Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2019, 18:44   #105
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
+ Kerm, dziękuję za dialog <3

No proszę... mieszkańcy miasta oraz uchodźcy koczujący na ulicach głodowali i umierali, ale świątynia Ulryka potrafiła znaleźć odpowiednio dużo pieniędzy, by wynająć bandę śmiałków do odnalezienia plugawego przedmiotu. Szkoda, że nie poświęcali tych pieniędzy po to, by polepszyć żywot tych najbardziej potrzebujących. Oczywiście Erika nie była ignorantką i wiedziała, że jeśli nie znaleźliby tego artefaktu, to całkiem możliwe, że niebawem nie byłoby komu pomagać, bo Chaos znów by zaatakował. A przy obecnym stanie Imperium, gdy brat skakał bratu do gardła, zadanie miałby ułatwione, żeby nie powiedzieć że dziecinnie proste.
- Pieniądze dajecie dobre, zajmiemy się tą sprawą. - Podsumowała słowa Ranulfa.

Odebrała swoją część zaliczki i ruszyła z pozostałymi na zewnątrz. Mając trochę grosza, zamierzała zajść na targ, by spróbować kupić solidne, skórzane rękawice i płaszcz lub kurtę na zimę, bo pogoda powoli nie rozpieszczała, a jej stary płaszcz był już stary i wytarty, na zimę na pewno się już nie nadawał.


Niedługo później znaleźli się na targu. Ze względu na dość późnawą porę, było luźniej, niż z rana i w południe, co Erice osobiście pasowało, bo w tłumie łatwiej było stracić sakiewkę a przez to ciężej koncentrować na wystawionych przez kupców towarach. Teraz nie musieli przeciskać się między ludźmi, tylko mogli spokojnie skupić się na poszukiwaniach. Niestety, przechadzając się między straganami z Konradem, najemniczka kupiła zaledwie porządne, skórzane rękawice, gdyż nigdzie nie wypatrzyła płaszcza, który byłby tym, czego szukała.
- No, to coś mi się wydaje, że po zakupach - rzuciła, rozglądając się. - Przynajmniej rękawice udało mi się dostać.
- Ostatnio, jak rozmawialiśmy z Cass, doszliśmy do wniosku, że warto by kupić psa. - Było to zdecydowanie nie na temat, ale tak nagle przyszło to Konradowi do głowy. - Może powinniśmy popytać? A nuż nie tu znajdziesz ten płaszcz, na targu, a gdzieś w jakimś stałym kramie?
- Możemy popytać, jeśli chcesz mieć psa, tylko ja nie za bardzo rozumiem, po co nam pies? - Spojrzała na niego. - Umiesz zajmować się zwierzętami?*
- Tak, umiem. Mój konik jakoś jeszcze się trzyma całkiem nieźle. A pies taki wielki, bojowy. Podczas wyprawy mógłby pełnić w nocy wartę - dodał. - Dobry wartownik i ma lepszy słuch i węch, niż ty czy ja.
- Wiadomo. Jeśli takiego szkolonego mielibyśmy kupić, to dobrze, bo zwykły kundel tylko pałętał by nam się pod nogami i więcej by z nim problemu było, niż pożytku - odparła. - Wiesz, ile taki pies bojowy może kosztować?
- Nie mam pojęcia. - Konrad pokręcił głową. - Ale pewnie niemało, bo faktycznie wiejski burek na nic nam się nie przyda.
- No to najpierw się zorientujemy, ile taki wyszkolony pies bojowy może kosztować, a potem pomyślimy. Zgoda? - Spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko.
- Najpierw płaszczyk, żeby ci to i owo nie zmarzło - zażartował.
- Moje to i owo czuje się całkiem ciepło dzisiaj, ale dziękuję za troskę - odparła, wciąż się uśmiechając. Dobrze jej się spędzało z nim czas. - No to ruszajmy na poszukiwanie płaszczyka.

Gdy tak przechadzali się między straganami, Erika dostrzegła położony przy targu sklep, na wystawie którego ustawiono jakieś kobiece ubrania. Uchylone drzwi przybytku sugerowały, że właściciel jeszcze nie zamknął interesu.
- Chodź, może tam coś znajdziemy - rzuciła, ale jakoś tak bez przekonania.
- Proszę bardzo. - Konrad przepuścił Erikę przodem. - Coś w końcu znajdziemy, to dość duże miasto - dodał tytułem pocieszenia.
- No właśnie to samo pomyślałam chwilę wcześniej. Że w takim dużym mieście coś musi się trafić. Zobaczymy, może to będzie mój szczęśliwy dzień. - Puściła mu oczko.
- Najwyżej wypytamy kupca. Powinien wiedzieć wszystko o konkurencji - odparł.
- I pewnie dlatego nam nie powie, żeby nikogo z konkurencji nie polecać. - Szturchnęła go lekko łokciem w bok.

Po chwili weszli do środka, a całe długie, nieco wąskie pomieszczenie zastawione było przeróżnymi ciuchami, od tunik, przez spodnie, suknie i płaszcze. To ostatnie najbardziej interesowało kobietę, więc od razu skierowała tam swe kroki. Towarzyszyło jej czujne spojrzenie starszego mężczyzny siedzącego za ladą.
- I co sądzisz? - Erika przeglądała ubrania, ale żaden z płaszczy nie wpadł jej w oko.
- Jak nie spytasz, to się nie dowiesz... - odparł, po czym podszedł do mężczyzny, który obserwował Erikę - albo znał się na kobiecych kształtach, albo pilnował, by niespecjalnie przyodziana klientka nie wyniosła mu czegoś nie zapłaciwszy za towar.
- Czy to wszystko, czym pan dysponuje - spytał - czy gdzieś na zapleczu ma pan coś ciekawszego?
- Na zapleczu mam tylko towar dla klientów, którzy mają pieniądze - odparł mężczyzna, patrząc Konradowi prosto w oczy. - Jak macie powyżej dziesięciu koron, to coś dobrego się dla tej panienki znajdzie. - Skinął na nią głową.
Konrad sięgnął do sakiewki i ułożył na ladzie stosik złotych koron.
- Mamy powyżej dziesięciu koron - powiedział, chociaż słowa te były już całkiem zbędne.
Mężczyzna ożywił się nagle, a na jego pomarszczonej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Kochani moi, zapraszam, zapraszam. Na pewno coś odpowiedniego się znajdzie, jak mówiłem już. - Wstał z taboretu i wskazał dłonią na drzwi na zaplecze.
- Obyś pan nie marnował mojego czasu - rzuciła Erika, po czym spojrzała na Konrada i bezgłośnie, otwierając tylko usta powiedziała: “Popisujesz się!” i puściła mu oczko.
Konrad tylko wyszczerzył zęby w uśmiechu. Ruszył w stronę zaplecza, po drodze zgarniając złoto. Wolał, by się nim nie "zaopiekował" jakiś przypadkowy klient.

Zaplecze duże nie było, ale suknie, tuniki i płaszcze, które wisiały tam na specjalnie przygotowanych wieszakach od razu rzucały się w oczy swoją jakością. Erika podeszła do niektórych ubrań i dłonią przejechała po tkaninach, z których były uszyte - żaden normalny zjadacz chleba w Middenheim nie mógłby sobie pozwolić stąd nawet na najtańszą koszulę. Najemniczka przejrzała wiszące w rzędzie płaszcze i w końcu zdjęła z wieszaka jeden z nich, który wyglądał bardziej jak kurtka.
- Ten! - powiedziała, szczerząc się do Konrada. - Jak myślisz?
Co prawda już podjęła decyzję, ale skoro to on doprowadził do tego, że znalazła coś dla siebie, postanowiła spytać się z grzeczności.


