Dziad i świątynia:
Dziad nie był zbyt rozmowny, a nawet alkohol nie urozmaicił jego repertuaru słów. Szalony, śmierdzący, stary pierdziel do takich wniosków doszedł Jacek po rozmowie. Problem w tym, że ogłosił go wieszczem nawiedzonym przez Morra, więc nie może się go pozbyć tym bardziej iż wszyscy widzieli jak Dydus go zabierał do siebie. Myśląc co z nim zrobić wpadł na pomysł. Zabrał go do celi modlitewnej w jakiej mieszkali niekiedy pielgrzymi, którzy przybywali tu prosić Pana Morra o odpuszczenie grzechów ich zmarłych bliskich.
Gdy dotarli na miejsce Jacek rzekł do swego gościa.
-Patrz ty klękasz, składasz dłonie tak i modlisz się. Rób tak i nie wychodź stąd moja siostra będzie ci jadło i picie przynosić.- przy okazji przemontował jak to się robi, by dziad na pewno zrozumiał. Gdy tak klęczał do głowy mu przyszło iż tyle czasu się tytułuje tym "wybrańcem" czas apokaliptyczny, a wiadomo "jak trwoga to do boga"
- Morze panie mój no wiem, że no...no, że specjalnie to ośmieszyłem Cie czy coś, ale przepraszam i przykro mi no i żałuje bardzo. No ale jak tak udawałem tego Twego wybrańca to pomagałem ludziom i starałem się zła nie czynić, więc nie wiem mógłbyś tak dać znak, albo abym wyśnił coś co mam zrobić? Obiecuje, że oddam wszystko co mam na Twój kościół.- tak przebiegała chyba pierwsza w życiu rozmowa Wybrańca ze swym bogiem. Jeśli uznać modlitwę i to że gadał tylko Jacek za rozmowę.
P.S. Formalnie wszystko co ma Dydus należy do kościoła, więc nawet jak spełni obietnicę to stratny nie będzie.
Prośby PP:
Jak na świętego przystało wysłuchał ich po czym posłał połowę drugiej grupy by demontowali co się da przed murami i brali je na barykady do portu, a co się zabrać nie dało to spalić.
Wcześniejsze plany Jacka nadal są możliwe. Trybuny i szatnie i tak były zbutwiałe, rozpadały się to szkoda ich nie jest. Najważniejszy przetrwa płomienie. Wymalowany kontur boiska i odznaczone liniami strefy na boisku są najważniejsze by móc grać.