Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2019, 21:04   #7
Ketharian
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
239.830.M41, godz. 23.15, na pokładzie aerodyny

Graig Fenoff usiadł wygodniej w fotelu aerodyny, poprawił uciskający ciało pas bezpieczeństwa. Siedząca po przeciwnej stronie przejścia szczupła dziewczyna z wytatuowanym na czole Orłem przez cały czas gapiła się na niego w wyzywający sposób, ale cierpliwie to ignorował zachowując kamienny wyraz twarzy. Prawa noga doskwierała mu na tyle mocno, by przez chwilę zaczął zastanawiać się nad zażyciem znieczulacza, koniec końców odrzucił jednak ten pomysł. Nie leciał maszyną sam i nie zamierzał pozwolić sobie na przejaw najmniejszej słabości, dopóki nie poznał tożsamości innych pasażerów maszyny.

- Minuta do lądowania – w głośniku zatrzeszczał głos pilota. Aerodyna zmieniła kurs, zaczęła też obniżać pułap. Odrywając pozornie obojętny wzrok od oczu wytatuowanej dziewczyny, arbitrator przeniósł swe spojrzenie na innego pasażera. Był nim przeraźliwie szczupły młodzieniec o jasnej karnacji skóry, zawinięty w powłóczyste szaty zdradzające zawód kopisty. Wyraźnie przestraszony turbulencjami maszyny, przygryzał co chwila usta i strzelał na wszystkie strony otwartymi szeroko oczami. Podchwyciwszy spojrzenie arbitratora uśmiechnął się nieszczerze, a potem otworzył usta chcąc coś powiedzieć, wówczas jednak targnięty kolejnym powietrznym prądem pojazd zatrząsł się dostatecznie silnie, by skutecznie zniechęcić pasażerów do jakiejkolwiek konwersacji.

Aerodyna usiadła z łoskotem na twardym podłożu, jej rotory zaczęły cichnąć z jękliwym dźwiękiem wieszczącym wyłączenie napędu. Pasażerowie odpięli pasy, kiedy lampa na ścianie kokpitu zmieniła kolor na zielony, zaczekali, aż drugi pilot otworzy za pomocą przycisku przesuwny boczny właz, po czym opuścili maszynę.

Graig wciągnął w płuca zimne nocne powietrze, przesycone duszącym zapachem wszechobecnego smogu i smrodem lotniczego paliwa, potem rozejrzał się wokół. Nieoznakowana aerodyna wylądowała na wielkiej platformie otoczonej masywnymi budowlami o piramidalnym kształcie, o schodkowych ścianach zdobionych rzędami marmurowych posągów przedstawiających postacie świętych i męczenników Imperium.

- Grobowce – oświadczył zauważając pytające spojrzenie młodziutkiego kopisty – To jeden z dystryktów cmentarnych, ale nie jestem pewien, który...

- Pewnie zaraz się dowiesz – odpowiedział jeden z współtowarzyszy lotu, zielonooki mężczyzna, który na swoim gwardyjskim napierśniku nosił nadruk "M. Lyrdion". Jego czujne spojrzenie ani na chwilę nie opuszczało grupy zbliżających się do aerodyny ludzi. Dochodziła dopiero północ i platforma pogrążona była w ciemnościach nocy, ale wielkie pochodnie dzierżone w rękach kamiennych posągów oraz marmurowe wieczne znicze rozstawione w rogach dziedzińca rozpraszały mrok dostatecznie silnie, by akolici dostrzegli dziesiątki kręcących się po platformie ludzi i parkujące w pozornym chaosie aerodyny w barwach sił porządkowych Magistratum.

Grupie kilku osób w mundurach przewodziło dwóch mężczyzn, ubranych w uświęcone wiekami tradycji stroje w jasnym kolorze, o wysokich kołnierzach i powłóczystych rękawach skrywających dłonie. Obaj mieli na głowach strzeliste kapelusze z przeźroczystymi kremowymi woalami, w rękach zaś dzierżyli misternie kute metalowe laski z zawieszonymi u szczytu lampionami.

- Straż Nekropolitalna – szepnął autorytarnym tonem Graig – Opiekunowie Umarłych. Ukłońcie się i nic nie mówcie, póki oni nie odezwą się pierwsi. Naruszenie protokołu uchodzi za wielki nietakt.

Prowadzona przez Nekropolitów grupa dotarła do przybyszów, zatrzymała się tuż przy aerodynie. Agenci zauważyli, że znajdujący się nieco w tyle mężczyźni mieli ciemnozielone uniformy miejskich regulatorów. Wszyscy wyglądali na wyraźnie zmartwionych, chociaż bez wątpienia próbowali to na różne sposoby ukrywać.

- Witajcie w Dominium Dusz – powiedział starszy z Nekropolitów, szorstkim ochrypłym głosem podeszłego wiekiem człowieka, który nieczęsto ma sposobność używać mowy – Podążajcie za mną, czcigodny Estierre was oczekuje.

Regulatorzy pozostali przy trzaskającej stygnącymi silnikami aerodynie, zignorowani przez Opiekunów i wyraźnie zadowoleni z tego, że mogą strzec maszyny Ordo. Akolici zapięli swe płaszcze, bo noc była wyjątkowo zimna, po czym udali się w milczeniu za parą kroczących dostojnie Nekropolitów. Obserwujący swe otoczenie Fenoff zachodził w głowę, cóż takiego sprawiło, że rzeczony Estierre - kimkolwiek był - zażyczył sobie obecności funkcjonariusza Adeptus Arbites.

Wezwanie nadeszło znienacka późnym wieczorem odrywając Fenoffa od studiów nad zagadnieniami orbitalnego prawa karnego. Posępny małomówny przedstawiciel Ordo przekazał Graigowi, że pewna sytuacja wymaga oględzin miejsca przestępstwa, konsultacji i doradztwa, po czym polecił gościowi czym prędzej udać się swoim śladem. Aerodyna już czekała na jednym z kilkudziesięciu mniejszych lądowisk porozrzucanych na dachach fortecy, rozgrzewając silniki pod czujnym okiem grupy żołnierzy Inkwizycji w ciemnoczerwonych pancerzach osobistych, burgundowych płaszczach i zasłaniających szczelnie twarze hełmach. Na jej pokładzie oprócz pilotów było jeszcze pięć osób: szczupła młoda kobieta o wyglądzie klansterki i ruchach dzikiego zwierzęcia; mężczyzna w pozbawionym insygniów gwardyjskim pancerzu; zawinięty w powłóczyste szaty młodzieniec o wytrzeszczonych oczach i pobladłej z wrażenia twarzy, a także para, na widok której Fenoffowi zastygła w żyłach krew.

Przedwcześnie postarzała niska kobieta sprawiała nijakie wrażenie i spotkaną na ulicy Graig najpewniej bezwiednie by minął, ale towarzyszący jej virifer jednoznacznie zdradzał profesję podopiecznej.

Głęboko poruszony tak bliską obecnością psioniczki Graig spodziewał się po tym nagłym wezwaniu wszystkiego, lecz kiedy trzydzieści minut później nieoznakowana maszyna wylądowała wśród ceramitowych grobowców scintillijskiej arystokracji, arbitratora przeszedł dziwny dreszcz lęku i ekscytacji zarazem. Liczna obecność funkcjonariuszy Magistratum dowodziła jawnie tego, że w miejscu wiecznego spoczynku stołecznych elit doszło do przestępstwa, ale zdezorientowany Fenoff nie miał pojęcia, jaka zbrodnia popełniona w Dominium Dusz mogła zwrócić na siebie uwagę scintillijskiego Officio Planetia.



Jako tubylec Graig Fenoff poprawnie rozpoznał charakter miejsca, w którym wysiedliście z maszyny, a znając miejscowe obyczaje jest Wam w stanie podpowiedzieć to i owo na temat obowiązującej w nekropolii etykiety. Żadne z Was nie ma pojęcia (poza Graigiem, któremu enigmatycznie zaproponowano rolę konsultanta), dlaczego zabrano Was z kwater i co Was czeka na miejscu, ale czujecie zrozumiały dreszczyk emocji, bo ewidentnie widać, że ktoś na górze postanowił Was w końcu wypuścić w teren!

Jeśli ktoś ma ochotę, może skrobnąć kilka słów z perspektywy własnego bohatera. Następny mój wpis jutro około 22:00.


 
Ketharian jest offline