- Przymierz... Może będą konieczne jakieś przeróbki... Ale poza tym... - Pokiwał głową z uznaniem. - Masz dobry gust.
Erika wrzuciła szybko płaszcz na siebie. Okazało się, że był nawet luźniejszy, niż się spodziewała, co było jej na rękę, biorąc pod uwagę mobilność w walce i to, że zwykle nosiła jeszcze skórzany kaftan. Miał masę kieszeni, a dzięki metalowym sprzączkom mogła zapiąć się pod samą szyję, gdyby było bardzo zimno. Oprócz tego sięgał jej lekko za tyłek, zatem to był kolejny plus, jeśli chodziło o poruszanie się w walce.
- Leży idealnie - odparła, rozciągając ramiona, by sprawdzić szwy. - Ile za taki? - Spojrzała na sprzedawcę.
- Za ten będzie szesnaście koron. Ale materiał jest bardzo dobry, będzie długo panience służyć - odparł mężczyzna. - No i futerko zająca będzie dobrze grzać w czasie zimnych poranków i nocy.
- Szesnaście? Przecież to rozbój w biały dzień. - Erika zmrużyła oczy. - Nie sądzisz, Konradzie?
- Futerko zająca? Serio? - Konrad spojrzał na sprzedawcę. - Dziesięć. No, jedenaście
- Piętnaście. - Sprzedawca spojrzał na Konrada.
- Trzynaście - rzuciła Erika.
- Czternaście i niżej nie zejdę z ceny. Ludzie, to naprawdę świetny materiał, takiego się w Middenlandzie nie robi, sprowadzać musiałem. - Mężczyzna patrzył to na najemniczkę, to na przepatrywacza.
- Aż tak ci się podoba? - Konrad, który na ubrania nigdy nie wydał nawet połowy tej kwoty, miał nieco wątpliwości.
- Trzeba mieć jakieś przyjemności z życia, nie? - Erika wyszczerzyła się do niego. - Sama zarobiłam, więc i sama decyduję, na co wydam. A ten płaszcz jest naprawdę porządny.
- No widzi, panienka, dobre oko ma panienka. Czternaście koron.
- Przypomniał sprzedawca.
Najemniczka parsknęła pod nosem, sięgnęła do swojej pękatej sakiewki, odliczyła pieniądze i wręczyła starszemu mężczyźnie. Ten przyjął pieniądze, jakby były czymś najcenniejszym na świecie.
- Zapakuję, jeśli panienka pozwoli. - odebrał od Eriki płaszcz, zniknął gdzieś i po chwili przyniósł spore, materiałowe zawiniątko, obwiązane parcianym sznurkiem. - Dziękuję i zapraszam ponownie. - Ukłonił się.
- Może jeszcze kiedyś się skuszę - odparła najemniczka, odbierając pakunek.
- Ja mam jeszcze pytania... nie do końca o konkurencję - powiedział Konrad. - Muszę kupić coś dla siebie. Niekoniecznie takie eleganckie. I z pewnością coś dla mężczyzny - dodał. - Może mi pan podać jakiś adres?
- To zależy, o co się rozchodzi - staruszek zmarszczył brwi.
- Kurtka, zimowa, do pół uda. Musi wytrzymać nie tylko zimno, ale i trudy wędrówki po drogach i bezdrożach - wyjaśnił Konrad. - Kaptur też się przyda. A że zna pan wszystkich dobrych kupców w mieście, to może mi pan podać jakiś adres...

Mężczyzna zastanowił się chwilę, marszcząc krzaczaste brwi.
- Niedaleko całkiem macie - powiedział w końcu. - Wyjdziecie z targu od wschodniej strony, pójdziecie prosto i odbijecie na dzielnicę Freiburg. Za szeroką drogą to będzie trzeci sklep od ulicy. Tam jest wszystko dla mężczyzn, nawet można wynająć kobietę, jeśli się ma taką ochotę. - Dziadek wyszczerzył się w żółtozębnym uśmiechu.
Najemniczka spojrzała na Konrada.
- No widzisz, kurtkę kupisz i damę do towarzystwa wynajmiesz, pełny serwis. - Zaśmiała się, szturchając go w bok.
Konrad wydawał się być mniej zachwyconym, ale robił dobrą minę do złej gry.
- Dziękuję bardzo. - Uśmiechnął się mniej szczerze, niż Erika. - Z pewnością trafimy. A ty mi pomożesz wybrać. - Spojrzał na Erikę, z błyskiem w oku.
- Ty mi pomogłeś w targowaniu, to ja ci pomogę w wybiorze kurtki, żaden problem - odparła Erika, patrząc mu w oczy.
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. - Skłonił się uprzejmie.
- Jak zawsze, Konradzie. Jak zawsze - odrzekła.
Konrad miał pewne wątpliwości, jeśli chodzi o zakres słowa "zawsze", ale nic nie powiedział.
Podziękował raz jeszcze sprzedawcy i wyszli.

Niedługo później dotarli w podane przez sprzedawcę miejsce, a Konrad dość szybko zdecydował się na kurtkę, w której wyglądał jak Norsmen (co mu nawet najemniczka powiedziała). Porozmawiali jeszcze w drodze do "Kulawego Psa", jednak na miejscu musieli poczekać na pozostałych, gdyż żadne z nich jeszcze nie wróciło. Nie mieli z tym problemu, spędzając czas we własnym towarzystwie. Konrad był spokojnym, do rzeczy człowiekiem i Erice dobrze było w jego towarzystwie. Miała tylko nadzieję, że nie denerwowała go swoim - momentami - nieobyciem i być może zbyt ironicznymi odpowiedziami. Z drugiej strony Konrad zdawał się mieć w sobie nieopisane pokłady cierpliwości, więc może nie było tak źle. Kiedy będzie go musiała o to zapytać.

Wiadomość o ślubie Rudigera i Cass przyjęła z całkowitym zaskoczeniem, ale bardzo się ucieszyła, że wreszcie ci dwoje postanowili sformalizować swój związek. Życzyła im wszystkiego, co najlepsze, gdyż tak właśnie czuła, no i miała nadzieję, że oboje będą ze sobą szczęśliwi aż do końca. Erika wciąż miała zamiar mieć baczenie na Cassie, teraz dodatkowo jednak również na Rudiego, bo Cass nie przeżyłaby, gdyby coś mu się stało. Wieczór spędzili w miłej atmosferze przy zastawionym jadłem i napitkiem stole, ale Erika poszła do siebie dość wcześnie, biorąc pod uwagę, że należało wstać jutro bladym świtem. Wcześniej poprosiła gospodarza o balię gorącej wody i gdy tylko poinformowano ją, że ta czeka w jej pokoju, pożegnała się z wszystkimi i ruszyła szybko, by zażyć przyjemnej kąpieli. Po długim, chłodnym dniu, to było coś, czego potrzebowała.


Spędziła w balii sporo czasu i wyszła z niej dopiero, gdy woda zaczęła stygnąć. Wysuszyła się, siedząc na łóżku tak, jak ją Sigmar stworzył, a potem zamknęła drzwi na klucz i wskoczyła pod ciepły pled. Dochodzące z dołu stłumione hałasy bawiących się gości szybko zaczęły ją usypiać i nim się spostrzegła, oddała się w kojące objęcia Pana Snów.


Wcześnie rano porozciągała się, pobiegała w miejscu i zrobiła kilka pompek, by rozgrzać i rozbudzić zaspane ciało. W pełnym rynsztunku, ze swoim plecakiem na jednym z ramion zeszła na dół, gdzie zjadła lekkie śniadanie po czym ruszyła z pozostałymi do świątyni Ulryka. Miasto o tej porze wyglądało jak wymarłe, co miało w sobie nawet jakiś specyficzny urok. Błogosławieństow od Ranulfa przyjęła z powagą, bo wiedziała, że przy tym zadaniu Biały Wilk powinien spojrzeć na nich przychylnym okiem, by wrócili do Middenheim cali i zdrowi. No i w posiadaniu przeklętego przedmiotu.

Od momentu opuszczenia miasta była całkowicie skoncentrowana na drodze, okolicznych polanach i kurtynie drzew. Cały czas z kuszą gotową do użycia, lustrująca i nasłuchująca otoczenie. Można by nawet powiedzieć, że cały dobry nastrój gdzieś z Eriki uleciał, jednak to nie była prawda. Profesjonalizm nakazywał odpowiednie zachowanie, zwłaszcza, gdy za chwilę mogło z krzaków wyskoczyć coś, co będzie chciało odrąbać ich głowy i złożyć w ofierze plugawym bożkom Chaosu. Co jakiś czas zerkała na ojca Odo, który zaczął zachowywać się jeszcze dziwniej, niż wcześniej, gdy wjechali do Drakwaldu. Nocami trzeba go było uciszać i przytrzymywać, gdyż zdawało się, jakby toczyła go jakaś choroba umysłowa. Kto wie, może tak właśnie było, skoro był podatny na wizje tego artefaktu?

Kłopoty w końcu się pojawiły, choć Erika nawet trochę się zdziwiła, że tak późno. Sześciu zwierzoludzi przeciwko czterem ludziom, którzy coś z bronią potrafią zrobić, nastolatce nie mającej żadnego doświadczenia bojowego i ślepemu kapłanowi, który przed chwilą walnął zadkiem o ziemię. Idealnie...
- Cass, trzymaj się z dala od walki, spróbuj uspokoić tego osła i sprawdź, co z Odo! - Krzyknęła do dziewczyny. Nie miała zamiaru jej rozkazywać, po prostu to było najlepsze, co mogła obecnie zrobić i pewnie sama zdawała sobie z tego sprawę.

Erika natomiast poderwała kuszę i wycelowała w zbliżającego się chaośnika, a potem nacisnęła spust. Niemal natychmiast odrzuciła broń zasięgową, łapiąc za miecz i zarzucając tarczę na ramię. W ten sposób zamierzała walczyć już do końca starcia, przyjmując ewentualne ciosy na osłonę, bądź ich unikając. Ustawiała się tak, by mieć wgląd na to, co dzieje się z Cassandrą i ojcem Odo. Ona była dla niej jak młodsza siostra, a bez niego nie odnajdą artefaktu. Dlatego oboje musieli przeżyć.
 

Ostatnio edytowane przez Tabasa : 26-09-2019 o 18:46.
Tabasa jest offline