Abdel słuchał słów sołtysa w milczeniu. Znał dobrze to wszystko o czym mówił z własnej autopsji. Niedalej jak wczoraj strażnicy zabrali mu cały zapas mleka, zabili dwie świnie i prawie wszystkie kury. Abdel będąc rozważnym zachował wtedy spokój i zimną krew nie dając ponieść się emocjom. Jednak teraz, gdy usłyszał o gwałcie na córce Brada i śmierci jego żony po prostu zaniemówił. Natychmiast przed oczyma stanęła mu jego własna żona i córka. Co prawda jego dziewczynka była jeszcze mała, ale dobrze rozumiał ból Brada jako ojca i męża. *Synthia, moja kochana córeczka; gdyby coś jej się stało...* - pomyślał Abdel i krew napłynęła mu do twarzy a palce zacisnęły się w pięść. Jednak szybko odpędził od siebie te myśli, wizja była nie do zniesienia. Popatrzył na zgromadzonych, a gdy zdał sobie sprawę z tego, że juz każdy wypowiedział swoją kwestię i wszyscy czekają tylko na niego, wstał i powiedział zwracając się w stronę Brada:
- Boleję nad Twoją stratą, sam mam żonę i córkę. Jednak usłyszałem tu dziś także głos rozsądku. Nie jesteśmy żołnierzami i wielu z nas nigdy nie trzymało w dłoni miecza. Dlatego musimy działać rozważnie, gdyż potem nie będzie odwrotu. - następnie zwrócił się do pozostałych:
- Wiedzcie jedno...jeśli zawiedziemy, zemsta żołnierzy spadnie na głowy naszych rodzin. - odczekał chwilę, jakby walcząc z myślami po czym spojrzał na sołtysa.
- Pomogę Ci, ale obyś miał dobry plan i wiedział co robisz.
Odetchnął głeboko i usiadł na swoje miejsce. |