Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2019, 13:08   #33
Dedallot
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Szybko się uwinęłaś… – Powiedziała odbierając od ciebie naczynie i podwieszając je nad ogniem. – Gali dalej jest przy studni z tym wielkoludem? – Zapytała uśmiechając się.

- Tak, wciąż pilnuje Garrena - pokiwałam głową i sięgnęłam po sakiewki z ziołami. Kolejno je otwierałam i wąchałam zawartość by upewnić się, że jest w nich to co miało być. Ułożyłam sobie sakiewki w kolejności w jakiej miałam zamiar użyć ziół. - Dla pewności użyję wszystkich twoich zapasów - przestrzegłam.

– Oby to wystarczyło – Powiedziała. – A co do Garrena… – uśmiechnęła się. – Wiesz, że napisano kilka pieśni o nim? Sama znam cztery, a wiem, że jest ich więcej. Nie spodziewałam się, że dane będzie mi wędrować z “Wilczym kłem”, dzikim herosem i wojownikiem, który sam w pojedynkę ocalił szpital polowy podczas najazdu plemienia krwawej strzały na granice cesarstwa… Dla Gali on jest tylko dużym, miłym orkiem… nie zna i nie rozumie kim jest dla cesarstwa, dla historii… – Oparła się o wóz. – Za to tak bardzo ją lubię, za to naiwne, niewinne spojrzenie, które zachowała mimo potworności, które przeżyła.

- Pewnie Garrenowi nie przeszkadza, że widzi go właśnie takim jak opisałaś - skomentowałam. Dołożyłam kilka patyków, żeby zwiększyć ogień i by woda szybciej się zagotowała. - Gali ma szczęście, że ma ciebie. Dla niewolnika dobry pan to najlepszy los jaki może trafić.

– Dobry Pan… – Zaśmiała się. – Brzydzę się niewolnictwem. Moja rodzina miała setki niewolników… i nim mój ojciec zdecydował posłać mnie do konserwatorium bym uczyła się u najlepszego muzyka cesarstwa, nie przeszkadzało mi to. Byłam jak każda rozwydrzona, zapatrzona w siebie młoda arystokratka… ale uwierz mi… to za co najbardziej jestem wdzięczna moim rodzicielom to fakt, że się mnie wyrzekli. Dzięki temu nie muszę nosić tej odrażającej zmazy, jaką było ich nazwisko.

Dziubając ostatnim patykiem jaki mi został, te patyki które się paliły, uniosłam spojrzenie na bardkę.
- Póki Cesarz nie zdelegalizuje niewolnictwa to ono będzie istniało - powiedziałam, nie podejmując przejścia na tematy prywatne. - Osobiście mi ono nie przeszkadza, byle panowie godnie traktowali tych, którzy im służą.

Woda nareszcie zaczęła wrzeć, a ja zaczęłam wsypywać zioła, mieszając przy tym łyżką, uważając by nic się nie ulało.

– Jak wyjaśnił mi to mój mentor… cesarz nie ma takiej władzy by znieść niewolnictwo. Musiałby mieć władzę nad umysłami i sercami… – Westchnęła. – Gdyby zrobił to teraz, doszłoby do wojny domowej… nasz kraj jest silny, lecz wciąż ma zbyt wielu wrogów i jego siła jest zbyt zależna od spójności wewnętrznej, żeby można było sobie pozwolić na tak wielki rozłam społeczny i ekonomiczny… Na taką zmianę trzeba będzie pokoleń… no cóż… ale on przynajmniej zaczął regulując to prawami. A ja mogę choć buntować się porządkowi rzeczy traktując Galinett jak partnerkę, a nie służącą.

- Dokładnie tak - pokiwałam głową, odkładając pusty woreczek na ziemię i podnosłam drugi. I ponownie zaczęłam starannie wsypywać susz do wody. - Nikt nie lubi gdy diametralne zmiany, takie wpływające mocno na styl życia, nadchodzą nagle.

– A ty? Co ciebie wiedzie naprzód? – Zapytała nagle.

Zmarszczyłam brwi nie mając pojęcia co jej odpowiedzieć. Szczególnie po tym co ostatnio się wydarzyło. Nawet nie wiedziałam czy chce iść naprzód. Było mi przecież całkiem dobrze za świątynnymi murami... No ale był jeszcze ten, którego nie chciałam zawieźć.
- Na razie po prostu staram się nie przynieść wstydu mojemu mistrzowi i postępować zgodnie z dogmatami mojego boga - odpowiedziałam w końcu.

– I to ci wystarczy? – Zdziwiła się.

- Marzę na miarę moich możliwości - stwierdziłam ze wzruszeniem ramion, nie przerywając mieszania ziółek.

– Chyba nisko je oceniasz – Uśmiechnęła się. – Po tym jak działasz spodziewałam się, że powiesz, że marzysz by otworzyć własny szpital pod egidą Toriela… albo, że zamierzasz stać się przyboczną felczerką cesarza.

Zaskoczyło mnie to stwierdzenie, co Evi zapewne zauważyła. Miała rację, faktycznie mogłabym coś takiego chcieć. Miałam przecież wykształcenie i umiejętności, żeby iść w tym kierunku. Nawet naszła mnie głupia myśl, że może taki był plan mojego ojca... Ale przecież wtedy by o mnie pamiętał, wiedziałabym o tym co chce bym osiągnęła i chociaż pisał jakieś marne listy z bzdetnymi pytaniami co u mnie. A tu nic. No dobrze, może nie takie konkretnie nic, bo mam jeszcze chętnych do wydalenia mnie z zakonu lub zamknięcia w nim. Ale moje tematy nie były czymś o czym mogłam rozmawiać z bardem.

- Aż tak daleko nie planuję, bo jeszcze wiele wiedzy i umiejętności mi na to brakuje - odezwałam się po bardzo długiej przerwie poświęconej na własne dogłębne przemyślenia. Zorientowałam się że przestałam mieszać napar. Sięgnęłam więc po kolejną sakiewkę i wyspałam jej zawartość z miną jakby ten przestój był czymś celowym, a nie zwykłym zagapieniem z mojej strony. - Ale jak wyciągniemy z lochu goblina to miałabym już pierwszego lekarza do tego mojego szpitala - dodałam żartobliwie.

– To tak bardzo nas przeraża… – Stwierdziła jak gdyby nie na temat.

Popatrzyłam na nią jak na obłąkaną, ale powstrzymałam się od komentarza. Wbiłam spojrzenie w rozgwieżdżone niebo i zdałam sobie sprawę,że najbliższy poranek oraz dzień po nim będą ciężkie, tym bardziej, że Dariel na pewno da mi popalić za to co teraz wyprawiam. Ale nie żałowałam, że się w to wszystko wmieszałam. Przypomniałam sobie przy okazji, że jestem głodna, więc sięgnęłam do swojej torby i wyciągnęłam suchy prowiant. Przegryzając suchar z serem, skupiłam się na naparze i sięgając do własnej pamięci, sprawdzałam czy wszystko już mam gotowe.

Dziewczyna dostrzegła twoje spojrzenie i brak zrozumienia. Uśmiechnęła się tylko i ziewnęła. Stała w milczeniu, patrząc w niebo. Po kilku chwilach wywar był już gotowy.

Bardka spojrzała na ciebie raz jeszcze i rzuciła.

– O marzenia mi chodziło… o to, jak bardzo przeraża nas snucie swoich marzeń. I sama już nie wiem co bardziej przeraża, że się nie spełnią i pozostanie bolesny zawód… czy tego, że właśnie się spełnią, i że nie zdołamy temu podołać. Mój nauczyciel zawsze mówił, żeby sięgać daleko i odrzucać strach, żeby marzyć o rzeczach wielkich, a potem dążyć do nich małymi krokami, ciesząc się z każdego z nich… ale wiesz co? Jest to jedyna jego nauka, której nie umiem sprostać… Czasem zwyczajnie boję się marzyć o czymś wielkim… – Zaśmiała się. – ...pewnie stwierdzisz, że kłamię, skoro idę z wami żeby wystąpić przed cesarzem i nie daję się przepędzić. Tyle tylko… że to nie było moje marzenie… a jedynie okazja. Zbieg okoliczności, który dał mi pewną szansę, a ja zdecydowałam się z niej skorzystać. Ale to wciąż tylko moja praca, nie wielkie marzenie, o którym boję się mówić głośno. A jednak… nie uważam, że marzenia to głupota. Mój mistrz był w stanie spełnić każde ze swoich marzeń.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline