Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2019, 02:20   #300
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Kojiro, Sakusei i jej pajączki, Gōsuto tora.. musiała odnaleźć pomoc. Kogoś, lub czegoś, będącego w stanie wraz z nią pokonać tę kreaturę. Sama.. sama nie potrafiła. A jeden z jej sojuszników już poległ. Z pewnością pozostali też już znaleźli się w Shimodzie, a skoro tak, to byli w okolicy największych walk z demonami przekraczającymi kolejne bariery.




Szybko i zwinnie zniknęła sprzed oczu Kumy i mnicha. Ale Ptaszkowi uciec nie mogła. Pospieszył za nią, tak jak się spodziewała. Była wszak jego zdobyczą.
Rozpoczęła to w czym była dobra - śmiertelnie niebezpieczną zabawę w kotka i myszkę. Jednak tym razem przeciwnik był o wiele lepszy od Kasana. Nie dawał jej ni chwili wytchnienia. Ledwo skoczyła na wpół zapadnięty dach budynku i przetoczyła się po nim, a już słyszała metalowe szpony uderzające o kamień tuż za sobą. Wytężała swoje siły, wślizgiwała się niczym wąż przez szczeliny nie ustając w biegu, a on był tuż za nią.. ciągle i ciągle o włos za nią. Dobrze że miała plan, dobrze że wiedziała gdzie biegnie, bowiem nie wygrałaby na wytrzymałość w tym wyścigu. Mimo, że Ptaszek krwawił obficie, to nadal nie ustępował. Nadal czuła jego metaforyczny oddech tuż na swoim karku.

Nagle… dostrzegła światełko nadziei.
Sakusei w swojej ludzkie formie zmierzała wprost ku niej. Opuściła swój posterunek i zmierzała do pieczęci łowczyni, tak jak Leiko zostawiwszy swoich sojuszników zmierzała ku pieczęci “bronionej” przez Sakusei. Wielkie umysły myślą podobnie, prawda?

Gdzie zostawiła Ayame? Czy daleko stąd? Czy mogłaby nakazać jednemu ze swych dzieciątek przetransportowanie Płomyczka do małej miko? Czy jej pajęcza armia już rozlazła się po Shimodzie? Czy widziała Kojiro? A olbrzymiego tygrysa? Czy miała doświadczenie w polowaniu na drapieżne ptaki?

Leiko miała wiele pytań do swej sojuszniczki i ani chwili wytchnienia na ich zadanie. Uciekała, ale cały czas czuła za sobą obecność potwornego mężczyzny. Wystarczył jeden moment zawahania się, potknięcia lub przystanięcia na pogawędkę z Sakusei, by stworzyć dla niego idealne otwarcie do zaatakowania. Nie chciała nawet sprawdzać, czy jej ciało przetrwałoby przyjęcie na siebie nadchodzącego z góry uderzenia jego szponów. Jeszcze świeży był w jej pamięci ból towarzyszący pękającemu żebru, a tym razem nie było w pobliżu olbrzymiego demona, który nakarmiłby ją swoją życiową energią. Iye, nie mogła się zatrzymać.

Nie była teraz kunoichi przemykającą bezszelestnie w ciemnościach nocy. Na nic jej teraz były takie subtelności, więc uciekała uderzając głośno zębami geta o kamienne podłoże, zaś białe kimono falowało wokół niej, odsłaniając jej nogi i łopocząc szerokimi rękawami. Nie była w stanie się ukryć przed wzrokiem zwierzaczka mnichów, ale.. mogła również przyciągnąć ku sobie spojrzenie Pajęczycy.
Bowiem Maruiken nie pobiegła bezpośrednie do niej, a gwałtownie przemknęła do jednej z pobliskich uliczek, chcąc zachować sojuszniczkę jako.. słodką niespodziankę dla Ptaszka. Bo i czyż pająki nie dominowały w polowaniu z ukrycia? Czyż nie czaiły się w ponurych zakątkach, czekając aż muszka wpadnie w ich lepkie sieci?

Ptaszek wciąż podążał za nią nie zwracając uwagi na nic, w tym na Sakusei podążającą za obojgiem.
Maruiken mogła tak przed nim uciekać przez całą Shimodę. Dzięki swej zwinności pozostawała o dwa kroki przed nim, ciągle poza zasięgiem jego paskudnym szponów, ale zarazem pomimo jej prób był on zbyt blisko, by miała się skusić na choćby chwilę ochłonięcia i ukojenia nerwów. Nie pozwalał się zgubić wśród labiryntu uliczek i.. nie męczył się, chociaż z pewnością zostawiał za sobą ścieżkę z kropli własnej krwi. Dodatkowym niepokojem napawała Leiko myśl, że w końcu to ona opadnie z sił i wtedy.. Ptaszek ją dopadnie.

Zatem biegła, a z każdym jej krokiem resztki życia ulatywały z rannego Płomyczka. Ta zabawa w kotka i myszkę odciągała ją również od jej głównego celu dzisiejszej nocy – od mnichów oraz ich rytuału. Im więcej traciła tutaj czasu, tym pozostawiała im więcej swobody na realizowanie swych planów. Nie mogła tyle zwlekać.

Gwałtownie skręciła w bok, nie w następną z wielu wąskich uliczek, lecz.. w stronę budynku. Nie zderzyła się z zatrzaśniętymi drzwiami, ani z masywną ścianą. Shōji były delikatne, nie stanowiły żadnej przeszkody dla rozpędzonego ciała ściganej kobiety. Lekka drewniana konstrukcja ustąpiła pod uderzeniem, rozdarł się papier ryżowy i Leiko zniknęła w tak lubianych przez siebie ciemnościach.
Przemknęła do kolejnego pomieszczenia, ale tym razem zamiast zostawić po sobie dziurę w papierze, ona otwierała i zasuwała za sobą fusuma. Cichutko, jak gdyby wcale jej nie było w domu. Naimenteki joukei umożliwiało jej zobaczenie zagrożenia w najgłębszym mroku, ale czy mnisi i swojego zwierzaczka obdarowali podobną umiejętnością?

Potwór wpadł do środka i zatrzymał się rozglądając dookoła. Słyszała jak chodzi, nasłuchuje, jak ją tropi. Leiko słyszała też inne kroki, inny zdyszany oddech. Sakusei podążała pewnie za nimi. I teraz, gdy i zwierzyna i łowca zwolnili, Pajęczyca mogła ich dogonić. Do odgłosu oddechu dołączyło.. węszenie. Ptaszek najwyraźniej mógł ją wytropić po zapachu. Co jednak nie było aż taką szybką metodą namierzenia ukrytej kobiety. Maruiken jednak nie czuła się wcale pewnie. Ptaszek równie dobrze mógł udawać łatwą zdobycz, by go zaatakowała popełniając błąd zbytniej pewności siebie.

Cierpliwości Leiko, cierpliwości..” -powtarzała sobie w myślach łowczyni, kiedy bezszelestnie przesuwała się wzdłuż jednej ze ścian. Już wcześniej pozwoliła sobie zlekceważyć tego cudacznie wyglądającego zwierzaczka mnichów, co zaowocowało najpierw pogruchotanymi żebrami, a potem czołganiem się i przełykaniem żółci wzbierającej w gardle. Nie zamierzała jeszcze raz popełnić tego błędu.

Ale łowczyni nie miała okazji wykonać następnego ruchu w tej niebezpiecznej grze. Jeszcze nie nadeszła jej kolej, bo oto do tej rozgrywki na śmierć i życie dołączyła trzecia osoba.
Była nią wkraczająca do chatki Sakuno z obnażonymi ostrzami dwóch katan.
-A ty… jakim to potworkiem jesteś ?- zapytała ironicznie.

Potworek odpowiedział w jedyny sposób jaki potrafił. Skoczył w jej kierunku i w ciągu mgnienia oka dotarł do niej, uderzając pancerna pięścią. Uderzenie, które miało wgnieść jej twarz w głąb czaszki zostało zatrzymane przez dwa “żelazne kły” Sakusei. Szponiasta dłoń została zakleszczona przez dwie katany Pajęczycy. A ona sama nie tracąc czasu, zamachnęła się stopą kopiąc mężczyznę w prawy bok. Coś chrupnęło. Ptaszek wyrzucony jak z procy przebił się przez papierową ścianę do pokoju obok.

-Co to by…?- Sakuno nie zdążyła dokończyć, bo przeciwnik wyskoczył w jej kierunku. I sama musiała się cofnąć, by nie otrzymać kilku potężnych ciosów. Jej katany zatańczyły w mroku nocy, zbijając pancerne pięści kierujące się ku ciału Pajęczycy. Sakusei okazała się całkiem zdolnym szermierzem i trudnym orzechem do zgryzienia. Problem w tym, że Ptaszek też. Kobieta nie zdołała powtórzyć swojego sukcesu. Choć osłaniając się swoimi wirującymi ostrzami katan, zadała kilka zdradliwych pchnięć mających ukąsić przeciwnika, to ten uniknął każdego z podstępnych ciosów.

Ah, dla Leiko takie rozkojarzenie Ptaszka było bardziej niż satysfakcjonujące. Korzystając z tego niespodziewanego momentu wytchnienia i kryjąc się pod opieką ciemności, starała się zapanować nad sercem, które prawie rozsadzało jej klatkę piersiową. Zwierzaczek mnichów wystawiał jej nerwy na nielichą próbę.

W szparach pomiędzy fusuma i w dziurach rozerwanego papieru obserwowała poruszające się kształty obu walczących postaci. Sakusei posiadała w rękawie doprawdy pyszną niespodziankę, czym tak samo wywołała w łowczyni zadowolenie, jak i zasiała ziarenko niepokoju. Wszak również tygrys zachwyca swym pięknem i majestatem, jednak jego potężne pazury nie pozwalają zapomnieć z jaką trywialnością potrafi rozszarpać miękkie ciało. Wystarczy jedno potknięcie, jedno nieodpowiednie spojrzenie..

Odgłosy zderzającej się ze sobą stali towarzyszyły jej przekradaniu się za fusuma i skutecznie zagłuszały jej obecność. Zdawało się, że Sakusei w pełni zajmowała mężczyznę swoją osobą, co wcale nie było zaskakujące. A choć Leiko marzyła o szybkim rozdzieleniu głowy Ptaszka od reszty jego przeklętego ciała, to odpychała od siebie pokusę brawurowego i całkiem niemądrego wyskoczenia na niego przez papierową ścianę. Nadal musiała być ostrożna. Powoli przeszła przez dziurę wyrwaną chwilę wcześniej w fusuma, dzięki czemu znalazła się za Ptaszkiem wyrzucającym coraz to kolejne ciosy w kierunku Sakusei. W mroku widziała jego plecy. Odsłonięte, delikatne, wrażliwe. Skradająca się kunoichi poczuła pod palcami zdobne oploty na tsuka, kiedy ujęła w dłoń swe zaufane wakizashi.
Pajęczyca atakująca z jednej strony, wąż prześlizgujący się od tyłu – w końcu któryś drapieżnik zatopi kiełki w Ptaszku.

Trzy bestie toczyły ten bój. Wąż. Pająk. I Ptaszek. Drapieżny Ptak. To on zmusił Pajęczycę do obrony. To on sprawił, że przyczajona żmija bała się przedwcześnie obnażyć kły.
Ale do czasu…

Uspokoić oddech. Czekać, aż Sakusei przejdzie do kontrofensywy. Rozkojarzy Ptaszka. Czekać w ciszy.
Cierpliw… Teraz!
Pajęczyca używając miecza w lewej dłoni wykonała pospieszne pchnięcie. Ptaszek odskoczył, skupił się na niej. Teraz albo nigdy.

Leiko zaatakowała rzucając się do ataku. Wąż obnażył kły.




Wąż trafił.
Poczuła opór pod ostrzem przy swoim cięciu. Metaliczny zapach krwi. Cięcie mające odrąbać głowę bestii, albo chociaż przeciąć krtań. Cięcie, które zabiłoby człowieka, choćby poprzez rozerwanie tętnicy szyjnej. Cięcie, które powinno go powalić. Jednakże mając już doświadczenie z Kasanem, łowczyni nie była tak naiwna. Dobrze wiedziała jak żywotne są to stwory. Jak zabójcze.
Nie zatrzymała się przy cięciu tylko pognała, aby skryć się w mroku przeciwległego kąta.

Miała rację. Mimo że jego szyja broczyła krwią, a krtań była przecięta, on nadal żył. Niemniej atak Leiko zrobił coś więcej niż tylko poważne zranienie bestii. Stworzył wyrwę w obronie, idealną dla atakującej Sakusei, a ona nie zmarnowała tej okazji. Katany zatańczyły tnąc ciało Ptaszka szerokimi cięciami. Trysnęło więcej krwi i… z jego pleców wystrzeliła fontanna piór na moment zakrywając pole widzenie pierzastą burzą. A potem coś poderwało się do góry niczym ciężki pocisk. Przebiło dach z olbrzymią prędkością.
Gdy pióra opadły oczom Sakusei i Leiko ukazała się ludzka skóra leżąca luźno na podłodze wraz z ubraniem żelazną maską i rękawicami na ziemi. Tylko skóra, jak porzucone ubranie. Albo przebranie.

-Co to było?- zdumiona Pajęczyca powtórzyła swoje pytanie.

-Zwierzaczek mnichów. Zapewne jeden z siedmiu -odpowiedziała Maruiken z nieprzerwaną czujnością spoglądając na nocne niebo widoczne przez dziurę wyrwaną w dachu.
Dotąd Ptaszek był wyjątkowo zawzięty w polowaniu na zwierzynę w bieli, więc i tym razem spodziewała się kolejnego ataku z góry, szponów wbijających się w jej ramię i dzioba rozszarpującego skórę. Na ziemiach Hachisuka widziała już olbrzymiego tygrysa powstałego z legend i samurajów przeobrażających się w straszliwe demony, ale pierwszy raz była świadkiem przemiany człowieka w.. ptaka? Czy może mnisi właśnie drapieżne ptaszysko zamknęli w ciele mężczyzny i zabójcza współpraca dwóch kobiet zdołała uwolnić go z klatki? Jeśli taka była jego prawdziwa natura, to nie było już dla Leiko niczym zadziwiającym, że był dla niej tak ciężkim przeciwnikiem. W końcu co poniektóre ptaki skutecznie polowały na węże, nawet te najbardziej jadowite.

Nie wracał, a ona nie miała czasu na bycie przesadnie ostrożną. Pobieżnie zlustrowała spojrzeniem leżące na ziemi resztki ludzkiej skorupy, po czym szybko zwróciła się do Pajęczycy -Gdzie została Ayame? Daleko stąd?
Bestia została pokonana, ale mimo to niepokój nie opuścił łowczyni.

- Tak. Poza barierami. W tej chwili dookoła nas panuje wojenny chaos. Oni walczą nie tylko z mnichami, ale i ze sobą nawzajem. Tak zebrane wojsko jest pełne zadawnionych animozji. I w dodatku niezbyt karne.
- wyjaśniła Sakusei spoglądając w górę, przez dziurę którą Ptaszek wybił.
-Twój obrońca wkrótce się tu zjawi. Jest już blisko.- dodała.

-Hai, dobrze -pokiwała głową Maruiken myślami tak naprawdę wędrując już innymi ścieżkami. Zarówno demony, jak i mnisi ze swoim rytuałem, to wszystko tak bardzo domagające się jej uwagi musiało poczekać na swoją kolej. Ptaszek pozostawił po sobie krwawe żniwo, którego łowczyni nie mogła tak po prostu zignorować -Ale ta kreatura zaatakowała innego mojego obrońcę. I jeśli Kirisu-kun jeszcze żyje, to tylko Ayame może mu pomóc. Muszę wrócić do mojej pieczęci i zabrać go do niej.

-Taki powrót to duże ryzyko dla naszego planu. Im dłużej zwlekamy, tym większa szansa, że mnichom uda się zrobić to co planują.
- Pajęczyca nie była entuzjastycznie nastawiona do pomysłu Leiko. Silnymi ruchami rąk strzepnęła krew Ptaszka z ostry swoich katan. - Bardzo ci na tym zależy ? Dlaczego?

Nie można było powiedzieć, że Leiko nie rozumiała reakcji Sakusei. Rozumiała ją bardzo dobrze. Płomyczek ją spowalniał, gdyby nie on, to już gnałaby na spotkanie ze swym tygrysem i w kierunku serca Shimody. Jedna ofiara, dwie, dziesięć czy pięćdziesiąt – to było niewiele, jeśli miało doprowadzić do zaprzepaszczenia rytuału i zrujnowania planów mnichów. Jednak żarliwy Kirisu nie był częścią tej wielkiej intrygi. Był tutaj jako łowca, jako mężczyzna chcący zabłysnąć w oczach swej kochanki. Jedyną jego zbrodnią była próba pomocy.

-Chciał tylko mnie ochronić, tak jak nieraz to robił w trakcie naszych wspólnych polowań. Jeśli go teraz porzucę, to czym będę się różniła od mnichów za nic mających sobie ludzkie życie? -wargi łowczyni, jeszcze niedawno nie tylko podkreślone barwnikiem, ale także ubrudzone jej własną krwią, rozchyliły się w ponurym uśmiechu nic nie mającym wspólnego z radością -Jest także uroczym młodzianem, pełnym chęci do życia. Nie zasłużył sobie na tak parszywy koniec z rąk zwierzaczka Chińczyków. Nie dam im tego zwycięstwa.

Sakusei dość długo milczała przyglądając się Leiko nim w końcu rzekła. - Zgoda. Pomogę pod kilkoma warunkami. Po pierwsze musisz odciągnąć łowców i mnicha od rannego, żebym mogła go zabrać. Po drugie, nie będziemy tracić czasu na sprowadzanie miko do niego. Może i nie potrafię go uzdrowić, ale znam sztuczki które nie pozwolą mu wyzionąć ducha. A gdy skończy się bitwa, miko się nim zajmie. Po trzecie… oddasz mi jedną noc swojego życia, bo…- wzruszyła ramionami Pajęczyca.- … wykorzystując samolubnie podarowaną mi władzę, narażam własną skórę u starszyzny mego rodzaju. Więc chcę coś w zamian.

Tym razem to na Leiko przyszła kolej, aby przez moment w milczeniu przyglądać się swej sojuszniczce.
-Sakusei-san -wypowiedziała imię Pajęczycy tonem głosu, w którym ciężko było jednoznacznie określić jej reakcję na stawiane warunki. Czy były one zbyt wygórowane? Czyżby poczuła się urażona tak bezwstydnym posunięciem i rozmyślaniem nad urokami nocy, kiedy biedny Płomyczek leżał w kałuży własnej krwi?
-Czy naprawdę próbujesz wykorzystać moją słabość do zaspokojenia swych pragnień? -w najdelikatniejszy sposób przymrużyła oczy, zaś w kącikach jej warg zaigrał uśmieszek chwilowego rozbawienia -Nieładnie.

- Ach… czyż nie jestem potworem żarłocznym w spełnianiu mych pragnień? Łakomym.
- zamruczała Sakusei przykładając smukłe palce do swoich piersi. - Czyż to nie leży w mej naturze?
Zachichotała cicho i dodała już poważniej.- Zapowiada się krwawa i niebezpieczna noc, z której i ja mogę nie wyjść żywą. Jeśli jednak przetrwam ją, to zamierzam oddać się relaksowi w gorących źródłach. I miłe towarzystwo… będzie wtedy pożądane. A twoje towarzystwo takie jest… a jeśli przy okazji, moje usta powędrują po twojej alabastrowej skórze to…- dodała łobuzersko.- Czyż może to cię dziwić Maruiken-san? Nie byłabym pierwszą istotą, która uległa tej pokusie, ne?
Zaśmiała się cicho, po czym zapytała poważniejąc.-Zgadzasz się na moje warunki?

Leiko powiodła spojrzeniem w górę, ku sufitowi ukrytemu w ciemności i dziurze będącej samotnym okiem na niebo. Nie miała tego komfortu spędzenia kilku chwil na rozmyślaniach, ale też.. wcale ich nie potrzebowała. Cena Pajęczycy za pomoc w uratowaniu młodziana była niska, a decyzja łowczyni podjęta.

-Haaai.. jakoś wątpię, aby Płomyczkowi bardzo przeszkadzało, że w zamian za jego życie spędzę noc z piękną kobietą. Niech będzie po Twojemu, Sakusei-san – pochyliła się przed sojuszniczką we wdzięcznym ukłonie pieczętującym ich układ. Następnie ze stuknięciem geta ominęła resztki pozostałe po Ptaszku i skierowała swe kroki na zewnątrz budynku. Rozejrzała się po uliczce, nim odezwała się ponownie -Obawiam się jednak, że prawdziwym problemem Twych warunków będzie odciągnięcie mnicha od jego posterunku. Łatwiej byłoby porwać młodziana wprost spod jego nosa -zerknęła przez ramię na Sakusei -Czy i tak nie będziemy musiały jeszcze znaleźć dla niego bezpiecznego miejsca, w którym przeczeka całą bitwę?

-Masz rację… ale co z pozostałymi łowcami? Czyż nie pogonią za potworem, który porwie ich rannego towarzysza? Czy w ogóle dadzą mi go porwać?
- zapytała Sakusei, gdy spod jej kimona wyłaniał się pajęczy odwłok, a zgrabne nogi zastępowały pajęcze odnóża, długie i pozbawione włosków.- Dosiądź mnie, Maruiken-san. W tej postaci jestem od ciebie szybsza i migiem dotrzemy w pobliże twoje rannego przyjaciela.

Łowczyni całkiem mimowolnie wzdrygnęła się na ten widok. Raz już miała okazję być świadkiem tego przeobrażenia się kobiety idealnej, o nieskazitelnej urodzie, w upiorną kreaturę wypełzającą na odnóżach z legend i samych koszmarów. Nie sądziła, by kiedykolwiek mogła się do tego przyzwyczaić. A już na pewno nie do ujeżdżania olbrzymiego pająka.

-Rzeczywiście, taki widok.. byłby trudny do wytłumaczenia, nawet tym bardziej wyrozumiałym łowcom. Powinnaś wrócić do swoich zgrabnych nóżek zanim dotrzemy do pieczęci -mówiła Leiko, jednocześnie wspinając się na odwłok Sakusei. Usiadła tuż za jej nadal jak najbardziej ludzkimi plecami, dłonie dla bezpieczeństwa układając na jej wyraźnym wcięciu w talii -Dwie piękne kobiety zaniepokojone losem młodziana nie będą aż tak przedziwnym widokiem.
Spojrzała do tyłu, w kierunku dalszej części Shimody, skąd po uważniejszym przysłuchaniu się dochodziły odgłosy mogące się wydobywać tylko z krwiożerczych gardzieli demonów -Być może powinnyśmy przyprowadzić ze sobą kilka Oni, aby mnich, jego obrońcy i łowcy mieli się czymś zająć?

-Chciałabym… ale w tej chwili jesteśmy zdane na siebie. Nim moje pajączki tu dotrą, będzie za późno.
- odparła Sakusei i ruszyła z dużą prędkością. A choć Leiko miała okazję korzystać z konia ( i pleców pewnego samuraja), to koński galop nijak miał się do tego nastąpiło teraz. Mimo że rozsądek podpowiadał inaczej, to w swojej bardziej pękatej formie Sakusei była przerażająco zwinna i szybka. Poruszała się tak prędko, że wiatr rozwiewał włosy łowczyni. Pęd sprawiał, że budynki rozmazywały się i co chwilę miała wrażenie, że na pewno zderzą się ze ścianą. Ale za każdym razem Sakusei błyskawicznie skręcała. Leiko odruchowo więc przycisnęła się całym ciałem do Pajęczycy. Ostatnim razem podróż też była szybka, ale nie aż tak. Nic więc dziwnego że dotarły błyskawicznie w pobliże pieczęci, którą łowczyni miała bronić. Tu, jej towarzyszka pomogła zsiąść z siebie i wróciła do ludzkiej postaci.

Podciągnęła kimono oglądając swoje nieludzko zgrabne nogi, prawie tak długie jak u Leiko i mruknęła -Zdecydowanie wolę te podziwiać, ale czasem potęga wymaga pewnych wyrzeczeń.
Po czym poprawiła niesforne kimono na swoim ciele, które pod wpływem pędu osunęło się tu i tam odsłaniając rąbka tajemnicy co do urody jej nagiego ciała. Spojrzała wraz z łowczynią zza rogu chaty przy której się przyczaiły.
-Co teraz?- spytała.

No właśnie… co teraz?
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem