Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2019, 23:34   #10
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 5 2053.IV.06 nd, popołudnie, NYC, Bronx

Czas: 2053.IV.06 nd, popołudnie
Miejsce: Nowy Jork, Bronx , Yankee Stadium
Warunki: nieprzyjemnie, opuszczona ulica, mokro, półmrok, burza


Wydawało się, że pogoda dała dzisiaj czadu. Nawet jak na to mokre, ponure i wiecznie zamglone miasto. Opad śniegu się skończył ledwo z Kanmi wyjechali z “Fugu”. Ale tylko dlatego, że zaczęła się burza. No i dalej trwała. Zrobiło się ciemno jak w nocy a w miasto trafiały grzmoty i błyskawice. Przy takiej niepogodzie przejechali przez północny Zachodni Pas. Minęli okolice Toxic Theatre gdzie ostatniego wieczoru Amanda bawiła się z Masonem, kawałek dalej przejechali obok Columbia University gdzie ponoć pracowały najtęższe umysły na usługach pana prezydenta. A Land Rover wyczesanego blondyna jechał dalej. Raz musieli się zatrzymać gdy trafili na wojskowy outpost gdzie sprawdzano dokumenty. Chociaż jak na taką kontrolę to poszło im dość szybko. Pewnie i wojakom nie chciało się wyłazić z budki i kontrolowali tylko papiery, świecili latarkami po twarzach i jak nic im się nie uwidziało, że ktoś im nie pasuje to kazali jechać dalej. Na szczęście dla dwójki z terenówki ani u nich ani u nikogo z wozów przed nimi niczego ani nikogo wojacy się nie czepnęli więc poszło dość szybko.

- Umówiłem się z nim na Yankee Stadium. - powiedział Kanmi gdy wycieraczki równie miarowo szumiały o szybę jak krople burzy o nią stukały. Pojedynek tych dwóch sił wydawał się dość wyrównany. Kropel rozbijających się o szybę było zdecydowanie więcej i spadały non stop. Ale każda z wycieraczek miała o wiele większą powierzchnię i wycierała spory pas szyby przecierając obraz. Decydujące okazywało się tempo pracy wycieraczek i opadania kropel. A te wydawało się dość wyrównane nie dając wyraźnej przewagi żadnej z tych sił. Więc dlatego terenówka jechała dość wolno a blondyn pochylał się ku szybie i mrużył oczy próbując coś dojrzeć przez niezbyt wyraźny obraz.

No i rzeczywiście minęli ostatnie ulice Zachodniego Pasa i skierowali się na jeden z ocalałych mostów na Cieśninie Harlemskiej. Symboliczną granicę pomiędzy jeszcze względnie cywilizowanym Harlemem należącym chociaż nominalnie do Zachodniego Pasa z zrujnowanym Bronxem. No właśnie… Bronx…

Amanda nie była pewna czym Bronx oberwał ale jak chyba wszyscy mieszkańcy Nowego Jorku, wiedziała, że oberwał i to mocno. Tak mocno, że siła uderzenia zmiotła większość wyższych budynków, jakby atomowy topór ściął wątłe witki ludzkich budynków. Dlatego w miarę całe zostały tylko te najniższe kondygnacje i to też tylko na obrzeżach Bronxu. Jak właśnie Yankee Stadium który chociaż z grubsza był jeszcze rozpoznawalny dzięki swojemu wielkiemu i charakterystycznemu kształtowi. Podobno tam w centrum albo na północy Bronxu to ział olbrzymi krater po tym uderzeniu. I wszystko to było napromieniowane nadal. Jak głosił uliczny żarcik w Bronxie nie mogło przetrwać nic większego od szczura czy karalucha. No ale ten dawny stadion był na południowych krańcach Bronxu, tuż za kanałem harlemskim więc no jeszcze trochę jakby ten w miarę cywilizowany Harlem. Tylko taki dziki, bezludny i opustoszały. Już kilka ulic przed cieśniną nie widać było innych przechodniów i samochodów. No ale to może przez tą burzę.

- Są. - Kanmi wskazał głową przed maskę chociaż w świetle reflektorów Amanda też dojrzała zaparkowany samochód. Na tym pustkowiu rzucał się w oczy jak samotny demonstrant przed Stalowym Domem. No ale dzięki słowom partnera brunetka wiedziała, że to ci z jakimi się umówili a nie jakaś przypadkowa ekipa. W świetle reflektorów widać było jakąś furgonetkę zaparkowaną w bramie dawnego stadionu. Dzięki czemu można było się tam schronić przed burzą jak w jakimś tunelu. Było na tyle dużo miejsca, że Kanmi też zaparkował tam terenówkę.

- Cześć Eli. - blondyn przywitał się z facetem w zimowej kurtce i czarnej, wełnianej czapce na głowie. Był dość masywny bo przy podobnym wzroście co partner Amandy wydawał się dużo masywniejszy. Albo na odwrót, przy nim Kanmi wydawał się drobny i szczupły. W świetle reflektorów które oświetlały tunel widać było, że facet ma dość szczeciniasty zarost i jest w średnim wieku. Towarzyszyło mu dwóch ludzi ze strzelbami. Ci jednak nie wtrącali się do rozmowy więc było widać, że są podwładnymi szefa.

- Cześć Kan. - facet uściskał blondyna “na misia” i rzeczywiście miał twardy, rosyjski akcent. Aż wręcz stereotypowo rosyjski. Zupełnie jak na filmach to pokazywano.

- To jest Amanda, moja partnerka. Ta o której ci mówiłem. - blondyn wskazał na Amandę gdy przyszła kolej się przywitać. Kalasnikov czy Kolesnikov przyjrzał jej się z zaciekawieniem obrzucając ją badawczym spojrzeniem od góry do dołu jakby sprawdzał możliwości nowego pracownika.

- Witam piękną panią, Kan nie mówił, że ta koleżanka to taka ślicznotka. - Elia wyciągnął dłoń aby się przywitać z Amandą i niespodziewanie ją pocałował zupełnie jak jakiś amant z dawnych filmów. Chociaż aparycją to pasował raczej do jakiegoś mafioza albo spasionego kapitalisty.

No ale po tych grzecznościach i zapoznaniu się przyszedł czas na interesy. - To tam. - Elia wskazał na kupę gruzów w głębi ulicy. Kiedyś pewnie biegła ona pomiędzy dwoma wielo piętrowymi kamienicami. Teraz pozostało z nich kilka pięter a reszta leżała właśnie na tej ulicy. Niby nie było tak daleko. Kilkaset metrów. Ale na pewno nic by tam nie wjechało i trzeba by się przedzierać się przez te gruzowisko. Przynajmniej powierzchnią. No ale powierzchnią podobno się nie dało tamtędy dostać do owego Walmartu.





- A tam jest ten właz z którego korzystał tamten koleś co odnalazł przejście. - Elia wskazał na jeden z włazów w ulicy który niczym nie wyróżniał się na tle płynących strumieniami śmieci. No miało sens. Wydawało się, że to najbliższy wolny od gruzu właz do tego zawalonego centrum. Niby kilka przecznic pod ziemią, kilkaset metrów. Ale nikt nie wiedział czego się tam spodziewać. Może poza wodą. Bo jak tak dzisiaj lało od rana to wody na pewno tam na dole było pełno.

- No to tak. Tak jak mówiłem Kanowi. Chcę abyś znalazła przejście do tego centrum i wróciła tutaj aby mi powiedzieć. Mapę zrób jeśli dasz radę. W każdym razie chcę trafić do tego gamblowiska. W zamian możesz wynieść ze sobą co tylko dasz radę. Dam ci jednego człowieka to ci pomoże. - Elia mówił tym swoim twardym, rosyjskim akcentem gdy widocznie chciał się upewnić, że Amanda akceptuje warunki umowy. Wskazał na jednego z tych dryblasów ze strzelbą jaki widocznie miał iść razem z nią. I który pewnie miał też potwierdzić szefowi znalezisko no i trasę. No to teraz Elia czekał co na to wszystko powie Amanda która była dość kluczowa w całej tej podziemnej operacji.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline