Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2019, 01:45   #119
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Retrospekcja, obóz w zaroślach
Cassandra & Heinrich

Kiedy Rudiger wrócił po swojej warcie do namiotu, dziewczyna przebudziła się. Próbowała zasnąć ponownie, jednak dźwięki płynące z głębi lasu zagnieździły się w jej delikatnej psychice i nie dawały spokoju. Po dłuższej chwili wiercenia się i nieudanych próbach ponownego zaśnięcia, wygrzebała swoją zgrabną dupę na zewnątrz. Cassandra szybko poczuła przeszywający jej drobne ciało chłód nocy. Przez chwilę tak stała, obejmując się za ramiona i gładząc dłonią próbowała rozgrzać zaatakowaną przez zimno skórę. W pewnym momencie jej spojrzenie skrzyżowało się z pełniącym wartę Glauberem. Zmrużyła podejrzliwie oczy i naburmuszyła policzki, reagując mową ciała tak jak zwierz jeżący włosy na grzbiecie. Nic nie mówiąc skierowała kroki gdzieś w stronę głębi lasu, za namiotami.

Heinrich wzruszył ramionami. Pewnie szła się wysikać i wstydziła się na widoku. Zrozumiałe, choć nie zawsze bezpieczne w tym lesie.
- Nie odchodź za daleko poza krąg światła. I odezwij się wracając - powiedział.

- Domyślisz się, gdy odgłos lanego moczu ustąpi i będę trzaskać gałązkami które podepczę wracając - rzuciła w odpowiedzi jakby już na wstępie obrażona o to, że w ogóle on śmiał istnieć i pełnić teraz wartę. Cham. No jak on śmiał mieć wartę akurat wtedy, kiedy ona postanowiła wyjść z namiotu?! Kiedy oddaliła się nieco, ciężko jej było się skupić na czynności, przez te dźwięki dookoła. Rozpraszały ją i miała ochotę schować szybko dupę i uciec z powrotem do namiotu. W ostateczności jednak wytrzymała i udało jej się dokonać dzieła. Kiedy wyszła ponownie ukazując się mężczyźnie, jej postawa była wyniosła. Patrzyła na niego z góry jakby była księżną panią i nie zasłużył na to, aby podziwiać jej piękno. W końcu go na nią nie stać, prawda?

- Odeszłam poza krąg światła - oznajmiła jakby miała go to ruszyć, albo w ogóle obchodzić.
- Ale przynajmniej odzywam się po powrocie. I nie rozumiem za bardzo po co.

- Dziękuję
- odpowiedział. W pracy strażnika niejeden raz musiał użerać się z różnymi osobami. Od zapitych bezdomnych po wielkie panie raczące sobie pokrzyczeć na funkcjonariusza bo jej kareta utknęła w korku przy przewróconym wozie z kapustą.

- Za to że się do ciebie odzywam? - dopytała unosząc krytycznie jedną brew i wgapiając się w niego ładnymi oczami. Stała odziana w obcisłe spodnie, które chcąc się dopasować do ciała właścicielki, podkreśliły jej ponętne i kuszące kształty, robiąc z nią prawie nagą. Dziewczyna obejmowała się rękami z powodu chłodu.
- No tak, bo przecież cię na mnie nie stać. Z dziwkami tak bywa, że nawet słowem nie uraczą, jeśli się im koło ucha nie zabrzęczy monetami, prawda? - dodała z wyczuwalnym wyrzutem w głosie i nabrała powietrza w policzki, przez co zamiast wyglądać na obrażoną, przypominała naprawdę przesłodką i bezbronną kobietę, która po prostu się dąsa, ale bardzo łatwo ją udobruchać.

- Za współpracę - Glauber nie dał się sprowokować. Ani zmanipulować chwilę później. “Biedny Rudi” - pomyślał. “Ale i tak cholerny szczęściarz” - dodał w myślach.
- Stań bliżej ognia albo wracaj do namiotu zanim zmarzniesz - dodał tym razem słownie, ale cicho.

Cassandra jeszcze przez chwilę patrzyła na niego podejrzliwie, stojąc w bezruchu i mrużąc oczy. Już dawno drżała z zimna i zaczęła szczękać zębami, udając oczywiście, że wcale nie jest tak źle. Wiedziała jednak że powrót do namiotu nie ma sensu i jedynie obudzi męża, a bardzo chciała by ten trochę pospał. Wyciągnęła więc tylko koc i zarzuciła na ciało, zabierając tym samym widok swojego ciała sprzed oczu Heiniego. Podeszła do ogniska i kucnęła obok niego.
Milczała dłuższą chwilę, w której było słychać jedynie jej uderzające o siebie zęby.
- Naprawdę uważasz, że jestem najmniej problemowa? - zapytała nawiązując do rozmowy sprzed karczmy.

- Naprawdę. Szanse że wdasz się w bójkę po pijaku są raczej niewielkie. A Twoje byłe koleżanki po fachu nie szukają też kontaktów z prawem, chyba żeby liczyć uszczknięcie tego czy owego z sakiewki pijanego klienta albo bycie ofiarą przemocy. To jedynie z rzadka zajmuje czas Straży.

- Za to są szanse na problemy innej natury. Chociażby sytuacja z meliny w której rozmawialiśmy z twoim kanalarzem. Tylko z mojego powodu omal to nie wyszło, bo Rudiger był gotów go zatłuc. Jest wiele spraw które mogę zepsuć ci samą obecnością i mam wrażenie, że doskonale o tym wiesz.
- Cassandra zaczęła dziubać ognisko kijem - Zawsze tak patrzysz na mnie jakbyś uważał, że jestem zbędna. W sensie, kusząca ale tylko na chwile. Jakbyś brzydził się moją obecnością i cię męczyła. To niemiłe. Nie jestem już tym kim byłam, nie powinnam być tak oceniana - wyznała niegłośno, skupiając się na ognisku, jakby nie potrafiła nawet spojrzeć na osobę do której się zwraca.

- Bójki o piękne kobiety się zdarzają. Obydwaj byli dorośli, a skoro tak lubią… - wzruszył ramionami - A gdyby zatłukł to Prawo Imperium jest jasne. Za przestępstwo odpowiada przestępca i tylko przestępca. Nie szukałaś kłopotów i tyle mi wystarczy.
Potem jednak jej przemowa stawała się coraz dziwniejsza i coraz mniej mająca wspólnego z nim. Heinrich rozejrzał się wokół, by sprawdzić do kogo kobieta mówi. Najwyraźniej jednak mówiła do niego, choć jej słowa w tym kontekście nie miały sensu. Od początku uważał przecież, że jest niezbędna i dawał temu głośno wyraz. Podobnie jak temu, że nie brzydzi się jej towarzystwem, a wręcz uważa je za przydatne. Zarówno w sensie szczególnym, czyli w tej grupie, jak i w sensie ogólnym. Damy negocjowalnego afektu pełniły w społeczeństwie Imperium ważną rolę. A ta okręciła sobie całą drużynę wokół palca - albo byli w niej pozakochiwani albo chodzili wokół niej na paluszkach, by jej nie urazić.
Na szczęście i z takimi rzeczami potrafił sobie poradzić. Choć nigdy nie czytał o identyfikacji projekcyjnej nauczył się już, by nigdy nie zaprzeczać rojeniom wypowiadanym przez innych. To jedynie prowokowało agresję. A teraz miał inne zadania. Ponieważ nie było w pobliżu żadnego kapłana (ani przytułku) do którego można by wysłać tę potrzebującą widać pocieszenia duszę, skupił się na ostatnich słowach, które wypowiedziała.
- Oczywiście. Przepraszam. Nigdy nie pokazywałaś, że moja opinia jest dla Ciebie ważna. Raczej lekceważenie.

Dźgnęła kijem ognisko jakby chciała je zabić i pozostawiła tak narzędzie swej zbrodni, aby wstać na równe nogi. W obozie zapanowało całkowite milczenie, a ciszę przerywały jedynie niepokojące odgłosy z głębi mrocznego lasu, które nie przestawały niepokoić dziewczyny. Zmrużyła ona oczy jakby z gniewem rzucając spojrzenie swojemu rozmówcy. Jego odpowiedź potraktowała jak ignorancję, po prostu odpowiedział tak, jakby ona chciała, przez co jego słowa wcale nie wydały się jej szczere. Nie pomagał fakt, że od samego początku miała do niego negatywne nastawienie i to niewiele się zmieniło, choć od rozmowy sprzed karczmy, zdecydowanie zelżało.
- Wcale nie jesteś lepszy, nawet nie skupiasz się na tym, co mówię - rzuciła półszeptem, przez co jej kobiecy głos zabrzmiał mniej gniewnie, niż planowała. Być może gdyby nie był taki melodyjny i uroczy na co dzień, to dałoby się teraz plastycznie nim manewrować i jednocześnie używać szeptu.
- Skoro jesteśmy razem, to powinniśmy być dla siebie ważni. Działanie w grupie bez zaufania lub w atmosferze bycia piątym kołem u wozu nie sprzyja niczemu - Cassandra po chwili stanęła obok mężczyzny, patrząc na niego ze swojej stojącej pozycji. Zza kotary koca, którym się opatuliła, wysunęła się delikatna, kobieca dłoń, o smukłych, długich palcach, zakończonych zadbanymi paznokciami. Sprawiała wrażenie, jakby w życiu nie podjęła się żadnej fizycznej pracy.
- Myślę, że twój dowódca się ciebie pozbył. Nie wiem dlaczego, ale skoro to zrobił, musiałeś ich przerastać swoją osobą. To oznacza, że spędzimy ze sobą dużo czasu. Powinniśmy więc zacząć znajomość od początku. - kobieca dłoń czekała na uścisk zgody, podczas gdy śliczne oczy wpatrywały się w niego ze spokojem.

Dłonie Heinricha nie były zadbane. Ani szczególnie czyste, skoro już o nich mowa. Ale nie dlatego poczuł się zakłopotany. Dziewczę było zielone jak trawa na wiosnę i zupełnie nie rozumiało ich sytuacji. Niemniej…
- Heinrich Gauber - uścisnął jej dłoń - dla przyjaciół Heini - dodał.
- A dowódca pozbył się mnie, tak jak pozbyłby się każdego w takiej sytuacji. Dobre stosunki z Kapłanami Ulryka są ważniejsze niż życie jednego strażnika. Czy grupki wojowników. Czy młodej dziewczyny, która nie powinna ruszać do Drakwaldu, ale jak jeszcze raz powie, że jest nieprzydatna to ją aresztuję za okłamywanie strażnika.

Cassandra parsknęła krótko z rozbawienia, zaś samo ściśnięcie dłoni jakoś jej nie obrzydziło. Ciężko mieć takie jak ona, kiedy jedyną rękojeścią jaką się trzyma w łapie, bywała osobistą bronią umiejscowioną w kroczu.
- Nigdy jeszcze nikt mnie nie aresztował - przyznała w zadumie, chowając rękę z powrotem pod kocem, ponieważ już zdążyła poczuć chłód na delikatnej skórze.
- Ani mojego ojca, choć bardziej zasłużył. Więc chyba strażnicy używają tego kiedy im wygodnie - usiadła obok mężczyzny i westchnęła patrząc w ciemność lasu. Chwilę milczała w zastanowieniu.
- Rozmowy chyba nie sprzyjają wartom, co? No bo tak w sumie, nic nie widać i tak, to tylko można usłyszeć, ale gdy ktoś trajkocze nad głową, to już kompletnie bez sensu - ciężko było uznać, czy właśnie stwierdziła oczywisty fakt, czy może po prostu pyta.
- Ja nigdy wart nie trzymam, co chyba dosyć oczywiste, ale nie będę mówić z jakiego powodu, bo nie chcę być aresztowana. - uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.

- Nie sprzyjają - potwierdził - wracaj zatem do namiotu męża, zanim zacznie się zastanawiać co takiego robiłaś w nocy z Heinrichem. Albo zanim ja przestanę myśleć o warcie. Dziękuję za dotrzymanie mi towarzystwa i polecam się na przyszłość. A gdybyś kiedyś chciała stanąć...
- Wartownik nie powinien być przy ogniu, jest wtedy łatwym celem. A jak mu zimno to wystarczy że otuli sie kocem, zamknie na chwilę oczy i już śpi, więc lepiej uważać. Najlepiej stanąć bez ruchu gdzieś poza zasięgiem światła, przytulić się plecami do muru… albo drzewa, zwłaszcza w deszczową noc i poczekać w ciszy na to, co przyjdzie. A jak zostawiony przy ognisku płaszcz imitujący podsypiającego wartownika dostanie strzałą, głośno krzyczeć.

- Mąż nic sobie nie pomyśli, co najwyżej się zmartwi, dlaczego nie mogłam spać
- odpowiedziała cicho i zmrużyła oczy próbując skupić się na ciemności i cokolwiek w niej dostrzec. - A ja raczej nie będę wartować, tak mi się wydaje. Choć kiedyś też mówiłam, że nie będę walczyć, ani opuszczać miasta, ani nie będę pić alkoholu, ani nie wezmę ślubu, ani się do ciebie nie odezwę. Więc wiele się mówi, a i wiele zmienia - posłała mu krótki uśmiech, a jej wyraz ślicznej buźki przestał już emanować buntem i niechęcią.
- Niedługo się mnie pozbędziesz. Nie mogę spać póki co. - dodała aby go przekonać, że nie będzie go długo męczyła swoją osobą.

- Ja też nie planowałem iść do Drakwaldu i trzymać wart w tym przeklętym lesie. Nie po to zaciągnąłem się do straży. To miała być spokojna, bezpieczna i przyjemna praca z gwarantowaną emeryturą. A spójrz na co mi przyszło - roześmiał się cicho mężczyzna.
- Czemu nie możesz spać? - zapytał później.

Odpowiedziało mu wzruszenie ramion ukrytych pod kocem.
- Tak jakoś, nie czuję się pewnie - odpowiedziała na zadane pytanie, gdyż co do wcześniejszego nie wiedziała jak zareagować. Pewnie gdyby zaczęła go pocieszać, to mógłby to źle potraktować. Nie chciała też już wspominać, że przynajmniej może być blisko niej, bo na co dzień nie byłoby go stać; to też nie zabrzmiałoby zbyt dobrze. - Ale nie zaproponuję ci zamiany, że pójdziesz spać a ja powartuję, bo jeszcze coś nas zeżre podczas mojego niby-czuwania.

- Nie czujesz się pewnie z powodu potworów czy małżeństwa?
- zapytał - A powartować możesz chwilę ze mną, przejdziemy się wokół obozu, może jak zmarzniesz trochę łatwiej będzie Tobie zasnąć.

Cassandra ściągnęła brwi i spojrzała na niego zdziwiona
- Małżeństwa? - zatrzepotała rzęsami nie bardzo rozumiejąc. - To był mój pomysł, czemu miałabym czuć się przez to źle? Prędzej Rudiego o to spytaj, może on czuje się zmuszony - zaśmiała się cicho, marszcząc przy tym słodko swój nosek.
- Możliwe, że potrzebuję trochę niedogodności, aby docenić wygodę cudownego namiotu i ponownie zasnąć - zgodziła się z mężczyzną. Jej zachowanie względem niego uległo całkowitej zmianie, zupełnie tak jakby naprawdę zaczynali od początku.

- To dość spora życiowa zmiana… Przez pierwsze miesiące po moim ślubie nie mogłem się przyzwyczaić. Skoro jednak nie, zapraszam na obchód. Chyba pierwszy raz robię go w lesie. Więc też się za pewnie nie czuję. Ale przynajmniej miło - ukłonił się kobiecie z uśmiechem.

Odpowiedziała mu tym samym uśmiechem, ukrywając zdziwienie na poznane nowe fakty, o których nawet nie miała zielonego pojęcia. W tej chwili zdała sobie sprawę, że nawet nie traktowała go wcześniej jak człowieka, a od samego początku jak intruza i potwora, który wkradł się w ich grupę podstępem i próbuje wszystko zniszczyć. Zrobiło jej się przykro, że potraktowała go w tak niesprawiedliwy sposób, skupiając się tylko na samej sobie i swoich, domniemanych krzywdach.
- Co się stało z twoją żoną? - zapytała cicho, wstając z prowizorycznego siedzenia. Zacisnęła usta w wąską kreskę mając wrażenie, że odpowiedź nie będzie zbyt pozytywna.

- Zachorowała - odpowiedział krótko. I gdy już wydawało się, że nic więcej nie powie, przerwał milczenie - W mieście panowała zaraza. Wszyscy strażnicy musieli być na ulicach. Pilnować porządku, zbierać trupy, walczyć z szabrownikami… Dosłownie spaliśmy w strażnicy. Z tym, że nie spaliśmy. Widywaliśmy się co kilka dni o ile w ogóle. Nie mogłem przy niej być kiedy… - przerwał - ale to nie tematy dla młodej mężatki. Zresztą, to było kilka lat temu.

- Chyba mój staż czy też wiek nie mają tutaj wiele znaczenia. To może się przytrafić każdemu. Przykro mi, że przytrafiło się tobie
- powiedziała szczerze Cassandra, lepiej rozumiejąc codzienny cynizm Glaubera. Możliwe, że życie było dla niego tylko pasmem nieprzyjemnych niespodzianek i prostych oczywistości, nie dorabiał do wszystkiego głębszych powodów jak Cass, ani nie doszukiwał się wszędzie swojej winy. - A to, czy minęło kilka lat lub nawet pół wieku, nie ujmuje ważności jej osobie - uśmiechnęła się subtelnie, gotowa do krótkiej i cichej przechadzki wokół obozowiska.

- Nie. Nie odejmuje - potwierdził - Dziękuję.
Cassandra zlękniona była napotkaniem tak ogromnej, rogatej bestii, stąpającej na dwóch tylnych kopytach jak człowiek na nogach. Jej oddech zamarł na chwilę, a w oczach zagościł ogromny strach, kiedy widziała, jak Rudiger zamierza szykować się do walki. Odruchowo chwyciła wisiorek Sigmara, ale nie wypowiadała żadnej modlitwy. Był to bardziej gest wystraszonej duszy, która potrzebuje czuć czyjeś wsparcie i obecność. Dziewczyna bała się o ukochanego, nie mniej jak o pozostałych. Nawet Glauber, po nocnej rozmowie jaką razem odbyli, wydał jej się bardziej ludzki. Tak naprawdę zawsze taki był, po prostu to ona i jej poczucie niskiej wartości, dorobiły mu diabli ogon i rogi, robiąc ze strażnika parszywą poczwarę, którą w rzeczywistości wcale nie był.

Ślicznotka wraz z ojcem Odo wycofała się nieco, ciągnąc za sobie zwierzęta, aby przywiązać je gdzieś w bezpiecznej odległości. Lepiej by było gdyby te nie zareagowały zbyt głośno na wzniecony przez grupę atak, ani żeby się nie spłoszyły. Cassandra niestety nie posiadała wystarczającej siły, aby móc je utrzymać podczas reakcji lękowej, musiała więc podejmować szybkie decyzje w sprawie opieki nad wierzchowcami, aby uniknąć ewentualnych, przykrych niespodzianek. Dziewczyna nie chciała patrzeć na walkę, jaka toczyła się niemal pod jej nosem. Ściskała tylko wisiorek i oddychała nerwowo, wsłuchując się w szczęk oręża i rozcinanego mięsa. Z ledwością ściskała łzy pod powiekami, nie pozwalając im się uwolnić.

Ocknęła się dopiero gdy poczuła na ramieniu dłoń męża. Spojrzała na niego odwracając głowę, a na jej buzi wymalował się niespotykanie ogromny uśmiech, zwiastujący radość i ulgę. Cassandra rzuciła się Rudigerowi na szyję, jakby był bohaterem, który właśnie wyzwolił księżniczkę spod oków straszliwych bestii. Wtuliła się w niego bardzo mocno, przytulając z całą swą miłością, po czym oderwała się niechętnie. Widać było dziecięcą radość, jaka ją opanowała, po tym jak ujrzała ukochanego całego. Cieszyło ją też że i Erice jak i Konradowi nic się nie stało, tak samo Heini nie zasłużył na zły los. Wszyscy byli w jednym kawałku i dziewczyna mogła być spokojna.


Podczas gdy inni przekopywali się przez stertę czaszek, odciętych głów, kości i masę innego obrzydlistwa, Cassandra siedziała sobie na zrujnowanym murku i machała nóżkami. Czasami coś pokarmiła zwierzęta, czasami sprawdziła, jak się ma dziadek Odo, a innym razem po prostu bacznie się rozglądała, udając, że jest wartownikiem i pilnuje okolicy. W pewnym sensie jej zachowanie możnaby nazwać zabawą, jednak dziewczyna szczerze starała się być przydatna.
Przekopywanie się zajęło innym wiele godzin, podczas których Cassandra poczuła się nieco znużona. Wszystkie zwierzęta były nażarte i napojone. Wartowanie znudziło jej się po dwóch kwadransach. A dziadek jak pierdolnął, tak leżał. Nie śniła jednak nawet, aby pomagać i dotykać te świństwa, niech teraz oni sobie pogrzebią, tak jak ona musiała w gównie, w którym utkwił bełt!

Nagłe powstanie dziadka Odo sprawiło, że Cassandra podskoczyła z piskiem przerażona. Kapłan wstał tak gwałtownie i szybko, że biedna dziewczyna mało co nie pobiegła schować się za plecami męża, myśląc, że napadli na nich jacyś bandyci. Ten dziad był jakiś nienormalny, padał sobie na glebę gdy był potrzebny, a gdy już sami sobie wszystko znaleźli to nagle powstawał jak z martwych i stukając lasencją pognał na dół po schodach.

- Nawiedzony… - rzuciła półszeptem Cassie, podążając szeroko rozwartymi oczami za dziadkiem, a potem dołączyła też swoje kroki, standardowo idąc za ukochanym, który jak zawsze bronił tej drobnej kobietki swoim potężnie umięśnionym ciałem.

Nastolatka bardzo szybko stwierdziła jedno
- Nie podoba mi się tu - co też nie było jakimś odkryciem, biorąc pod uwagę jej delikatną naturę. Po ujrzeniu znaku Khorna, ozdobionego w tak obrzydliwy sposób, jedynie pogorszył jej się nastrój. Ścisnęła mocno ramię męża i przylgnęła do niego jak rzep. Pewnie gdyby zaczął teraz nerwowo machać ręką, telepałby nią wraz z przyklejoną do niej Cassandrą. Obecność męża, pocieszający uśmiech Eriki czy pełne skupienia spojrzenie Konrada, wspierały ją nieco na duchu, ale nie niwelowały strachu. Nawet pewna postawa Glaubera nie potrafiła przekonać jej, że to tylko znak, za którym i owszem, kryje się zło, ale młoda na pewno je wyolbrzymia razy dziesięć.

Rozwidlenie i ślepe korytarze, do których dotarli po krótkiej przechadzce, rozwiązały Cassandrze nieco język. Podzieliła się swoją wiedzą, choć nie chciała wdawać się w szczegóły jej posiadania. Fakt faktem, że pewien Norsman bardzo sobie upodobał jej kruche ciało i delikatną naturę, a zdecydowanie nie był typem łagodnym, ani dobrym. Dziewczyna była nawet pewna, że był silniejszy od Rudigera, jednak nie widziała sensu, aby o tym wspominać. Skupiła się tylko na przydatnych informacjach, którymi się podzieliła. Pomoc w szukaniu była jednak czymś, czego się bała. Nie chciała zostać nadziana przez jakieś kolce, które nagle wyskoczą po uruchomieniu pułapki.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline