Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2019, 18:52   #112
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Drakwald
Cassandra & Rudiger

Wieczorem po potyczce ze zwierzoludźmi, Rudiger z Cassandrą zabrali się za rozstawienie namiotu. Tak na dobrą sprawę, wojownik mógł zrobić to samodzielnie w parę minut, ale dziewczyna uparła się, że ona też chce się do czegoś przydać i to zrobić. Nie dało się ukryć, że Cass bardziej przeszkadzała, niż pomagała, choć może lepszym określeniem byłoby “spowalniała ruchy”. Machała jakąś rurką i sznurkami bardziej jakby chciała kogoś tym zabić, niż po prostu rozstawić namiot. Kiedy Rudi chciał zabrać od niej części, ta gwałtownie machnęła rękami w przeciwnym kierunku.

- Nie! Ja sama! - syknęła buntowniczo, ponownie próbując zrozumieć konstrukcję, którą trzymała w rękach. Nigdy wcześniej nie musiała się martwić o takie pierdoły, pozwalając Schultzowi by sam wszystko za nią robił. Teraz jednak zachciało jej się być samodzielną kobietą o wielu talentach. Póki co umiała tylko rozłożyć czyjś namiot w portkach, a wolałaby jednak i taki, w którym da się spać i nie oblezą jej robaki.

Rudiger chciał w pojedynkę uporać się z konstrukcją namiotu wyręczając żonę, ale zapomniał o swoich wcześniejszych założeniach, których realizację rozpoczął przy ich pierwszym wspólnym treningu walki. Schultz nie mógł wiecznie trzymać Cassandry pod kloszem na wypadek gdyby pewnego dnia dziewczyna została sama. Mimo iż wojownik był pewny siebie i nie miał zamiaru umierać to zaplanował sobie powoli, systematycznie pomagać Cassie w przemianie, którą sama zapoczątkowała. Nie chciał robić z niej kogoś innego tylko wskazać drogę w kierunku kobiety, którą dobrowolnie chciała się stać.

- Spokojnie skarbie. - powiedział zabijaka unosząc ręce przed siebie. - Pokaż mi to, a wszystko ci wytłumaczę i razem rozłożymy ten namiot… - uśmiechnął się lekko pokazując na rurkę, do której Cass przymocowała sznurki, które na dobrą sprawę miały zupełnie inne przeznaczenie.

Dziewczyna naburmuszyła się, napełniając policzki nabranym nie tak dawno powietrzem. Przez chwilę wyglądała jak chomik lub szczur, który napchał się żarcia i dopiero co przeżuwał z trudem wypchaną po brzegi paszczą. Zasapała się nerwowo i zwinęła usta w wąską kreseczkę, próbując jak najbardziej skupić się na elementach, których przeznaczenia nawet nie potrafiła zrozumieć.
- A co jeśli ja po prostu jestem zbyt głupia, by cokolwiek zrozumieć z tych waszych wypraw gdzie trzeba przetrwać w dzikich warunkach? Może ja tylko nadaję się do życia w mieście i tam powinnam zostać… - zwątpiła wypuszczając pomału powietrze przez usta zwinięte w dzióbek, a po chwili zwinęła wargi w pełną smutku, przesłodką podkówkę.

Rudiger uśmiechnął się widząc zabawne miny żony. Cassandra była całkiem mądra i Schultz nie wierzył aby rozstawianie namiotu mogło przerosnąć jej intelekt. Co najwyżej brakowało jej praktyki i obycia. Zabijaka też był typem miastowym, ale zdarzało mu się z Wiktorem wypuszczać nawet setki mil poza Nuln. Wojownik nie był jednak typem mistrza przetrwania, jak Konrad. Był wojownikiem i nad przetrwanie w dziczy stawiał umiejętności bojowe. Zatem Konrad dobrze rozstawiał namioty, polował, tropił i był czujniejszy jednak Rudiger był silniejszy, lepiej walczył, znał bijatykę i dobrze zastraszał. Każdy miał zatem mocne i słabe strony. Cassie również, bez względu na to jak nikła była jej wiara we własne możliwości.

- Nie jesteś za głupia. - rzucił wojownik gładząc powoli bok głowy nastolatki. - Ja też nie jestem typem człowieka lasu. Moja przestrzeń to miasto, jak w twoim przypadku. Zapewne nigdy nie nauczymy się tropienia, skradania czy polowania na zwierzynę, ale namiot rozstawić damy radę. - dodał spokojnie Schultz. - Pokaż te elementy. Wytłumaczę ci o co chodzi. To jest część stelażu na którym trzyma się materiał namiotu. - pokazał na stalową, składaną rurkę. - Te linki trzymają tak zwane śledzie, które zapobiegają przemieszczaniu się namiotu i zwianiu go przez wiatr. Zrobimy to razem? - zapytał zabijaka powoli wyciągając rękę po konstrukcję złożoną przez kobietę.

Cassandra ściągnęła brwi i zmarszczyła nos, przybierając jakby groźną minę, która w jej wykonaniu wciąż pozostawała urocza. Często jej mimika przypominała słodkiego szczeniaka, który próbuje pokazać, że jest już dorosły i groźny, więc należałoby się go bać i zacząć traktować z powagą. Ciężko jednak było, kiedy - jak to szczeniak - był po prostu uroczy do granic możliwości.
- Gorzej jeśli zepsuję i nie będziemy mieć namiotu. Nie bardzo mam ochotę tak spać jak wcześniej, za tych gorszych dni, sam wiesz… - wspomniała ich przykrą podróż z uchodźcami z miasta, które próbowali bronić przed siłami chaosu. Zmrużyła oczy kiedy obserwowała poczynania męża i słuchając jego tłumaczeń, czuła się jak totalny łoś.
- Którą z kolei masz wartę? Będziesz przy mnie gdy będę próbowała zasnąć?

- Nic nie zepsujesz. -
skwitował mąż chwytając rurkę stelaża i odczepiając od niej sznurki. - Namioty nie są takie delikatne jakby się wydawało. - wytłumaczył mężczyzna. - Mam środkową wartę. Będę blisko jak będziesz zasypiać. I nie będziesz spała pod gołym niebem. Nie martw się.

Mężczyzna zaczął składać stelaż namiotu tłumacząc Cassie jak może mu pomóc. Był spokojny i cierpliwy. Nie robił żadnych min. Jedynie chwilami uśmiechał się do niej. Widać było, że dzięki niemu dziewczyna jest spokojna i coraz mniej się złości z powodu swoich niepowodzeń. Siedząc na pieńku podkuliła nieco nogi, obejmując kolana i opierając o nie brodę, zatrzepotała rzęsami.
- Przy tobie znacznie mniej rzeczy mnie martwi - przyznała szczerze, odwzajemniając uśmiech i obserwując poczynania. Postanowiła póki co się nie wcinać w próby rozkładania ich prowizorycznego domku, aby nie spowalniać i nie utrudniać pracy. Rudiger musiał być zmęczony, chciała aby wypoczął, a czuła się trochę jak zawalidroga, która utrudnia mu spokojne, wojownicze bytowanie.
- Jesteś bardzo silny, wiesz? - zapytała chyba tylko po to, by spróbować jakoś zgrabnie powiedzieć mu coś miłego, ale nie wiedziała jak to ująć. Nie powie przecież, że lubi patrzeć jak walczy, albo że robi to świetnie. W przypadku pierwszego nie byłoby to prawdą, a w kwestii drugiego było jakby zbyt oczywiste i dość mało odkrywcze, w końcu był wojownikiem.
- Podoba mi się to, jaki jesteś - dodała z już nieco większym uśmiechem, zatapiając w nim swoje ciepłe spojrzenie.

- Dziękuję moja droga, ale chyba nie myślisz, że sam się będę tu pocił, bo rzuciłaś komplementem? - zapytał Rudiger z uśmiechem, na co ona lekko się zaśmiała. - Wstawaj skarbie i podaj mi tropik. To tamten kawał materiału. - wskazał ręką wojownik. - Rozkładamy to razem abyś na koniec naszej wyprawy była w stanie sama rozbić obozowisko. - uśmiechnął się szerzej Schultz.

- Właściwie to trochę miałam nadzieję, że zmiękniesz
- zażartowała kobieta, mrużąc szmaragdowe oczy, które uśmiechały się do niego słodko. Podniosła się niechętnie, podała mu to o co prosił i ukucnęła bliżej.

Rudiger chciał pomagać Cassie i wyręczać ją od ciężkiej, fizycznej pracy. Tym razem jednak praca nie była ciężka, tylko nieco skomplikowana. Zabijaka wiedział, że wystarczyło kilka wspólnych prób i jego żona będzie sprawnie sama rozkładać i składać namiot. Wojownik chciał ją czegoś nauczyć, ale nic na siłę. Powoli, spokojnie, systematycznie niczym woda drążąca koryto w skale. Rzezimieszek był cholernie cierpliwy.

Cassandra przyglądała się ze spokojem nad pracą jego mięśni i sprawnością, z jaką wykonywał czynności. Mimo iż namiot Konrada już dawno stał, małżonkowie nie spieszyli się, rozmawiając sobie podczas wieczornego postoju.
- Szczerze powiedziawszy, to nie bardzo chyba w moim stylu i typie, aby się wałęsać po dziczy i obozowiska budować, wiesz? Już i tak się źle czuję w tych spodniach, to takie męskie… Nie rozumiem jak kobiety mogą to ubierać - skwaśniała nieco spoglądając na swoje opięte na udach spodnie, które wrzynały jej się między miękkie, młode pośladki.
- Myślisz, że szybko wrócimy? Trochę tęsknię za miastem… I za łóżkiem… I za byciu z tobą w łóżku - zaczęła wymieniać niewinnie, wciąż się na niego patrząc.

