Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2019, 17:34   #33
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Zachód słońca był piękny. Nieboskłon mienił się na czerwono-różowe barwy, barwiąc wijący się przez miasto Błękitny Kieł i zapierając dech w piersiach co bardziej wrażliwych na piękno natury. Roshan nie miał czasu na podziwianie słonecznej sztuki. Sortował i przeliczał, pakował i przepakowywał torby, od czasu do czasu mrucząc coś pod nosem czy pociągając łyk wina. Skromne biurko i krzesło zawalone były roshanowym dobytkiem, a on sam krążył wte i wewte. Wyprawa może i nie miała należeć do najdłuższych, ale wrodzona ostrożność sugerowała bycie przygotowanym na każdą możliwość.

- Nie będzie mnie w mieście przez parę dni - oznajmił Roshan, przeliczając bełty z czerwonymi lotkami. Madame Samira milczała, wpatrując się jedynie w pół-elfa.
- Jak rozumiem nie mam co liczyć na szczegóły - odezwała się w końcu z lekkim uśmiechem. - Racja stanu i sprawy wagi państwowej?
- Jak zawsze - pół-elf zaśmiał się pod nosem. - Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie i dziewcząt. Przyjaciele i klienci niestety będą musieli czekać. Alshabah zniknął, jak to ma w zwyczaju.
- A Roshan Shahib, lojalny urzędnik Jego Wspaniałości, jest zajęty sprawami urzędowymi. Tak, tak, wiem jak to działa. Nie musisz się martwić.

Pół-elf uśmiechnął się jedynie, zatrzaskując klamry torby podróżnej. Po raz kolejny sięgnął po pergaminy zapisane schludnym pismem. Dumatat, warunki na trakcie, współtowarzysze podróży, pałacowi słudzy przydzieleni do wyprawy. Zawsze, ale to zawsze, starał się być przygotować jak tylko mógł. Podróż w górę rzeki zamiast barką wydawała się Roshanowi co najmniej dziwna, ale to nie on miał robić za przewodnika. Przeprawa przez rzekę, kamienista pustynia i później piaszczyste wydmy; cztery dni mało komfortowej podróży. Mogło być gorzej.

Nie licząc najemników co do których Roshan miał mieszane uczucia, reszta uczestników wyprawy napawała go szczątkowym optymizmem. O Nadalu może i nie wiedział za wiele, ale służył w Gwardii lojalnie odkąd skończył szesnaście lat i ta lojalność raczej nie wyczerpie się w najbliższym czasie. Pałacowi strażnicy stanowić mieli jedynie zbrojną eskortę i Shahib nie oczekiwał z ich strony większych problemów. Nylian, ich przewodnik… Cóż, Roshan ufał osądowi Wezyra, a elf miał dobre rekomendacje. Czas pokaże.

Pół-elf wzdrygnął się, gdy Samira objęła go i pocałowała w policzek. Ciemne spojrzenie zdradzało niepokój, a smukłe palce krążyły po ramieniu w kojący sposób.

- Uważaj na siebie, dziecko.
- Zawsze.


***



- A więc trzy dni do punktu przeprawy na drugą stronę rzeki. Później cztery dni do Dumatat. Zgadza się?

- Nie - odparł Nylian. - Pustynię znam jak własną kieszeń, trzy dni. Nie dłużej.

Roshan pokiwał jedynie głową, z trudem powstrzymując się od komentarza i uniesienia brwi. Nie był w nastroju do dyskusji, a obecność Akrama jedynie ten nastrój pogarszała. Nie lubił niespodzianek, a jego obecność takową była. Wezyr musiał mieć swoje powody, dla których zataił udział najemnika w wyprawie przed Roshanem, ale Shahibowi mało się to podobało. Jedna, wielka niewiadoma. Kto wie, co takiemu w głowie siedzi.

Czas pokaże.


***



Dumatat. Mieścina na prowincji, słynąca z targu niewolników. Roshan, który rzadko kiedy wyściubiał nos poza stolicę, nie mógł sobie odmówić podziwiania nowych, obcych stron. Wezyrowa misja odeszła chwilowo w zapomnienie, a ciemne spojrzenie wędrowało we wszystkie strony. Pół-elf przywodził teraz na myśl jakiegoś młodziaka, z iskrami w oczach i cieniem uśmiechu na ustach. Będąc sam na sam z Nadalem mógł sobie pozwolić na chwilę wytchnienia, na przerwę w odgrywaniu rozdygotanego urzędnika, odrzucić na moment kamienne oblicze które przybierał w pałacu. Roshan zatrzymał się przed jednym ze straganów i przeciągnął palcami po atłasowej tunice.

- Shahib - głos Nadala sprowadził pół-elfa na ziemię. - Nie mamy czasu na spacery i podziwianie targowiska.
- Tak, tak - Roshan powstrzymał grymas i ruszył za towarzyszem. - Powinniśmy się rozdzielić. Musimy poinformować lokalne władze o naszym przybyciu, zasięgnąć języka co do sytuacji w mieście, zdobyć informacje i tak dalej. Nie mamy za wiele czasu, a w mieście są lojalni słudzy Jego Sułtańskiej Mości z którymi chciałbym się rozmówić.
- Niech będzie - odparł kapitan po chwili namysłu.

Roshanowi nie trzeba było powtarzać i zaraz ruszył przez tłum, znikając Nadalowi z oczu. Pół-elf manewrował między ludźmi i nieludźmi, zatrzymując się to tu, to tam i uważnie nasłuchując. Uprzejmie udawał zainteresowanie towarami kupców, uśmiechając się i przytakując, obracając biżuterię w palcach, wąchając przyprawy, przeciągając w palcach zwiewne tkaniny.

W tym czasie trzy rzeczy nieustannie pojawiały się w słowach mieszkańców. Mająca wkrótce nastąpić wizyta wieszczki, niezadowolenie i wybredne uwagi z faktu, że Roshan ostatecznie niczego nie kupił i jedynie marnował czas kupców, oraz… zamieszanie wywołane przez jakichś przyjezdnych. Jedni poczęli opowiadać, że rudowłosy demon pojawił się znikąd i zaczął ciskać czarami w przechodniów. Inni powiadali, że szaleniec biegał po mieście z obnażonym ostrzem, grożąc śmiercią bogom ducha winnym mieszkańcom. Kolejne plotki opowiadały, że jakiś zmiennokształtny przemienił się w wielkiego orła i bez powodu zaatakował cały oddział straży miejskiej. Wersji wydarzeń wydawało się być równie wiele, co ludzi wokoło, lecz wszystkie niewątpliwie powiązane były z dobrze znaną pół-elfowi grupą. Roshan z wielkim trudem powstrzymał się od wyrzucenia z siebie litanii przekleństw, gdy wieści zaczęły układać się w nieco spójną całość, z Andraste w roli głównej.

Nie tak miało być.


***



Shahib zostawił w końcu targowisko za plecami, znikając w jednej z bocznych alejek. Lokalna siedziba Błękitnego Konsorcjum, która była jego celem, znajdowała się jedynie paręnaście metrów dalej. Gaspar Jahangir, jeden z synów kupieckiej familii, został oddelegowany jako przedstawiciel związku w Dumatat. Roshan znał go jedynie ze słyszenia i plotek, podobnie jak całą jego rodzinę, ale młody kupiec bez wątpienia słyszał o Alshabah. Wszak Konsorcjum najmowało jego usługi dosyć często.

Było jednak zdecydowanie za wcześnie, by Roshan przyjął swoje alter ego - Widmo działało wszak z ukrycia, pod osłoną nocy. Pół-elf wyłowił z torby pergamin i przysunął jedną z zalegających w zaułku beczek. Pióro zaczęło tańczyć po papierze, kierowane smukłymi palcami.

"Do Gaspara Jahangira

Przybędę do Dumatat za tydzień na zlecenie Konsorcjum. Mój agent w mieście wymaga pomocy w przygotowaniach na moje przybycie. Ufam, że zarówno ja, jak i Konsorcjum, możemy liczyć na Pańską współpracę i dobrą wolę.

Alshabah"

Roshan poczekał aż atrament wyschnie i spojrzał się na wyloty zaułka, upewniając się czy nikt go nie obserwuje. Palce zatańczyły nad pergaminem, a spomiędzy warg uleciał cichy zaśpiew zaklęcia, które miało zabezpieczyć wiadomość - ostrożności nigdy za wiele. Zadowolony, zwinął papier w rulon i przewiązał prostą wstążką, wciskając go do torby. Magia ponownie zatańczyła w zaułku, tym razem otulając iluzją samego Roshana. Zniknął gdzieś ciemnowłosy pół-elf, a na jego miejscu pojawił się brodaty człowiek z siwizną na głowie.

Shahib opuścił zaułek, kierując się w stronę gasparowej siedziby. Tam przyjęto brodatego agenta z lekką dozą nieufności, nikt jednak nie śmiał narażać się na potencjalne niezadowolenie ze strony legendarnego Widma.
Gościa zaprowadzono do niewielkiego pokoju bez okien, gdzie jedynym meblem był okrągły stół. W pomieszczeniu w krótkim czasie wprowadzono go w szczegóły bieżącej sytuacji jaka miała miejsce w Dumatat. Najważniejszą było oczywiście mające wkrótce nastąpić przybycie Wyroczni. O samych odwiedzinach nie można było opowiedzieć niczego szczególnego, gdyż ostatnie takie wydarzenie miało miejsce dwie dekady temu. Niemniej efektem tego było pojawienie się bardzo znacznej ilości podróżnych, a tym samym wzmożona aktywność straży miejskiej i najemników opłaconych wyjątkowo na tę okoliczność, a także zaostrzenie kar za przewinienia, byle tylko w większym stopniu zachować kontrolę wewnątrz murów miasta.
Aukcje niewolników będą pewnie cieszyły się wielkim powodzeniem, gdyż część możnych będzie zapewne chciała uzupełnić sługi, które nie przeżyły podróży przez pustynię.
Sama Wyrocznia ma podobno przyjmować chętnych, będąc w bezpiecznym schronieniu świątyni Tota. Sama wieszczka ma być chroniona osobistą gwardią jej współplemieńców, skądkolwiek pochodzą.


***



Alshabah działał pod osłoną nocy. Widmo przemykało wąskimi alejkami Nul Agbar, w interesach własnych i pracodawców, bezszelestnie usuwając niewygodnych osobników. Ale tutaj było Dumatat, któremu do makarydiańskiej stolicy było daleko, a i alshabahowe koneksje nie umywały się do tych stołecznych, lecz nadal coś znaczyły. Konsorcjum sięgało swoimi wpływami wszędzie, gdzie kręcił się interes, więc ciężko było się dziwić że było i tutaj. Była i Jedna Krew, organizacja rewolucjonistów walcząca z tyranią i zamordyzmem, w myśl idei „za wolność naszą i waszą”.

I to właśnie w Czcigodnym Bractwie Roshan pokładał nadzieje rozwiązania najnowszego problemu ekspedycji. Pół-elf nie był zadowolony z tej całej awantury, ale daleko było mu do Nadala, który przy ponownym spotkaniu wyglądał, jakby zaraz miał zacząć toczyć pianę z ust. Shahib jedynie wysłuchał uważnie jego relacji, zapytał się grzecznie o namiary na tercet - dobre sobie - „kupców” i zaraz ruszył w drugą stronę.

Dumatatański odłam Jednej Krwi nie należał do największych, lecz podobnie jak ten stołeczny krył się po kątach i wąskich alejkach, poza zasięgiem wzroku wszędobylskich władz. Roshan wiedział, dokąd zmierzać i przemykał ciemnymi alejami, skryty pod prostą iluzją ludzkiej kobiety i okutany płaszczem. Karczmę - zwaną tak szumnie i na wyrost - odnalazł bez trudu. Podobnie jak Jednookiego, przygodnego pasera i zagorzałego zwolennika wolności osobistej.

Jednooki nie należał do najprzyjemniejszych osób, ale zaraz spotulniał gdy usłyszał głos ulatujący spod iluzji i Roshan błysnął mu sygnetem przed nosem. Biały szafir, ściskany w żmijowym pysku - znak rozpoznawczy Alshabah. Paser wysłuchał poleceń Widma nader uważnie i nawet pozwolił sobie na uśmiech, gdy zapadła cisza.

- Muszą zniknąć, tak tak - zamruczał, drapiąc się po brodzie. - Bractwo im w tym pomoże.
- Żywi - warknął gardłowo Roshan. - Mają zniknąć z Dumatat, doprowadzić mnie do swych zwierzchników. Ma się obyć bez rozlewu krwi, rozumiemy się? Przypniecie im ogony, niech wiedzą że są obserwowani.
- I to ma ich wystraszyć z miasta?

Powinno. Roshan wszak zostawił w ich siedzibach wiadomości, które niejednemu zmroziłyby krew w żyłach. Prosty szkarłatny okrąg, symbol Jednej Krwi z nader dosadnym ostrzeżeniem. Bądź groźbą.

„Widmo nadchodzi.”

 

Ostatnio edytowane przez Aro : 30-09-2019 o 17:40.
Aro jest offline