Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2019, 21:43   #83
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Rozmowa prowadzona za pomocą wymiany ognia i ostrzeliwania tęczowej ściany było nietypowym sposobem konwersacji. Ale skutecznym.
Na tyle skutecznym, na ile było to potrzebne. Nie mogli wszak marnować amunicji na długie “rozmowy”. Jones zarządził następnie zbiórkę i ekipa ruszyła do jedynych drzwi jakie były im dostępne. BFG otworzył je “z byka”, rozpędzając się i napierając na nie ramieniem. Był to nadmiar wysiłku, bo nie były zamknięte. Otworzyły się z hukiem, gdy na nie wpadł.
A za nimi był długi i ciemny korytarz rozpalany gdzieniedziec pochodniami.
- Teraz musimy zejść do podziemi i znaleźć dobre miejsce na podłożenie bomby. Żadnego rozdzielania się. -zadecydował porucznik ruszając przodem i trzymając broń w pogotowiu. - Mamy bombę do podłożenie i oba klucze. Musimy unikać ryzyka.
- Jasne.- wtrącił bez entuzjazmu Giles, bo to jemu przyszło nieść ów niebezpieczny pakunek.
Korytarz był długi słabo oświetlony... dość ciasny, co sprawiało że cała drużyna szła dość blisko siebie, prosto do schodów okręconych po spirali niczym wąż dookoła centralnego słupa.
Schodów prowadzących zarówno w górę jak i w dół. Celem drużyny było podłożenie bomby, więc Jones zadecydował zejście w dół.
Porucznik ruszył pierwszy, za nim Cook, Ash i Giles. Powoli schodzili po schodach, gdy…
Usłyszeli kliknięcie. I nagle ze ścian okalających słup wysunęły się kamienne płyty. Gdyby nie Kurishima i jego refleks, to Lili zostałaby przecięta na pół.
Mężczyzna pochwycił ją w pasie i odciągnął do tyłu ratując życie. Ale owe płyty odcięły van Erp i pozostałych od bomby i Wolviego. Wszystkie trzy klucze zostały rozdzielone. Sytuacja z kłopotliwej robiła się zła.
- Co teraz zrobimy ?- spytał zaniepokojony Hauser.
- Mamy tylko jeden kierunek… w górę.- stwierdził ponuro Hamato.
-Ale to nie rozwiązuje naszych problemów. Mieliśmy iść w dół.- odparł BFG.
- Nie mamy kontaktu przez te parszywe ściany, zostaliśmy podzieleni i wszystkie trzy klucze są oddzielnie. Może ten zamek nie jest tak pusty jak myśleliśmy, co? Może to samo spotkało drugą ekipę?- zapytał retorycznie Pearson.
- I właśnie tam zmierzamy.- Powiedziała van Erp przyglądając się płycie, która niemal pozbawiła ją życia.
Ocena jej grubości i wytrzymałość nie trwała za długo. Lili wyciągnęła z plecaka potrzebną ilość materiału wybuchowego.
- Zaraz sobie odblokujemy przejście- dodała wesoło rozmieszczając odpowiednie ilości swojej zabawki na przeszkodzie. Następnie umieściła zapalnik.
- Cofnąć się - Rozkazała profilaktycznie.
Ładunki były tak podłożone by wybić płycie dziurę, która mogliby przejść dalej, i nic więcej. Nie mniej ostrożności nigdy za wiele. Gdy jej towarzysze znaleźli się w odpowiednim miejscu sierżant aktywowała zapalnik.
Skryci w korytarzu żołnierze usłyszeli głośny huk, poczuli drżenie przechodzące przez ciało, a wywołane wibracjami związanymi z wybuchem… jakby cała “klatka schodowa” była jak kamerton.
Jednakże, gdy opadł kurz…
- Niemoż…- prawie wyrwało się z ust van Erp, gdy zobaczyła nikły efekt swoich starań. Trochę czarnej sadzy na podłodze. Słowo jednak zamarło w ustach Lili, bo to było… całkiem możliwe. Wszak Giles pakował z działa w te mury pociski burzące potrafiące zmienić solidny bunkier w gruz… z podobnym skutkiem. Kamienne mury zamku nie były bowiem z kamienia jakiego znali z Ziemi. Okazywały się nadnaturalnie twarde. Tak jak teraz.
Lili nie udało się otworzyć przejścia na dół. Co więcej… licząc w głowie oceniła, że nie ma dość ładunków wybuchowych, by spróbować jeszcze raz.
- Szlag.- Pearson podsumował nieświadomie to co czuła cała czwórka.
Sierżant zmęłła przekleństwo. Nie tego oczekiwała.
- Trzeba było zabrać wodę święconą.- Powiedziała ironicznie rozglądając się po towarzyszący. - Kierunek góra. - Swoje słowa podkreśliła jeszcze ruchem ręki.- Trzeba znaleźć inną drogę. I to jak najszybciej.
Jej również nie uśmiechała się drogą w przeciwną stronę. Niestety nie mieli żadnego wyboru.
Odbezpieczywszy broń Lili ruszyła po schodach.
-Może spotkamy JR. i resztę. - pocieszał się Ronald, gdy wspinali się po schodach. Żaden z nich nie wspomniał o fakcie, że obecnie ( z uwagi na to że bomba i klucze były rozrzucone po całym zamczysku) ich misja jest obecnie zagrożona porażką.

Schody pięły się powoli ku górze, ciasne i ciemne. Trudno było odgadnąć co kryje się w mroku nad nimi, a wyobraźnia podsuwała różne nieprzyjemne scenariusze. W końcu dotarli do następnego piętra i można było zejść ze schodów na korytarz, zamknięte masywnymi drewnianymi drzwiami.
- Idziemy wyżej. - Zadecydowała van Erp.
W oddziale nikt się nie sprzeciwił. Ekipa ruszyła więc wyżej, ostrożnie posuwając się w górę i w górę. Ta wędrówka wydawała się monotonna i zdawała się trwać wieki… choć oczywiście przemieszczali się ledwie kilkanaście minut. I dotarli znów do podobnego korytarza, choć tym razem… pozbawionego drzwi. Ten ciągnął się spory kawałek prosto. Ozdobiony rogatymi czaszkami “zwierząt”… choć rogate bestie nie mogły być częścią ziemskiego ekosystemu. Na czaszkach owych umieszczono grube łojowe świece i one były jedynym źródłem “naturalnego” światła w tym miejscu.
Oprócz nich, ledwo dostrzegalne były drzwi… pomijając te na końcu korytarza, “strzeżone” przez dwie czarne płytowe zbroje. Przeznaczone pewnie dla olbrzymów. Bo miały 2,5 metra wysokości.
- Poświęćcie tu trochę.- Powiedziała Lili przyglądając się otoczeniu. Ten obszar wydawał się bezpieczny. Żadnych podejrzanych szczelin, żadnych kolców, żadnych rys na podłodze świadczących o zapadniach. Z drugiej strony jednak schody też nie wydawały się niebezpieczne, a Lili omal nie straciła na nich życia. Jej podwładni rozświetlali otoczenie latarkami, acz… niewiele to dało. Lili nie dostrzegła nic podejrzanego… nic, oprócz tych dwóch zbroi na końcu korytarza oczywiście.
- Dajcie flarę. Posłać serię po tych głowach i zbrojach.- W tym upiornym zamczysku wszystko mogło stanowić zagrożenie. A coś wyraźnie ich rozdzielało by zapewne wykończyć pojedynczo.
Hamato rzucił flarę, a potem krótkie serie przeszyły korytarz. Wywołały przy tym efekt… obie zbroje ruszyły w kierunku drużyny niczym dwójka rugbystów rozpędzając się coraz bardziej. Zresztą masywne pancerze o sporych rękawicach bardzo ich przypominały.
- Dlaczego mnie to nie dziwi?- Mruknęła van Erp chwytając za cięższą ze swoich broni.
Wycelowała w korpus pokraki i nacisnęła spust.
Reszta drużyny podążyła za jej przykładem posyłając w kierunku wrogów, kolejne pociski. Te niekiedy dziurawiły przeciwnika. Bo także zbroje okazały się bardziej wytrzymałe niż być powinny. Kolejne serie uderzały z głośnym brzdękiem o metalowe elementy. Nawet odłamkowy granat posłany przez Lili… zdołał jedynie naruszyć napierśnik i zrobić w nim dziurę. Wreszcie celny strzał BFG rozstrzaskał “kolano” rycerza po jego lewej stronie. Szczęśliwy strzał, który sprawił, że rozpędzona zbrojau upadła na ziemię i rozbiła się na poszczególne elementy pancerza… w środku bowiem nie było nikogo.
- Nażryj się tego!!- Lili posłała w kierunku metalowej puszki kolejny granat, tym razem fosforowy.
Ogień… zwykły pewnie zrobił by niewielkie wrażenie, ale biały fosfor nie wywoływał zwykłego ognia. Druga zbroja przestała biec, a zaczęła się rzucać o ściany jak szalona. Bowiem granat fosforowy wywołał eksplozję i taki żar, że metal na głowie i torsie potwora zaczął się topić intensywnie. Już nie atakował zajęty desperackimi próbami ratowania swojej egzystencji.
- Ruszamy! - Sierżant machnęła na swoich i poprowadziła ich ku drzwiom, których strzegły zbroje, omijając to co z nich zostało.
Na umówiony znak szarpnęła za klamkę uchylając drzwi.

- Witam w mojej krypcie… -skrzekliwy acz przyjazny głos powitał ich.

Za drzwiami była okrągła komnata, z kamiennym tronem na środku i kamiennym stołem przed nim. Na stole była stara księga, a za stołem… zasuszone zwłoki.


Łysiejącego mężczyzny w lekko podgniłych szatach.
- Rycerze przybyli uratować cnotliwą księżniczkę? Obawiam się, że nie tu księżniczek… nie ma cnotliwych księżniczek.- stwór zakończył swoją wypowiedź skrzekliwym śmiechem.
Na dzień dobry, nie bawiąc się w żadne ceregiele, Lili posłała truposzowi taki sam granat jakim poczęstowała jego strażnika… ostatni taki jakiego miała na składzie.
Eksplozja ognia zapaliła zasuszone zwłoki, które odzywały się głośnym i szyderczym.
- Topię się… tooopię! Czy tak powinno to brzmieć?-
Niemniej taki efekt Lili uzyskała, ciało potwora się topiło. Księga spłonęła w mgnieniu oka, a i stół wraz tronem zaczął się lekko topić.
- I to było na tyle, jeśli chodzi o zdobywanie informacji.- podsumował Hamato.
- Chciałeś mu odprawić ceremoniał parzenia herbaty na przywitanie?- Sierżant van Erp omiotła wzrokiem pomieszczenie.
- Nie przywitał nas pociskami. To była miła odmiana.- odparł Kurishima.
- Właśnie właśnie.- potwierdziła poczerniała czaszka nieumarłego… jedyna pozostałość po jego ciele, podczas gdy Lili i reszta oglądali lustra… którymi to obwieszona była cała sala.
- Nie zdążył.- W dobroduszność i serdeczność zasuszonego truchła jakoś nie wierzyła.
Wymacała przy tym jakiś ciężki przedmiot lub kamień i posłała w kierunku jednego z luser.
- Nie płacono mi tu za udział w walce, a teraz wybaczcie… moja esencja musi wrócić do swojego sanktuarium. Spotkamy się być może jak zregeneruję ciało… o ile jeszcze będziecie wtedy żyć.- czaszka zaklekotała żuchwą i zamarła. A lusto… jak to lustro, rozbiło się pod uderzeniem kamienia.
- Siedem lat nieszczęść.- zaklął pod nosem Ronnie.
- Nie bądź zabobonny. - Lili zganiła towarzysza. - Idziemy do następnych drzwi.
Im szybciej znajdą drogę do swoich tym lepiej. I tego planu van Erp postanowiła się trzymać.
Następne drzwi zostały potraktowane jak pierwsze z buta. Po wdarciu się do środka Lili z ulgą zobaczyła, że owo pomieszczenie ma drugie drzwi prowadzące gdzieś dalej. Owalny stolik obciągnięty skórą, jak i dwie wygodne kanapy pod ścianami sugerowały, że to pomieszczenie było poczekalnią.
Na odpoczynek czy podziwianie kunsztu twórców mebli nie było czasu. Po sprawdzeniu, czy pomieszczenie jest bezpieczne(?? ) drużyna ruszyła dalej. Przez kolejne drzwi. Do kolejnego pomieszczenia.
Otwarcie kolejnych drzwi pozwoliło wyjść na “korytarz” okalający olbrzymią salę dookoła. Zamek okazywał się większy w środku niż był na zewnątrz. Znacznie większy.
Spojrzenie w dół… pozwalało zobaczyć…



Że sala ta była gigantyczna i kryła jakieś stworzenie… gigantyczne stworzenie zawieszone w pustce, stazie? Nie wyglądało na martwe, a raczej na uśpione. Zębate macki, jakieś… szczypce… Na szczęście ekipa była wysoko ponad nim i sam stwór nie wydawał się zainteresowany budzić z powodu jakichś małych intruzów.
- Cholera… co to właściwie jest… do czego służy? - zadawał sobie to pytanie Pearson, gdy stali na tym zawieszonej przy ścianie skalnej półce pełniącej rolę korytarza. A jedyną barierą między nimi, a upadkiem z olbrzymiej wysokości w zamgloną pustkę był kamienny murek sięgający im do pasa.
- Na pewno do niczego przyjemnego.- Opadała sierżant stawiając ostrożnie pierwsze kroki w drodze ku… ciężko było określić gdzie mają iść. Najlepiej w dół. Tylko, że to mogło się okazać bardzo karkołomne i to dosłownie.
- Po cichu i ostrożnie. - Lili rzuciła do swoich i rozglądając się na wszystkie strony z bronią gotową do wystrzału ruszyła przed siebie.
- Tak jest…- padło z ust żołnierzy podążających za sierżant. Przytuleni do ściany AST powoli i ostrożnie. Tym bardziej, że wkrótce z owej otchłani wyfrunęło kilka skrzydlatych potworów.

Te groteskowe krzyżówki, wiedźmy i smoka i nietoperza patrolowały co prawda obszary poniżej i nie mogły dostrzec skradających się AST… ale mogły ich usłyszeć. Były wyraźnie czymś podekscytowane i przekrzykiwały się między sobą w jakiejś wykrzywionej wersji łaciny… z której to Lili wyłapywała słówka… o triumfie… czasie zmian i przeniesieniu… cokolwiek to miało znaczyć.
Elizabeth wstrzymała na chwile ich pochód, by skrzydalci strażnicy mogli ich wyminąć.
Minęło kilka pełnych napięcia minut, czekania i przywierania do ściany nim skrzydlate stwory mignęły przed nimi. Potworki poleciały w górę i drużyna mogła ruszyć dalej, oby w dół. Monotonna podróż przez upiorne zamczysko, które nie chciało dać im się wysadzić tak łatwo w powietrze.
Skupieni i milczący pokonywali kolejne metry mając cichą nadzieję, że w końcu dołączą do reszty.
Dotarli do pierwszych dużych wrót. Te jednak okazały się zamknięte. Masywne drewniane wrota… obito metalem gdzieniegdzie.
- Nie do wiary.- van Erp postukała we wrota upewniając się, że to drewno.
“Otworzenie” zamka nie powinno być problemem, toteż sierżant założyła niewielki aczkolwiek trochę większy niż standardowo ładunek i odpaliła go.
Wybuch był silny i w miarę głośny… na szczęście skuteczny. A jeśli jakiś potwór go usłyszał, to odgłos nie zaniepokoił go na tyle, by ruszyć od razu w kierunku drzwi, które van Erp sforsowała.
Utorowawszy sobie i innym drogę Lili ruchem ręki zaprosiła towarzyszy do kontynuowała “zwiedzania” zamczyska. Szybkie rozpoznanie. Sprawne i ciche przemieszczanie się. Czyli zwykła “wycieczka” .
Kolejny korytarz tym razem… oprócz drzwi po obu stronach Lili z ulgą zauważyła schody prowadzące zarówno w górę jak i w dół na samym jego końcu. Tyle że sam korytarz podejrzanie wąski nie wzbudzał zaufania, ani u niej… ani u jej podwładnych.
- Pachnie mi to pułapką.- stwierdził ponuro Hamato.
- To trzeba być gotowym na wszystko - van Erp odpowiedziała równie ponuro.- To niestety jedyna droga, więc…- Zawiesiła na chwilę głos bacznie przyglądając się towarzyszom. - Sprawdzić poziom amunicji.
- Gotowe… gotowe… gotowe…- kolejni AST zgłaszali gotowość po przeładowaniu magazynków. Można było zaczynać.
- Zobaczmy czy coś się kryje w tych ciemnościach.- Elizabeth posłała kilka serii po korytarzu nie zapominając o drzwiach.
Kule przeszyły powietrze bez trudu i bez problemu. Nic nie wyskoczyło, nic nie trysnęło juchą… czy to dobrze, czy źle… trudno ocenić.
-Chyba jest bezpiecznie.- rzekł z nadzieją w głosie BFG.
-Aha…- Mruknęła w odpowiedzi kobieta i ruszyła do przodu . A za nią pozostali żołnierze, z uwagi na dość wąski korytarz, szeregiem.
Z początku wszystko szło dobrze. Nie pojawiły się żadne zagrożenia, ni wrogowie.
Jednak w połowie drogi nastąpiło “klik”... ciężko jednak było stwierdzić pod którym z butów. Zresztą, czy warto było zajmować się tym, kto zawinił, kiedy z obu ścian wysuwały się losowo, acz błyskawicznie długie żelazne zaostrzone pręty mające na celu zrobić shish kebaby z intruzów?
Dobrze, że chociaż wysuwały się na ślepo… źle że ich ilość szybko gęstniała w tym korytarzu.
- Drzwi po prawej- Zadecydowała Lili przyspieszając.
Żałowała, że to nie Dwight był teraz na jej miejscu. On prawdopodobnie nie miałby żadnych problemów ze sformowaniem wejścia do pomieszczenia obok korytarza. Ale BFG była gdzieś za nią i to ona musiała reszcie utorować drogę. Będąc już przy drzwiach aktywowała ogniwo, by sobie dopomóc i z całej siły naparła na przeszkodę.
Wzmocniony energia z ogniwa pancerz niczym czołg przebił się przez drzwi… za nią zaś podążyli jej podwładni. Komnata do której wpadli, była pełna zwojów ułożonych na półkach. I jak się okazało, komnata miała swojego strażnika. Egipski sarkofag powoli otworzył się i z trumny wynurzała się mumia z pyskiem krokodyla. Mumia kombinowana o których Lili słyszała. Starożytni Egipcjanie czasem “bawili” się w takie zszywanie różnych stworzeń razem i mumifikowanie ich. Ot, taksydermia dla zaawansowanych. Tyle że Egipcjanie nie łączyli ciał ludzkich ze zwierzęcymi.
- Zoomorfizm w czystej postaci - Skomentowała sarkastycznie sierżant. - My tu tylko przychodzimy. - Pogoniła ręką swoich ludzi, by weszli głębiej do pokoju sama śledząc ruchy mumii Sobka z bronią gotowa do wystrzału.
Mumia machając różdżką wymamrotała coś po egipsku i z podłogi wystrzeliły dziesiątki czarnych gumowatych macek, które owijały się wokół Lili i pozostałych żołnierzy, tym bardziej że w tym małym pomieszczeniu nie było gdzie uskoczyć.
- No nie!- Elizabeth nakarmiła macki ołowiem ze swojej broni.
Tak samo uczynili BFG i Pearson strzelając w podłogę… tyle że macek było dużo. Jedynie Hamato zamiast tego strzelił serią wprost w mumię rozrywając mu lewy bok, co jednak nie zmieniło faktu, że potwór zaczął mamrotać coś pod nosem i Kurishima zadrżał po czym upuścił broń zachowując się jak… marionetka z uciętymi sznurkami.
- O ty skurwielu!!- van Erp posłała serię w kierunku mumii.
Widząc co się stało z Hamato, Pearson również zaczął strzelać w kierunku potwora, który przygotowywał się do mamrotania kolejnej egipskiej mantry. BFG zaś wyrwał się z macek i popędził w kierunku truposza, wchodząc w niego jak futbolista… jego szarża odepchnęła truposza i wytrąciła z równowagi. A choć zasłonił pozostałej dwójce wroga, to jednocześnie nie pozwolił wymamrotać kolejnego uroku.
- Obetnij mu łeb!!- Krzyknęła Lili jednocześnie aktywując kolejne ogniwo w pancerzu. Z takim wsparcie nie powinna poradzić sobie z wyrwaniem się czarnym macką.
BFG posłuchał… chwyciwszy mumię za szyję, uniósł ją i drugą ręką zamachnął się pozbawiając truposza głowy. Ta dekapitacja zakończyła sprawę, bo istota zwiotczała od razu, a zwierzęcy łeb potoczył się po podłodze. Lili wyrwała się z obszaru pokrytego mackami i dołączyła do Dwighta… Pearson walcząc za pomocą ostrza z nimi… dotarł kilka chwil później. Macki zaś po kilku minutach, same zaczęły się rozpadać w pył uwalniając ciało Kurishimy, które zwaliło się na podłogę jak odrąbany czerep.
- O nie, nie, nie!!- van Erp rzuciła się do szkoleniowca.
Zdjęła rękawica. Gołymi rękoma uwolniła głowę Japończyka z hełmu i sprawdziła puls.
Mężczyzna żył, ba oddychał nawet. Nie widać było żadnej rany,żadnej krwi, żadnej dziury po pocisku. Wyraz jego twarzy był obojętny, ale spojrzenie puste. Hamato był w stanie katatonii.
-Szlag… Co ta krokodymumia mu zrobiła?- zapytał nerwowo i retorycznie Pearson.
Widząc, że Kurushima żyje Lili odetchnęła z ulgą.
- Będzie trudniej, bo ktoś będzie musiał nieść Hatamoto. Ale damy radę.- Kobieta podniosła się. - Ten cholerny lunapark coraz mniej mi się podoba. Dwight, bierzesz go i idziesz między nami.
Lili sięgnęła po jeden ze zwojów, którymi wypełniona była komnata.
Hieroglify… egipski zapis zajmował większość ze zwoju, ale Lili dostrzegła też zapiski w grece oraz łacinie. Nie pozwalało to co prawda w pełni rozszyfrować zwoju, ale dawało sugestie co ten akurat zawierał… spis zasobów zamku. Ten tu dotyczył “oczarowanej broni”.
-Ja mogę go nieść.- zgłosił się oczywiście BFG.
- Czekaj, czekaj.- Sierżant zainteresowała się zwojami. Zaczęła przeglądać je losowo starając się zorientować w jaki sposób są skatalogowane.
Informacje jakie zdobywała były szczątkowe i niedokładne. Ale dzięki nim Lili zorientowała się, że gdzieś w tym zamku są “zdobycze wojenne”, “środki lecznicze” oraz “zwoje do usuwania klątw”.
- Chwilę tu zostaniemy. Gdzieś w tym całym bałaganie musi być plan tego zamku. - Kobieta zaczęła dokładniej przeglądać zawartość półek zapisując jednocześnie w pamięci swojej kamery zawartość zwoju.
- Do roboty panowie. Samej zajmie mi to sporo czasu.
- Tak jest!- odparli pozostali AST i wraz z Lili zabrali się za przeszukiwanie zwojów.
- Dwight stań na straży.- Poleciła jeszcze poświęcając się lekturze zwojów.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline