Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2019, 23:01   #77
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Plan Mistrza Tymona był dobry, racjonalny i miał wszelkie szanse powodzenia. Gdyby tylko do głosu nie doszła natura ludzka... Ale nie uprzedzajmy faktów. Może tylko wspomnijmy, że Berg dowiedział się, że to na niego wskazują ludzie jako na "starostę" - bo żaden z ocalałych wójtów nie będzie się słuchał innego, a mieszkańcy Dolnej Koziej Wolki nie będą słuchać nikogo z Górnej i odwrotnie. Analogicznie z innymi wioskami.
I tylko posępny olbrzym wzbudzał respekt i strach we wszystkich. I nawet podobno więcej słuchał jak gadał.

A teraz... Wyobraźcie sobie człowieka. Ma dom, ma samochód... Wróć! Ma dom, ma pole, ma męża, żonę, rodziców, dzieci, czasem nawet krowę albo psa. Kto wie, może nawet ma marzenia (ot, na przykład, że w tym roku się w końcu naje na święta czegoś innego niż kasza z kaszą). Wyobraźcie sobie, że nagle stwory z jego najgorszych koszmarów wylazły z cmentarza, zeżarły tę krowę, męża, żonę, dzieci czy rodziców. Że stracił dom, pole, środki do życia, nadzieje i marzenia. Że ledwo ocalił życie. Że cudem uciekł. Że w końcu, po kilku dniach bez snu i jedzenia trafił do miasta... gdzie najpierw rozdzielono go/ją od innych ocalałych członków jego rodziny, obito, opluto, nakazano stłoczyć się w jakichś obskurnych starych budach nienadających się nawet na magazyn albo zagoniono do ciężkiej fizycznej pracy. Bez jedzenia, bez odpoczynku, bez zapłaty...
Wyobraziliście sobie? No, to już wiecie dlaczego Pani Jagoda straciła swoich ludzi (poza tym opowiadającym wyuczone bajki kapłance Myrmydii) w burdach i zamieszkach, które wybuchły w kilku miejscach miasta. Ale o ile dostaną pomoc medyczną powinni gdzieś za pięć, sześć dni do siebie dojść. Wyróżniali się bowiem wśród starców, rannych i kalek (którym, nawiasem mówiąc, nie zaoferowano żadnej pomocy medycznej, a jedynie zamiatanie ulic), których własnym przykładem zachęcali do pójścia do magazynów, jak i wśród samodzielnej wczesnonastoletniej młodzieży, zachęcanej dopiero co do rozbierania budynków poza murami, która, jak to młodzież, uznała że po cholerę ciężko robić jak można sfajczyć to w cholerę i mieć spokój. Paliły się na przykład stare magazyny, paliło się za murami, wszędzie było pełno dymu, słychać było krzyki, płacz i zgrzytanie zębów...
Przynajmniej kobiety ciężarne i najmniejsza dziatwa (tzw. "grupa druga"), ukryte przez śp. św. Jacka w Domu Morra były bezpieczne i nie sprawiały żadnych kłopotów. Dziad bełkotał coś po swojemu, co jakiś czas wystawiał oskarżycielsko paluch w kierunku Dydusa krzycząc "fałszywy, fałszywy", ale w sumie też większych kłopotów nie sprawiał, póki mógł sobie mamrotać. Nawet modlitwa nie sprawiła Jackowi kłopotów. W końcu czymże innym jest modlitwa, jeśli nie zwykłą jednokierunkową rozmową z dalekim bytem? Problemem było natomiast to, że ta akurat rozmowa okazała się być trochę mniej jednokierunkowa niż by sobie tego Jacek życzył.
- Pracowałem już z gorszym materiałem na świętego - rozległ się głos w biednej Jackowej głowie. Wielki czarny kruk, który pojawił się w świątyni nie wiadomo kiedy łypał na Dydusa okiem, a potem usiadł mu na ramieniu.
- To znak, znak! - rozległo się zewsząd. No, prawie zewsząd. Dziadyga też pojawił się nie wiadomo kiedy (ale za to wiadomo skąd - z celi "klasztornej") i mamrotał znane już "fałszywy, fałszywy".

Wracając do tego, co działo się w mieście.
Sytuację załagodziły, nie uwierzycie - sprawne działania Straży Miejskiej, której "kadrze dowódczej" ktoś najwyraźniej dał do zrozumienia, że coś jest jednak nie tak. A że tym kimś był Mistrz Małodobry...
Pożary ugaszono (przynajmniej te w mieście, te poza murami dalej radośnie szalały rozświetlając wieczór), głodnych nakarmiono po otwarciu miejskich spichrzy (co z kolei rozjuszyło mieszczan, podobnie jak wydawania broni uchodźcom zamiast im), a zapadający wieczór powoli wygaszał również burdy. Możliwe że częściowo dlatego, że dzwony, które już przestawały bić z powodu pożarów zaczęły bić ponownie, a od murów dobiegł dźwięk rogu.

Wśród dymu i chaosu, wśród krzyków i płaczu, wśród mieszczan i uchodźców, wśród BNów i BGów... powoli do wszystkich docierało, że apokalipsa nadeszła.
Nieumarli zbliżali się do miasta.

- Szlag by to - skomentował Krasnolud, który zapalił się był do pomysłu zagrania meczu Bloodbowlowego, a teraz zauważył, że mecz ten się jednak ciut opóźni.

Szlachcic tymczasem zebrał swoją Drużynę i zaprosił Radę by podzielić się swoim planem taktycznym:

- Od tej strony z której nadchodzą: po lewej na murach będą uchodźcy i Wy, Mistrzu Berg. Pomoże Wam Czarodziej - pokazał na nijakiego mężczyznę, który bardzo starał się wyglądać, jakby go tutaj nie było, a nawet jeśli, to tak jakby z resztą bandy absolutnie nic go nie łączyło.
- Po prawej - cechy pod dowództwem Mistrza Tymona. I Łowca Nagród.
Straż Miejska na środku, na bramie, by rozdzielać ich w razie potrzeby. I Krasnolud.
Medyk zajmie się lazaretem. Ja zostanę w Kwaterze Głównej u Pani Jagody, Bard będzie posłańcem, a Wojownik nas ochraniał.
A Zwiadowca, Kapłanka Myrmydii i Wy, Święty, zakradniecie się w czasie bitwy za mury i zabijecie nekromantę.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 09-10-2019 o 21:36.
hen_cerbin jest offline