Skarb w głębi jaskini! Gnimnyr od razu skojarzył wielką, bezdenną otchłań, do której dotarli wraz z Rusłanem, kiedy penetrowali korytarze siedziby alchemika. Wtedy zawrócili, nie mając technicznych możliwości sprawdzenia co znajduje się pod górami. Czyli coś tam było! Krasnolud poczuł euforię, która chwilę później przerodziła się w niepokój. Choroba… Czy chodziło o mutację, czy o przyczynę śmierci Putinova, tego Gnimnyr nie wiedział. Ale wiedział, że Góry Szaleństwa z pewnością i w tej materii szykują jakieś komplikacje.
Alyana… Alyana… Kim ona była? Jakaś dziewka tutejsza. Gnimnyr nie kojarzył imienia. Ale w końcu dotarło do niego, że chodzi o młódkę na naukach u starej znachorki. Trzeba było do niej iść z notatnikiem. Teraz tylko ona mogła pomóc w sprawie alchemika. Wychodząc tyłem z jurty, chwycił Yarislava za rękaw. – Idziemy do tej dziewki – szepnął.
- Wylazło. Niby co? Tłum czarnookich barbarzyńców? A może widmo alchemika, co łańcuchami dzwoni i pod prześcieradłem głowę chowa, a? – Gnimnyr zbył Yarislava, choć do końca nie był pewien co myśleć. Te wszystkie fragmenty układanki mogły w pewien sposób się zazębiać. Mieć wpływ na siebie. – Zagadasz do tej Alyany. Musimy wiedzieć co napisał Putinov, jasne?