Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2019, 13:27   #261
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Zakupy i pakowanie. Tu rządziła Chaaya. To ona targowała się, szukała okazji, dobierała i wybierała. Mikstury, ubrania, bronie, wszelkiego rodzaju zestawy, czy to przetrwania, czy pierwszej pomocy… to ona także wybrała ich wspólny namiot, bo dotąd, praktyczny na swój sposób, Jarvis używał różdżki do tworzenia kokonów, które właśnie rolę namiotów pełniły, no ale nie wypadało tak się popisywać na wyprawie.
A po zakupach - teraz idziemy na balet… tak dla odprężenia - zadecydował, ni z tego, ni z owego przywoływacz.
- To taki… eee.. jakby to… teatr taneczny, ale dla snobów. Może być jednak ciekawy, jeśli się go widzi pierwszy raz.
- Opera też miała być ciekawa… - odparła nieprzekonana bardka, której już sama nazwa źle się kojarzyła - bo z betelem - czyli tanią używką. - Musimy iść?
- Było aż tak nudno? - zapytał współczująco mag, po czym uśmiechnął się do kochanki, zachęcając. - Nie. Nie musimy. Nie musimy też zostać do końca. Zajrzymy i wyjdziemy, gdy ci się znudzi. Co ty na to?
- Aktorzy byli starzyyy… no i nie rozumiałam ni słowa z tego co śpiewali, to nie był chyba wspólny. - Dholianka skrzyżowała ręce na piersi i nachmurzyła się.
- No i te wampiry… i Vantu… wolałabym już nie chodzić do takich miejsc.
- Tym razem nie będą śpiewać w obcym języku. I jak będzie nudno, urozmaicę ci oglądanie... jakoś - mruknął zachęcająco jej wybranek. Przy czym “jakoś” z pewnością oznaczało pieszczoty.
- Yyych… nie możesz mnie zabierać do miejsc, gdzie na pewno mi się spodobaaa? - Tawaif westchnęła ciężko, kręcąc głową. - Na chwilęęę możeeemy iść… - mruknęła z wielkim ubolewaniem.
- Chcę ci pokazywać rzeczy których nie widziałaś. Miejsca które ci się podobają możesz mi ty pokazać. Zaprowadzić tam gdzie lubisz przebywać - odparł polubownie mężczyzna, prowadząc dziewczynę do starego budynku obsypanego rzeźbami i płaskorzeźbami, jak tort lukrem.

Opłata za wejście była dość duża, ale być może dlatego, że Jarvis zapłacił za osobną lożę. Dzięki temu byli traktowani jak ważni goście i otrzymali do swojej dyspozycji młodego chłopca, który miał przynosić im przekąski i napoje, kiedy tylko by sobie tego zażyczyli.
Loża była podobna do tej operowej, takoż i sala, i scena, więc początki nie były dla kurtyzany zbyt obiecujące.
Oboje usiedli w fotelach, muzyka zaczęła grać, kurtyna się uniosła - zaczęło się.
Tym razem złotoskóra nie musiała martwić się o nieznajomość języka, bowiem w sztuce nie padały słowa, gdyż wszystko opowiadały gesty i ruchy. Bardzo płynne, zgrabne i mające niestety także własny kod.
Tancerze w pięknych strojach i scenografii, przedstawiali historię za pomocą dość oszczędnych ruchów i przerysowanych spojrzeń. I tak jak w całym mieście, także i tu, ciała kobiet i mężczyzn splatały się ze sobą od czasu do czasu.

Kamala postanowiła dać przedstawieniu szansę. Starała się z całych swoich sił. Z marsową, od skupienia, miną, śledziła aktorów, a raczej ich pierzaste spódnice na szczudłatych nóżkach, ponieważ z samego aktora niewiele pozostawało. Sami chudzi badylarze, uparcie poruszający się na palcach, przez co kojarzyli się z dziecięcymi zabawkami bączkami lub bańkami wstańkami. Tańca prawie w ogóle tu nie było. Niemrawe podskoki, machanie w powietrzu nogami i piruety, choć nosiły w sobie znamiona tańca, to same w sobie nim nie były. Ruchy rąk jakie wykonywano, choć zapewne miały w sobie ukryte przesłanie, z pewnością w początkowej fazie tworzenia “nurtu” baletu, zostały wymyślone tylko po to, by te niezgrabne, nowonarodzone żyrafy, potrafiły utrzymać się w pionie.
Do tego dochodziła kwestia płci… Sundari wytężała wzrok przy każdej “aktorce”, ale im dłużej się “jej” przyglądała, tym bardziej utwierdząła się w fakcie, że nie patrzy ona na kobietę. Czyżby balet zdominowany był przez młodych mężczyzn, by pod przykrywką sztuki, zaspokoić żądze innych panów?
- Jarvisieee… - Bardka nie wytrzymała i musiała się upewnić. - Ale ty… jesteś pewien, że wolno nam tu być?
- Zapłaciliśmy za te miejsca. - Czarownik wskazał kciukiem na pobliskie loże, w których siedziały także kobiety. Niektóre nawet same. Jedno co je łączyło to bogactwo ich strojów.
Oglądanie baletu wymagało zapłaty całkiem sporej sumki. Tawaif nie wiedziała co odpowiedzieć. Wstała z fotela i podeszła do barierki, by przyjrzeć się publiczności w dole. Dziwne… ale dostrzegała sporo dam. Może było ich nawet więcej, niż samych panów.
O co tu do jasnej cholery chodziło? Czy to był jakiś miejski fetysz? Czy to miasto nie może być normalne? Czy każdy jest w nim jakimś zboczeńcem?!
- Jarvisieee..? - Chaaya usiadła na miejscu i popatrzyła z przestrachem na narzeczonego. Z tego co mówił, a wręcz się zaklinał, nigdy nie spał i nie chciał spać z innym mężczyzną. Ale…
Orzechowe oczy ponownie skierowały się na scenę.
- ...podobają ci się chłopcy w spódnicach?
Magik otworzył szeroko oczy, spoglądając w zdziwieniu na towarzyszkę, starając się przy tym zdusić śmiech.
- Co..? Nie..? Dlaczego sądzisz… że mieliby mi się podo..? - Urwał spoglądając na scenę i cicho zamruczał w śmiechu. Wzruszył ramionami. - To małpowanie elfiej sztuki tańca i przez to wybiera się osoby… bardzo elfie… do tej sztuki baletu. Chude, wysokie, androgyniczne.
Zdziwiona bardka obejrzała się na rozmówcę i zamrugała w konsternacji, przekrzywiając lekko na bok głowę. Zerknęła na aktorów. Znowu na przywoływacza. Znowu na aktorów.
Jakieś rysy na jej twarzy zaczynały zdradzać pewne objawy “zrozumienia”, ale dla pewności bardka przysunęła się bliżej balustrady w upartej panice dostrzeżenia… czegoś, co potwierdziłoby słowa kochanka.
- To nie są wszystko mężczyźni? - spytała podejrzliwie, nie chcąc chyba uwierzyć w to co słyszy i widzi.
- Niewiasty też są dopuszczane… jeśli mają dość mały biust. Layra się nawet dostała. Niestety odrzucono ją, gdy piersi zaczęły jej rosnąć - wyjaśniał Jarvis głaszcząc Dholiankę po włosach. Dziewczyna dostrzegła, że część tancerzy… jest raczej dziewczętami. Niewiele, ale niektóre są. Choć ukochany miał rację mówiąc o ich punktach wspólnych. To nie byli mężczyźni, ani kobiety, ani dzieci… to były osoby stylizowane na osoby o idealnej, elfiej urodzie. Delikatne rysy, delikatna budowa ciała… nieziemskie ideały, które jednak nie mogły dorównać gracją i urodą prawdziwym antycznym elfom.
- To okropne, odrażające i straszne… ale i fascynujące. Nigdy nie widziałam tak brzydkich kobiet, jak… jak one dzieci rodzą i czym je karmią? - Dziwowała się Chaaya, doszczętnie pogrążona w swoich myślach. To był dla niej prawdziwy szok, choć widziała wiele istot i ich różnorakie spektrum urody, ale TO było dla niej nowością.
- Bogowie… chrońcie mnie - szepnęła w trwodze, dotykając się za prawe, a potem lewe ucho, po czym odsunęła się w głąb loży, jakby nie chciała zostać przez kogoś dostrzeżona
- Karmią je drogimi przysmakami. Występ w balecie to wielki zaszczyt i droga do całkiem wygodnego życia. Natomiast dzieci nie rodzą. Dziecko deformuje sylwetkę w czasie ciąży i często także po porodzie matka traci walory, więc jeśli korzystają z uroków mężczyzn to zawsze po zażyciu odpowiednich ziół - wyjaśnił czarownik posiłkując się wiedzą jaką zebrał żyjąc w tym mieście.
- Och… to trochę jak dziwki. - Rozpromieniła się bardka dostrzegając w końcu jakiś “punkt” wspólny. One robiły to co ona… były… swojskie i nie trzeba było się ich bać. - Ja też się objadam słodyczami i piję czystkowy napar - odparła dumnie, uśmiechając się szeroko. - Co jeszcze robią? Czy potrafią coś jeszcze tak jak tawaif?
- Nie. Ale rzeczywiście… one, oni… słyszało się różne plotki - mruknął trochę speszony towarzysz. - O wyuzdanych zabawach wymyślanych przez zdegenerowanych bogaczy.
Mężczyzna opadł na fotel, dodając ciężko. - Gdy byłem… gdy miałem piętnaście, albo czternaście lat, wydarzył się skandal. U jednego wielmoży odkryto loszek, a w nim… ciała kilkunastu tancerzy i dwóch tancerek. Pokrwawione.
- Ooo! - Kamala skupiła całą uwagę na ukochanym. - To ciekawe. Nie sądziłam, że w tym mieście może się coś ciekawego wydarzyć, ale musiało być ploooteeek. - Rozmarzyła się na samą myśl. Choć złotoskóra miała dobre i czułe serce, to najwyraźniej na pustyni trochę inaczej patrzono na… pewne sprawy i nawet teraz, po tylu latach przebywania wśród białych, nie potrafiła wyzbyć się pewnych zachowań lub perspektyw.
- Bardzo prawdziwe plotki. Jak się domyślasz w La Rasquelle bogaczom wolno o wiele więcej. A jednak tego złapano i skazano na publiczne poćwiartowanie i spalenie szczątków. A jego imię wymazano z kroniki rodu - dodał przywoływacz widząc zainteresowanie u słuchaczki. - Więc opowieści o jego zabawach, które były krwawymi torturami dla jego “kochanków” musiały tylko w części oddawać prawdę.
Przy wzmiance o torturach, Sundari zamyśliła się nieco - wyciszyła oraz oddaliła duchem. Nie przestawała się przy tym delikatnie uśmiechać, przez co przypominała nieco lalkę.
Tancerka powinna w tej chwili odczuwać złość, smutek lub współczucie lub choćby solidaryzować się z ofiarami, a jednak jej serce było całkowicie znieczulone. Jakby nie obchodził jej los tych dzieci i jej samej - jakby czuła, że… zasłużyli sobie na cierpienie.
- Cóż… po zdemaskowaniu nie mogło być inaczej, biedota wpadłaby w szał i podniosła bunt. Trzeba było go ukarać i zaspokoić chęć mordu wśród motłochu - wyjaśniła po chwili, wracając do oglądania spektaklu.
- Możliwe, że tak, aczkolwiek dla motłochu ci tancerze to część elity. - Zadumał się mag, przyglądając bardziej samej narzeczonej niż spektaklowi.
~ Jeśli jest on nudny, to nie musimy czekać do końca ~ zapewnił ją, lecz ona zdawała się być niewzruszona, wpatrując się w tańczące na scenie ludziki.
- Oczywiście… motłoch nie kieruje się współczuciem, a zawiścią do bogatych. Miasto musiało pokazać, że choć raz, jednemu arystokracie najzupełniej w świecie nie wyszło. Biedota się tym zadowoliła, pomimo tego, że im samym… nie wychodzi praktycznie cały czas. Niemniej… ich głód i złość została w pewien sposób zaspokojona. Teraz z zadowoleniem mogą sobie wspominać krwawą egzekucję i po cichu dalej marzyć, by podobne wydarzenie miało miejsce - przedstawiła sposoby działania arystokracji, ale czy należała ona do La Rasquelle czy do miast pustyni? Tego już nie dopowiedziała.
- Rodzina ofiar zadowolona. Biedota zadowolona. Bogaci zadowoleni, że tak małym kosztem załatwili tak głośną sprawę. Życie wróciło do dawnego biegu.
- Coś w tym jest. No i pamiętać należy, że każdy z tych tancerzy i tancerek jest czyjąś własnością. Może niekoniecznie niewolnikiem, ale każdy ma swojego opiekuna, który dostaje swoją część z przedstawień w których bierze udział. Takie szlachtowanie czyichś kur znoszących złote jaja może… wkurzyć potężne osoby… lub istoty - dodał gwoli wyjaśnienia czarownik. Jakże słodki był w tej swojej naiwności… a może tylko udawał?
Chaaya uśmiechnęła tajemniczo, lecz było w tym coś z żółci. Jakiś cień kładł się na jej wargach, nadając obserwującemu nieprzyjemnego uczucia.
- Zdziwiłbyś się do czego ludzie są zdolni, by zaspokoić swoje fantazje - rzekła chłodno, nie wierząc w niewinność i stratę owych “opiekunów”. - Niemniej… ta partia szachów została już zakończona. Ktokolwiek skorzystał z całej tej afery, na pewno nam się nie ujawni, więc nie warto drążyć temat. Chcesz już wracać?
- Tym bardziej, że mało z niego pamiętam - odparł z uśmiechem kochanek. - Niespecjalnie ci się to podobało, prawda?
- Moooże być… ale niestety niewiele z tego rozumiem… kogoś porwano? - Dziewczyna potrząsnęła charakterystycznie głową. - Nie nudzę się tak strasznie jak na operze… ale za mało… nie czuję tu energii…
- Następnym razem będę musiał poszukać ci czegoś bardziej interesującego - odparł chłopak starając się spojrzeć w oczy narzeczonej. - A na razie poszukamy czegoś bardziej żwawego. Może jakąś karczmę z muzykantami?
- N-nie musisz! - speszyła się złotoskóra, rumieniąc się delikatnie (jak dobrze, że było ciemno). - P-przyjemnie spędza się z tobą czsss… - Coraz ciszej mówiła, wstydząc się takiej otwartości.
- mowa eż miłaaa… i w ogóleee…
- To dobrze, bo ja też lubię spędzać z tobą czas - odparł Jarvis ujmując palcami podbródek dziewczyny. - Jesteś piękna i zmysłowa Kamalo, ale też i twój charakterek kocham. Twoją naturę, głos, gesty, spojrzenie… myśli… wszystko w tobie.
Te słowa niezmiernie ją ucieszyły. Sundari z lubością wpatrzyła się w swojego partnera, wstrzymując oddech, jakby się bała, że ta słodka chwila zaraz pryśnie.
Nie były to może najbardziej elokwentne i wyszukane wyznania w jej życiu, ale jej serce aż drżało z rozkoszy.
- Ja ciebie też… kocham - szepnęła cichutko, mrużąc delikatnie oczy. - I kocham twoje smukłe dłonie… i wiecznie zamyślone spojrzenie… i to jak czasem pogrążasz się we własnym świecie, lub obserwujesz mnie z ukrycia powstrzymując się przed złapaniem mnie i zaciągnięciem do łóżka i… że jesteś przy mnie, prawie zawsze, kiedy czuje się zagubiona i samotna, albo jak fałszujesz mi do ucha kołysankę. Bardzo, bardzo kocham.
- Wcale nie fałszuję… - “oburzył” się magik komicznie wydymając policzki. - ...po prostu mam własną interpretację melodii.
Dłoń mężczyzny czule pogłaskała bardkę po włosach.
- No i nigdy nie będziesz samotna. Zawsze będziesz mogła się do mnie zwrócić ze swoimi kłopotami i problemami.
- W porządku… to bardzo kojąca interpretacja. - Kurtyzana zgodziła się potulnie. - Dziękuje, że zabraleś mnie na balet. To bardzo zaskakujące odkrycie.
- Cieszy mnie to - odparł z pewną ulgą przywoływacz i spoglądając na przedstawienie dodał. - Możemy opuścić lożę przed końcem przedstawienia. I zabrać ze sobą przekąski i trunek, by urządzić sobie kolację u nas. Tylko najpierw musimy je zamówić.
- Nie znam się na tutejszch specjałach, czy mógłbyś coś zamówić? Może… czerwone wino? Jakieś? - Chaaya nie była fanką karminowego szatana, ale miała wrażenie, że narzeczony w nim gustował. Chciała mu zrobić przyjemność i trochę zadośćuczynić, swoje małe zdrady.
- Wino oraz kanapeczki z kawiorem rzecznym? Może cię zainteresować. To różnobarwna ikra różnych ryb, przez co wielokorowa. Mieszana razem, przez co nie wiadomo na co się trafi - zaproponował czarownik próbując uderzyć w słabe punkty kochanki: jej ciekawość świata i wrodzone łakomstwo.
Tancerka od razu zbystrzała.
- Taka tęczowa jak szklane kuleczki do gryyy? - Jarvis perfekcyjnie trafił w czułą strunę. - A coś jeszcze macie tu kolorowego?
- Mięciutkie kuleczki do gry. I tak… jeśli chcesz wydawać pieniądze na wyjątkowo piękne potrawy to w drogich restauracjach podają kolorowe musy owoce układające się tęczą w kielichach. Trochę za gęste do picia, więc wyjada się je łyżeczką. - Zadumał się magik. - Nigdy nie mogłem okazji czegoś takiego zjeść… ale widziałem jak inni jedzą.
- Och! Och spróbujmy Jarvisie! Kanapeczki i owoce, proszę, proszę, proooszę. Nie jadłam dziś obiaaadu, zaraz zasłabnę. - Zaczęła symulować, zdeterminowana łakomczuszka.
- Oczywiście. Chcesz kanapeczki zjeść tutaj? - zapytał z uśmiechem i dodał łobuzersko. - Jedną z zalet takich przedstawień operowych i baletowych w loży jest to, że bufet jest wliczony w cenę biletu. Jesz ile chcesz.
Po tych słowach przywołał chłopaczka i przekazał mu co ma przynieść do ich loży.
- Nie… zjedzmy w pokoju, tu nie ma dobrego światła - odparła Chaaya, która najwyraźniej, aż tak nie umierała, by zrezygnować z delektowania się w pełnej krasie.
- Zgoda… przyniesie, to zapakujemy i zabieramy ze sobą - dodał z uśmiechem Jarvis.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline