Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2019, 14:47   #3
BigPoppa
 
BigPoppa's Avatar
 
Reputacja: 1 BigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputację
Neo Miami, dzielnica Boca Raton, 15 kwietnia 2033, 3:10


Biała Toyota Sedna 2021, posiadająca charakterystyczny zielony pasek biegnący przez całą długość karoserii, na środku którego widniał literowy skrót NMPD, zajechała pod jeden z domów. Nie wyróżniał się kompletnie czymkolwiek na tle innych domków z prefabrykatów - niemal identyczny styl budowy, biały kolor, prosty dach. Dom jakich wiele. Boca Raton było dawniej miastem, równie zadbanym i pięknym jak reszta w aglomeracji Miami. Po akcie scalenia w 2021 roku, Neo Miami wprowadziło szereg zmian. Zarówno tych dobrych, jak i złych. Miasta, obecnie dzielnice, na północy stawały się niemal enklawami mniejszości etnicznych. Nie inaczej było w Boca Raton, choć nie można było wyszczególnić narodowość czy mniejszość etniczną, która ilością mieszkańców dominowałaby w owej dzielnicy. Wybuchowa mieszanka.

Officer Martinez doskonale zdawał sobie z tego sprawy - pochodził z takiej dzielnicy, z podobnego megamiasta, choć w całkowicie innym stanie. Jego partner, czarnoskóry Second Officer Howell, oświetlił front domu dużym reflektorem, który zamocowany był na boku drzwi, przy lusterku. Urządzeniu było skonstruowane tak, by operator mógł dowolnie ustawić długość strumienia światła, jego szerokość oraz intensywność. Przydatna rzeczy, przy patrolowaniu zaułków.
Snop światła omiótł milczący budynek, zaglądają w okna. W środku panowała nienaturalna cisza, zero aktywności. Właśnie to było powodem wezwania.
Martinez wyłączył silnik, ale pozostawił aktywne wszystkie moduły. Zapalił bomby, rozświetlając senną okolicę serią niebieskich błysków. Zapewne ktoś z mieszkańców wstanie, wiedziony dziwnymi snopami elektronów tańczących za oknami jego domu i spostrzeże radiowóz.
- 15B9, jesteśmy na miejscu.
- Przyjęłam 15B9, czy widzicie cokolwiek nienormalnego?
Martinez spojrzał się na swojego partnera. Howell, rosły mężczyzna o krótko przystrzyżonych włosach, nie był rekrutem z ulicy czy akademii policyjnej. Swoją przeszłość zostawił w US Armed Forces, konkretniej w Marines. Lance Corporal, z kilkoma medalami i udziałem w kilku misjach, w tym w Ameryce Południowej, zrezygnował z służby w wojsku, by przenieść się do policji. Wielu z jego kolegów nabijało się z Howella, wskazując na niemal brak różnic w atrakcyjności pracy i jej wystrzałowym charakterze, ale Darnes Howell wiedział czym różni się piekło wojny, od codzienności policjanta. Przy tym, co przeżył na misjach, kilka trupów, strzelaniny czy obławy były miłą odmianą.
- Tu wszystko jest nienormalne, powiedz to jej - burknął basowym głosem. Sięgnął do klamki drzwi, otwierając je. Snop światłą skierował na ścianę po prawej stronie drzwi.
- Dispatch, 15B9 idzie sprawdzić dom.
- Przyjęłam, 15B9.
Martinez nie miał zamiaru zostawiać partnera samopas. Raz, że to było niezgodne z regulaminem oraz zdrowym rozsądkiem każdego policjanta. Dwa, że Howell miał tendencje do zgarniania całej chwały, jak typowy Marines, szturmem zdobywając pochwały czy nawet medale od burmistrza. Pracowanie z tym czarnym, chodzącym Sztandarem Chwały, był z jednej strony motywujący, a z drugiej sprawiał, że Martinez ciągle chodził w cieniu swojego partnera.

Przecięli ulicę, pustą, cichą, po której nie panoszył się nawet wiatr. Ciemności dzielnicy, a konkretnie tego kwartału, przecinały światła latarni. Nadgryzionych zębem czasu, niekiedy zepsutych lub uszkodzonych - specjalnie lub nieświadomie. Nawet plamy, które zdobiły niegdyś świetne miasto, postanowiły kończyć swój żywot, by nie oglądać szarości jaka zawitała po unifikacij Miami.
Howell i Martinez wyciągnęli Berettę TDX, standardowy pistolet NMPD, przybierając pozy gotowości bojowej. Ich kroki zmieniły się ze zwykłych do tych, jakie przyjmuje się podczas stąpania po niebezpiecznym gruncie. Jak zwykli chodzić podczas interwencji. Im bliżej byli domu, tym cisza oraz brak obecności ludzkiej stawał się nienaturalny. Wisiał w powietrzu, osiadał na ustach i wdzierał się do wnętrza ust. Lepki, bezwonny zapach, który nie da się sklasyfikować. Coś, co czujesz podskórnie.
Właśnie wtedy, gdy byli dostatecznie blisko, przez lekko uchylone okno dostrzegł zarys ludzkiej sylwetki. Dokładnie tak. Człowiek. Nieruchomy, wykręcony w nienaturalnej pozycji. Leżący na wykładzinie w jednym z pokoi.
Gestami wskazał, że zauważył kogoś w oknie. Howell kiwnął głową, ustawiając się po jednej stronie drzwi. Drzwi, które były uchylone na grubość karty kredytowej. Zupełnie tak, jakby ktoś zamykał drzwi ale siła jaką w tą włożył nie zamknęła ich do końca. Kolejne spojrzenie, gest. Wchodzą.
Officer Martinez zapierdolił kopa w drzwi, które niemal wyleciały z futryny, niszcząc potencjalne dowody. Pozwoliło to Howellowi na wskoczenie do środka. Zaraz za nim, jak duch pojawił się jego partner. Latarki przymocowane do spodu broni omiatały mieszkanie.

Mieszkanie, które wyglądało jak po przejściu huraganu. O ile huragan był w stanie wybijać dziury ludzkimi czaszkami, malując ściany oraz podłogi czerwienią hemoglobiny. Pierwsze ciało znajdowało się na wprost nich. Rozwalona czaszka, wytrzeszczone w zaskoczeniu oczy. Mężczyzna, wiek średni, nieznana tożsamość czy pochodzenie.
Przechodzili nad kolejnymi ciałami. Rozprute bebechy, ucięte ręce czy przetrącone karki. Jedna z ofiar siedziała przy ścianie na pijacki sposób i zwymiotowała krwią z rozciętego gardła.
Prawdziwym dziełem sztuki była instalacja złożona z czterech mężczyzn. Stos z ich dział znajdował się tuż przy ogromny akwarium, będącym teraz wspomnieniem. Udekorowani wodą, a raczej tym co z niej zostało oraz morskimi stworzeniami, leżeli poprzecinani szkłem oraz kulkami. Prawdopodobnie shotgun.
Tego było zbyt wiele Martinezowi, który wybiegł z domu, by puścić pawia na trawniku.
Howell uruchomił radio, które w postaci małej słuchawki siedziało w uchu.
- 15B9, mamy tutaj jedenastkę, kilkukrotną. Powtarzam, jedenastka.
Minęła sekunda, zanim dyspozytor odpowiedział, zapewne przetrawiając informację. Jedenastka to kod dla zabójstwa pierwszego stopnia z szczególną premedytacją. Kilkukrotna jedenastka oznaczała więcej niż jedno zabójstwo.
- Zrozumiałam, 15B9. Wysyłam wsparcie do Twojej lokalizacji.
Po chwili, za jego plecami pojawił się Matinez.
- Wybacz, Darnes..
- Przestań, rozumiem to. Na mojej pierwszej turze na Łotwie, razem z drużyną natknąłem nie na zmasakrowany wóz opancerzony Polaków. Zareagowałem podobnie jak Ty, wyrzygując śniadanie, kolacje i resztki poprzedniego obiadu. Zabezpieczmy ten bajzel, co?
Kiwnął głową. Ruszyli wykonywać swoją pracę.


**

NeoMiami, dzielnica Kendall, 16 kwietnia 20133, 9:00


Wyskoczyła spod prysznica. Skóra koloru delikatnego brązu parowała od wody, którą zmyła resztki snu. Zazwyczaj poranny prysznic był udział zimnej wody, budząc Charlotte w sekundę. Dziś jednak miała ochotę na ciepłe strugi wody, które rozmasowały bóle poprzedniego dnia.
Owinięta niedbale ręcznikiem, zaczęła krzątać się przy małym aneksie kuchennym, wbudowanym w ścianę. Wszystko w jej kubiku było wbudowane w ścianę, by zajmowało jak najmniej miejsca. Z resztą, w każdym kubiku tak to wyglądało. Szafki, szuflady, półki. Standardowe wyposażenie jakie fundował developer. Resztę musiała zapewnić sobie sama.

Kawa gotowała się do startu, włączona przez ekspres z kapsułkami. Mocna, czarna, bez dodatków. Lubiła gdy ta mroczna ciecz kopała ją w jej kształtne pośladki, wzbudzając do kolejnego lotu w dzień pełen pracy.
Gotowała porcję owsianki z dodatkiem orzechów i suszonych owoców. Standardowy pakiet do szybkiego gotowania, jakich pełno w sklepach czy automatach. Nie miała czasu na tradycyjne gotowanie. Nie miała też dla kogo poświęcać się w taki sposób.
Gestem uruchomiła wyświetlacz zamontowany na ścianie. Sprzężony z wszechobecnym Internetem 3.0, wyświetlał wszystko - strony internetowe, holo-portale, programy telewizyjne. Cudo techniki.
Ściana mieszkania ożyła, rozbryzgując się od ogromu informacji. Pogoda, w dole biegały wściekłe paski giełdowe, zwiastujące upadek lub wyskok akcji. Mało ją to obchodziło.
Polecane programy na kilku kanałach, dzisiejszego wieczora mieli grać Miami Heats.
Wciąż nie włączała głosu, pozwalając by radio zapuściło kolejny hit - tym razem legendarnego i nieodżałowanego Phila Collinsa.

Nim piosenka zdążyła dojść do charakterystycznego fragmentu z perkusją, a jej owsianka była zjedzona do połowy, na ekranie zauważyła mały pasek, który przyciągnął jej uwagę. Gestem zatrzymała ruch małych newsów i powiększyła go.
Czas zwolnił, gdy czytała zdawkowe i pierwsze informacje jakiegoś małego kanału informacyjnego o masakrze w Boca Raton. Mowa była tylko o patrolu, który zjawił się nad ranem, by po chwili przybyła cała kawalkada NMPD. Technicy, ekipy sprzątające, ponurzy detektywi - na zdjęcie załapał się jej chudy jak tyka szef, porucznik Tobashi, który nosił małą kitkę spiętą z tyłu głowy oraz małe wąsy. Wyglądał jak pierdolony neo-samuraj, co tylko nieco rozjeżdżało się z prawdą, jeśli weźmie się na tapetę fakt, iż porucznik aktywnie ćwiczył walkę mieczem samurajskim i był mistrzem w karate kyokushin oraz jiu-jitsu.
- Kura, kolejny bajzel. Ciekawe kiedy zadzwoni stary..
Jakby wywołując wilka z lasu, jej cienki niczym papier telefon, noszony w formie bransolety, zawibrował wściekle od przychodzącego połączenia. Westchnęła głośno, podchodząc od urządzenia.
- Charlotte, musisz przyjechać wcześniej. Mamy kolejny kipisz. - pozwolił sobie na pauzę, po której miał kontynuował.
Rozłączył się. Po sekundzie dostała wiadomość z adresem w Boca Raton. A ranek zapowiadał się tak pięknie..
 

Ostatnio edytowane przez BigPoppa : 03-10-2019 o 21:35.
BigPoppa jest offline