Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2019, 00:58   #109
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- To od czego chce pan zacząć? Przyznam, że pierwszy raz jestem w takiej sytuacji a procedury niewiele podpowiadają co robić w takich sytuacjach. Nie mam aż tylu ludzi aby przeszukać cały statek.

- Zobaczymy, zobaczymy - odparł Woods jakby z roztargnieniem, rozglądając się wokół. - Może zaczniemy od rozmowy? Jak oficer z oficerem - popatrzył znacząco na dowódcę pryza.

Tamten dopiero po chwili zrozumiał o co chodzi:

- Oczywiście - powiedział z pewnym zawahaniem. - Proszę za mną.

Zaprowadził agenta do pobliskiego pokoju. To znaczy kajuty, Woods poprawił się w myślach. Pomieszczenie było skromnie urządzone. Łóżko, niewielka szafka, składany stół i para krzeseł. Oficerowie zajęli je i siedli przy stole. Na poczęstunek nie było sensu liczyć, zresztą Woods niedawno już pił herbatę, a nie lubił tego robić zbyt często. Jakież to było nieangielskie z jego strony!

- Panie poruczniku - zaczął Woods swobodnym tonem. - Niech mi pan powie, ile osób liczy pański oddział, czy też załoga, jak pan woli.

- Od czasu wypadku Bradshawa dziewiętnaście osób. Są podzieleni na dwie wachty. Połowa wachty pilnuje jeńców, druga połowa obsadza mostek.

- Rozumiem - Woods pokiwał głową. - Jak dużą część statku macie... pod stałą obserwacją?

- Na początku sprawdziliśmy cały okręt, ale przy tak szczupłych siłach stale obstawiamy tylko mostek, miejsce w którym przetrzymujemy jeńców oraz niektóre kajuty mieszkalne, w których śpimy.

- Czyli w zasadzie jest możliwe, że jakiś pojedynczy osobnik, lub nawet grupa takich, dobrze znająca statek, zdołała uniknąć pojmania i zataić przed wami swoją obecność? - Woods patrzył porucznikowi prosto w oczy.

- Zrobiliśmy wszystko, by wykluczyć taką ewentualność. Porównaliśmy stan niemieckiej załogi ze spisem, nikogo nie brakuje.

- Czasami wszystko to za mało - mruknął pod nosem Woods. - Niech mi pan opowie, proszę, o przebiegu pobytu pana i pana załogi na pokładzie tego statku.

- Przepraszam, ale chyba nie rozumiem - na twarzy porucznika pojawiło się zakłopotanie.

- Proszę zreferować dokładnie przebieg pańskiej służby od momentu otrzymania rozkazu przejęcia jednostki niemieckiej. Godzina po godzinie. Każdy szczegół może być ważny.

- No więc - Abbott zaczął niepewnie - W nocy z 10 na 11 kwietnia, około godziny 22:00, otrzymałem od kapitana Bishopa rozkaz obsadzenia niemieckiego okrętu. Wyznaczaniem ludzi do tego zadania zajęli się bosmani, bo mieli oni pochodzić ze wszystkich pododdziałów na Penelopie, tak by nie osłabiać macierzystej jednostki. Opuściliśmy pokład krążownika koło godziny 23:00, tutaj dotarliśmy jakieś piętnaście minut później. Natychmiast udałem się na mostek, gdzie przeprowadziłem krótką rozmowę z oficerem z Icarusa, porucznikiem Downeyem. Jeszcze przed 0:00 marynarzy z Icarusa na stanowiskach zastąpili nasi, a tamci opuścili pokład. Koło godziny 1:00 Icarus opuścił fiord.

Do tej pory wypowiedź Abbotta była płynna, a jego głos brzmiał pewnością siebie. Po prostu oficer składa raport przełożonemu, chociaż Woodsa, a w zasadzie Finneya, ciężko określić tym mianem. Potem jednak opowieść porucznika z Penelopy zmieniła swój charakter. Głos stał się nieco cichszy, a sama wypowiedź często była przerywana, jak gdyby oficer musiał się dobrze zastanowić na doborem słów.

- Początkowo wszystko przebiegało zwyczajnie. Pięciu ludzi skierowałem do pilnowania fryców, kolejna piątka obsadziła mostek, reszta była przydzielona do drugiej wachty. Ze względu na brak ludzi wprowadziłem wachty 12-godzinne, pierwsza z racji tego, że ludzie przybyli na pryza oderwani od obowiązków, trwała znacznie krócej. Pierwszego dnia zaobserwowałem u ludzi pilnujących jeńców pewną nerwowość, ale zrzuciłem to na karby dość stresującej sytuacji. Jednak... Nie chcę oczerniać moich ludzi, to porządni chłopcy, żadne mięczaki... W każdym razie potem nieustannie dochodziły do mnie relacje, że marynarze słyszą dziwne dźwięki. Jakieś szuranie, jęki, niektórzy widzieli ruch w ciemnych korytarzach... W każdym razie morale jest w kiepskim stanie, a nerwy ludzi napięte. Niektórzy twierdzą, że coś tu się pęta po korytarzach.

- Coś?

- Tak mówią - porucznik wzruszył ramionami. - W każdym razie jeszcze wczoraj zameldowałem przez radio o wszystkim Penelopie. Najwyraźniej kapitan Bishop uznał, że powinniście się o tym dowiedzieć również wy.

- Jakie były okoliczności wypadku tego marynarza... - Woods zamilkł jak gdyby próbował sobie przypomnieć nazwisko.

- Bradshawa - wyręczył go Abbott. - Doszło do niego przy jednej z centralnych ładowni. Zmianę wachty zarządziłem na godzinę 7:00. Bradshaw wracał z matem McDowellem do swojej kajuty, gdy nagle zgasło światło. McDowell wrócił się do przełącznika, by je z powrotem zapalić, ale w międzyczasie usłyszał krzyk Bradshawa, odgłos pospiesznych kroków i trzask drzwi. Gdy zapalił światło korytarz był pusty, a przeciwległe drzwi zamknięte. Zza drzwi dobiegał krzyk Bradshawa. McDowell pospieszył tam czym prędzej i znalazł go leżącego u stóp drabiny. Spadł z niej... Darł się o jakimś stworze przed którym uciekał. A przynajmniej tyle dało się zrozumieć z jego chaotycznego słowotoku. McDowell wyciągnął go stamtąd, sanitariusz dał mu morfiny i odesłaliśmy go na Penelopę.

- Czy ktoś oprócz Bradshawa został zaatakowany? Albo widział to coś?

Porucznik zawahał się przez moment.

- Trudno powiedzieć co kto widział. Na okręcie panuje zaciemnienie dla bezpieczeństwa przed szwabskim lotnictwem. A w ciemności można zobaczyć różne rzeczy. Atmosfera jest nerwowa, w końcu jeńcy mają nad nami wielokrotną przewagę liczebną. W wypadku buntu... - westchnął. - W każdym razie nie byłoby sensu urządzać dla nas akcji ratunkowej.

- To wasz pierwszy pryz?

- Tak, one nie zdarzają się codziennie - odparł Abbott.

- Jaka jest pańska opinia o podwładnych?

- To dobrzy chłopcy, sprawdzeni w boju i doświadczeni. Wszyscy służą na Penelopie jeszcze od czasu, gdy była częścią Floty Śródziemnomorskiej. Walczyliśmy z Włochami, potem oddelegowano na do Floty Ojczystej. Pływaliśmy w konwojach, a teraz jesteśmy tutaj. O żadnym nie mogę powiedzieć złego słowa. Ale nerwy robią swoje.

- To oczywiste - ton głosu Woodsa nie wskazywał, by ostatni argument zdołał go przekonać. - A jaka jest pańska prywatna opinia na temat ostatnich wydarzeń, jeśli mogę spytać?

- Nie mam opinii - wzruszył ramionami. - Ale żeby nie było wątpliwości, w żadne duchy czy zjawy nie wierzę. Na razie u czubków mnie nie zamkną, dziękuję bardzo. Jest tak jak mówiłem, w nerwach, w ciemności różne rzeczy można zobaczyć. Zresztą może to tylko jakiś kundel, maskotka okrętu? Szwaby mogą chcieć go kryć, by nie dostał się w nasze ręce, a w spisie załogi by taki nie figurował.

Woods przyznał z lekkim zdziwieniem, że jednak jest ktoś na tym statku, kto jeszcze potrafi trzeźwo myśleć. Płynąc tu spodziewał się, że nawet dowódca będzie trzęsącym się strachajłem.

- No dobrze, powiem panu co zrobimy - przemówił po chwili milczenia. - Pan niech wraca do swoich obowiązków, a ja rozejrzę się trochę po pokładzie. Gdyby był pan tak miły i przydzielił mi ze dwóch swoich ludzi. oczywiście po to bym się nie zagubił w tych ciemnych korytarzach - wyjaśnił szybko. - Jeszcze by brakowało żeby musiał pan organizować akcję poszukiwawczą - zaśmiał się sztucznie.

Pierwszym punktem wycieczki na planie Woodsa musiało być miejsce, w którym doszło do wypadku Bradshawa. Obejrzy wszystko dokładnie, poszuka śladów bytności kogokolwiek poza brytyjskimi marynarzami, a potem zacznie zataczać coraz szersze kręgi wokół tego miejsca, sprawdzając całą okolicę. Przesłucha też tego McDowella, ale to na końcu. A potem zamelduje przez radio Faucher i Bishopowi, że niczego tu nie ma i spokojnie wrócą na łódź latającą, która zabierze ich z powrotem do Anglii.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col


Ostatnio edytowane przez Col Frost : 04-10-2019 o 22:04.
Col Frost jest offline