Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2019, 13:34   #204
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dostanie się na pokład starodawnego statku nie stanowiło problemu. Woda sięgała wszystkim ledwie do kolan, a w burcie była sporych rozmiarów dziura, którą można było wejść pod pokład. Oprócz tego wisiało sporo lin, jak i drabinek linowych, którymi można było wejść na pokład.

Szybko okazało się, że to naprawdę jakiś statek piracki, czy tam korsarski, sprzed… kilkuset lat. Trudno było ustalić dokładniej, jednak te pordzewiałe armaty, tu i tam leżący oręż typowy dla takiej łajby… statek był opuszczony już dawno temu, wszystko zaś na nim w nieładzie, porozrzucane, zapuszczone, uszczknięte sporym kawałem czasu.
- Arrrr szczury lądowe! - Honzo podniósł jakąś szablę i zaczął swoje wygłupy, pod jednak kilkoma spojrzeniami się szybko przymknął.
- Uważajcie na siebie, żeby nikt tu nigdzie nie wpadł albo co - Powiedział Major, najwyraźniej zezwalając wszystkim na zwiedzanie łajby.
Stateczek co prawda nie był w najlepszym stanie, ale - zdaniem Petera - przy odrobinie wysiłku można było załatać dziurę w kadłubie, a przypływ mógłby podnieść jednostkę. Gdyby tak jeszcze wyrzucić armaty... Z drugiej strony... łajba była dość spora, a umiejętności żeglarskie Petera były, dla odmiany, dość skromne.
No ale i tak trzeba było zobaczyć wszystko od środka.
- Z załogą raczej się nie spotkamy, ale może ładownia jest pełna skarbów - zażartował Peter, kierując się w stronę zejścia pod pokład.

Ładownie statku były jednak puste… a wszystko na co natrafił Peter było pokryte sporą warstwą kurzu i pajęczyn. Tu i tam walały się przedmioty typowego użytku na łajbie, jednak dla najemnika klasyfikowały się to jako śmieci. Co mu w końcu po linach, wiaderkach, dosyć małych kulach armatnich, czy tym podobnych rupieciach. Nic wartościowego, nic ciekawego.

Wkrótce jednak natrafił na szkielet, leżący na podłodze. Resztki butów i ubioru nie pozostawiały zaś wątpliwości, tak, to był kiedyś jakiś pirat…
Szkielet, jak przystało na garść kości, leżał sobie spokojnie i nie wyglądało na to, by miał coś ciekawego do powiedzenia. A to znaczyło, że nie ma co tutaj szukać i lepiej zmienić miejsce pobytu i poszukać czegoś ciekawszego.
Najpierw jednak przyklęknął by sprawdzić, co było przyczyną śmierci pirata, a potem stan burty.

Kości szkieletu nie miały żadnych widocznych uszkodzeń, więc ciężko było stwierdzić jak owy osobnik zginął… może dostał ostrzem w bebechy albo kulkę z samopału, bez tkanki ciała pozostawało to w zakresie przypuszczeń.

Burty statku sprawiały solidne wrażenie, drewno twarde, nic nie przegnite. No oczywiście poza wielką dziurą na niemal 2 metry w burcie, całość wyglądała niczego sobie.
- Zbiórka na pokładzie! - krzyknął w pewnym momencie Major.

Peter ruszył w stronę prowadzącej na pokład zejściówki, plany odwiedzenia kapitańskiej kajuty odkładając na później.
- Stało się coś? - spytał, rozglądając się w poszukiwaniu ewentualnego niebezpieczeństwa.
- Nic się nie dzieje, czas po prostu pogadać co kto zauważył na statku, i przede wszystkim, czy ten wrak może nam posłużyć do opuszczenia wyspy - Wyjaśnił Baker do zbierających się przy nim ludzi.
- Burty są solidne - powiedział Peter. - Gdyby załatać dziurę w burcie i jakoś uszczelnić... Na przykład nałożyć jakiś stary żagiel... Wyrzucić za burtę nieco tego złomu i jeden maszt, to pewnie przypływ by uniósł tę łajbę. A za granicą mgły nasze radio by zadziałało.
- Jeśli nas po drodze nic nie zeżre - powiedział Honzo, ale nikt tego nie skomentował.
- Dobra, to da się ten wrak połatać? - spytał Baker, patrząc po Collinsie, Miyazakim i Chelimo.
- Da się, da. Zajmie to ze dwa dni, ale damy radę - odparł inżynier.
- Za nowe żagle możemy brać nasze namioty.. - wtrącił Azjata.
- Ster sprawny - dodał Chelimo.
- No ale stoimy na mieliźnie… - stwierdził Major - Taki statek ma zanurzenie kilku metrów co?
- Nie powinno być problemu. Przypływ podnosi wodę i o 5 metrów - Tym razem Honzo udzielił fachowej rady, rozglądając się po zatoczce w której byli.
- Czyli powinniśmy jak najszybciej zabrać się za wytworzenie czegoś, czym załatamy tę dziurę - powiedział Peter. - Wykorzystamy kawałki statku, na przykład rozbierzemy kajuty lub pokład, czy zetniemy jakieś drzewka? - spytał, spoglądając na Collinsa.
- Drzewkami nie załatamy dziury. Do tego najlepiej by się nadały już gotowe deski, a więc uszczuplenie gdzieś części statku - Powiedział inżynier. - Tylko przydałoby się i czymś je pokryć, żeby było to wszystko wodoszczelne.
- Płótno żaglowe? Może mają beczułkę smoły... - wyraził pobożne życzenie Peter.
- Na statkach mieli smołę? - Zdziwił się Chelimo.
- Może będziemy mieli szczęście i coś znajdziemy - Stwierdził Collins.
- Dobra, to wracamy do zwiedzania statku. Szukać tej smoły - Powiedział Major.
Szukać można było w różnych miejscach. Smoła, jeśli już była na pokładzie, to - teoretycznie przynajmniej - powinna znajdować gdzieś w ładowni, albo też (jak to pamiętał z literatury pięknej) w składziku bosmańskim.Jednak nie tam zamierzał skierować swe kroki, tylko do kapitańskiej kajuty. A nuż znajdzie się tam dziennik okrętowy?
Jako że wspomniana kajuta powinna znajdować się na rufie, ruszył w tamtą stronę… podobnie jak Major.
- Co spodziewasz się tam znaleźć? - Spytał lekko z przekąsem.
- Informacji - odparł zagadnięty. - A nuż pan kapitan prowadził jakiś dziennik. Dowiemy się, jakiej klasy zabytkiem dysponujemy - dodał z cieniem ironii.
- Nie ma, już zaglądałem do jego kajuty - Odparł Baker.
- No to pozostaje składzik bosmański - odparł Peter, po czym ponownie ruszył pod pokład.

Składzik był otwarty, a przy jego drzwiach leżała rozbita duża, toporna kłódka… w środku zaś zostało niewiele. Kilka lin różnej grubości, jakieś do nich bloczki, sporych rozmiarów rozbity, gliniany słój. Rozpadająca się książka "starej daty", pisana ręcznie, bez wzmianek właśnie o jakimkolwiek roku, a do tego w nieznanym Peterowi języku. Coś co było chyba pasem narzędziowym, kilka drewnianych młotków, dłuta, topornych rozmiarów gwoździe… Nic tu nie wyglądało na beczkę pełną smoły, a sądząc po wyglądzie książki, czas nieźle dał się we znaki temu miejscu, a poprzedni 'goście' zabrali stąd większość przydatnych przedmiotów. Ale chociaż pozostawili gwoździe..
Nagle wśród światła latarki coś błysnęło na podłodze wśród tych całych rupieci. Jakiś pierścień na czyimś, kościstym palcu?? I tylko palcu…

Peter sroką nie był i byle błyskotek nie zbierał, ale złoty pierścionek zdał mu się czymś, po co warto było się schyli... a truposzowi raczej biżuteria do niczego już nie była potrzebna. Schylił się i zdjął pierścionek z tego, co pozostało z palca, po czym schował go, pierścionek znaczy, do kieszeni.
A potem raz jeszcze dokładnie rozejrzał się po pomieszczeniu. A nuż się okaże, że gdzieś w kącie poniewiera się jakiś kolczyk...
Niestety los uznał, że jeden uśmiech wystarczy i pierścionek okazał się jedyną rzeczą, po jaką warto wyciągnąć rękę. No ale pozostawała jeszcze książka, a że Peter miał nadzieję, że ktoś z obozowych lingwistów zdoła się doczytać, co w niej napisano, włożył ją do plecaka po czym ruszył dalej. Beczkę ze smołą znalazł jednak kręcący się po statku do spółki Ryo i Collins. Skoro zaś był to ostatni element, potrzebny do ewentualnego naprawienia łajby, nie pozostało chyba już nic innego, jak wracać do obozowiska na plaży? Z tego co już zdążyli wszyscy stwierdzić, statek wydawał się bezpieczny, więc dalsze przeglądanie wszelkich kątów mogło mieć miejsce później?
- Od razu zabieramy się za przygotowania do naprawy? - Peter spojrzał na majora.
- Wracamy do obozu. Trzeba odpocząć, przygotować narzędzia, podyskutować o tym i owym w całej grupie i… to by chyba było na tyle. Jak już będziemy mieli wszystko obgadane i przygotowane, to pewnie będzie już 1800.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 30-09-2019 o 18:46.
Kerm jest offline