Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2019, 22:15   #113
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Rudiger - mimo potężnej budowy ciała - był wojownikiem, którego najmocniejszymi stronami były szybkość i zręczność. Schultz bez problemu lawirował w chaosie bitwy unikając pierwszych ciosów błogosławionego przez siły chaosu oponenta. Zabijaka nie krzywił się i nie krzyczał mając świadomość, że żaden ze zwierzoludzi nie rzucił się w kierunku jego żony i kapłana będącego pod jej opieką. Rzezimieszek był spokojny. Mężczyzna nie miał czasu zmówić modlitwy do Myrmidii, ale – jak uczył go ojciec – nie było na nie czasu chwili większością bitew. Wojownik musiał zatem zawierzyć swoim umiejętnością mając gdzieś z tyłu głowy, że każdy trening walki był swoistą modlitwą do jego bogini.

Rudiger czekał na swoją kolej i dobrą szansę do przejęcia inicjatywy. Dał się przeciwnikowi wystrzelać z nagromadzonego szału i kiedy ten łapał pierwszy dech zabijaka błyskawicznie przeszedł do ofensywy. Schultz nie należał do ludzi przeraźliwie asekuracyjnych przez co nie nosił przy sobie łuku czy kuszy. Zabijaka kochał czuć wroga blisko, na wyciągnięcie ręki. Pierwsze cięcie idealnie wyważoną klingą trafiło przeciwnika w pokryty gęstym futrem tors, przecinając go od barku aż po lędźwie. Rudiger wykonał błyskawiczny obrót celując drugim cięciem zdecydowanie wyżej. Mutant nie zdążył wykonać rotacji dlatego miecz Schultza zagłębił się z przyjemnym pluskiem w jego grdyce. Gardłowy, nieprzyjemny ryk topiącej się we własnej posoce bestii przeszył powietrze, a wojownik ze spokojem malującym się na twarzy rozejrzał się po polu bitwy. W jego przypadku walka była żywiołem, który czasem starał się okiełznać agresją i brutalnością, a czasem współpracował z nim ze spokojem i opanowaniem. W obu przypadkach Rudiger Schultz był diabelsko skuteczny ustępując pola tylko nielicznym.

Kilka chwil wystarczyło aby mężczyzna utwierdził się w przekonaniu, że jego strona wyszła ze starcia bez strat. Wojownik schował miecz do pochwy, strzepnął posokę z przymocowanej do jego przedramienia tarczy i ruszył w kierunku żony, na której ramieniu wspierał się ojciec Odo. Słysząc propozycję kapłana mężczyzna uśmiechnął się do żony z satysfakcją.

- Nie mamy rannych, ojcze Odo. – odpowiedział spokojnym basem. – Zachowaj błogosławieństwo Ulryka na później. Być może jeszcze się nam przyda…

Po wyruszeniu w głębokie czeluści Drakwaldu zabijaka nie tracił czujności. Trzymał się blisko kapłana oraz Cassie w każdej chwili będąc gotów do walki. Wyobraźnia w takich miejscach mogła płatać figle. Cienie tańczyły ukazując się jako długie, ostre szpony, przemykające bestie czy wystrzelone z ciemności pociski. Schultz nie miał wybujałej wyobraźni dlatego na jego wsparcie w chwilach zwątpienia mogła liczyć zdecydowanie bardziej podatna na sugestie podświadomości żona. W każdej chwili zwątpienia Cassandra widziała go – wyprostowanego i dumnego – w gotowości do obrony jej oraz reszty kompanów…
Warta Rudigera miała miejsce w środku nocy. Przed nią Schultz zdążył rozbić namiot, zrelaksować się przy masażu zapewnionym przez Cassie i przespać dwie godziny u boku żony. Wojownik został obudzony przez Webera. Nie spał on tak płytko jak bardziej nawykła do wojaczki i traktów Erika, ale potrafił bardzo szybko doprowadzić się do gotowości bojowej. Mimo iż zabijaka należał do miastowych typów to nie narzekał na trudy podróży mając świadomość, że zostanie za wyprawę sowicie wynagrodzony i po powrocie do grodu odbije sobie wszelkie niewygody.

Podczas stróżowania rzezimieszek był spokojny i opanowany. Bywały momenty, w których chciał obudzić pozostałych, ale ostatecznie wstrzymywał się nie mając innych powodów jak szelesty w zielonych gęstwinach czy niepokojące dźwięki wydawane zapewne przez głodne zwierzęta. Sprawy nie ułatwiał kapłan, który szamotał się, wił i mamrotał głośno przez sen. Chwilami zabijaka chciałby go uciszyć, ale mogłoby to dać skutek przeciwny do zamierzonego budząc przerażonego duchownego z koszmaru i nie pozwalając mu zasnąć przez resztę nocy. Odo musiał mieć siły aby prowadzić drużynę w kierunku artefaktu dlatego musiał wypoczywać tak dobrze na ile pozwalały mu panujące w nawiedzonym lesie warunki. Przed pójściem na zasłużony odpoczynek Schultz obudził Erikę przekazując jej kilka słów odnośnie jego warty. Kraus nie należała do osób, o które należało się bać, ale Rudiger dał jej znać, że w razie potrzeby przybędzie na ratunek.

Śniadanie dla wojownika było chwilą spokoju. Jedząc, rozmyślając nad dalszymi etapami podróży Rudiger dawał odpoczywać przedramionom dźwigającym tarczę, plecom opatulonym plecakiem i nogom, którymi drałował przez większą część dnia. Po posiłku Schultz musiał nieco się rozruszać wykonując kilka podstawowych ćwiczeń. Zabijaka nie zapominał w podróży o higienie. Ostrzegawczych słów kapłana rzezimieszek wysłuchał z grzeczności, bo ostrożny i czujny był od chwili przekroczenia bram Middenheim.

Dotarcie na Wzgórze Duchów nie było tak trudne jak zakładał wcześniej Rudiger. Schultz już miał wychodzić na polanę z kurhanem aby sprawdzić jak dostać się do jego wnętrza kiedy za ramię solidnie złapała go Cassandra. Rudiger zdążył poznać żonę na tyle aby po spojrzeniu na jej śliczną twarz dostrzec w niej rosnące przerażenie. Wojownik jeszcze raz rzucił okiem na polanę i wtedy zauważył czającego się tam potwora. Mutant miał ponad siedem stóp wysokości i ważył zapewne ponad dwa razy tyle co Rudiger. Dwuręczny topór w jego łapach nie wyglądał na atrapę, a raczej narzędzie mordu odpowiedzialne za śmierć dziesiątek istot. Kapłan zapytał szeptem o sytuację na co odpowiedziała mu Cass. Schultz nie czuł potrzeby uspokajać ojca Odo nie mając pojęcia czego mógł się spodziewać po minotaurze. Jedno było pewne: Schultz będzie przy przeciwniku pierwszy i zapewne jako pierwszy będzie mógł wypróbować na sobie sprawność mutanta.

Plan na nadchodzącą bitwę był w mniemaniu zabijaki prosty. Rudiger czekał aż Konrad, Erika oraz Heinrich wystrzelą, a zaraz po tym miał zamiar wbić się w przeciwnika szarżą. Jego następne ataki miały być seriami ciężkich do przewidzenia czy uniknięcia ciosów. W razie celnych cięć przeciwnika Schultz miał zamiar unikać oraz parować. Dwuręczny topór – mimo pokaźnych gabarytów i możliwości zadania potężnych obrażeń – był bronią powolną i bardziej przewidywalną niż miecz czy włócznia. Niestety w razie trafienia mutant mógł jednym ciosem zabić przeciwnika. Zapowiadała się zatem emocjonująca bitwa. Schultz na szybko wykonał święty znak Bogini Taktyki i przygotował się do nadchodzącego starcia. Miał zamiar rozpocząć szarżę zaraz po strzałach towarzyszy. Minotaur nie mógł dobyć rogu sygnałowego…
 
Lechu jest offline