Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2019, 00:47   #102
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Tańce, hulanki i swawole nocną porą oczywiście musiały odbić się na człowieku z samego rana. Ledwo Gabrielle otworzyła oczy, już zaatakował jej stary znajomy - kac. Drugi dobry znajomy, czyli ból mięśni i otarć, odezwał się zaraz później. Po nich pojawiło się pragnienie, maltretujące zmieniony w suchy wiór język, dodatkowo żołądek z jednej strony bulgotał, z drugiej ssał z głodu. Leżenie w łóżku musiało zostać zastąpione przez zejście na dół, bo znaleziony opróżniony do połowy kufel miodu wystarczył dziewczynie na tyle, by rozjaśniło się jej w głowie, dzięki czemu znalazła na parapecie otworzoną butlę wina. Opróżniła ją łapczywie, siedząc nago na podłodze. Czknęła potężnie i dopiero poczuła że żyje. Wciąż bolała ją głowa, ale przynajmniej miała już ochotę na coś więcej niż zagrzebanie się w klejącej pościeli i spanie do najbliższej wieczności. Ubrała się więc, przeczesała palcami włosy i umyła twarz w misce z wodą, stojącej na szafeczce. Coś w niej dodatkowo pływało, jakieś liście i paprochy… nic wartego uwagi przed śniadaniem.

Trzymając się barierki Litz zeszła do głównej sali, gdzie siedziała reszta kompanii. Ich widok przywołał na wymizerowanej, bladej twarzy, szeroki i szczery uśmiech. Podeszła do ich stołu, witając się z każdym po kolei. Najpierw skłoniła się przed hrabiną, całując wyciągniętą po pańsku dłoń, później powitała mokro i gorąco Rainę, Laurę, Lotara i kislevskiego szlachcica. Pozostałe towarzyszki cmoknęła w policzek i dopiero wtedy usiadła, stękając bo coś z niewyjaśnionych przyczyn bolała ją dolna, tylna część ciała.

- Borys, mój drogi przyjacielu - zagadała Kislevitę, uśmiechając się zmęczonym uśmiechem zadowolonego kota, który poprzedniej nocy napasł się całym workiem myszy identycznych jak ta, do której się zwracał - Jeśli szukasz przygód i dobrej zabawy, nie myślałeś aby wybrać się kawałek w naszym kierunku? Miałbyś też okazję zawitać na ziemię szlachetnej pani von Osten, a cudowna to kraina… a jakie tam panny mieszkają - westchnęła z uśmiechem, zaś pod stołem jej dłoń oparła się o jego udo przy pachwinie - Lica ich krasne, usta gorące i o barwie malin. Do tego wina, alkohole… polowania. Nie chcę mówić za pozostałych, lecz ja chętnie znowu widziałabym cię nad sobą… i za sobą - przeniosła dłoń do góry, idealnie na przód jego lędźwi i tam rozpoczęła zabawę - Ale na razie napijmy się!

- Tak jest! Napijmy się! Za zabawę, przyjemność i na pohybel wszystkim ponurakom! - hrabina w lot przejęła toast i jak na rozkaz mieszane towarzystwo poderwało się aby stuknąć się swoimi kubkami i kielichami.

- O tak, dziewuszki jak maliny. - Borys roześmiał się siadając z powrotem na ławie i powiódł po biesiadnikach z których poza Lotarem właściwie były właśnie same dziewuszki.

- A Gabi ma świetną myśl Borysie. Może nie zechciałbyś odwiedzić nas w moim skromnym dworku? Mogłabym tam ugościć cię jak należy a nie w tych skromnych warunkach jakie tutaj mamy. - hrabinie nie uszło uwagi też to co proponowała różnooka i szybko poparła jej pomysł.

- A jak byśmy mieli jechać do ciebie, milady, to byłoby takie goszczenie jak ostatniej nocy? - Borys zaciekawił się i sądząc po uśmiechu na brodatej twarzy dość miło musiał wspominać swawole z ostatniej nocy.

- Oczywiście. Po cóż bym inaczej miała zapraszać tak zacnych gości. - arystokratce nawet nie drgnęła powieka na wspomnienie o tej zabawie jaką toczyli przez większość nocy gdzie raczej nie zachowywała się jak młodej damie ze szlachetnego rodu zachować się wypadało. Przynajmniej w biały dzień znów wyglądała i mówiła jak na młodą błękitnokrwistą przystało.

- Bardzo kusząca propozycja milady. Zobaczę co da się zrobić. No ale muszę udać się do naszego domu. Będziecie tutaj? Przyślę gońca z wiadomościami jak się sprawy mają. - brodacz upił łyka ze swojego kielicha zanim odpowiedział a odpowiedź też dał godną następcy kupieckiego majątku.

- Znów mamy gdzieś jechać? Chyba umrę… - Laura wychrypiała ciężko ale celowo czy nie wyszła przy tym tak komicznie, że wszyscy biesiadnicy roześmiali się po tym gdy położyła ramię na stole a na nim głowę.

- Ja raczej podziękuję. Mam tutaj sprawy do załatwienia. - Larisa grzecznie ale musiała odmówić opuszczenia miasta.

- A mnie okradli moje skóry. Już ich pewnie nie odzyskam. - młoda Bretonka znów wydawała się wpadać w przygnębienie gdy przypomniała sobie o wczorajszej stracie. Dzisiaj była już przytomniejsza to i jej obcy akcent był wyraźny w każdym słowie. Ale na tyle dobrze mówiła w reikspiel, że dało się bez większego trudu zrozumieć co mówi.

- Jak milady będzie nas tak gościć jak ostatniej nocy to chyba się skuszę. Chociaż bez Maruviel nie jadę dalej. - Raina też dorzuciła swoje trzy miedziaki do tej dyskusji o planach i podróżach. A z tego co świtało Gabrielle z ostatniej nocy ta zamiana ról bardzo przypadła jej do gustu. Zupełnie jakby wszelkie wątpliwości co do wspólnej podróży z blondwłosą arystokratką zeszły na dalszy plan.

- Ah tak, ta elfka. Bardzo interesująca osoba. - hrabina pokiwała swoją blond czupryną i upiła łyk ze swojego kielicha. Gdy wspomniała o elfce lekko przygryzła swoją pełną wargę i zmrużyła oczy i Gabi miała wrażenie, że widzi siebie sprzed paru chwil gdy zaczynała rozmowę z Borysem.

- Kto ukradł ci te skóry i gdzie? - Litz spojrzała na łowczynię i przepiła z kufla dla polepszenia nastroju i zmycia goryczy kaca z podniebienia. Bretonka wyglądała trochę dziko, ale co z tego? Skoro i tak mieli czekać na gońca od Borysa, rodziło się pewno wąskie pole do manewru. Siedziała więc nad kuflem, bawiąc siebie i Kislevczyka pod stołem. Zapisała też w pamięci, aby potem odpowiednio zająć się Lotarem, aby nie czuł się pomijany i stawiany na boczny tor. Za bardzo dziada zaczynała lubić, aby mu sprawiać przykrość.

- A gdzie w ogóle Mauriel? - spytała Rainy.

- Wczoraj była pełnia Maanslieba to musiała się pomodlić w lesie do swoich bogów. Mówiła, że wróci rano. - Raina odpowiedziała od razu zerkając przy tym na oko. No właściwie nadal było dość rano. Chociaż nie wiadomo było jak daleko elfka poszła w ten las i ile zajmie jej powrót do miasta.

- Nie wiem kto mi ukradł te skóry. Poszłam na targ i położyłam je na chwilę obok siebie. Cały pęczek. Bo oglądałam ubrania. Chciałam sobie kupić nową kurtę bo jesień i zima idzie. A jak sięgnęłam po swoje skóry to już ich nie było. - Agnes wyżaliła się na ten podły świat i los jaki ją ograbił z jej własności. Pewnie wczoraj, bo wczoraj był Marktag czyli tradycyjny w Imperium dzień handlowy.

Ktokolwiek zabrał dziewczynie towar z pewnością już go upłynnił, Litz nie chciała jednak Bretonki dołować. Zamiast tego podrapała się po policzku i skupiła uwagę na czymś, co jeszcze mogły zrobić.
- Rozpoznasz je? Było w nich coś charakterystycznego? Możemy przejść się po targowisku i sklepach, zobaczymy czy gdzieś nie leżą, a jak leżą, dowiemy się kto je przyniósł… a potem utniemy sobie z wszarzem krótką, przyjacielską i pełną miłości do bliźniego. Wciąż jest jeszcze rano - popatrzyła na Rainę i posłała jej spokojny uśmieszek - Pewnie już wraca z modłów, poczekamy.

- Jakby były wciąż związane to tak. Ale no jak ktoś rozwiązał i rozłożył na sztuki to nie jestem pewna. Skóry świeże, jeszcze nie wyprawione. Trzy dziki, dwa wilki i jedna sarna. Tych zajęczych nie liczę. Znaczy osiem było. - Bretonka chyba zdawała sobie sprawę jak beznadziejnie wyglądają rokowania na odzyskanie swojej własności.

- A byłaś już tutaj? U kogo zwykle się sprzedaje skóry? - Raina wtrąciła się w tą rozmowę trochę jakoś tak z zawodowym zainteresowaniem.

- Pierwszy raz tutaj jestem. Nikogo nie znam. Przyszłam do miasta bo chciałam sprzedać skóry komuś na targu a kupić kurtę. - Agnes odgarnęła brązowy kosmyk ze swojej twarzy wyjaśniając jak to się sprawy mają. Raina przygryzła wargę nad czymś się zastanawiając.

- Czyli najpierw do garbarza - Gabrielle też się zadumała, sącząc wino z pucharu. Popatrzyła na czarnowłosą łotrzycę i zabębniła palcami w blat - Jeżeli ktoś ma wiedzieć cokolwiek sensownego o mieście, to żebracy. Z nimi zawsze idzie się dogadać jak kiesa pełna i flaszka z procentami. Upatrzyłaś sobie którąś z kurt? - spytała, lecz zanim uzyskała odpowiedź, drzwi karczmy skrzypnęły i pojawiła się w nich jasnowłosa elfka.

- Mauri! - Litz przywitała ją wesołym okrzykiem, machając jej ręką i gestem ściągając do ich stolika. Zerknęła na talerz i półmiski, sapiąc z ulga - Dobra, żarcie jeszcze jest. Musi być głodna.

- Dzień dobry. - elfka przywitała się cicho i grzecznie gdy płynnie przeszła między stołami i skorzystała z zaproszenia aby dosiąść się na ławie.

- Witaj Maru. Bardzo świeżo i uroczo dziś wyglądasz. - hrabina przywitała się upijając łyk z kielicha i sponad niego patrząc na elfkę taksującym wzrokiem. I chociaż brzmiało jak zwykła uprzejmość i komplement to jakoś Gabrielle miała wrażenie, że pod spodem kryją się bardziej kosmate intencje.

- Dzień dobry milady. - elfka grzecznie skłoniła głowę szlachciance i zaczęła przegląd stołu co by tu sobie wybrać na śniadanie. Większość już skończyła poranną biesiadę ale jeszcze na jedną porcję zostało.

- Szkoda, że cię nie było Maru. Mieliśmy świetną noc. Bawiliśmy się tak, że ja i dziewczyny byłyśmy hrabinami a milady naszą służącą. - Raina nie wytrzymała aby pochwalić się kumpeli wydarzeniami z ostatniej nocy. Skośnoucha blondynka podniosła na nią wzrok jakby sprawdzała czy żartuje a Raina potwierdzająco pokiwała głową. Elfka jednak zaczęła nabierać sobie jedzenie na talerz i w międzyczasie zerknęła i na milady i na Gabrielle i po trochu na resztę towarzystwa.

- Naprawdę przednia zabawa była moja droga. Naprawdę nam cię brakowało. Ale właśnie rozmawiamy o dalszej podróży i mam nadzieję, że nas nie opuścisz. Chciałabym się wam zrewanżować za waszą pomoc i towarzystwo u siebie. - von Osten wydawała się w wybornym humorze bo wspaniałomyślnie rozdawała uśmiech i dobre słowo obywatelom z którymi dzieliła stół i łoże mimo, że nikt z nich nie dorównywał jej pozycją.

- Nie jestem pewna. W nocy słyszałam bębny. Jacyś dzicy. Myślę, że zieloni albo zwierzoludzie. - elfka wydawała się wyjęta troche z innej bajki a może coś ją frapowało. Słowa spowodowały cień niepokoju po zebranych.

- Orki? Zwierzoludzie? Dużo? - Lotar zmarszczył brwi gdy chciał się dopytać o więcej detali od właśnie zaczynającej śniadanie elfki.

- Chyba nie. Jeden bęben tylko słyszałam. Więc to zbyt dużo nie może ich być. Ale w bramie spotkałam Karla i Tladina. Tych z Wolfenburga. Mówili, że zwierzoludzie napadli w nocy jakiś obóz na skraju lasu. Znaczy teraz to poprzedniej nocy. Myślę, że to może być to samo stado co słyszałam w nocy. - elfia tropicielka spokojnie dostarczyła więcej szczegółów z tego co wiedziała o tym zdarzeniu.

Nastrój przy stole momentalnie poleciał na łeb, na szyję, wystarczyło że wspomniano ścierwo z lasu i napadniętą wioskę. Elfka nie musiała dodawać nic więcej, nikt też nie pytał, a wszyscy wiedzieli jak skończyła bezimienna grupa biednych pechowców.
- Tych z Wolfenburga… - Litz mruknęła, bujając w zamyśleniu kielichem - Powiedzieli coś ciekawego?

- Chciałam ich namówić aby to sprawdzić. Bo jak nie duże stado to my i oni moglibyśmy to sprawdzić. Ale oni woleli to zgłosić władzom. A władza zanim coś zorganizuje to może pół dnia minąć. Ja w tym obozie nie byłam to nie wiem jak to wygląda. Ale jeśli te bestie kogoś porwały? Im dłużej się czeka tym ma mniejsze szanse. Chociaż nie wiem czy kogoś porwały i może już jest za późno. Sama nie wiem co teraz z tym robić. - elfka zrelacjonowała swoje wcześniejsze rozmowy z towarzyszami Gabrielle. Ta zaś miała wrażenie, że o ile pierwotnie Maruviel była pewna swojego pomysłu to z czasem nie mając poparcia innych i sama zdając sobie sprawę, że w pojedynkę niewiele zdziała to zaczynały ogarniać ją wątpliwości.

- I tyle, jeśli chodzi o beztroski poranek - Gabrielle mruknęła do kufla. Przechyliła go, pijąc do dna za jednym zamachem, a gdy skończyła, popatrzyła na Bretonkę - Co powiesz na małe polowanie? Mówiłaś że sprawdzałaś kurtę która ci się podobała na targu. Kupię ci ją, jeśli nam pomożesz… a ty przypadkiem nie szukasz przygód, przyjacielu? Takich o których można dziewkom w alkowie opowiadać, łapiąc oddech między jednym rozdaniem a drugim - popatrzyła na Kislevitę i wyszczerzyła się do niego szeroko. Następnie zerknęła na zbrojną - Skoro przez ludzka głupotę na razie nie masz perspektywy, co powiesz na to, aby zabrać się z nami? Przydałaby się pomoc kogoś sprawnego i z mieczem nie od parady. Poza tym będzie prawdziwym błogosławieństwem móc popatrzeć jeszcze przez chwilę z jaką gracja się poruszasz. Za darmo oczywiście nie będę prosiła byś poszła… a na ciebie skarbie wiem że zawsze mogę liczyć. - na koniec położyła dłoń na dłoni Lotara i posłała mu ciepły uśmiech - Przecież nie zostawisz swoich kobiet w opresji, prawda? Jeszcze ktoś by nam dorobił zbędne otwory - skończyła przyjmują smutną minę.

- A to można mieć jakieś zbędne otwory? - milady weszła w słowo z udanym zdziwieniem które chociaż chwilowo rozbawiło większość biesiadników.

- No tak, szkoda by było jakby jakieś dzikusy was pociachały. - Lotar odparł z łagodnym uśmiechem widząc, że szykuje się jakaś wyprawa do lasu. Na niego widocznie Gabrielle mogła liczyć, że ją wesprze w takiej eskapadzie.

- Do lasu? Ja? Nie no co wy… Ja wiem do czego się nadaję a do czego nie. Na walce się nie znam, na lesie też nie tylko bym wam przeszkadzał. Zostanę tutaj i zobaczę co z tymi wozami. Mogę nadać sprawie bieg no ale zanim ratusz czy wojsko się ruszy to trochę czasu minie. - Borys za to pokręcił głową i wydawało się, że wie o czym mówi. Jako syn bogatego kupca widocznie pewnie częściej się bawił, uczył czy liczył niż chodził po lesie czy władał bronią. Po prostu miał inne talenty niż Lotar który był weteranem karawan.

- Jak mi kupisz tą kurtę to z tobą pójdę. I tak miałam za te skóry ją kupić to wyszłabym na swoje. - Agnes potrzebowała chwilę na zastanowienie ale zapłata w formie porządnej kurtki wystarczyła jej aby ją przekonać do tej leśnej eskapady.

- Ale masz gadane. - Larisa uśmiechnęła się pod nosem słysząc jak wygadana jest różnooka. Chwilę się zastanawiała. - Mogę pójść z wami do tego lasu. Bo ostatnia noc była świetna. Potraktuję jako zapłatę z góry. Ale co dalej to się zastanowię jak wrócimy z tego lasu. Muszę to przemyśleć. - Kislevitka była poważna ale chyba podobnie jak resztę towarzystwa, też miło wspominała ostatnią noc. Ale samo to było za mało aby ją zwerbować na nie wiadomo jaką wyprawę, nie wiadomo gdzie i na jak długo.

- No jak Maru i Gabri idą to ja też. Tylko z góry mówię, że przemoc jest dla tępaków więc nie liczcie na mnie w walce. Ale mogę coś wam pomóc na miejscu. - Raina odezwała się z pewnym wahaniem ale chyba nie chciała puszczać same w nieznane dziewczyn które widocznie polubiła.

- Dobrze, ja pójdę oczywiście. Proponuję zacząć od tego obozu. Może uda się pójść tropem tych paskud. - blondwłosa elfka kończyła swoje śniadanie i też zgłosiła chęć do tej improwizowanej wyprawy w las. Wydawało się, że skoro tyle osób się zgłosiło to i ona nabrała otuchy.

- No to ja na was tutaj moi drodzy poczekam i zaopiekuję się Laurą. Życzę wam powodzenia i wróćcie do mnie w jednym kawałku. - na koniec odezwała się milady która ani strojem ani zachowaniem nie wyglądała na kogoś kto łazi w sukni i bez broni po lesie opanowanym przez jakieś leśne poczwary.

Litz szczerzyła się do wszystkich po kolei zebranych przy stole. Skoczą do lasu zarobić parę blizn i zobaczą co się tam na spokój Morra dzieje, tymczasem Laura dojdzie do siebie, a Borys załatwi im transport.
- Milady... proszę o pozwolenie na oddalenie się - zwróciła się do arystokratki, a widząc łaskawe machnięcie ręką, szybko ją ucałowała w sygnet i naciągnęła kaptur na głowę, obracając się twarzą do reszty.
- To co, czynisz honory pana domu? - mruknęła pogodnie do Lotara, chwytając go za rękę i ścisnęła mocno, w podzięce. Jakoś z nim u boki niestrasznie były Gabrielle ni lasy, ni puszcze, ni poszukiwania skórzanych kurt na targu... lecz najpierw zieloni. albo zwierzoludzie.
Jeśli ktoś szukał nieodpowiedzialnego pomysłu na dzień - to był właśnie jeden z nich.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline