Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2019, 12:04   #105
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Turniej, bo inaczej nie można było nazwać tego zgromadzenia i popisów zbrojnych mężów (i kobiet) był bardzo okazały, przynajmniej jeśli chodziło o liczbę popisujących się i widzów, tudzież tych, którzy przy okazji turnieju chcieli zarobić parę groszy sprzedając tak jadło, jak i trunki.

A gdyby tak całą tę zbrojną brać zagnać w lasy porastające Góry Środkowe, to wszelkiego rodzaju mutanci i bandyci zostaliby zmieceni z powierzchni ziemi i na parę lat zapanowałby spokój.

Na parę lat, bo, jak wiadomo, natura nie lubi próżni i po jakimś czasie na miejsce wypędzonych lub zabitych pojawiliby się następni, stanowiący uzasadnienie istnienia tak wojska, jak i sił milicyjnych, których popisy Karl miał okazję oglądać i oklaskiwać.
Ale sam się do udziału nie pchał. Ewentualnie mógłby wystąpić w jakichś zawodach indywidualnych, ale te miały się odbyć dopiero następnego dnia. Drużyny zaś wyglądały na skompletowane, a poza tym Karl nie bardzo chciał się pospolitować z wieśniakami i sługami, z których te drużyny się składały. Wolał pochodzić, popatrzeć, posłuchać plotek, pooklaskiwać. A w międzyczasie rozejrzeć się z znajomymi, którzy wszak mogli się znaleźć w tym licznym i wielobarwnym tłumie.
"Zgubiwszy" Manfreda, który znalazł jakichś znajomków i postanowił wspomóc jedną z drużyn, Karl zaczął wędrować między straganami, do chwili, gdy jego wzrok trafił na młodego krasnoluda, jakby zagubionego w tłumie, z niecierpliwością kogoś wypatrującego. Całkiem jakby czekał na kogoś... zapewne znajomego, który postawiłby mu coś do jedzenia i picia. Sam krasnolud zbyt zasobnie nie wyglądał, raczej można by sądzić, że potrzebował finansowego wsparcia.
No chyba że zagubił się w tłumie...
Karl nie był w nastroju, by wspomagać biednych lub oprowadzać zagubionych i już miał iść dalej, gdy przypomniał sobie o poszukiwaniach, jakie prowadził Tladin. Niestety, zagadnięty krasnolud okazał się nietutejszy i o Bladinie nic nie słyszał. Obiecał co prawda, że spyta, lecz wiara Karla w to była niewielka. Uprzejmie pożegnawszy Fagrima (bo takie imię nosił ów młodzik) Karl ruszył dalej, by w chwilę później omal nie zderzyć się z młodym, bogato odzianym mężczyzną, najwyraźniej bujającym w obłokach.

- O, pan Karl... Bardzo przepraszam... - sumitował się młodzian, syn jednego z (bogatszych) sąsiadów Karla. - Przepraszam... - powtórzył. Nawet to zajście nie starło uśmiechu z jego twarzy.
- Johan, miło cię widzieć. - Karl rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu Caspara von Pless, który zwykle nie spuszczał z oka swej nieco niesfornej latorośli. - Cóż tu porabiasz, sam? Zniknąłeś ojcu z oczu?
Johan odruchowo się obejrzał, a potem szeroko uśmiechnął.
- Jestem pod opieką wuja - powiedział.
- Korzystaj zatem ze swobody. - Karl się uśmiechnął. - Zresztą widać, że ci to służy. Takiś radosny... Jak jej na imię?
Johan zarumienił się.
- Już nie będę cię dręczyć. - Karl ponownie się uśmiechnął. - Baw się dobrze. - Poklepał Johana po ramieniu.
- A pan? Może nas pan odwiedzi? Wuj by się ucieszył.
- Przekaż mu pozdrowienia ode mnie, ale tym razem nie mogę. Muszę wracać do miasta i rankiem w góry. Bastion czeka.
- A tak, słyszałem, ojciec wspominał.
- Johan skinął głową. Na jego twarzy pojawiła się lekka zazdrość. - Może by pan mnie zabrał? Umiem walczyć... - zapewnił, z brakiem wiary w spełnienie jego pragnienia.
- A wuj cię puści?

Zamienili jeszcze parę słów, po czym pożegnali się. Johan pospieszył (zapewne) na spotkanie, a Karl pokręcił się jeszcze trochę po Straży, po czym ruszył z powrotem do miasta.
 
Kerm jest offline