Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2019, 20:05   #405
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- O czym myślisz? - zapytał Brandon.
- Pff… - mruknęła Fanny. - Nie widziałeś tych palców?
- No cóż… hmm… głupie pytanie. Przepraszam.
W środku znajdowały się kamery. Alice ciężko było stwierdzić, co to był za budynek, jednak przypominał przestrzeń biurową. Może to tutaj rezydowała dyrekcja. Coś zabłyszczało w rogu pomieszczenia. To był ekran komórki.
Harper ruszyła w tamtą stronę i od razu chwyciła za telefon, chcąc sprawdzić czym był.
Kiedy odblokowała ekran, ujrzała tapetę przedstawiającą wiele kwiatów. Pochylała się nad nimi całkiem atrakcyjna kobieta, która trochę przypominała Esmeraldę, ale gdyby obedrzeć ją z nieskończonego szyku i elegancji. Wyżej znajdował się szyld z napisem “...ące Ogrody Barnettów”.
Harper zerknęła, czy telefon miał zasięg sieci. Wyjęła też swój i sprawdziła to samo. Miała nieprzyjemne wrażenie… Że ten telefon mógł należeć do Bee. Zasięgu wciąż brakowało.
- Czyj to telefon? - zapytał Baird. - Mam nadzieję, że nie należy ani do Abigail, ani do Beatrice.
- Beatrice? - Fanny zmarszczyła brwi.
- Ona nie ma tak na imię? - Brandon zmarszczył brwi. - Ta z ciemnymi włosami, ale nie kręconymi, ładna.
- One wszystkie są ładne - mruknęła Brice.
Harper zmarszczyła lekko brwi.
- W zasadzie to nie wiem, zawsze przedstawia się jako Bee… - powiedziała, po czym zaczęła przeglądać zdjęcia w telefonie, a także listę kontaktów. Sprawdziła też, jaki był powód że telefon nagle zaświecił.
Nie przyszło żadne powiadomienie. Chyba po prostu słońce odbiło się od szklanego ekranu i to przykuło jej uwagę. Zdjęcia ukazywały głównie Bee oraz tę kobietę, która najpewniej była jej matką. Poza tym Barnett miała bardzo dużą kolekcję zdjęć kotów. W innym folderze ich rysunki. Bardzo lubiła również fotografować jedzenie, które robiła i zjadała. Także często robiła sobie selfie. Testowała różne makijaże, choć na co dzień chodziła bardzo skąpo umalowana. Była naturalnie atrakcyjna i nie potrzebowała mocnego makijażu. Jednak Alice oceniła, że potrafiła go wykonać i wtedy naprawdę przykuwała wzrok. Na jednym zdjęciu wyglądała szczególnie atrakcyjnie. Miała na sobie złotą suknię z cekinami. Harper nigdy by nie spodziewała się po Barnett takiego stroju. Najwyraźniej jednak w Nowy Rok na chwilę porzucała nieśmiałość. Kiedy Alice przejechała galerię do samej góry, ujrzała ulice Portland. Niektóre znajome, inne mniej. Ostatecznie było to bardzo duże miasto. Spostrzegła również kilka zdjęć młodego Sharifa, pracującego w barze z kebabami. Bee robiła te zdjęcia dla siebie? Czy też wysyłała Konsumentom? Wszystko było możliwe.
Harper zbladła. Natychmiast zgasiła wyświetlacz, po czym schowała telefon do kieszeni.
- To telefon Bee - powiedziała tylko. To uświadomiło jej, że przynajmniej Barnett była w tym pomieszczeniu, tak więc ruszyła dalej, szukać jej i Abby w pomieszczeniach. Serce jej łomotało w niepokoju. Nie była pewna, czy dlatego że zobaczyła Habida, czy dlatego że bała się o obie kobiety. Teraz chciała znaleźć je… Albo wskazówki dotyczące Jenny. Cokolwiek. By nie myśleć o Sharifie.
- Uhm… - mruknęła Jennifer. - Nie podoba mi się tu. Dlaczego tu jesteśmy? - zapytała. - Ach… Bee i Abby. Kocham je i chce je uratować - powiedziała, ale już się nie uśmiechała. Naprawdę źle się tutaj czuła. Alice spostrzegła gęsią skórkę na jej ramionach. A to był wariant de Trafford, któremu nic nie było nawet w mrozie i szalejącym wietrze wokół Dimmuborgir Guesthouse.
- Kurde… - Fanny mruknęła. - One naprawdę zostały porwane.
Alice spojrzała na nią. Miała laserowy punkcik na klatce piersiowej.
Harper rozszerzyła oczy i stanęła między Fanny a źródłem laserowego punktu, zasłaniając detektyw. Zwróciła się w stronę lasera i rozłożyła ręce. Chciała znaleźć skąd ten pochodził. W uszach jej piszczało.
Laser przez chwilę znajdował się na jej piersi, po czym zgasł.
Musiał dochodzić z końca korytarza. Znajdowali się obecnie w holu. Znajdowały się tutaj cztery drzwi, nie licząc tych wejściowych. Oznakowana była tylko toaleta. Z holu odchodziły dwie odnogi - po prawej i po lewej stronie. Alice odniosła wrażenie, że snajper musiał znajdować się na końcu korytarza po lewej. Nie widziała go jednak w tej chwili.
Zdawało się, że Brandon i Fanny niczego nawet nie zauważyli.
Alice zmarszczyła brwi. Czy to dlatego, że miał nie strzelać do niej? O co tu chodziło?
- Poczekajcie chwilę… Cofnijcie się odrobinę… - poprosiła i sama wyszła na przód, pilnując by być na linii między snajperem a Brandonem, Fanny i Jenny. Podeszła do pierwszych, najbliższych drzwi i otworzyła je.
Była to niewielkie pomieszczenie. Miało może dwa metry na dwa. Było wypełnione środkami czyszczącymi, mopami oraz ścierkami. Alice dostrzegła również zlew i kosz na śmieci.
- Dobra - powiedział Brandon. - Ciekawi mnie w jaki sposób zdołał je zajść - powiedział. - Przecież nie są głupie.
- A mnie, dlaczego nawet nie krzyknęły.
- Może nie zdążyły - Baird odpowiedział.
- Nie wiemy, co ten psychopata potrafi - westchnęła Fanny.
Rozglądała się chwilę. Zostawiła drzwi uchylone i ruszyła do kolejnego pomieszczenia. Zerknęła też ku końcowi korytarza. Jej oczy lekko zabłyszczały, kiedy spróbowała dostrzec postać w ciemności z wykorzystaniem zdolności Łowcy.
Nie dostrzegła nikogo, co było informacją samą w sobie. Jeśli przed chwilą znajdował się tam snajper, to już się stamtąd zabrał. W kolejnym pomieszczeniu znajdowała się szatnia, jednak nie była w stanie na jej podstawie stwierdzić, jak wiele osób znajdowało się w budynku. Dlatego, bo znajdowały się tutaj głównie szafki zamknięte na klucz i opatrzone plakietkami z nazwiskami. Żadnego rzecz jasna nie znała. W kolejnym pomieszczeniu spostrzegła coś na kształt dyżurki ochroniarskiej. Było tutaj dużo monitorów, tyle że wyłączonych. Ochroniarzy również nie znalazła. Ostatnie pomieszczenie było zamknięte na klucz.
Ruszyła więc dalej. Doszła do rozwidlenia i ostrożnie wyjrzała w lewo i w prawo, czy snajper nie krył się właśnie tam. Oceniała jak duży był w ogóle ten budynek w środku. Nasłuchiwała, czy dosłyszy coś poza swoimi towarzyszami.
Cisza. Wydawało jej się, że oba korytarze miały mniej więcej dwadzieścia metrów i chyba łączyły się z sobą na samym końcu przejściem przypominającym hol, w którym stała Alice. Nie widziała nikogo podejrzanego. Przez chwilę wydawało jej się nawet, że przewidziała się i żaden laser wcale nie znajdował się wcześniej na ciele Fanny.
- Idziemy? - zapytał Baird.
Cisza była taka przytłaczająca, że jego szept zdawał się głośny jak z megafonu.
Alice wzdrygnęła się.
- Wy pójdźcie w prawo, ale weź wyjmij broń. Zdaje mi się, że jest tu snajper i wcześniej celował do Fanny, ale przestał gdy ją zasłoniłam. Ja pójdę w lewo i spotkamy się w połączeniu - powiedziała szeptem Harper. Rozejrzała się ile drzwi miał który z korytarzy.
- Nawet nie zauważyłam… - Brice zawiesiła głos.
- Cholera. Widziałaś go? Tego snajpera?
Alice naliczyła cztery drzwi po jednej stronie i po drugiej stronie korytarza. Drugi okazał się identyczny. Baird czekał na odpowiedź, zanim zagłębił się w jedną z dwóch odnóg.
- Wcześniej był na końcu tutaj gdzie stoimy, teraz go nie widzę… Uważajcie tam i wołajcie jak coś znajdziecie… - powiedziała i ruszyła w lewo. Do pierwszych drzwi.’
Przejrzała kolejne pokoje. W żadnym z nich nic nie znalazła, jednak oceniała, że to były biura. Niektóre otwarte, inne zamknięte… przez dziurkę od klucza jednak mogła dostrzec, co znajdowało się w środku. Biurka, regały, komputery. Przeczytała plakietki znajdujące się obok drzwi. Pracowały tutaj sekretarki, kierownicy, kadry, asystenci i rzeczywiście, znajdował się tu również gabinet dyrektora placówki. Wnet doszła do przejścia na którym znalazła Fanny i Brandona.
- Czysto - powiedział.
W przejściu znajdowała się winda.
- A gdzie Jenny? - zapytała i rozejrzała się w poszukiwaniu blondynki. Winda na końcu pomieszczenia zdawała jej się nieprzyjemnym zaproszeniem, co więcej, kojarzyła jej się z tą w rezydencji de Traffordów, a o tym teraz myśleć nie chciała.
- Tutaj jestem! - krzyknęła de Trafford. Pewnie znajdowała się w holu przy drzwiach wejściowych. Nie ruszyła się ani na krok.
Alice powiedziała do Brandona “wy pójdźcie w prawo, a ja pójdę w lewo”. Jennifer zrozumiała pierwszą część w ten sposób, że dotyczyła duetu jego i Fanny. Cały czas pracowali razem. A ona pracowała z Harper. Tymczasem ta rzekła “a ja pójdę w lewo”. Nie “my pójdziemy w lewo”. Z tego zrozumiała, że Alice nie chciała, żeby za nią poszła. Nie dała jej żadnego polecenia, a nie wiedziała, czy mogła dołączyć do duetu Detektywów, dlatego została w tym samym miejscu.
- To chodź! Jest bezpiecznie - rzuciła, żeby to zabrzmiało, że po prostu chciała, żeby nic jej się nie stało. Alice w ogóle nie pomyślała, że Jenny może w ten sposób pomyśleć o całej sytuacji i że po prostu pójdzie z nimi.
Poczekała, aż Jennifer dołączy, po czym podeszła do windy i nacisnęła przycisk.
Drzwi otworzyły się.
- N-nie - jęknęła Fanny i opadła na kolana. - Monico… nie…
W windzie siedziały zwłoki młodej kobiety. Miała kręcone włosy typu “mokra włoszka”. Ubrana była w czarne, bawełniane spodnie oraz kolorowe, meksykańskie ponczo. Miała nałożoną na głowę tą samą uprząż, którą posiadały kobiety na dwóch brzozach. Na lustrze znajdował się napis utworzony jej krwią…

Cytat:
A czy ty też będziesz tak gotowa do spowiedzi?
Witajcie na poziomie czwartym zabawy.
Rozkręcamy się!

- Z
PS. Ciekawe, jak mają się twoi bracia
Harper zbladła. Cofnęła się, po czym obróciła i ruszyła biegiem, prawie potykając się o własne nogi na zakręcie kiedy zamiast wsiąść do windy, po prostu ruszyła do wyjścia z budynku. Wpadła na drzwi popychając je by się otworzyły. Musiała pobiec do Thomasa i Arthura. Dobry Boże. Czy naprawde ich też już dopadł?!

Ujrzała coś, czego kompletnie się nie spodziewała. W miejscu, w którym stał ich samochód, znajdował się taki sam jeep… dokładnie ten sam model… Ale był cały czarny. I nie tylko karoseria. Również szyby, opony… dokładnie wszystko. Znajdował się na nim świecący, zielony wzór. Bardzo jasny. Limonkowy. Samochód wyglądał jak pojazd kompletnie nowej generacji przyszłości. Jego koła zaczęły się obracać i wnet ruszył. Na jej oczach przednie drzwi rozwarły się i zaczęły przekształcać w coś na kształt skrzydeł samolotu. W okolicy bagażnika pojawiły się dwa okrągłe, limonkowe otwory, które zaczęły ziać zielonym ogniem. Kilka podobnych znalazło się również pod spodem karoserii i skrzydeł. Alice mignęła na krótki moment przestraszona twarz Thomasa, po czym jeep commander odleciał gdzieś na południe.
Usta Harper otworzyły się w szoku. A następnie zamknęły i znów otworzyły. Do jej mózgu procesy przez moment nie docierały. Rozejrzała się szukając ‘ich’ samochodu. Dopiero za kilka sekund dotarło do niej, że to był chyba ich samochód. Tylko… Coś mu odjebało? Alice stała w bezruchu i patrzyła na niebo, gdzie przed sekundą zniknął. Przełknęła w końcu ślinę. Teraz porwano też jej braci… Kim był ten kurwi syn… I skąd miał technikę jebanej Strefy 51?!
Alice stała tak jeszcze parę chwil, po czym obróciła się i spojrzała w jedną z kamer. A następnie pokazała do niej środkowy palec. Po czym po prostu ruszyła wściekła i zraniona i zaszokowana z powrotem w stronę budynku, gdzie zostawiła detektywów i Jennifer. Jej serce łomotało, a w uszach jej piszczało. Jej twarz przedstawiała maskę czystego szoku. Nie była w stanie uspokoić emocji. Zabrał jej wszystkich. Wszystkich jej bliskich. Była tu sama. Sama z dwójką detektywów, na których bała się polegać i z tą nową Jenny… Którą traktowała bardziej jak małe dziecko, niż jakąkolwiek faktyczną pomoc. Weszła do budynku. Zamknęła drzwi. Po czym zajebała kopa w najbliższy kosz na śmieci i dopiero po tym akcie wandalizmu ruszyła w stronę korytarza i z powrotem do windy.

Napotkała Brandona wyglądającego przez różne okna znajdujące się w holu przy windzie. Pewnie sprawdzał, czy ktoś podgląda ich na zewnątrz. Alice spostrzegła, że kamery zostały przez niego uszkodzone. Musiał trafić w nie kulami i nawet nie słyszała wystrzałów. Silniki odrzutowe mogły je w sumie zagłuszyć… Fanny tymczasem walczyła z płaczem. Trzymała dłoń Moniki. Bez wątpienia Brice ją znała, co mogło znaczyć tylko jedno - była jednym z detektywów.
Alice nie miała nawet siły, żeby zrobić cokolwiek, by pocieszyć kobietę. Chciała zadawać pytania w stylu ‘Kim była Monika?’, ‘Jaki miała charakter?’, ‘Dlaczego mógłby chcieć zabić właśnie ją?’, ale to byłoby nieczułe, dlatego po prostu milczała.
- Musimy iść dalej… - powiedziała w końcu, po pewnym czasie ciszy.
- Mamy już tylko naszą czwórkę… - dodała sztywno.
- A co stało się z twoimi braćmi? - zapytała Jennifer. - Poza tym pamiętaj. Nieważne, jakie odległości nas dzielą. Liczy się to, że jesteśmy blisko o tutaj - powiedziała i dotknęła piersi. Próbowała tak pocieszyć Alice.
- Zabrał też ich - Harper odpowiedziała tylko.
- Skąd ją znasz? - Brandon zapytał Fanny.
- Pracowała kiedyś jako Starszy Badacz w Oddziale w Rio - odparła Brice. - Była świetna. Jedna z najlepszych. Można było na nią liczyć. Jeżeli czegoś nie udało jej się zrobić, to miałam pewność, że jest to rzecz niemożliwa i nie ma sensu szukać innych ekspertów. Rzecz jasna nie była wszechwiedząca, ale miała taką siatkę znajomych geniuszy… oraz nie bała się poprosić ich o pomoc… i…
- Bardzo mi przykro - powiedział Baird, jednak zabrzmiało to bardzo sucho. Raczej dlatego, bo był zestresowany. A nie dlatego, bo nie był zdolny do empatii.
- Pewnego dnia została awansowana, w sensie Monica - powiedziała Fanny. - Była Hiszpanką - zaczęła mówić chaotycznie. - Myślałam, że dostała się na Antarktydę, jednak kompletnie urwał się kontakt z nią, więc doszłam do wniosku, że może zaczęła tam pracować… ale nie podobało jej się i ambicja nie pozwoliła jej wrócić do Rio… więc odeszła z IBPI… To naciągane, ale taką historyjkę sobie ułożyłam. Nie myślałam, że kiedyś ją jeszcze zobaczę. I wolałabym… żeby tak pozostało - westchnęła ciężko.
- To jej nie było z wami w Lagunie? - zapytała. To było coś, co jej się nie zgadzało w tej opowieści. Sądziła, że kobieta należała do tej porwanej grupy detektywów, ale z opowieści Fanny, wynikało… że nie.
- Nie - rzekł Brandon. - Prawda?
- Nie - poświadczyła Fanny. - Na pewno byśmy wiedzieli, gdyby tam z nami była. Chwila… Ona coś tam ma… - mruknęła w trakcie rozpinania uprzęży na twarzy Moniki.
Okazało się, że w jej ustach tkwiła karteczka.
Alice zerknęła na Fanny.
- Wyciągniesz ją? Czy mam to zrobić? - zapytała kobietę. Miała nadzieję, że to było w dobrym guście, w końcu to była znajoma Fanny, więc Harper uznała, że to ona powinna zbierać poszlaki z jej ciała.
- Nie, spokojnie. Dam radę - powiedziała Brice. Wstrzymała oddech i to zrobiła.

Cytat:
Chcecie dostać się do Nibylandii? Monica wskaże kierunek palcem.
Tylko musicie go znaleźć.
Kryje się za jej imieniem.

- Z
PS. To trudna zagadka, ale spójrzcie na panel, będzie łatwiej XD

Alice patrzyła na ‘XD’ i miała ochotę na nie napluć. Wzięła powolny, głęboki wdech, po czym podeszła do panelu z przyciskami i przyjrzała mu się.
Na pierwszy rzut oka zdawał się zwyczajny. Znajdował się tutaj poziom 0, 1 i 2. Oprócz tego przycisk zamykania drzwi, kolejny do ich otwierania. Szósty przycisk ukazywał dzwonek. Pewnie w razie kłopotów można było tym wezwać pomoc. Obok przycisków znajdowała się jednak jedna dodatkowa, niestandardowa rzecz. To była szklana pokrywa, kryjąca za sobą ciemną powierzchnię…
 
Ombrose jest offline