- Ja też nie jestem wiejskim typem, Cassie. - odpowiedział Rudiger spokojnie. - Całe życie spędziłem w Nuln, a podróże były dla mnie rzadkością. Podstawy jednak musimy znać aby w razie potrzeby nie zginąć. - westchnął Schultz. - Wiem, że nie chcesz o tym słyszeć, ale chciałbym żebyś nabrała nieco fundamentów gdyby kiedyś mnie zabrakło. Tak na wszelki wypadek. - uśmiechnął się mężczyzna. - W spodniach wyglądasz obłędnie. - dodał wojownik oczyszczając podłoże pod namiot z kamieni i gałęzi. Po chwili na miejscu znalazła się solidna, sztywna podstawa pod namiot, na której wojownik powoli zaczął budować stelaż. - Ta rurka, wchodzi w te. Tutaj je łączymy. Stelaż jest gotowy. Teraz czas na dwie warstwy materiału. Jedna gruba i ciepła, a druga nie przepuszczająca wody. - mężczyzna spokojnie instruował żonę jak naciągnąć materiał na stelaż. - Nie wiem ile potrwa nasza wyprawa. Pewnie z tydzień. Potraktuj to jako kolejną przygodę.

Zabijaka był spokojny i nie spieszył się. Chciał aby Cassie załapała jak najwięcej. Mimo iż ich namiot stanie później niż ten Konrada to będzie niemniej solidnie się piął ku górze, a pani Schultz będzie mogła czuć satysfakcję śpiąc w namiocie postawionym wraz z mężem. To była mało ważna sprawność, ale kolejna rzecz która zbliżała ich do siebie i umacniała ich więź. Co ważne zabijaka nie uzależniał żony od siebie. Wręcz przeciwnie. Marzył aby Cass stała się tak samo zaradna jak on.

Cassandra lekko sposępniała, kiedy Rudiger całkiem zignorował jej wzmiankę o wspólnie spędzonym czasie w łóżku. Przez dłuższą chwilę nie odzywała się, obserwując poczynania męża, choć przez to, że nie zwrócił zupełnie uwagi na jej słowa, troszkę mniej się skupiała na tym, co jej pokazuje. Patrząc na pracę jego umięśnionych rąk, nawijała na palec czarny kosmyczek swoich długich włosów.
- Nie lubię kiedy mówisz, że cię kiedyś zabraknie - ściągnęła brwi i poruszyła noskiem, jak kociak sprawdzający miskę z jedzeniem. - Przecież mamy być już zawsze razem - dodała naiwnie, znacznie ciszej i odwinęła z palca kosmyk włosów, aby zerknąć na obrączkę, która była wsunięta na jej szczupły, serdeczny palec. - Tutaj czy w Morra ogrodach. Byle razem - spojrzała na mężczyznę i posłała mu krótki uśmiech. Przez to wszystko czuła się nieswojo i wyobcowanie.
- Tęsknie za tobą, wiesz? - mruknęła ze smutną miną. Pewnie Rudiger jej nie zrozumie, bo przecież był tuż obok, ale ona czuła wewnętrzną samotność, bardziej jakby była z towarzyszem niż mężem. Być może potrzebowała czegoś więcej, niż bycia traktowaną z dystansem i skupianiu się na praktycznych rzeczach. Oczywiście było to logiczne, że nie wyruszyli na miesiąc miodowy, tylko ciężkie zadanie polegające na odebranie artefaktu naznaczonego chaosem, ale mimo to Cassandra wciąż potrzebowała opieki, zainteresowania i czułości. Bez tego nie umiała się skupić na niczym, jeśli nie czuła się najważniejsza, a w sytuacji, w której się znajdowali, wiadomo, że nie była.

Rudiger chwile zastanawiał się nad słowami żony. Przerwał mocowanie śledzi do sznurków porzucając rozstawianie namiotu i powoli podchodząc do nastolatki. Jego ruchy były ospałe i powolne do chwili aż znalazł się przy kobiecie nagle i sprawnie podrywając ją za boki, na co musiała zareagować zapleceniem swoich rąk za jego karkiem aby zyskać stabilność. Mężczyzna zgiął jej nogi pod kątem prostym i złapał delikatnie za pośladki podtrzymując tak żonę. Cassandra pisnęła cichutko zaskoczona nagłym porwaniem, ale jej buzia jakby momentalnie się rozpromieniła. Ich twarze znalazły się na tej samej wysokości chwilę przed pocałunkiem jaki złożył na ustach kobiety. Był długi, przyjemny i mokry. Jego język chwilę masował jej usta i podniebienie.

- Ja też tęsknie i też chciałbym leżeć z tobą tej nocy w wygodnym, ciepłym łożu. - powiedział szeptem Schultz. - Niestety jesteśmy na pilnej wyprawie, a ja muszę się skupić aby nikt nie zginął. - mężczyzna pocałował ją jeszcze raz, ale krótko i bez mokrych akrobacji, nie dając dziewczynie nawet szans na reakcję. - Odrobimy to po powrocie po nasze dwadzieścia osiem Karli na głowę. Obiecuję. Po prawdzie nie mogę się już doczekać powrotu… - westchnął zabijaka. - Mam nadzieję, że wytrzymam noc pod jednym tropikiem z tobą. Jesteśmy w pracy, a uprawianie miłości w Drakwaldzie jest nie tylko niebezpieczne, ale też nieprofesjonalne. - mężczyzna uśmiechnął się do żony cały czas trzymając ją w powietrzu.

Młódka słuchała go tym razem w maksymalnym skupieniu, rozumiejąc każde słowo i zdanie oraz całe znaczenie wypowiedzianych myśli, jakie starał się jej przekazać. Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana, traktując jak kogoś najważniejszego na świecie. Każdy jego gest był dla niej prezentem, a słowa mądrością.
- Będę grzeczna, obiecuję - uśmiechnęła się subtelnie mrużąc przy tym oczęta i dłonią pogładziła jego kark - Cieszę się, że cię mam. - dodała jeszcze wyraźnie przeszczęśliwa i objęła go mocno, nie dodając do tego gestu żadnej erotycznej nuty.
- Zrobię ci mały masaż, co? Rozluźnisz trochę mięśnie po tej strasznej walce i pewnie przed wieloma następnymi, podczas których będziesz bronił swojej żony, aby jej się paznokieć nie złamał, hm? - mruknęła półżartem z troską.

- Bardzo chętnie, żono. - odparł mężczyzna odstawiając Cassie na ziemię. - Ta walka była dla nas niezwykle szczęśliwa. Spodziewałem się większych komplikacji. - westchnął zabijaka. - Też się cieszę, że jesteś blisko i mnie wspierasz skarbie. Przy tobie wiem, że naprawdę żyje wiesz? - zapytał Rudiger podchodząc do namiotu i z dokładnością dokończył rozstawianie go. Wystarczyło wbić kilka śledzi, które nie sprawiły oporów metalowym okuciom rękawicy zabijaki. - Nasz salon masażu już stoi madam. - wskazał ręką wojownik po czym się zaśmiał. - Wystarczy rozłożyć koce, nieco upiększyć wnętrze i można masować. - uśmiechnął się Schultz. - Do dekoracji środka przyda się kobieca ręka.

Cassandra zaśmiała się melodyjnie i zarzuciła długi warkocz na plecy.
- Nie ma co ozdabiać, jutro będziesz zwijał go z powrotem - mrugnęła do niego i zagryzła dolną wargę całkiem odruchowo, nie prowokacyjnie. Przechyliła główkę na bok i nachyliła się zginając ciało w pół, aby zerknąć przez poły namiotu do jego wnętrza.
- Ale tylko masaż, dobra? Taki… Zwykły. Dla dobra naszego bezpieczeństwa. Po prostu chcę zadbać o twoje mięśnie, żeby one mogły potem dbać o mnie - zatrzepotała rzęsami i na klęczka wtelepała się do środka, aby porozkładać koce i śpiwór, co by w nocy nie zamarzli.
- Masz wartę gdzieś w środku nocy? - dopytała dla własnego spokoju, aby się nie wystraszyć, gdyby się przypadkiem obudziła, a jego nie byłoby obok.

- Z tym "tylko zwykłym masażem" to pytasz mnie czy siebie? - zaśmiał się mężczyzna powoli wczołgując się obok Cassandry po czym chwycił żonę pod łopatki i wciągnął na siebie. - Dokładnie tak. Po Konradzie, przed Eriką. - wyjaśnił dokładniej Schultz. - Jak się boisz poproszę kogoś aby się koło ciebie położył gdy mnie nie będzie. Erika ma w tym już doświadczenie. - uśmiechnął się wojownik. - O faceta mógłbym być zazdrosny. - dodał Rudiger po czym krótko pocałował żonę, delikatnie ją przesunął na posłanie obok i zaczął się rozbierać od pasa w górę.

- No to dużego wyboru nie mam, skoro zazdrość by cię brała - zmrużyła oczy przyglądając mu się podejrzliwie - Dam sobie radę, jeśli już uda mi się zasnąć, to jakoś dalej będzie. Ostatnio nie miewałam koszmarów - uśmiechnęła się lekko i nachylając nad nim przeczesała krótkie włosy w okolicy skroni mężczyzny.
- Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało, wiesz? Oczywiście, że wiesz - uśmiechnęła się pogodnie. Po chwili zaczęła obserwować poczynania męża i delektując się widokiem jego obnażonego torsu westchnęła przeciągle z przyjemnością.
- Ale też świnia jesteś jeśli nie wierzysz, że umiałabym się powstrzymać przed czymś więcej, wiesz o tym? - uniosła brew i choć mogło to brzmieć jakby była oburzona, na jej buzi wciąż widniał radosny uśmiech. Zupełnie jakby otaczający ją las przestał istnieć i nie odczuwała już lęku. - Możemy się jakoś założyć, na przykład, co powiesz na to, że jeśli wytrzymam… to kupisz mi drogą sukienkę? - w oczach Cassandry pojawił się błysk, kiedy zaczęła już w myślach zastanawiać się, jaki kolor sukni chciałaby mieć.

- Żartowałem z tą zazdrością. - rzucił Rudiger z uśmiechem. - Wiem, że nawet gdyby pilnował ciebie Konrad to do niczego by nie doszło. - powiedział spokojnie Schultz. - Cieszę się, że nie masz już koszmarów. Mam nadzieję, że jest w tym jakaś moja zasługa. - dodał wojownik posyłając jej uśmiech. - Wiem, że mogłabyś się powstrzymać. Jestem tego nawet pewien. Trochę mi smutno, że chcesz mi to udowadniać za drogi ciuch… - westchnął nieco posmutniały małżonek. - Jak uda nam się znaleźć ten artefakt i wrócimy w komplecie do grodu kupimy ci coś ładnego. - dodał po chwili obracając się na brzuch i rozciągając lekko plecy.

Cassandra zamrugała pospiesznie oczami.
- Czemu smutno? Przecież to fajna zabawa, a przy okazji z pożytkiem - nachyliła się aby ucałować go w policzek i powróciła szybko do swojej pozycji. - Czuję się lepiej dzięki tobie i temu, że jesteś przy mnie. Kiedy między nami przez jakiś czas nie było dobrze, czułam się strasznie przygnębiona. Nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, jak bardzo mi na tobie zależy i nie wierzyłam, że mógłbyś czuć się ze mną dobrze na dłużej niż parę dni - spuściła nos na kwintę i westchnęła ciężko na myśl o wspomnieniach - Po prostu nigdy nie chciałam cię zranić, ani być ci ciężarem. Wiem, że jestem trudna i pewnie wciąż za mało dojrzała dla ciebie, ale pomyślałam, że może zamiast szukać ci kogoś lepszego, po prostu sama mogłabym stać się lepsza, aby móc być z tobą i sprawiać, żebyś był szczęśliwy - uniosła wzrok i posłała mu ciepły uśmiech. Widać było jak bardzo pragnie o niego dbać i dawać mu jak najwięcej uśmiechu. - Mam nadzieję, że mi się to uda. Lubię kiedy się śmiejesz - dodała na koniec i zbliżyła się, kładąc dłoń na jego silnym ramieniu.

- Nigdy nie byłaś mi ciężarem i mimo iż bywało między nami różnie to uważam, że był to okres przejściowy w kierunku uczucia, którym darzymy się obecnie. - powiedział Rudiger powoli. - Jesteś bardziej dojrzała niż ci się wydaje, Cassie. Nie musisz się dla mnie zmieniać ani stawać na siłę kimś innym. - westchnął facet. - Jesteś idealna. Wiem, że z czasem, jak to sama nazwałaś, dorośniesz i godzę się z tym. Postaram się wychować sobie ciebie jak tylko dobrze potrafię. - wybuchł śmiechem mężczyzna, a ona zaśmiała się wraz z nim, gdyż nawet w jej uszach brzmiało to zabawnie. - Też lubię jak się śmiejesz i jesteś szczęśliwa. Wracając do dojrzałości to przy tobie czuję się czasem jak nieopierzony nastolatek, a nie 24-letni były żołnierz rodziny przestępczej. To bardzo przyjemne uczucie. - zaśmiał się Schultz.

- W takim razie chyba dobrze, że jesteśmy razem, prawda? - zmrużyła oczy w geście uśmiechu i przesunęła się za jego plecy, kładąc ręce na obu ramionach i naciskając z wyczuciem palcami na napięte mięśnie.
- Nie boisz się trochę iść po rzecz, która naznaczona jest chaosem? Takie coś w ogóle można dotykać, nie przechodzi to plugastwo na osobę, która to ma? - dopytała już bardzo ze szczerym zaciekawieniem.

- Fantastycznie, że jesteśmy razem. - odparł mąż z przyjemną nutą kiedy Cassie nacisnęła na jego zmęczone ostatnią bitwą plecy. - Po sam przedmiot idę bez strachu, bo mam cię przy sobie i mogę zapewnić ci bezpieczeństwo. Nie wiem jak to dotykać, ale pewnie ojciec Odo coś nam poradzi. Ja bym wziął to w połać materiału niczym Glauber kiedy zbierał dowody zbrodni. - skrzywił się lekko Schultz na wspomnienie bełtu, który z odchodów musiała wydobyć jego żona. Całe szczęście, że wspomnienie o tym z jej głowy całkowicie się ulotniło - Jak się czujesz? Podróż jest tym razem znośna? - zapytał z troską w głosie Rudiger.

- Wszystko dobrze, kiedy już nie zaprzątam sobie głowy setkami rozmyślań o nas, o tobie, Erice oraz co kto sobie o mnie pomyśli. Po ślubie czuję się lepiej, mam więcej wiary w to, że wszystko będzie dobrze i mniej się martwię - odpowiedziała melodyjnym, kobiecym głosem. Niespiesznie przesuwała rękami po jego ramionach, uciskając coraz mocniej, ale ze starannością i wyczuciem.
- Wciąż trochę się martwię i obawiam tego, co nas tam spotka. A co jeśli ten artefakt jest jakiś nawiedzony i zaatakuje nas demon? Wszystko to z czym dotychczas walczyłeś, było dla mnie szokiem i okropieństwem, ale sam demon z piekielnych czeluści… To już chyba dla mnie zbyt wiele. Ciągle przewijają mi się czarne myśli.

- Tak naprawdę niewiele wiemy o tym przedmiocie, ale ojciec Odo uświadomił nas, że wyprawa będzie niebezpieczna i ryzykowna
. - odpowiedział Rudiger powoli. - Niewykluczone, że będziemy musieli walczyć z demonem albo wojownikiem chaosu. Wiktor kiedyś walczył z rycerzem Pana Krwii i mówił, że był bliski śmierci tracąc wtedy dwóch kompanów. - westchnął Schultz. - Mając świadomość, że jesteś gdzieś blisko i mnie wspierasz dam z siebie wszystko. Nie spotkamy tam nic co byłoby w stanie nas rozdzielić, Cassie. - pewność siebie męża Cassandry dla niektórych mogłaby być przytłaczająca, a nawet nieodpowiednia patrząc na misję jakiej się podjęli. Dla kobiety jednak była natchnieniem i poprawiała jej wiarę - Zaufaj mi. Jestem ostrożny, bo mam świadomość, że od moich czynów zależą nie tylko moje losy. Nie dam się zabić.

Nie przerywając masażu, Cassandra uśmiechnęła się szczerze. Po krótkiej chwili milczenia, ucałowała bark Schultza.
- Wciąż mam wisiorek Sigmara, ten co dostaliśmy za przyniesienie ikony, pamiętasz? - wspomniała dziewczyna, ze sprawnością w dłoniach wciąż uciskając ramiona męża.
- Zauważyłam, że wy swoich się pozbyliście, ale ja postanowiłam zostawić. Będę się modlić, aby dał ci siłę i nie pozwolił nas rozdzielić. Nawet jeśli coś pójdzie nie tak i być może zostaniesz dotkliwie zraniony, Sigmar będzie przy nas wtedy, tak jak był gdy się wiązaliśmy. Wierzę szczerze, że to nam pomoże, doznamy jego łaski w krytycznym momencie i wszystko skończy się dobrze - Cassandra emanowała większą pewnością, którą to zaraził ją mąż. Dzięki niemu potrafiła na nowo zaufać bogom i spróbować wspierać Rudigera z każdej możliwej strony i każdym sposobem - I ufam ci. W końcu jesteś bohaterem, a ci nie umierają, prawda? - uśmiechnęła się, a w jej głosie zagościła nutka rozbawienia, którą starała się rozluźnić atmosferę, podobnie jak masażem dbała o mięśnie swojego wojownika.

- Pewnie.- odpowiedział Schultz. - W sprawie taktycznej zwracam się zawsze do Myrmidii, której wiarę zakorzenił we mnie Wiktor. Bogini taktyki jest jednak mniej popularna w naszych stronach. - przyznał Rudiger. - Miejmy nadzieję, że nie zostanę ranny i wstawiennictwo Bogów nie będzie potrzebne. Modlitwa za powodzenie misji będzie jednak bardzo mile widziana skarbie. Ja bym pragnął aby Sigmar stał u twego boku i ciebie bronił jakbym ja jakimś cudem nie dał rady. - uśmiechnął się zabijaka obracając lekko głowę.

- Mnie? - zdziwiła się Cassandra, a jej brwi powędrowały dość wysoko, zaś błyszczące oczy rozwarły szerzej. - Ty mnie bronisz kochanie, nikt lepiej od ciebie nie potrafi i tego nie uczyni - posłała mu przyjemny uśmiech, ale nie zbliżyła twarzy mimo, iż ten spojrzał na nią przez ramię. Mogła swobodnie oddać mu pocałunek, a nawet zatopić się w jego ustach na dłużej, ale obiecała sobie, że będzie grzeczna, a doskonale wiedziała, jak bardzo podniecają ją jego pocałunki.
- A Sigmar wesprze ciebie, przynajmniej taką mam nadzieję. Nie musi cię bronić, bo jesteś wystarczająco silny, ale przynajmniej, może w jakimś stopniu ci pomoże. Jeśli masz jakiś talizman Myrmidii, to do niej też mogę się modlić, dla ciebie poruszę całe niebiosa, jeśli tylko będzie taka potrzeba - zaśmiała się na krótko, aż uniosły się jej policzki, które spowodowały wesołe mrużenie oczu.

- Niestety nie mam jej talizmanu, ale zwykle jest przedstawiana jako kobieta z tarczą i włócznią, w której posiadaniu jesteś. - odparł Schultz. - Bardzo przyjemnie masujesz. - powiedział Rudiger rozluźniając się maksymalnie. - Po powrocie do miasta masz ochotę kontynuować nasz trening? - zapytał zabijaka. - Z Eriką myśleliśmy aby rano i wieczorem biegać. Nie miałabyś nic przeciwko? Może chciałabyś biegać z nami?

- Czyli w pewien sposób zrobiłeś ze mnie swoją boginię
- mruknęła półżartem i mrugnęła do niego oczkiem, póki patrzył w jej kierunku. Po usłyszeniu komplementu na temat masażu, kontynuowała go z jeszcze większą pasją i zaangażowaniem.
- Biegać? - ściągnęła brwi marszcząc przy tym nosek i wykrzywiła usta w kwaśnym grymasie - Może jeszcze w spodniach mam latać? Daj spokój. Już wolę posprzątać rano, albo coś zacerować jeśli potrzeba, mogłabym też gotować gdybyśmy własny kąt mieli, ale w gospodzie to raczej nie pozwolą nam na taki luksus myślę - odpowiedziała ze spokojem w głosie - Jeśli macie ochotę, to biegajcie. Ja sobie znajdę jakieś zajęcie. - dodała jeszcze dla jasności, aby mężczyzna nie przejmował się jej ewentualną, negatywną reakcją, gdy w końcu wcieli w życie swój plan.
- Trenować jednak możemy dalej. I ty z Eriką też możesz, jeśli będziecie mieli ochotę. W końcu jakoś musicie dbać o swoje zdolności, z powietrza się one nie wzięły, tylko ciężkiej pracy - przytaknęła głową z ogromną wyrozumiałością i pewnością tego, co mówi.

- Taki dobór sprzętu był całkowicie zamierzony. Włócznia daje ci przewagę w ataku, bo ciosów nią się trudniej unika czy je paruje. Tarcza jest idealna do parowania co jest sztuką łatwiejszą od unikania ciosów. - powiedział Rudiger po czym na chwilę zamilknął. - Cieszę się, że chcesz nadal ze mną trenować. Z Eriką pewnie zaczniemy bieganie zaraz po powrocie do Middenheim. Chciałbym mieć kąt, w którym moglibyśmy się urządzić. Spróbowałbym twojej kuchni… Właśnie zdałem sobie sprawę, że przed połączeniem nas węzłem małżeńskim nie sprawdziłem jak gotujesz. Zakochany idiota… - zaśmiał się Rudiger, a i Cassandra cicho parsknęła. - Cerowaniem jeszcze zdążysz się znudzić, a sprzątać będziemy razem. - uśmiechnął się wojownik. - Nie chciałbym abyś pomyślała, że robię z ciebie swoją służkę. - mężczyzna westchnął kiedy Cassandra z wyczuciem przechodziła przez kolejne mięśnie jego pleców.

- A ja nie chcę byś pomyślał, że robię z ciebie ochroniarza - odpowiedziała mu w podobnym tonie, choć może brzmiał bardziej żartobliwie, aby zbagatelizować jego zbędny tok rozumowania.
- Daj spokój kochanie, uzupełniamy się, więc warto to wykorzystać. Co innego miałabym robić w domu, jeśli nie dbać o jego wygląd, dbać o ciebie i nasze życie? Przecież nie będę biegała z włócznią po mieście i pytała czy nie potrzebują kogoś kto walczy, od razu zostanę wyśmiana, nikt by mnie nie zatrudnił w takiej roli. Znalazłam się tutaj z wami tylko dlatego, że podróżowaliśmy w grupie, nie wiem jakie talenty mam w wyobraźni Komendanta, ale na pewno wydaje mu się, że jakieś przydatne. Nie oszukujmy się, ale nie robię wiele. Można by wynająć każdego młodziaka i rzucić mu miedziakiem za dobę, a by w podskokach jeszcze wam bambetle targał - w głosie dziewczyny był spokój i żartobliwa nuta, nic nie sugerowała, jakby miała czuć się urażona takim stanem rzeczy, po prostu stwierdzała coś, co było dla niej oczywiste - Jestem twoją żoną, a nie służką i choć może role są podobne, to ja dostrzegam w tym ogromną różnicę. Dla mojego ojca byłam rzeczą, dla ciebie nigdy nie będę. Nie jest to nawet porównywalne, sposób w jaki mnie traktujesz a w jaki on… - Cassandra na chwilę spauzowała, aby przełknąć gulę, jaka podeszła jej do gardła i odetchnąć uspokajająco - … Nigdy nie pomyślę sobie, że mógłbyś mnie źle traktować. Bo i przenigdy nie dałeś mi powodu, abym tak mogła sądzić.

- Zapominasz o tym, że czasem ludzie otaczają się pobratymcami nie ze względu na ich umiejętności tylko cechy charakteru.
- powiedział Rudiger spokojnie. - Ktoś kto walczy niczym bóg wojny nie znajdzie oddanych, lojalnych towarzyszy kiedy będzie zły, gburowaty i nie godzien zaufania. Zdecydowanie inaczej się ma sprawa z osobą, która może nie jest dobrym wojownikiem, ale ma dobre serce, jest miła, oddana grupie i stara się być przydatna na każdym znanym jej polu. Nikt nie zaczynał od razu z umiejętnościami walki na poziomie takim jak na przykład Erika. Na początku były tylko predyspozycje, dużo treningu i nadzieja, że powoli, systematycznie będzie się stawać coraz lepszą. - Schultz zatrzymał się na chwilę rozkoszując się przyjemnością dawaną przez drobne, delikatne dłonie nastolatki. - Poza tym nikt nie mówił, że jedyna słuszna droga to droga wojownika. Na taki sam szacunek zasługuje dobry wojownik, niemniej wyspecjalizowany krawiec, szewc czy golibroda. Tylko ich umiejętności są bardziej lub mniej przydatne zależnie od sytuacji. Dzisiejszy świat jest pełen przemocy, brutalności i agresji dlatego wielu ludziom wydaje się, że będąc wojownikiem są kimś więcej niż inni. To nieprawda. Mam nadzieję, że niedługo przyjdzie taki dzień, w którym zrozumiesz, że twoje umiejętności nie są gorsze lub lepsze od umiejętności wojownika. Po prostu pracujesz w grupie, której trzon stanowią wojacy i dlatego zadania przez nich wybierane nie wykorzystują w pełni twojego potencjału. Taka jest prawda. - westchnął zabijaka. - Zaraz zanudzę cię na śmierć… - zaśmiał się mężczyzna. - Naprawdę dobra z ciebie masażystka.

- Nie zanudzasz mnie
- stwierdziła ze szczerą powagą - Po prostu kupujesz sobie czas aby masaż trwał dłużej! Przejrzałam cię - zażartowała przerywając czynność i pacnęła go dłonią w bark.
- No i koniec tego. Już ci wystarczy nim się przyzwyczaisz i rozbestwisz. - uśmiechnęła się lekko, wycofując zza jego pleców i przesuwając tak, aby usiąść u jego boku i obejmując silne ramię, wtulić się w męża. - Uwielbiam cię rozpieszczać - przyznała rozkosznie, wzdychając i przymykając oczy. - Zrobię dla ciebie co tylko będziesz chciał.

- Najpierw mam się nie rozbestwiać, potem mówisz, że zrobisz wszystko… - zaśmiał się Rudiger tuląc żonę. - Kładź się. Teraz ja ci plecy wymasuję. - dodał powoli siadając i wspierając się na muskularnym ramieniu. - Nigdy tego nie robiłem. Może odkryjemy coś poza wojaczką w czym jestem dobry i będę mógł to rzucić. - uśmiechnął się do żony wojownik obracając ją delikatnie na brzuch. - Odpręż się i nie zagaduj aby nie przedłużać. - zaśmiał się krótko mężczyzna. Miała jedynie ochotę rzucić z rozbawieniem, że jest głupi, ale postanowiła polec plackiem w milczeniu. Oby tylko jego siła nie połamała mi kości, parsknęła krótko na samą myśl.
O poranku ruszyli w dalszą drogę. Cassandra nic się nie odzywała, będąc też trochę zaspaną po nie do końca udanej nocy. Odgłosy płynące z głębi mrocznego lasu, nawet mimo obecności Rudigera, potrafiły wywołać w jej kruchej duszy lęk i niepokój. Podczas warty Glaubera, kobieta spędziła z nim chyba ponad godzinę, starając się rozmawiać lub po prostu siedząc w milczeniu i grzejąc się w cieple tańczących płomieni ogniska. Teraz już nie czuła takiego samego chłodu, jaki zaatakował ją nocą, ale też nie mogła przyznać, żeby było jej ciepło. Rozmyślała bardziej nad tym, kiedy w końcu wrócą i będzie mogła z powrotem ubrać się normalnie jak kobieta, a nie latać w tych opiętych gaciach, w których czuła się niemal naga.
Mimo zajęcia się własnymi myślami, Cassandra zauważyła obrzydliwego, wielkiego potwora! Zorientowała się po spojrzeniu, że i Heini go dojrzał. Chwyciła Rudigera za ramię, wskazując rogate bydle z sercem wybijającym jej głośne rytmy. Przeraziła się, gdyż stwór ten wyglądał inaczej niż te, które widziała wcześniej. Nachyliła się nad dziadkiem i wyszeptała mu do ucha, że muszą być teraz bardzo cicho. Nie chciała aby ten pytaniami zdradził ich pozycję. Dziewczyna jak zawsze miała w zamiarze zająć się staruszkiem i wierzchowcami oraz trzymać się w bezpiecznej odległości poza zasięgiem wzroku wykrytego minotaura, jak i ewentualnych jego kolegów, którzy być może nadejdą.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline