| Namiot Matki Olgi nie był zbyt duży. Skóry obciągnięte na szkielecie z giętkich gałęzi ozdobione były magicznymi symbolami. Po odchyleniu jednej z nich weszli do ciepłego, zadymionego lekko wnętrza. Z pałąków namiotu zwisały pęki suszonych ziół i niepokojąca ilość resztek martwych zwierząt – futerka szczurów i wiewiórek, skrzydła kruków, naszyjniki z zębami i pazurami niewiadomego pochodzenia. Wiedźma mieszała chochlą w kotle wiszącym nad małym ogniskiem. Alyana, nie wiedzieć jakim cudem, bo namiot był okrągły, siedziała w kącie i cerowała grubą skarpetę, przetartą na pięcie. - O, karzeł i jak zawsze dwóch pomocników przy nim. Przypominacie mi mojego pierwszego oblubieńca, a przynajmniej niektóre jego części – zarechotała starucha, a to upodobniło ją jeszcze bardziej do wielkiej ropuchy. Sięgnęła do skrzyni leżącej na ziemi, wyjęła drewnianą buteleczkę z korkiem, wysypała z niej jakiś zielonkawy proszek do warzonego płynu. – Jak wasza wyprawa, znaleźliście to, czego szukaliście? Zdziwiłabym się, gdyby wam się udało, tam tylko obłęd, a nie szczęście. Nic to jednak, z czym przychodzicie do mnie?
Gdy przekazali jej prośbę atamana, wskazała paluchem na pomocnicę, nie przestają mieszać w garze. - Tam jest, niech czyta. Matołek z niej, ale składać te literki potrafi. – Blondynka w międzyczasie odebrała notatnik, spojrzenia rzucane przez nią zza zasłony długich rzęs mogły roztopić serce każdego mężczyzny. Wiedźma znowu zarechotała. – Dobra jest, he, he, nawet magii do tego nie potrzebuje. Nie uśmiechaj się wywłoko, za parę lat z twojej urody zostanie to – tym razem stara Olga pokazała na swoje ciało, pokręcone, pomarszczone i obwisłe.
Alyana wzięła się do czytania, od czasu do czasu spoglądając na kogoś z nich przeszywającym spojrzeniem swoim błękitnych oczy. Wiedźma tymczasem zakończyła gotowanie wywaru, ze skrzyni wyciągnęła tym razem drewnianą miskę i wlała do niej z pół chochli.
- Ktoś chce spróbować? No nie bójcie się, nie zamienię was w myszy, to zupa z rzepy. * * *
Alyana czytała znacznie sprawniej, niż ataman Gornov. Była też od niego znacznie ładniejsza. Delikatny uśmieszek na twarzy mógł bez problemy wywołać bójkę między dwoma mężczyznami, a może nawet i pomniejszą wojnę. - O czarnych oczach jest tylko jeden fragment. – Głos miała słodki, jak całą resztę. – O, tu. „Znów widziałem jednego z nich, obserwował mnie z daleka. Zdaje się, że nie mają problemu ze wzrokiem, pomimo tych czarnych oczu. Tak jak inni, nie wykazywał żadnych agresywnych odruchów, ale gdy ruszyłem w jego stronę, odszedł szybko, choć wyraźnie pociągał jedną nogą. Coś w Goromadnych zmienia ich oczy, może to samo, co mnie.” - Te zapisy w kislevickim języku to jakby jego pamiętnik, jakieś prywatne notatki. Mało ciekawych rzeczy i nie ma tu nic o gigantach czy jaskiniach, tylko tu na końcu. „Umieram. Boli mnie w środku, pewnie zmiany zaczęły się właśnie tam. Żal. Tyle jeszcze rzeczy do odkrycia. I mój skarb, największy na świecie. Nie mam już sił zejść do jaskiń, zobaczyć ten cud po raz ostatni.”
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |