Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2019, 09:38   #141
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
- Jest! – krzyknął Dietmar, gdy wreszcie któryś z wystrzelonych przez niego bełtów trafił w cel. Lektura podręcznika anatomii nie poszła na marne. – Scapula!

Jego entuzjazm i duma z drobnego sukcesu szybko zostały zasłonięte krzykami rannych wojowników. Stawali bohatersko, ale ożywione szkielety nie pozostawały im dłużne. Rache odłożyl kuszę i zaczął odciągać od walki tych, którzy walczyć już nie byli w stanie. Ze swojej torby wyciągał opatrunki, ale nie było czasu na ich zakładanie.

- Masz, przyciskaj mocno do rany! – krzyknął do górnika, któremu sztych miecza wbił się, na szczęście płytko, pod obojczyk. Zdyszany cyrulik wrócił po kolejną ofiarę, tym razem była to Gwendoline, próbująca złapać oddech po mocnym ciosie w bok klatki piersiowej. Jej ramię zarzucił sobie na kark, ręką objął ją w pasie i wyprowadził. – Dla ciebie już koniec walki, daj spokój, i tak już kończą.

Tak było, ostatni ożywieńcy właśnie padali pod ciosami krasnoludów. Dla cyrulika czas ciężkiej pracy dopiero się zaczynał. Dzielił rannych na potrzebujących natychmiastowej pomocy i tych, którzy mogli poczekać. Darł się po zdrowych, domagając się pomocy.

- Tu uciskaj! Mocniej! I trzymaj go, nie mogę szyć, gdy się tak szarpie!

Sięgał do torby raz za razem, wyciągając narzędzia, bandaże, maści, aż palce trafiły na jej dno. Torba była pusta.

- Cholera, macie tu opatrunki? Nici? Medykamenty? I wrzątek, ale już!

Harował jak wół, ale miał obawy, że nie wszystkim pomoże. Niektóre rany zadane pordzewiałymi, poszarpanymi ostrzami wyglądały paskudnie, a część krwotoków nie dała się zatrzymać. Dietmar zaciskał zęby i pracował. Gdy nie wołał o pomoc, milczał w skupieniu, ocierając tylko pot z czoła.

Nie przydawał się do niczego w walce, nie zabił ani jednego wroga, nie był bohaterem, jak inni tutaj, ale teraz robił co mógł, by tych prawdziwych bohaterów utrzymać przy życiu.

* * *


- No, panie Grimm, pora na pana. – Zmęczony Rache przykucnął przy krasnoludzie. – Ściągnijcie bluzę, trzeba opatrzyć... No dobra, trzeba też zszyć. Weźcie coś między zęby, będzie szczypać.

* * *


Zaczerwieniony na twarzy Dietmar starał się z całych sił omijać strategiczne punkty dotykając ciała krzywo uśmiechniętej Gwendoline.

- Żebra... Mogą być złamane... Muszę obwiązać waćpannie... tors. – Nie znalazł lepszego słowa, a to brzmiało jakoś nie na miejscu. Rwał na pasy tkaniny przyniesione przez górników. – Musicie się rozdziać. Nie będę patrzyć.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline