Leonard już miał się rozpędzić, gdy usłyszał za sobą krzyki rannych. Pozostawienie ich za opuszczającą się powoli kratą oznaczałoby ich śmierć.
- Trzeba ich wyciągnąć! – krzyknął do pozostałych, banitów i obcych, ale jeden z nich biegł już na drugą stronę. Geldmann stracił tylko ułamki sekund na ocenę sytuacji. Ruszył z powrotem do tunelu, poganiając miejscowych wyrzutków. – Już, już, nikogo nie zostawiamy!
Sam dopadł rannego szlachcica. Widział, że biegnie tam także jeden z jego kompanów. – Tamten cię uratuje. Dawaj miecz, nie mamy czasu! – Essing wyciągnął rękę z magicznym mieczem. Leonard ruszał już do biegu, gdy łapał zaklętą broń prawą ręką. Most wznosił się powoli ze zgrzytem łańcuchów. Łańcuchów, które były celem Geldmanna.