| Strzelcy uwolnili pociski niemal w jednym tempie. Bełty Eriki i Heinricha trafiły zaskoczonego minotaura w korpus i lewe ramię, a strzała Konrada ugrzęzła w prawej ręce potwora, który warknął tylko, bardziej rozeźlony chyba tym, że ktoś miał czelność go zaatakować, niż krwawiącymi ranami, na które zdawał się nie zwracać uwagi. W drodze ku niemu był już Rudiger, wykorzystując swoją ponaprzeciętną szybkość. Mężczyzna starł się z warczącą bestią, tnąc na odlew i trafiając w prawe, ranne już ramię. Potwór tym razem zawył z bólu i wyprowadził własny cios, jednak tak, jak Rudiger się spodziewał, wprawienie tak wielkiego topora w ruch, zwłaszcza przy zranionych ramionach, nie było rzeczą łatwą. Minotaur zamachnął się od boku, jednak jego uderzenie było przewidywalne, co pozwoliło rzezimieszkowi bez problemu uskoczyć w tył.
Do walczącego Schultza dołączyli po chwili Erika, Konrad i Heinrich. Najemniczka cięła mieczem po lewej nodze bestii, zostawiając brzydką ranę, Konrad rozorał swym ostrzem bok stwora, z którego plunęło krwią, a Heinrich zranił paskudnie kolejną nogę Chaośnika swą pałką. Mimo takich ran, które niejednego stwora posłałyby dawno do piachu, minotaur wciąż stał na nogach i odgryzł się kolejnym uderzeniem topora, tym razem atakując Erikę, jednak tak jak w przypadku Rudigera, cios był zbyt czytelny i kobieta bez problemu go uniknęła. Ostatnia faza walki to były kolejne celne ciosy zadawane w coraz to bardziej krwawiące i poddające się ciało przeciwnika. Rudiger i Konrad ostatecznie zagłębili ostrza swych mieczy w bebechach potwora aż po jelce, sprawiając, że ten zachwiał się jeszcze na zakrwawionych kopytach, wypuścił topór z wielkich łap i padł bez życia na ziemię.
Było po walce, choć nigdy wcześniej nie spotkaliście tak wytrzymałego przeciwnika. Cassandra z ojcem Odo i zwierzętami dołączyła do pozostałych, zostawiając konie i muła na polance przy kurhanie. Gdy kapłan zbliżył się do obelisku, zachwiał się i padł na jedno kolano.
- To tutaj... moja głowa... za chwilę pęknie z bólu... musicie odnaleźć... wejście. - Po tych słowach osunął się na ziemię, tracąc przytomność.
Próby dobudzenia Odo nie przyniosły efektów, więc zabraliście się za przeszukiwanie kurhanu, tuż pod obeliskiem. Odgarnianie i uprzątnięcie kości, czaszek, resztek poodcinanych głów zajęło dobre dwie godziny i nie należało do najprzyjemniejszych zadań. W końcu jednak Rudiger i Konrad dostrzegli kamienne schody prowadzące w dół. Wtedy też Odo niespodziewanie oprzytomniał, podrywając do pozycji siedzącej. Z twarzą zdjętą cierpieniem, wskazał palcem na schody.
- Musimy tam zejść - rzucił, po czym wsparł się na swym metalowym kiju i ruszył w stronę zejścia.
Podążyliście za nim w pełnej gotowości i po chwili dotarliście schodami do masywnych, kamiennych drzwi barwionych na ciemny szkarłat. Pośrodku nich ujrzeliście plugawy symbol, który znał chyba każdy mieszkaniec Starego Świata - znak Khorne'a, Pana Czaszek, który dodatkowo upstrzono malunkami czaszek, łańcuchów i łba zwierzoczłeka .
Wrota były masywne i dopiero gdy Erika, Konrad, Heinrich i Rudiger połączyli siły, udało im się przesunąć nieco kamienną płytę, na tyle, by można było swobodnie przejść. Z wnętrza wylała się smolista czerń i zapach stęchlizny połączonej z wilgocią. Heinrich odpalił latarnię i weszliście wraz z ojcem Odo do dość szerokiego korytarza, którego obie ściany znaczyły jakieś zapiski w plugawej mowie, symbole Khorne'a i namazane krwią sceny jakichś bitew. W powietrzu wyczuwało się gwałtowną naturę Boga Krwi - wasze dłonie niemal od razu powędrowały na rękojeści broni, adrenalina zaczęła buzować wam w skroniach, staliście się niespokojni i gotowi do walki. Miejsce z całą pewnością naznaczone było jakąś ponurą aurą, która oddziaływała na zmysły.
Po mniej więcej dziesięciu metrach, korytarz kończył się, wychodząc na dwie, nieco dłuższe odnogi, obie zakończone ścianami, a wy poczuliście, jak wszystkie zmysły wracają do normy. Rozejrzeliście się w nikłym świetle latarni. Wyglądało na to, że żadna ze stron nie posiadała dalszego przejścia. |