Jedna jeszcze nie minęła. Licznik wybił start, gdy rozmawiałam przez telefon koło brzóz, na samym początku. Mamy więc cały dzisiejszy dzień, potem noc i cały dzień do wieczora jutro. Tyle mamy czasu - odpowiedziała Harper. Rozglądała się, czy coś przykuło jej uwagę w okolicy. Sprawdziła też usytuowanie kamer.
Abby pokiwała głową. Spojrzała na Jennifer. Alice tymczasem uświadomiła sobie, że niechcący zdradziła, że wcale nie uważała tej de Trafford za prawdziwą. Każdy w miarę inteligentny członek drużyny był w tej chwili tego świadomy. Sama Jenny chyba nie zauważyła tego niuansu. Z uporem maniaka kopała śnieg w okolicznej zaspie, dając tym samym testament swojej złości. Bee i Arthur już siedzieli w samochodzie. Douglas zamknął oczy, zaczynając się koncentrować.
- To została nasza szóstka - powiedział Thomas. - Gdzie idziemy? Dzielimy się?
 
Ombrose jest offline