Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2019, 19:30   #34
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Gdy wreszcie nastał wieczór Farshid wraz Yasumrae po odświeżeniu się i przebraniu w czyste odzienie, wraz z Kusedem i Ramadem wybrali się wspólnie na spacer przez oświetlone uliczki Dumatat. Prosząc o wybaczenie, Sadib odmówił towarzyszeniu im. Mężczyzna każdego dnia wydawał się być w coraz gorszym stanie psychicznym od czasu ataku roc’a. Miasteczko widocznie już rozpoczęło świętować mające nastąpić na dniach przybycie wyroczni, gdyż budynki rozświetlone były kolorowymi lampionami, a z pobliskich karczm dochodziły radosne okrzyki i przyśpiewki. Ku zdziwieniu i być może lekkiemu rozczarowaniu szlachcica nikt nie czynił prób napadnięcia ich, lub choćby nawet zaczepienia czwórki.

- Wreszcie! Już mnie tyłek boli od tego gada na którym muszę siedzieć w skwarze. - Kocica wyrwała nieco do przodu, wywijając ogonem i przechadzając się od kramu do kramu i oglądając błyskotki.
Czułe nozdrza tabaxi wypełniły się zapachem owocowo-kwiatowych perfum, szafranu, pieprzu i cytrusów. Jej uwagę przykuło jedno z niedalekich stoisk, gdzie sprzedawca prezentował swoje kolorowe drewniane marionetki na drucikach. Zabawki tańczyły radośnie jak żywe w sprawnych rękach marionetkarza, wywołując piski radości wśród dzieci a u kocicy delikatnie pobudzając drapieżne instynkty.

[media]http://i.imgur.com/HZpUlSi.jpg[/media]

- Kused, Ramad, co z tym Sadibem? - Zapytała się mężczyzn bardziej jako dodatek do obserwacji kramów czemu poświęcała większość swojej uwagi.

- Szanowna kapłanka wybaczy, ale omal nie zeżarł nas wielki ptak. Do tego podobno jego o mało co nie połknął mackowaty gad. Nie każdy jest w stanie się po czymś takim tak łatwo pozbierać - odpowiedział chyląc czoło Ramad.

- To prawda, ale przecież nie jesteśmy pierwszą wyprawą skierowaną w tym celu.. wszystkie inne poległy. Szansa na to że wszyscy zginiemy z, czy bez mojej pomocy jest bardzo duża i nie wiem czego innego ktoś mógł się spodziewać? Sądziłam że skoro już wyruszamy w tak małym zespole to chociaż przysłano nam zdeterminowanych twardzieli, nie bojących się igrać ze śmiercią. Prawdziwe zło dopiero przed nami, kto będzie się mazał - umrze. - odpowiedziała dość beznamiętnie, a potem jakby zamyśliła się.

- Wybacz jeśli cię zawiedliśmy Pani - żołnierz ponownie schylił głowę - Nic nam jednak nie powiedziano o tym, jak to określiłaś, “prawdziwym złu”. Jesteśmy tu by chronić was w podróży przez pustynię. Nie byliśmy przygotowani na atak boskich sług.

- Nie zawiedliście, ale musicie być twardzi i jak to mówią mieć jaja ze stali, jeśli chcecie wrócić żywi i nacieszyć się prostymi przyjemnościami na które zapewne będzie nas wszystkich wtedy stać już do końca żywota. Wspierajcie się nawzajem. Porozmawiajcie z Sadibem. - odparła miękkim głosem kocica.

Kiya pognała czym prędzej do stoiska po lewej, wsadziła palec w usta, wyciągnęła i pacnęła nim w grudkę startej ostrej papryki tylko po to by cofnąć do ust i posmakować przyprawy. Kocia twarz wykrzywiła się od palącego uczucia które zaczęło wędrować przez jej podniebienie. Fuknęła i poczuła że oczy zaczynają jej łzawić, bo była tak ostra. Co gorsza teraz zaczęło palić ją całe gardło i zamiast słabnąć, żar palący kubki smakowe narastał. Do tego stopnia, że zawstydzona kapłanka odwróciła twarz na bok, wyciągnęła ten swój szorstki język i zdesperowana próbowała ściągnąć z niego paprykowy pył jakby doiła wymiona. Sięgnęła po bukłak i zalała usta czystą wodą, oblewając obficie jęzor. Odetchnęła z ulgą gdy “pożar został ugaszony”.

- Na Bastet! Tym można by powalić smoka! - rzekła markotnie i zakręciła wąsikami obrzucając przyprawę krytycznym wzrokiem. Szybko jej uwagę odwróciło inne stoisko i czmychnęła jak kuna w jego stronę. Zbliżyła się by zobaczyć jakie perfumy można kupić i niuchnęła noskiem upewniwszy się że piękne owocowo kwiatowe zapachy pochodziły właśnie stąd.

- Ile za te cudeńka? - Zapytała zaciekawiona wyraźnie ofertą.
Brodaty handlarz odziany w kolorowy strój, z uśmiechem nachylił się w stronę tabaxi.

-Aaahhh, widzę że piękna Pani ma świetny gust. Sam skomponowałem ten zapach. Jak dla Pani sześć sztuk złota. Perfumami można się smarować, odświeżać odzienie. Żaden mężczyzna się temu nie oprze. Do tego u mnie gwarancja, że zapach będzie się długo utrzymywać. Hali nigdy nie dodaje alkoholu. Tylko ekstrakty z prawdziwych kwiatów. - ciągnął się nieskończony potok słów.

-[i] Żaden się nie oprze? To znaczy że jeśli się nimi tutaj wypachnię, dostanę drugą buteleczkę gratis..? [i] - zrobiła krótką przerwę. -[i]Ile się utrzymuje zapach? Czy są bezpieczne dla futra? I które by mi pan polecał? [i] - Zapytała żywo i prawie przysiadła się na stragan, tak swobodnie się poczuła.

- Jak dla pięknej Pani dwa flakoniki za dziesięć sztuk złota. O Pani cudne futro nie ma się co martwić. Perfumy go nie skleją. Dla kobiety o pani czarze i tajemniczości... - mężczyzna skrzyżowawszy ręce przyjął poważną minę, ewidentnie udając zamyślenie - polecam ten zapach. Jaśmin z konwalią z dodatkiem mandarynki i mięty.

Farshid kroczył za rozemocjonowaną kocicą ze spokojem nawet jeśli jej zachowanie zwracało uwagę to właśnie tego oczekiwał. Czujnie obserwował otoczenie gotów w razie czego odeprzeć atak przytłaczająca siłą ognia. Kapłanka mogła się zachowywać jak podlotek ale wiedział że w razie czego zadba o siebie a wręcz się może przydać nieco więcej wątpliwości budzili żołdacy ale dla nich zadania miał proste - w razie czego mieli kupować czas potrzebny mu na rozwinięcie pełni możliwości. Jeśli to właśnie w tej mieścinie miała się objawić wieszczka dobrze by było mieć do pomocy lokalny półświatek. Zatem z dłońmi splecionymi na plecach skrytymi w rękawach szaty przechadzał się niczym właściciel egzotycznego zwierzątka wyprowadzonego na spacer. Nic jednak nie zdradzało, by ktoś miał na nich oko, bądź też źle im życzył. Noc trwała, a wraz z nią festiwalowa atmosfera.

- Biorę! I ten drugi, polecony. - Tabaxi sięgnęła do sakiewki i wypłaciła tyle monet na ile się umówiła, nie mając ochoty na targowanie się. Podziękowała i zaraz popędziła z powrotem do Farshida, tak żywiołowo że prawie na niego wpadła. Ulała kropelkę perfum na wieczko i podstawiła czarownikowi zaraz pod nos by powąchał.
- Patrz co kupiłam! Podobają Ci się? - zamarła tak, oparta o niego jedną dłonią i patrzyła w oczy oczekując reakcji.

Czarnoksiężnik spojżał na rozemocjonowaną kocicę z lekkim rozbawieniem i pociągnął nosem.

- Ujdą.

Choć po błysku w spojrzeniu można było zrozumieć że ma na myśli więcej i lepiej ale cynizm mu nie pozwala.

- Intryguje mnie natomiast co innego. Czemu w stolicy gdzie nawet mój własny dom mógł zaproponować towary z dużo wyższej półki nie wariowałaś tak na targowiskach a tu… na prowincji nagle wychodzi z ciebie rozradowany kociak?

- A skąd ty możesz wiedzieć co robiłam na targowiskach..? Musiałbyś mnie śledzić.. - Tabaxi schowała flakonik i uśmiechnęła się po czym wyciągnęła palec i nacisnęła pazurkiem na klatę czarownika. - A tego chyba nie robiłeś? Mam dobry nastrój po uczcie i kąpieli.. Ty za to wyglądasz jakby Cię coś trapiło.

Wzrokiem dalej czujnie omiatał otoczenie. Jeśli nie trafi się ktoś wystarczająco zdesperowany będzie musiał sam wykazać inicjatywę i zaatakować. Dwóch niepewnych zbrojnych i kapłanka… wzrok Farshida wrócił do paplającej w najlepsze o zapachach kapłanki. Ona nie musiała być skupiona mogła się dalej bawić wystarczy że on pozostanie napięty niczym cięciwa łuku gotowa wypuścić zabójczą strzałę. Bezwiednie wyciągną dłoń i znienacka pogłaskał Tabaxi po szyi przyciągając ją do siebie. “Strzałę” o futrzastych lotkach. Kiedy oparli się o siebie czołami rzekł.

- Kiedy powiem zabij, zrób to ale czy możesz działać najbrutalniej jak kiedykolwiek wy kotoludzie walczyliście? Mówię o przegryzaniu gardeł i wyrywaniu serc. Masz to w sobie Yasumrae?

Zakłopotana przyjemnym dotykiem jego dłoni, przymrużyła powieki, ale też bardziej niż na samym czarowniku, skupiła się na ludziach dookoła. Rozejrzała się, sprawdzając czy może zauważyli ten drobny gest, ale nim zdążyła się przekonać on przyciągnął ją do siebie bardzo blisko. Kocie łapki naprężyły się łapiąc równowagę w czym pomogła sobie też ogonem. W pierwszej chwili zastygła, myśląc że ją pocałuje i nie wiedziała czy powinna spanikować, czy się poddać. Powietrze zrobiło się między nimi dość elektryczne od emocji, a Farshid zaskoczył ją ponownie słowami zupełnie innymi niż te których się spodziewała. Odsunęła lekko twarz, patrząc wyraźnie zaskoczona i oniemiała jakby ktoś wybudził ją ze snu. Rozchyliła usta chcąc coś powiedzieć, ale na początku nie znalazła słów. Dopiero gdy zatrzepotała kilka razy rzęsami, w końcu otrząsnęła się.

- O czym ty do cholery mówisz…?

- Na początek o tym jak bardzo potrafisz zastraszyć naszych potencjalnych przeciwników. Numer Orryna z małpą był niezły ale w starciu z kierowanym instynktem głodnym potworem aspekt przerażenia nie grał takiej roli ale tutaj.

Rozłożył ramiona by zarysować ogół miasta i jego mniej lub bardziej praworządnych mieszkańców.

-[i] Tutaj pomyśl o strachu jako bezkrwawym załatwianiu spraw. Normalnie musielibyśmy zabić z pięciu by reszta poszła po rozum do głowy i zaczęła prosić o litość. Gdyby im jednak urwać głowy to jak strasznie by to nie brzmiało wystarczyło by pozbawić życia dwóch. Ratowanie żyć nawet tak marnych jak rzezimieszków to powinno przemawiać do kapłanki...[i]

- Jestem cywilizowaną tabaxi, a nie twoją bestią na smyczy. Nie przyszliśmy tu też robić komukolwiek krzywdy, a w swoich niezrozumiałych kalkulacjach zapomniałeś pomyśleć o tym jaki wpływ by coś takiego miało na mnie. Nie po to studiowałam waszą cywilizację przez tyle czasu by wszystko to zrujnować. Tak samo jak swoją reputację i kościoła Bastet. Na dodatek powiem Ci że gdzieś mam ratowanie żyć twoich rzezimieszków, gdzieś mam wasze ludzkie prawa, a komu pomogę zależy tylko od mojego prywatnego kaprysu.

Fuknęła przez nos i szarpnęła się na tyle by wyswobodzić z jego objęć, odwrócić plecami i kontynuować zwiedzanie targu ze zirytowaną miną.
Podły uśmieszek pokazał się na chwile na obliczu szlachcica. Więcej ofiar mu nie przeszkadzało a od rzezimieszków łatwo będzie przejść na więcej i więcej aż w końcu kapłanka przejrzy na oczy i dostrzeże że nie ma niewinnych. Wtedy jej “poznawanie naszej cywilizacji” się zakończy z powodzeniem ale na razie. Gestem przywołał do siebie jednego z żołnierzy.

- Kapitan wydał wam jakieś polecenia co do jakiegoś miejsca z którego mamy działać w tej mieścinie? Jak stoimy z tutejszymi? Kapitan ze stolicy może wydawać rozkazy miejscowej straży?
Ramad spojrzał za siebie na swojego towarzysza z miną wyrażającą zakłopotanie. Widocznie znacznie swobodniej czuli się w rozmowie z kapłanką.

- Eeee, wybacz Jaśnie Panie, lecz wiemy tak naprawdę niewiele więcej niż ty. Naszym celem jest zasięgnięcie mądrości tutejszej tajemniczej wieszczki. Jeśli chodzi zaś o autorytet jaki Nadal… znaczy się kapitan El-Madani ma w tym mieście, to pewnie wiele zależeć będzie od tutejszej władzy. Wątpię jednak, by chcieliby oni sprzeciwić się rozkazom wydanym przez jednego z wezyrów.

Grupka spędziła jeszcze parę godzin spokojnie przechadzając się po ulicach miasta nie niepokojeni przez nikogo. Wreszcie skierowali się z powrotem w stronę swych kwater.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline