Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2019, 11:27   #115
Mroku
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Strzelcy uwolnili pociski niemal w jednym tempie. Bełty Eriki i Heinricha trafiły zaskoczonego minotaura w korpus i lewe ramię, a strzała Konrada ugrzęzła w prawej ręce potwora, który warknął tylko, bardziej rozeźlony chyba tym, że ktoś miał czelność go zaatakować, niż krwawiącymi ranami, na które zdawał się nie zwracać uwagi. W drodze ku niemu był już Rudiger, wykorzystując swoją ponaprzeciętną szybkość. Mężczyzna starł się z warczącą bestią, tnąc na odlew i trafiając w prawe, ranne już ramię. Potwór tym razem zawył z bólu i wyprowadził własny cios, jednak tak, jak Rudiger się spodziewał, wprawienie tak wielkiego topora w ruch, zwłaszcza przy zranionych ramionach, nie było rzeczą łatwą. Minotaur zamachnął się od boku, jednak jego uderzenie było przewidywalne, co pozwoliło rzezimieszkowi bez problemu uskoczyć w tył.

Do walczącego Schultza dołączyli po chwili Erika, Konrad i Heinrich. Najemniczka cięła mieczem po lewej nodze bestii, zostawiając brzydką ranę, Konrad rozorał swym ostrzem bok stwora, z którego plunęło krwią, a Heinrich zranił paskudnie kolejną nogę Chaośnika swą pałką. Mimo takich ran, które niejednego stwora posłałyby dawno do piachu, minotaur wciąż stał na nogach i odgryzł się kolejnym uderzeniem topora, tym razem atakując Erikę, jednak tak jak w przypadku Rudigera, cios był zbyt czytelny i kobieta bez problemu go uniknęła. Ostatnia faza walki to były kolejne celne ciosy zadawane w coraz to bardziej krwawiące i poddające się ciało przeciwnika. Rudiger i Konrad ostatecznie zagłębili ostrza swych mieczy w bebechach potwora aż po jelce, sprawiając, że ten zachwiał się jeszcze na zakrwawionych kopytach, wypuścił topór z wielkich łap i padł bez życia na ziemię.

Było po walce, choć nigdy wcześniej nie spotkaliście tak wytrzymałego przeciwnika. Cassandra z ojcem Odo i zwierzętami dołączyła do pozostałych, zostawiając konie i muła na polance przy kurhanie. Gdy kapłan zbliżył się do obelisku, zachwiał się i padł na jedno kolano.
- To tutaj... moja głowa... za chwilę pęknie z bólu... musicie odnaleźć... wejście. - Po tych słowach osunął się na ziemię, tracąc przytomność.
Próby dobudzenia Odo nie przyniosły efektów, więc zabraliście się za przeszukiwanie kurhanu, tuż pod obeliskiem. Odgarnianie i uprzątnięcie kości, czaszek, resztek poodcinanych głów zajęło dobre dwie godziny i nie należało do najprzyjemniejszych zadań. W końcu jednak Rudiger i Konrad dostrzegli kamienne schody prowadzące w dół. Wtedy też Odo niespodziewanie oprzytomniał, podrywając do pozycji siedzącej. Z twarzą zdjętą cierpieniem, wskazał palcem na schody.
- Musimy tam zejść - rzucił, po czym wsparł się na swym metalowym kiju i ruszył w stronę zejścia.

Podążyliście za nim w pełnej gotowości i po chwili dotarliście schodami do masywnych, kamiennych drzwi barwionych na ciemny szkarłat. Pośrodku nich ujrzeliście plugawy symbol, który znał chyba każdy mieszkaniec Starego Świata - znak Khorne'a, Pana Czaszek, który dodatkowo upstrzono malunkami czaszek, łańcuchów i łba zwierzoczłeka .


Wrota były masywne i dopiero gdy Erika, Konrad, Heinrich i Rudiger połączyli siły, udało im się przesunąć nieco kamienną płytę, na tyle, by można było swobodnie przejść. Z wnętrza wylała się smolista czerń i zapach stęchlizny połączonej z wilgocią. Heinrich odpalił latarnię i weszliście wraz z ojcem Odo do dość szerokiego korytarza, którego obie ściany znaczyły jakieś zapiski w plugawej mowie, symbole Khorne'a i namazane krwią sceny jakichś bitew. W powietrzu wyczuwało się gwałtowną naturę Boga Krwi - wasze dłonie niemal od razu powędrowały na rękojeści broni, adrenalina zaczęła buzować wam w skroniach, staliście się niespokojni i gotowi do walki. Miejsce z całą pewnością naznaczone było jakąś ponurą aurą, która oddziaływała na zmysły.

Po mniej więcej dziesięciu metrach, korytarz kończył się, wychodząc na dwie, nieco dłuższe odnogi, obie zakończone ścianami, a wy poczuliście, jak wszystkie zmysły wracają do normy. Rozejrzeliście się w nikłym świetle latarni. Wyglądało na to, że żadna ze stron nie posiadała dalszego przejścia.

 
Mroku jest offline